Reklama

Mój tata zmarł kilka lat temu, pozostawiając po sobie pustkę, którą mama starała się wypełnić ciepłem i troską. Była niezłomna. I zawsze stawiała mnie na pierwszym miejscu. Tak przynajmniej myślałem.

Reklama

Jednak ostatnio mama jest... radosna. Często nuci pod nosem, uśmiecha się do siebie i przesiaduje dłużej przy laptopie, a kiedy pytam ją, co robi, mówi, że szukam inspiracji. To dziwne, bo zwykle nie była zbyt tajemnicza. Nie naciskałem, choć w głębi duszy coś mnie gryzło. Czyżby skrywała coś, czego mi nie mówi?

Głos mamy brzmiał inaczej niż zwykle

W tamtym czasie wracałem późno do domu, ale pewnego popołudnia, gdy zajęcia zostały odwołane, postanowiłem zrobić mamie niespodziankę.

Wracałem szybkim krokiem do domu. Chciałem spędzić z mamą wieczór, bo ostatnio czułem, że coś nas oddala.

Otworzyłem drzwi i od razu coś wydało mi się nie tak. W przedpokoju czułem zapach, którego nie potrafiłem zidentyfikować – jakaś intensywna mieszanka przypraw, a może perfum? Cisza, która zwykle panowała w naszym mieszkaniu o tej godzinie, była zastąpiona przytłumionymi głosami. Śmiech. Męski i kobiecy. Zatrzymałem się w miejscu, nasłuchując.

– No daj spokój! – głos mamy brzmiał inaczej niż zwykle, lżejszy, beztroski.

Podszedłem cicho w stronę kuchni, skąd dochodziły dźwięki rozmowy. Przez uchylone drzwi zobaczyłem obcego mężczyznę. Siedział przy stole, oparty niedbale na krześle. Mama stała przy kuchence, podając mu coś na małym talerzu.

– Naprawdę? I wtedy po prostu wyszedłeś z zebrania? – zapytała z rozbawieniem, a jej oczy błyszczały.

– Cóż miałem zrobić? Patrzyli na mnie, jakbym zwariował – odpowiedział mężczyzna, śmiejąc się.

Czułem, jak serce bije mi szybciej. Przez głowę przemknęło tysiąc myśli: „Kim on jest? Dlaczego mama nigdy o nim nie wspomniała? Dlaczego jest w naszym domu?”.

Nie chcę wywoływać kłótni

Nie kontrolując swojego gniewu, wparowałem do kuchni.

– Co tu się dzieje?! Kim ty jesteś? – rzuciłem ostro, patrząc na mężczyznę.

Mama odwróciła się gwałtownie. Wyglądała na zaskoczoną, ale próbowała się uśmiechnąć.

– O, wróciłeś wcześniej... Wojtku, poznaj mojego syna – powiedziała.– To mój przyjaciel – dodała, jakby to wyjaśniało wszystko.

– Przyjaciel? – niemal wyplułem to słowo. – Od kiedy zapraszasz „przyjaciół” i robisz im kolację?

Mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście.

Może powinienem już iść. Nie chcę wywoływać kłótni – powiedział, wstając z krzesła.

– Nie, zostań – odparła szybko mama, patrząc na mnie ostrzegawczo. – Remik, możemy porozmawiać później?

– Teraz – powiedziałem stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, co tu się dzieje.

Cisza zawisła między nami. Wojtek odchrząknął i ruszył do przedpokoju.

– Naprawdę, lepiej będzie, jeśli teraz sobie pójdę.

Gdy drzwi zamknęły się za nim, spojrzałem na mamę. Staliśmy naprzeciwko siebie. Była zakłopotana.

Prychnąłem z niedowierzaniem

– Dlaczego robisz z tego taki problem? – zapytała, marszcząc brwi.

– Kim on jest? Od jak dawna go znasz? I dlaczego nic mi o nim nie mówiłaś? – wyrzuciłem z siebie.

Mama westchnęła i przetarła twarz dłonią.

– To tylko przyjaciel. Nie chciałam cię martwić... Myślałam, że to nie jest istotne – odpowiedziała, a w jej głosie pojawiła się nuta zmęczenia.

Prychnąłem z niedowierzaniem i odwróciłem się na pięcie.

– Jasne. Przyjaciel... – rzuciłem przez ramię, zanim zatrzasnąłem drzwi do swojego pokoju.

Wiedziałem, że mama nie jest ze mną szczera.

Czułem, że coś ukrywa

Następnego ranka w domu panowała cisza. Mama siedziała przy stole, popijając kawę. Gdy wszedłem, spojrzała na mnie z niepewnością.

– Posłuchaj mnie – powiedziała cicho.

Skinąłem głową, choć gniew jeszcze we mnie nie opadł.

– Wojtek jest kimś, kto… po prostu mi pomaga. Nic więcej na nie łączy – zaczęła, ale jej głos był zbyt spokojny.

– Pomaga? W czym? Dlaczego nic o nim nie wiedziałem? – rzuciłem z wyrzutem.

Nie muszę ci mówić o wszystkim – odparła z cieniem irytacji. – Jesteś dorosły, masz swoje życie.

– Ale jesteśmy rodziną, mamo – powiedziałem ostro. – Zawsze byliśmy szczerzy. Co się zmieniło?

– Nic się nie zmieniło – odparła, patrząc w bok. – Musisz mi zaufać.

Słowa „zaufaj mi” zabrzmiały pusto. Czułem, że mama coś przede mną ukrywa.

Rzuciłem telefon na stół

Myśli o Wojtku nie dawały mi spokoju. Kilka dni później, gdy mama była w łazience, postanowiłem przejrzeć jej telefon. Nie byłem z tego dumny, ale musiałem wiedzieć.

Przeglądając zdjęcia, natknąłem się na kilka fotografii – mama i Wojtek, na spacerze, w kawiarni, uśmiechnięci. Na każdym zdjęciu byli blisko siebie. Zdecydowanie za blisko, by nazwać to „przyjaźnią”.

Zagotowało się we mnie. Czekałem na mamę w salonie.

– Wszystko w porządku? – zapytała, widząc moją minę.

Rzuciłem telefon na stół.

Co to jest?! – zapytałem lodowatym tonem.

Mama spojrzała na ekran, a na jej twarzy pojawiło się coś pomiędzy winą a smutkiem, a potem usiadła naprzeciwko mnie, składając dłonie jak do modlitwy.

Zasługuję na szczęście

Przez chwilę panowała cisza.

– Wiem, że to dla ciebie trudne, ale proszę, wysłuchaj mnie – zaczęła spokojnie. – Wojtek... Wojtek jest dla mnie kimś ważnym.

– Ważnym? Mamo, przecież ojciec... – głos mi się załamał.

– Twój ojciec był moją największą miłością, zawsze będzie – przerwała mi stanowczo. – Ale już go nie ma. A ja... po tylu latach samotności, poczułam, że zasługuję na szczęście.

– I co? Mam patrzeć, jak zastępujesz ojca nowym gachem? – wybuchłem.

– Nikt go nie zastępuje! – Jej głos podniósł się pierwszy raz od lat. – Wojtek nie jest Piotrem i nigdy nie będzie. Zapominasz, że ja też jestem człowiekiem. Mam prawo do szczęścia.

Milczałem. Czułem gniew i smutek. Może gdzieś w tym była też nuta zrozumienia, ale teraz nie byłem w stanie jej przyjąć.

– Nie wiem, czy mogę to zaakceptować – rzuciłem, odwracając wzrok.

Nie proszę cię o akceptację – odpowiedziała cicho.

Słowa zawisły w powietrzu.

Czułem w sobie sprzeczność

Mijały tygodnie, a między mną a mamą wyrósł mur, którego nie potrafiłem zburzyć. Rozmawialiśmy tylko o sprawach codziennych. W środku czułem, że coś w naszej relacji się wypala.

Pewnego popołudnia, wracając do domu, zobaczyłem Wojtka, wychodzącego z naszego mieszkania. Zatrzymałem się na schodach, patrząc na niego chłodno.

– Mogę prosić cię na chwilę? – zapytał spokojnie.

Nie odpowiedziałem, ale skinąłem głową.

– Wiem, że nie jest łatwo to zaakceptować – zaczął. – Nie próbuję zastąpić twojego ojca. Nigdy bym nie śmiał. Ale twoja mama… Ona potrzebuje kogoś, kto będzie przy niej.

– Myślisz, że nie wiem? – rzuciłem. – Tylko że to jest dla mnie jak zdrada jego pamięci.

– Rozumiem – powiedział z ciężkim westchnieniem. – Ale pamięć to jedno, a życie to drugie. To, co mieli, było piękne, ale ona też ma prawo do szczęścia.

Przez chwilę patrzyłem na niego w milczeniu. Był spokojny, pewny siebie. Czułem w sobie sprzeczność – złość, ale też jakiś dziwny szacunek.

– Zastanowię się – rzuciłem w końcu, mijając go na schodach.

Wiedziałem, że to dopiero początek.

Reklama

Remigiusz, 22 lata

Reklama
Reklama
Reklama