Reklama

Nie wiem, co w nią wstąpiło. Dotąd oddana żona i matka, rzutka bizneswoman wspierająca potrzebujących w Stanach Zjednoczonych, które przyniosły jej bogactwo także w bliskiej sercu Polsce – nagle zaczęła wydawać wszystkie pieniądze na swojego czworonożnego pupila. Jakby tego było mało, wbrew zdrowemu rozsądkowi i protestom męża, zapisała temu przybłędzie swoją część majątku! Szczęśliwie Fifek zdechł, nim jego pani wyzionęła ducha.

Reklama

Odetchnęliśmy z ulgą, ciesząc się z końca toksycznej miłości, ale wtedy moja siostra oznajmiła osłupiałej rodzinie, że zamierza wziąć kolejnego Fifka.

– Chyba zwariowałaś! – żachnął się jej mąż, czyli mój szwagier.

– Stanowczo zabraniam! – zaprotestował najstarszy syn Jolanty.

– Mamo, ośmieszasz siebie i nas – dodała jedyna i najlepiej sytuowana z całej rodziny, córka.

Zobacz także

– Danusiu, powiedz coś. Ty jedna mnie rozumiesz – siostra zwróciła się do mnie. – Wiesz, czym jest miłość!

– No tak, ale nie do psa… – powiedziałam łagodnie, starając się powstrzymać wzburzenie.

– Nie ma o czym rozmawiać – siostra wyrwała się z mych objęć.

Na chwilę zaniemówiliśmy z wrażenia, po czym wściekłe dzieci Joli jedno przez drugie zaczęły obrzucać mamę błotem. Najstarszy zaproponował, żeby ją zamknąć w zakładzie, ale to oznaczało proces i zniszczenie nieposzlakowanej reputacji rodziny.

– Przecież wypadki zdarzają się nawet psom – stwierdził filozoficznie najmłodszy syn mojej siostry.

– Wy niczego nie rozumiecie! – szwagier starał się uspokoić kolejną porcją whiskey. – Taka operacja kosztuje kilkaset tysięcy dolarów, to nie są małe pieniądze! Może i jesteśmy bogaci, ale nie na tyle, żeby wydawać kasę na podobne fanaberie. Czy ona po prostu nie może adoptować jakiegoś innego kundla? – popatrzył błagalnie w moją stronę. – Może trzeba zawieźć ją do schroniska i pokazać trzymane tam psy? Mamy kilka w pobliżu Los Angeles…

Wydawało mi się, że wszyscy szczerze kochają Jolę

Obiecałam coś z tym zrobić, choć wiedziałam, że Jola nie da się przekonać. Uznała mnie za zdrajczynię, bo dotąd nie wyrażałam głośno opinii na temat jej dziwacznego uczucia do Fifka. Choć ja również, jak reszta rodziny, nie mogłam uwierzyć, że zwyczajny kundel znaleziony przy autostradzie tak zawładnie jej sercem?

„Pewnie jest nieszczęśliwa” – pomyślałam, ruszając na jej poszukiwanie.

Gdy ją znalazłam, siedziała w ogrodzie na leżaku obok rabat z ulubionymi kwiatami. Nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, jednak ja niezrażona przysiadłam na sąsiednim leżaku. Do końca życia nie zapomnę tego, co Jola powiedziała chwilę później:

– Kiedyś wszystko było prostsze. W Polsce nie miałyśmy niczego, a zarazem miałyśmy aż nadto. Być może, gdyby Tomek żył, nigdy nie odważyłabym się porzucić kraju i wyruszyć w nieznane… Nie poznałabym Zbyszka, nie uległa namowom mamy, że powinnam kogoś mieć, i nie wyszłabym powtórnie za mąż. Ludzie mówią: „Masz wszystko” – zaśmiała się gorzko. – Wszystko, czyli co? Sukces? Znajomości? Pieniądze? Biżuterię? Drogie obrazy? Domy? Owszem, ale co z tego? Opłacam każdy uśmiech otaczających mnie ludzi, a Fifek kochał mnie za nic. Jak kiedyś Tomek. Nawet nie wiesz, jak za nim tęsknię. Z biegiem lat coraz bardziej…

– Ja też cię kocham i niczego od ciebie nie chcę – przerwałam jej.

– Doprawdy?! – roześmiała się.

Zawstydzona spuściłam głowę. Nie miałam głowy do interesów jak Jola, ani odwagi, żeby rzucić beznadzieję w kraju. To ona, gdy tylko stanęła na nogi i otworzyła pierwsze biuro w Los Angeles, ściągnęła mnie do siebie. Kupiła samochód, a później dom na przedmieściach. Awansowała mnie, uczyniła członkiem zarządu swojej firmy. Nigdy nie musiałam o nic prosić, bo spełniała każde moje życzenie, zanim zdążyłam o nim w ogóle pomyśleć.

Zrobiło mi się szczerze żal Joli, i jedyne na co było mnie stać w tamtej chwili, to pozwolić jej pójść za pragnieniem.

– Któryś z moich synów zechce wykraść zwłoki Fifka, ale nie doceniają mamusi. Dobrze je ukryłam – puściła do mnie oko i podniosła się z leżaka.
Odchodząc, pogłaskała moją dłoń na znak, że się nie gniewa.

Z niezdarnego szczeniaczka wyrosło wielkie psisko

Cztery miesiące później, kiedy zdążyliśmy już zapomnieć o całej sprawie, Jola przywiozła do domu małego Fifka.

– Jaki on podobny do tamtego! – zauważyła Konsuela, oddana gospodyni.

– Bo to jest Fifek! W całej swojej okazałości – Jola promieniała szczęściem.

Piesek rzeczywiście z wyglądu przypominał swojego poprzednika. Zachowaniem też nie odstawał od normy, a jednak od początku w jego obecności czułam się jakoś dziwnie. Jakby mnie uważnie obserwował.

– Kim ty jesteś? – zapytałam go kiedyś, gdy zostaliśmy sami.

Rzecz jasna nie odpowiedział, tylko przeciągnął się na swoim legowisku, udając, że nic dla niego nie znaczę. Podobnie jak pierwowzór nie odstępował Joli na krok. Chyba że wydała mu takie polecenie. Nie stronił od zabaw ze Zbyszkiem czy Konsuelą, ale wystarczyło jedno spojrzenie Joli, żeby natychmiast siadał przy jej nodze.

– Ale go wyszkoliłaś! – żartował Zbyszek, nie kryjąc podziwu.

No co ty, w ogóle go tego nie uczyłam – odpowiadała zdziwiona Jola.

Rzeczywiście, w przeciwieństwie do poprzednika, ten pies wydawał się inteligentniejszy, a jednocześnie bardziej zaborczy wobec mojej siostry.
Kiedy odwiedziłam ją miesiąc później, nie wpuścił mnie do domu. Nawet interwencja Konsueli na nic się zdała, bo pokazał jej kły, zmuszając do zaszycia się w kuchni. Czekałam w samochodzie na podjeździe, aż Jola wróci z zakupów.

Zrób coś z tym potworem, zanim stanie się coś złego – ostrzegłam siostrę, ale nie chciała słuchać.

Od tamtego zdarzenia Konsuela i pozostali pracownicy mojej siostry omijali Fifka szerokim łukiem. Zbyszek także nie czuł się przy nim swobodnie. Fifek coraz częściej warczał na niego. W końcu sterroryzował mojego szwagra na tyle, że ten opuścił małżeńską sypialnię, co – jak się domyślałam – w sumie było na rękę Joli.

Przeżyła, lecz straciła nogę i czucie w jednej dłoni

Jola rozpieszczała Fifka, jakby był uroczym szczeniaczkiem, a nie półtorarocznym, świadomym swej siły wielkim psiskiem. W każdym razie pewnego sobotniego poranka w Fifku puściły wszelkie hamulce. I wtedy stało się wielkie nieszczęście… Otóż Zbyszek, wykorzystując chwilową nieobecność psa przy ukochanej żonie, wszedł do jej łazienki i objął ją mocno, spragniony bliskości. Jola odpowiedziała mu pocałunkiem.

Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się Fifek i rzucił się Zbyszkowi do szyi. Szwagier zaczął walczyć ze zwierzęciem, Jola w geście rozpaczy chwyciła pilnik do paznokci i wbiła rozwścieczonemu psu w kark. To jeszcze bardziej rozsierdziło tego potwora. W jednej chwili rzucił się na swoją panią.

– Piesku kochany, piesku… Zostaw – szeptała ostatkiem sił.

Fifek, skomląc, ułożył się obok swojej pani i tak zastała ich policja. Nikt nie chciał słuchać tłumaczeń Joli, że to dobry, kochany pies. Uśpiono go wyrokiem sądu w dniu pogrzebu Zbyszka.

„Tak to jest, kiedy kochając, pozwala się na zbyt wiele” – pomyślałam.

Reklama

Moja siostra przeżyła, lecz straciła poniosła konsekwencje. Z rozpaczy Jola schowała się przed światem w swojej willi, zerwała kontakty ze wszystkimi. Także ze mną i ze swoimi dziećmi. Wiem, że żyje i ma wszystko, czego tylko zapragnie. Oprócz miłości, o której tak marzyła.

Reklama
Reklama
Reklama