Reklama

Od zawsze byłem przekonany, że tworzymy zgrany związek. Dzieliliśmy życie na pół – kredyt, dzieci, obowiązki i niedzielne zakupy w markecie. Nie sądziłem, że w pewnym momencie to właśnie ta przewidywalność stanie się dla niej kulą u nogi.

Nowa żona, stary ja

– Dodałam ci nowy żel do łazienki, tamten był już przeterminowany – rzuciła od niechcenia, mijając mnie w korytarzu.

– Dzięki – odpowiedziałem, nawet nie odrywając wzroku od telefonu.

Zwykły poranek. Kawa, hałas czajnika, śniadanie zjedzone na stojąco. Dzieci narzekające, że znowu płatki się skończyły. Żona, czyli Dorota, w eleganckim płaszczu i szpilkach, jakby wybierała się na spotkanie z ministrem, a nie do pracy w kancelarii podatkowej.

Jeszcze kilka lat temu w niedziele zostawaliśmy w łóżku, piliśmy kawę pod kocem, planowaliśmy życie. Teraz każde z nas miało swój kalendarz, swoje tempo, swoje słuchawki w uszach. Wieczorami gapiliśmy się w telewizor. Czasem jedno z nas zasypiało na kanapie, czasem oboje. I tak dzień za dniem.

W pracy bywało różnie – nie zawsze łatwo, ale przynajmniej czułem się tam potrzebny. Inaczej niż w domu. Tam coraz częściej miałem wrażenie, że jestem meblem. Takim stabilnym, przydatnym, ale mało ciekawym. Dorota z kolei z dnia na dzień stawała się... inna. Wymieniona garderoba, nowe perfumy, manicure co tydzień, diety pudełkowe i treningi z jakimś trenerem personalnym.

– A pamiętasz, jak mówiłaś, że nie lubisz siłowni? – zapytałem któregoś wieczora, patrząc na jej aksamitną cerę i idealnie wymodelowane brwi.

Ludzie się zmieniają – odpowiedziała krótko i wróciła do scrollowania ekranu.

Poczułem, że rozmawiam z obcą osobą. A najgorsze było to, że nie miałem pojęcia, kiedy ona zniknęła, a ta nowa – z podkreślonym okiem i rosnącą obojętnością – weszła na jej miejsce.

Coś się dzieje?

Na zdjęciach wyglądała obłędnie. Te same oczy, które jeszcze niedawno patrzyły na mnie przez kuchenny dym z parujących ziemniaków, teraz spoglądały spod okularów przeciwsłonecznych z jakiejś plaży. Bikini, szeroki uśmiech i podpis: „Nowa ja. Nowe cele. Nowa energia”. Polajkowane przez setki osób. Głównie mężczyzn.

Nie pytałem, gdzie była. Wróciła późno, z błyskiem w oku, opowiadając coś o integracji z zespołem. Uśmiechała się, ale ten uśmiech nie należał już do mnie. Nie był swobodny, tylko... kontrolowany. Jakby w środku grała inną rolę. A może po prostu tak się teraz uśmiechała. Do telefonu, do koleżanek, do świata, który coraz częściej wykluczał mnie z kadrów.

– Coś się dzieje? – zapytałem kiedyś wieczorem, leżąc obok niej. Leżała tyłem, z telefonem w dłoni. Zawsze z telefonem.

– W jakim sensie? – mruknęła, nie odrywając wzroku od ekranu.

– No nie wiem… Mam wrażenie, że jesteśmy obok siebie, ale nie razem.

– Może ci się wydaje – rzuciła chłodno. – Po prostu mam ostatnio więcej na głowie.

Więcej na głowie? Coś musiała mieć, bo coraz częściej wychodziła „na jogę”, „na kawę z Olą”, „na szybki spacer”. Wracała pachnąca i uśmiechnięta. A ja coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że to już nie ja wywołuję ten uśmiech. Tylko nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo mam rację.

Foty z sieci kontra rzeczywistość

Wszystko, co wiedziałem o tym facecie, poznałem przez przypadek. Nie, nie szukałem. Po prostu któregoś dnia zauważyłem, że Dorota zostawiła swoje konto na laptopie. Portal społecznościowy był otwarty na dużym ekranie, a ja głupi… zajrzałem.

Na zdjęciu byli razem. Ona i jakiś młody koleś w czarnym T-shircie, opierający się o motocykl. Ręka na jej biodrze. Sześciopak wyraźnie zarysowany pod materiałem. Broda perfekcyjna – jakby świeżo po barberze. Podpis: „Zasłużony czas dla siebie. #wolność #nowaja”. Zero tagu o mnie. Zero dzieci. Zero przeszłości.

Przewinąłem niżej. Zaczęło się niewinnie – wspólne zdjęcia z siłowni, śniadania „po treningu”, żarty w komentarzach. Im więcej scrollowałem, tym bardziej świat się walił. On nazywał ją „kotkiem”, ona jego „najlepszym”. A ja siedziałem obok i nawet nie wiedziałem, że ktoś już zajął moje miejsce.

– Kto to jest? – zapytałem wieczorem, pokazując jej zdjęcie z ekranu.

Zamilkła tylko na sekundę, ale to wystarczyło.

– Dlaczego przeglądasz moje konto? – spytała chłodno.

– Wyszło przypadkiem.

– Nie mam obowiązku się tłumaczyć. To moje życie. Zresztą… chyba od dawna już nie nasze, prawda?

Usiadłem ciężko na krześle. Zrobiło mi się słabo. Patrzyłem na kobietę, z którą przeżyłem połowę dorosłego życia, i nie poznawałem jej. Miała nowe życie, nowego faceta, nową twarz. A ja byłem tylko głupcem, który naiwnie czeka.

Wszystko jasne

Nie spałem całą noc. Leżałem obok niej, słyszałem jej spokojny oddech, a w mojej głowie kotłowały się myśli. Może powinienem był wcześniej zauważyć znaki? Może to ja wszystko zawaliłem? Przecież kiedyś mówiła, że czuje się przy mnie niewidzialna. Ale wtedy myślałem, że przesadza. Przecież codziennie wracałem do domu, płaciłem rachunki, byłem… obecny.

Rano wstała pierwsza. Ubrała się szybko, po cichu. Zerknąłem na nią, udając, że jeszcze śpię. Miała na sobie nową bluzę i dopasowane legginsy. Zrobiła sobie kawę w kubku termicznym, założyła słuchawki i wyszła bez słowa. Żadnego „do zobaczenia”, żadnego „trzymaj się”. Po prostu zniknęła.

W pracy udawałem, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. Każdy telefon, każdy dźwięk powiadomienia wbijał się we mnie jak szpilka. Myślałem o niej. O nim. O tym, jak wracam do domu, a tam już nic na mnie nie czeka. Ani kolacja, ani rozmowa. Tylko puste spojrzenia i echo dawnego życia.

Wieczorem zastałem ją w kuchni. W dresie, z wilgotnymi włosami, pachniała drogerią i czymś… męskim. Nie patrzyła na mnie.

– Wiesz, chyba nie ma sensu tego ciągnąć – powiedziała w końcu, zerkając na mnie ponad filiżanką.

– Czyli co?

– Tego wszystkiego. Nas.

– Bo?

– Bo ja już od dawna żyję gdzie indziej.

Nie odpowiedziałem. Tylko skinąłem głową. Wszystko było jasne. Ona już odeszła. Ja tylko jeszcze nie zdążyłem się spakować.

Jeszcze się łudziłem

Zamieszkałem u brata. Tymczasowo. Tak miało być. Minął miesiąc, a moje rzeczy wciąż stały w kartonach. Nie potrafiłem się rozpakować. Jakby rozłożenie ubrań w szafie oznaczało, że to już na stałe. A ja jeszcze łudziłem się, że może ona się opamięta. Że zadzwoni. Że powie, że to był błąd. Nie zadzwoniła.

Dzieci zabieram na weekendy. Staram się, żeby nie odczuły, jak bardzo się wszystko zmieniło. Wymyślam im atrakcje, smażę naleśniki, puszczam filmy, których wcześniej im nie wolno było oglądać. Śmieją się. Ale ja widzę w ich oczach pytania, których nie wypowiadają: Kiedy wrócę do domu? Dlaczego mama jest raz smutna, a czasem aż za bardzo wesoła?

Widziałem ją kilka razy. Raz w sklepie, raz na placu zabaw, raz w samochodzie – z nim. Z tym jego brodatym obliczem i modną koszulką. Patrzyła przez okno, on coś mówił, śmiał się. Jakby jej życie toczyło się dalej, może nawet szybciej niż wcześniej. A ja – zostałem za szybą. Po drugiej stronie.

Patrzę w lustro i widzę faceta, który nie zauważył, jak mu odpłynęło życie. Może za bardzo ufałem rutynie. Może za mało pytałem, co ona czuje. Może powinienem był bardziej słuchać. Ale czy to daje jej prawo do tego, co zrobiła?

Nie wiem. Wiem tylko, że już nie chcę na nią czekać. Nie chcę być już tylko wspomnieniem. Czas wrócić do siebie. Kimkolwiek teraz jestem.

Wiem, że dam radę

Wracam do domu. Do tego, który kupiłem z myślą, że tu się zestarzeję. Teraz jest pusty, cichy. Echo odbija się od ścian, które kiedyś słyszały nasze rozmowy, nasze śmiechy, nasze kłótnie. Dzieci mają pokój u mnie i pokój u niej. Rozkładają rzeczy między nami tak, jakby próbowały rozciągnąć swój świat w dwóch kierunkach jednocześnie. Nie wiem, czy to sprawiedliwe, ale nie pytają. Po prostu przychodzą, siadają przy kuchennym stole, jedzą makaron z serem i proszą, żebym włączył „tamten film, co zawsze”.

W kuchni jest stary kubek z napisem „najlepszy tata świata”. Dostałem go na urodziny, kiedy jeszcze wszystko było inne. Trzymam go, choć wyszczerbiony. Jakby przypominał mi, że nie wszystko da się złamać. Kiedyś myślałem, że bez niej nie dam rady. Teraz wiem, że mogę. Nie muszę być idealny. Wystarczy, że jestem.

Nie szukam już winnych. Nie chcę jej nienawidzić. Była moją żoną. Teraz jest kimś innym, gdzie indziej. A ja? Jestem tutaj. Z dziećmi, z kubkiem, z moim starym stołem, który przetrwał więcej niż nasz związek.

Kiedyś zapytałem syna, czy tęskni za mamą. Wzruszył ramionami i powiedział:

– Trochę. Ale jak jesteśmy u ciebie, to jest spokojniej.

I może właśnie o to chodzi. Nie o wygrywanie. Tylko o spokój.

Michał, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama