Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu nasze życie było zwyczajne. Mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu, pracowaliśmy, wieczorami oglądaliśmy seriale i czekaliśmy na urlop, który raz w roku planowaliśmy z wielką precyzją. Nie narzekałam. Może nie było to życie z bajki, ale byliśmy razem, a to wtedy wydawało mi się najważniejsze. Wszystko zmieniło się, gdy trafiliśmy szóstkę w totka. Nagle otworzyły się przed nami drzwi, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Luksus, podróże, znajomości. Ale z czasem zaczęłam się zastanawiać – czy naprawdę wygraliśmy, czy może wszystko właśnie zaczęliśmy przegrywać?

Reklama

To było złudzenie luksusu

– Musisz to zobaczyć! – Daniel wbiegł do kuchni z telefonem w dłoni. – Willa w Toskanii. Z basenem, tarasem, widokiem na winnice! Kupujemy?

Wzruszyłam ramionami, próbując wrócić do przerwanej rozmowy z bankiem. Znowu coś nie działało z aplikacją, a miałam zrobić przelew do ogrodnika. Bo teraz przecież mieliśmy ogrodnika, nianię i panią do sprzątania. Żyliśmy jak celebryci, chociaż do niedawna nasze największe luksusy to były zakupy w markecie bez liczenia groszy.

– Naprawdę chcesz kolejną nieruchomość? Nawet w tej pod Krakowem byliśmy raptem dwa razy – zauważyłam chłodno.

Daniel zignorował moje słowa.

– Kochanie, przecież teraz żyjemy. Ile lat czekaliśmy na ten moment? Pieniądze są po to, żeby z nich korzystać.

Niby miał rację. A jednak coś mi zgrzytało. Od czasu wygranej był jak nakręcony – drogie garnitury, zegarki, egzotyczne podróże. Coraz częściej znikał, tłumacząc się nowymi „inwestycjami”. Nie miałam pojęcia, co robi, z kim się spotyka, gdzie bywa. A on zbywał mnie uśmiechem.

– Zajmij się sobą, Anka. Masz teraz wszystko, czego chciałaś.

Ale ja nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę. Może znowu poranków w starym mieszkaniu, gdzie kawa smakowała lepiej niż w tej marmurowej kuchni. A może… po prostu prawdy, której coraz częściej unikał.

Znalazłam dowody

Zaczęło się niewinnie. Zauważyłam, że Daniel zmienił hasło do swojego telefonu. Kiedy zapytałam, czemu nie mogę się do niego dodzwonić, odburknął, że miał rozładowaną baterię. Dwa dni później znalazłam w jego marynarce paragon z ekskluzywnej restauracji w Sopocie. Tego dnia miał być w Katowicach na „ważnym spotkaniu z doradcą finansowym”.

– Dlaczego mnie okłamujesz? – zapytałam spokojnie, siadając naprzeciwko niego przy kuchennym stole.

– O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi, jakby naprawdę nie rozumiał.

– Paragon z restauracji w Sopocie. Wiem, że tam byłeś. I wiem, że nie sam.

– Anka, czy ty serio grzebiesz mi po kieszeniach?

– Przestań odwracać kota ogonem. Powiedz prawdę.

Wstał gwałtownie, odsunął krzesło.

Robię interesy, to nie przedszkole. Spotykam się z ludźmi, załatwiam sprawy. Nie będę ci się z każdego kroku tłumaczył!

– Nawet nie próbujesz kłamać, że byłeś sam?

Zamilkł. Popatrzył na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Po chwili chwycił kluczyki i wyszedł, trzaskając drzwiami. Siedziałam w ciszy jeszcze długo. W mojej głowie kotłowały się myśli: czy jestem zbyt podejrzliwa? Czy przesadzam? Czy to tylko moja wyobraźnia?

Ale intuicja nie dawała mi spokoju. I dlatego zaczęłam go śledzić. Cicho, ostrożnie. W jego laptopie, telefonie, bankowych przelewach. I to, co zaczęło się jak niegroźna niepewność, bardzo szybko przerodziło się w strach.

Pojechałam pod ten adres

Nie szukałam długo. Wystarczyło jedno zalogowanie się na jego skrzynkę mailową – hasło miał zapisane automatycznie. Wiadomości od niej były krótkie, czasem czułe, czasem rzeczowe. „Dzieci pytają, kiedy znowu przyjdziesz”. „Zostawiłeś u mnie koszulę”. „Kocham cię, Daniel. Nawet jeśli to szaleństwo”. Nawet nie próbował tego ukryć.

Otworzyłam jeden z załączników – zdjęcie. Daniel na huśtawce, z małą dziewczynką na kolanach. Obok nich kobieta, młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat. Oliwia.

Wstałam i jak w transie wsiadłam do samochodu. Wiedziałam, gdzie mam jechać – adres był w jednej z wiadomości. Kiedy zapukałam do drzwi, otworzyła mi właśnie ona. Zdążyłam tylko powiedzieć:

– Szukam Daniela.

– Zaraz wróci. Poczeka pani?

Usiadłyśmy w jej salonie, między kredkami, dziecięcymi książeczkami i klockami. Czułam, jak parzy mnie każdy przedmiot. Aż w końcu usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Drzwi się otworzyły.

Zamarł, widząc mnie. Przez sekundę nie powiedział nic.

– Anka… Co ty tutaj robisz?

– Lepiej powiedz mi, co ty tutaj robisz – odpowiedziałam, starając się nie krzyczeć. – Kim ona jest? I te dzieci? To twoje?

Przez chwilę wyglądał, jakby zobaczył ducha. A potem tylko spuścił głowę i cicho odpowiedział:

– Tak. To moje dzieci. I… tak, prowadzę drugie życie!

Zemdliło mnie. A jednak w środku byłam spokojna – teraz już wiedziałam wszystko.

Rozumiałyśmy się lepiej, niż przypuszczałam

– Więc to prawda – powiedziałam powoli, patrząc Oliwii prosto w oczy. – Jesteś z nim?

Pokiwała głową, wyraźnie zdezorientowana. Nie wiedziała jeszcze, kim jestem.

– Jego żoną – dodałam po chwili ciszy.

W jej twarzy coś zadrżało. Usiadła powoli na kanapie, jakby ktoś odciął jej nogi. Milczała. Dzieci bawiły się w drugim pokoju, zupełnie nieświadome, że w tej chwili wali się ich świat.

– Daniel powiedział, że był z tobą kiedyś, dawno temu. Że się rozstaliście, że... – urwała, jakby nie mogła znaleźć słów.

Nigdy się nie rozstaliśmy – powiedziałam. – Jesteśmy małżeństwem od dwunastu lat.

Oliwia spojrzała na mnie w zupełnym osłupieniu. Jej oczy powoli wypełniały się łzami.

– Miałam go za uczciwego człowieka… Myślałam, że tworzymy prawdziwą rodzinę. Że mnie kocha. Że wszystko, co mówi, to prawda.

– Mówił ci, że ma dzieci? – zapytałam.

– Nie. Mówił, że próbował kiedyś, ale nie wyszło. Nigdy nie wspomniał, że ma żonę. Ani że jest ojcem.

Obie siedziałyśmy w milczeniu. Ja, z gniewem i niedowierzaniem w gardle. Ona, rozbita jak ja – może bardziej.

– Myślałam, że to bajka – szepnęła po chwili. – Że znalazłam kogoś, kto mnie pokochał. A teraz… jestem tylko tą drugą. Albo trzecią. Sama już nie wiem.

Popatrzyłyśmy na siebie – dwie kobiety, które kochały tego samego mężczyznę. I które właśnie zrozumiały, że nigdy go naprawdę nie znały.

Daniel miał dla nas rozwiązanie

Spotkaliśmy się trójkę kilka dni później. W jednym pokoju, bez dzieci, bez masek. Daniel próbował zapanować nad sytuacją, jakby nadal miał wszystko pod kontrolą.

– Posłuchajcie, możemy to jeszcze jakoś poukładać. Ja was obie kocham. Każdą inaczej. Ale nie chciałem nikogo skrzywdzić…

– Nie chciałeś? – przerwałam mu ostro. – To ciekawe, bo dokładnie to zrobiłeś. Kłamstwem. Latami.

– Anka, przecież wiesz, jak było między nami. Od dawna cię nie było. Emocjonalnie. Zniknęłaś w tym luksusie, we własnych lękach…

– A ty zniknąłeś w cudzym łóżku – warknęłam.

Oliwia milczała. Patrzyła na Daniela z mieszaniną pogardy i niedowierzania. W końcu przemówiła:

– Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi prawdy? Dlaczego pozwoliłeś, żeby dzieci cię pokochały, a ja uwierzyłam, że jestem twoją przyszłością?

– Bo tego chciałem – powiedział w końcu. – Chciałem mieć wszystko. I wam to dałem. Dwie rodziny. Każdą z was kochałem… tylko inaczej.

– To nie jest miłość – powiedziałam. – To tchórzostwo. I egoizm.

Zapadła cisza. W tej chwili wiedziałam, że nie ma już nic do uratowania. Nie było już „nas”. Ani mnie i Daniela, ani jego i Oliwii. Został tylko pusty środek po rozpadzie życia, które tak starannie próbował zbudować na kłamstwach.

Opuścił głowę, jakby dopiero teraz poczuł ciężar swoich decyzji. Ale to już niczego nie zmieniało.

Nikt mi tego wcześniej nie powiedział

Wróciłam do naszego domu. A może raczej: do tej wielkiej, pustej przestrzeni z marmurowymi schodami i sofą, która nigdy nie była wygodna. Wszędzie wokół błyszczały dowody naszej „wygranej” – zegary z Mediolanu, obrazy z galerii, których nazw nie pamiętałam.

Daniel się wyprowadził. Nie pytałam gdzie. Do Oliwii napisałam jednego, krótkiego SMS-a. „Ty też byłaś ofiarą”. Odpisała: „Nie jesteśmy niczemu winne”. I tyle. Dwie kobiety na zgliszczach cudzego egoizmu.

Gdy wygrywasz miliony, nikt nie mówi ci, że możesz stracić to, co najważniejsze. Że pieniądze mogą nie ulepszyć twojego życia, tylko wynieść na wierzch wszystko, co w nim niedomagało.

Daniel? Może kochał. Może nie. Ale przede wszystkim – nie umiał sobie odmawiać. A ja byłam tylko częścią tej gry. Dodatkiem w luksusowym życiu.

Dziś wiem jedno: nie każda wygrana to szczęście. Nie każdy milion to wartość. A prawda – choć brutalna – jest czasem jedynym ratunkiem, który pozwala się od nowa narodzić.

Anna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama