„Mówił, że chodzi na masaże, ale prawda była znacznie gorsza. Te 3 jego słowa złamały mnie bardziej niż podłe kłamstwa”
„Czy to możliwe, że zdradza mnie z tą swoją masażystką? Tomek, mój mąż, mój najlepszy przyjaciel, ojciec moich dzieci – był nieobecny. Nawet fizycznie był jakby gdzie indziej. Czułam się, jakbym żyła z jakimś duchem. Kiedyś kochałam go tak bardzo, że wybaczyłabym mu wszystko. Ale czy zdradę też?”.

- Redakcja
Czasem zastanawiam się, w którym momencie nasze życie zaczęło się rozłazić w szwach. Czy wtedy, gdy Tomek przestał całować mnie na do widzenia? A może kiedy zaczęłam zasypiać z dziećmi, bo jego „bolała głowa”? Nie wiem. Ale wiem jedno, że kiedyś byliśmy inni. Kochaliśmy się naprawdę.
– Mamo, a tata przyjdzie dzisiaj na kolację? – spytała moja sześcioletnia Zosia, kręcąc się w kuchni pod moimi nogami.
– Pewnie znowu późno wróci – odpowiedziałam, uśmiechając się blado. – Ma… masaż – dodałam, ledwo powstrzymując się, by nie przewrócić oczami.
Tak, masaże. Od kilku miesięcy Tomek chodził na „masaż leczniczy kręgosłupa” dwa razy w tygodniu. Najpierw uznałam to za zwykłe dbanie o zdrowie. Potem… zaczęłam się zastanawiać. Bo „masażystka” dzwoniła do niego nawet po 22. A on mówił: „To tylko rezerwacja terminu”.
W korpo czasem nie mam czasu nawet napić się herbaty, ale od kilku miesięcy jedyne, co mnie trzymało na nogach, to kawa i podejrzenia. Bo odkąd Tomek przestał mnie dotykać – nie całował, nie przytulał, nie patrzył z czułością – coś zaczęło się we mnie kruszyć. Najpierw cicho, jak szept sumienia. Potem coraz głośniej. Jak krzyk rozpaczy.
– Anita, weź się w garść – mówiłam sobie, patrząc w lustro. – Masz dzieci, masz robotę, masz kredyt. Nie możesz teraz oszaleć.
Ale ja… ja już wariowałam. I tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju. Czy to możliwe, że zdradza mnie z tą swoją masażystką? Tomek, mój mąż, mój najlepszy przyjaciel, ojciec moich dzieci – był nieobecny. Nawet fizycznie był jakby… gdzie indziej. Czułam się, jakbym żyła z duchem. Z człowiekiem, którego kiedyś kochałam tak bardzo, że wybaczyłabym mu wszystko. Ale czy zdradę też?
Czułam się jak powietrze
– Tomek, ja cię o coś zapytam – zaczęłam spokojnie, choć już czułam, że zaraz eksploduję. Stałam przy kuchennym blacie, mieszając zupę, a on właśnie zdjął płaszcz i położył torbę obok krzeseł.
– Daj mi chwilę, Anita, jestem głodny jak wilk – rzucił, już zmierzając do lodówki.
– Tomek, słuchaj… Coś jest nie tak. Ostatnio jesteś nieobecny, wracasz późno, nie masz dla nas czasu. Ty w ogóle jeszcze coś czujesz do mnie, do dzieci?
– Znowu zaczynasz? – jęknął. – Przecież wszystko jest dobrze. Pracuję, zarabiam, nie chleję, nie podnoszę ręki. O co ci chodzi?
– O to, że mnie nie całujesz na dzień dobry, nie dotykasz. Że czuję się jak powietrze! Wiesz co? Wolałabym, żebyś mnie po prostu zdradził, niż udawał, że ci jeszcze na mnie zależy – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Wtedy on zamarł. Nie odpowiedział od razu. Stał tak, z tą puszką piwa w dłoni, a jego twarz nagle zrobiła się pusta. Nie zaprzeczył. Nie wybuchł. Tylko patrzył w ziemię, jakby nagle ktoś mu odciął dopływ emocji.
– To nie tak… – mruknął w końcu.
– Ale co „nie tak”? Co, Tomek? Trafiłam w punkt?!
– Daj mi spokój, Anita. Nie teraz. – Odwrócił się i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z chochlą w ręce i gotującą się w środku złością.
Stałam tam i próbowałam zrozumieć. Dlaczego nie zaprzeczył? Dlaczego po prostu nie powiedział „nie”? Przecież wystarczyłoby jedno proste zdanie: „Anita, nie zdradzam cię”. Ale on milczał. Czy to możliwe, że naprawdę coś ukrywa? W głowie miałam chaos, a serce waliło mi, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Nie mogłam oddychać
Nie mogłam spać. Kręciłam się w łóżku, patrzyłam w sufit, ściskałam poduszkę jak dziecko szukające bezpieczeństwa. O drugiej w nocy wstałam i zeszłam na dół. Wiedziałam, że Tomek zostawił swoją marynarkę w przedpokoju. Niby nic. A jednak serce nadal biło mi jak szalone.
Włożyłam rękę do kieszeni. Najpierw poczułam paragon. Wyciągnęłam go i aż przysiadłam. Trzy tysiące złotych! Nazwa salonu brzmiała… dziwnie. „Moon Touch Therapy”. Ani słowa o fizjoterapii. Za to było: „pakiet VIP, zabieg prywatny, pokój relaksu”. Co do cholery? Drżały mi ręce, ale sięgnęłam do drugiej kieszeni.
– O Boże… – wyszeptałam.
Różowa koronka. Maleńkie stringi, w które ja nawet w czasach studiów bym się nie zmieściła. Wypuściłam powietrze z sykiem, jakby ktoś właśnie wbił mi nóż w brzuch. Przysięgam, że przez chwilę nie mogłam oddychać.
– Tomek!!! – wrzasnęłam, aż dzieci poruszyły się w pokojach.
Zbiegł po schodach, zaspany, zdezorientowany. W ręku trzymałam ten cholerny rachunek i tę bieliznę. Patrzył to na mnie, to na koronkę.
– Co to, do jasnej cholery, jest? – głos mi się łamał, ale byłam wściekła.
– To nie twoje, więc się domyślam, że to twoja „masażystka” się rozbierała? Za trzy tysiące? – rzuciłam z pogardą.
– To nie tak. To... to był prezent na wieczór kawalerski Bartka. Wiesz, głupi żart, koledzy…
– A rachunek? Co to za salon?! – rzuciłam mu go w twarz.
Tomek zbierał się do odpowiedzi, ale ja już nie chciałam słuchać. Widziałam jego oczy – unikał mojego wzroku. Wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że kłamie.
Potem nie czułam już nic
Nie spałam całą noc. Siedziałam w kuchni, patrzyłam przez okno na ciemność, jakby tam miała się nagle pojawić odpowiedź. W mojej głowie huczało. Każde słowo Tomka, każdy jego ruch. Analizowałam wszystko po sto razy. W pewnym momencie usłyszałam, jak coś mówi szeptem. Zatrzymałam oddech. Telefon. Cicho podeszłam pod drzwi pokoju, w którym się zamknął. Nie słyszał mnie. Mówił półgłosem:
– Nie, nie mogę teraz. Ona coś podejrzewa… Ten rachunek to była głupota. Trzeba to było inaczej załatwić.
Zamarłam.
– Nie mogę się z tobą spotkać. Przynajmniej na razie – dodał.
Cofnęłam się, prawie się przewróciłam. Zakryłam usta dłonią. Piekło. To się działo naprawdę. Nie śniłam tego. Mój mąż miał inną kobietę. I mówił do niej takim tonem… ciepłym. Tego głosu nie używał w rozmowie ze mną od miesięcy. Rano czekałam na niego w kuchni. Bez słowa postawiłam przed nim paragon, bieliznę i… zapytałam:
– Kim ona jest?
– Anita… ja…
– Powiedz. Chcę znać prawdę. Po tylu latach małżeństwa należy mi się chociaż to.
Tomek spuścił głowę.
– To nie była masażystka – powiedział cicho. – Spotykałem się z kimś. Pomagała mi się zrelaksować, poradzić sobie ze stresem…
– Zrelaksować?! – warknęłam. – Ty to nazywasz „relaksem”? A ja? A twoje dzieci?
– To nie miało nic wspólnego z uczuciami…
Zaczęłam się śmiać. Gorzko, pusto.
– Masz rację, Tomek. Nie miało. Bo ja już chyba nie czuję nic.
Nasz świat runął jak domek z kart
– I co teraz zamierzasz? – zapytała Magda, moja starsza siostra, kiedy zadzwoniłam do niej kilka dni później. Siedziałam na ławce przy placu zabaw, a dzieci huśtały się radośnie, nieświadome, że ich świat właśnie runął.
– Nie wiem… Wciąż nie wiem, co bardziej boli – że mnie zdradził, czy że tak łatwo to usprawiedliwia. „Pomagała mi się zrelaksować”… Jakby poszedł na siłownię, albo zagrać w squasha.
– Anita… on zawsze był wygodny. Ale ty... ty mu na to pozwalałaś. – Westchnęła. – Zawsze wszystko mu wybaczałaś, tłumaczyłaś go.
– Bo go kochałam – rzuciłam automatycznie. Ale potem zamilkłam. Czy ja naprawdę jeszcze go kocham?
– Pamiętasz, jak ci ślubował? Że zawsze będzie cię szanował? Że nigdy nie pozwoli, żebyś poczuła się nieważna? – głos Magdy był miękki, ale stanowczy. – To był tylko tekst na ślubie, a ty potraktowałaś to jak konstytucję.
Patrzyłam na Zosię, która właśnie wspinała się na drabinkę, i na Antka, który zjeżdżał po zjeżdżalni. Przysięgał też im. Przysięgał, że będzie ojcem, że ich nie zawiedzie.
– Nie chcę litości, Magda. Nie chcę, żeby wszyscy mnie teraz głaskali po głowie i mówili: „biedna Anita”. Ja… ja tylko chcę zrozumieć, gdzie ja się zgubiłam.
– A może właśnie dopiero teraz się odnajdujesz? – zapytała spokojnie.
Nie odpowiedziałam. Ale ta myśl zapadła we mnie głęboko. Tego wieczoru długo leżałam sama w łóżku. Tomek spał na kanapie. Z wyboru. Może nawet z ulgą. A ja zadawałam sobie jedno pytanie: Czy jeszcze chcę o nas walczyć, czy już tylko próbuję przeżyć?
Jego słowa złamały mi serce
– Tomek, musimy porozmawiać – powiedziałam, kiedy dzieci zasnęły, a ja nie wytrzymałam już napięcia panującego w domu. Stał w kuchni, trzymając kubek herbaty, jakby szukał w nim jakiejś odpowiedzi. Spojrzał na mnie, zmęczony. I chyba... obojętny.
– Słucham.
– Powiedz mi jedno. Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spuścił wzrok. Cisza między nami była tak gęsta, że niemal dusiła. W końcu powiedział:
– Ja nie wiem...
Te trzy słowa złamały mi serce bardziej niż jego zdrada.
– Nie wiesz? Po piętnastu latach małżeństwa nie wiesz, czy mnie jeszcze kochasz?
– Przepraszam. Nie chciałem cię zranić.
– Ale mnie zraniłeś. I nie przez tamtą… kobietę. Tylko przez to, że nie masz odwagi spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, co naprawdę czujesz.
– Ja… nie wiem, co czuję. Naprawdę. Wszystko mi się poplątało…
Pokiwałam głową. Czułam, że łzy stoją mi w gardle, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
– Spakuję rzeczy. Zabiorę dzieci do mamy.
– Anita…
– Nie. Proszę. Nie zatrzymuj mnie, jeśli nie potrafisz powiedzieć, że ci zależy.
Odsunęłam się. Czułam się, jakby moje ciało szło samo, a dusza została przy stole, przy tym kubku herbaty, który wciąż parował, choć wszystko inne w naszym małżeństwie już dawno wystygło.
Czuję, że odzyskuję siebie
Minął miesiąc. Miesiąc życia u mamy, miesiąc wieczornych płaczów w poduszkę, miesiąc prób wytłumaczenia dzieciom, dlaczego tata nie mieszka już z nami. Nie mówiłam im całej prawdy. Powiedziałam tylko, że dorośli czasem się gubią i potrzebują czasu, by znów znaleźć drogę. Chociaż w moim sercu dobrze wiedziałam, że tej drogi już nie będzie.
Każdego dnia próbowałam się poskładać. Zmywać naczynia, wstawić pranie, odrobić z Zosią lekcje. Wydawałoby się, że normalne rzeczy. Ale kiedy człowiek się rozsypie, nawet najprostsze czynności bolą. Czasem patrzyłam w lustro i nie poznawałam tej kobiety z podkrążonymi oczami i cichym głosem. Ale były dni, kiedy coś we mnie się prostowało. Kiedy szłam z Antkiem na rower i czułam wiatr we włosach. Kiedy mama podsuwała mi pod nos gorącą herbatę i mówiła:
– Dasz radę, córeczko.
I kiedy dzieci zasypiały spokojnie, bez płaczu, bez pytań. Tomek dzwonił. Pytał o dzieci. Raz czy dwa zapytał też, jak się czuję. Ale nie mówił, że mnie kocha. Nie prosił, żebym wróciła. I może dobrze. Może oboje już wiedzieliśmy, że to nie był tylko kryzys. To był koniec. Czy żałuję, że odeszłam? Nie. Czy cierpię? Bardzo. Ale czuję, że odzyskuję siebie. Kawa smakuje inaczej. Cisza nie boli aż tak bardzo. A łóżko, choć puste, nie jest już zimne, bo śpią w nim dzieci. I śmieją się przez sen. Może nie będzie happy endu. Ale będzie początek. Mój. Własny.
Anita, 38 lat
Czytaj także:
- „Na chorwackiej plaży nieznajomy nasmarował mi plecy i rozpalił we mnie ogień. Rano mąż zafundował mi zimny prysznic”
- „Mąż chciał nowszy model i zamiast auta wymienił mnie. Piał mi w twarz, ale jeszcze zobaczy, kto się będzie śmiał ostatni”
- „Za młodu zmieniałem kobiety częściej niż skarpetki. Dziś jedyne co mam to niespełnione marzenie o żonie i dziecku”