„Musiałem wybierać między synem a żoną. Wiedziałem, że moja decyzja może zniszczyć naszą rodzinę”
„To był totalny koszmar, emocjonalny armagedon. Szymon nalegał i wydymał wargi, a Hania zaciskała zęby, powtarzając, że to moja sprawa i muszę sam znaleźć rozwiązanie. No to znalazłem”.
- listy do redakcji
Słowo droższe od pieniędzy
Teraz już wiem, co to znaczy znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Dałem swojemu synkowi słowo, że zrealizuję jego marzenie z okazji urodzin. Tylko jedno, jedyne marzenie. Wydawałoby się, że to pestka, bo o czym może marzyć pięcioletni dzieciak? O podróży na księżyc? Guzik prawda. To byłoby zbyt proste. On chciał szczura. Nie pieska, nie kociaka, nie złotej rybki w akwarium. Tylko cholernego szczura. I to jest ta pułapka, w którą sam wpakowałem się po uszy. A druga strona medalu? Moja ukochana małżonka.
Wyjątkowa dama, fantastyczna mama, miłość mojego życia, która... wprost nie znosiła wszystkich gatunków gryzoni, a szczególnie mysz i szczurów. I wpadłem jak śliwka w kompot. W jaki sposób to ugryźć, żeby w oczach dzieciaka nie wyjść na człowieka rzucającego słowa na wiatr, a jednocześnie uniknąć rozstania z ukochaną małżonką?
– Chyba ci odbiło! – zareagowała oburzona, kiedy po raz pierwszy napomknąłem o futrzanym pupilu dla naszego synka.
Choć nie posiadaliśmy nawet klatki dla gryzonia, Hania już siedziała na kanapie z podwiniętymi nogami, zupełnie jakby po podłodze hasała jakaś istota przypominająca gryzonia, jakim jest niewinny szczur hodowlany.
– Kochanie, ale nasz synek...
– Szymon może ewentualnie otrzymać pluszaka przypominającego szczura, jeśli w ogóle takie zabawki są dostępne w sklepach, ale jeżeli planujesz przytargać do domu żywego gryzonia, to tylko po tym, jak ja stąd zniknę. Musisz wybrać – albo ten obrzydliwy szczur, albo ja! Trzeba było zastanowić się dwa razy, zanim cokolwiek obiecałeś naszemu dziecku.
Byłem w olbrzymiej kropce
To był totalny koszmar, emocjonalny armagedon. Szymon nalegał i wydymał wargi, a Hania zaciskała zęby, powtarzając, że to moja sprawa i muszę sam znaleźć rozwiązanie. No to znalazłem. Hania uwielbia pieski i gdybyśmy mieli większe mieszkanie, Szymek już od dawna miałby czworonożnego kumpla. Takiego prosto ze schroniska dla zwierząt. Moja małżonka najchętniej pozamykałaby wszystkie tego rodzaju hodowle, gdzie traktuje się suki jak fabryki szczeniąt. Zmuszają je do ciągłego rodzenia, aż w końcu biedactwa umierają ze zmęczenia, bo właściciele chcą zarabiać na małych pieskach, które często przychodzą na świat schorowane. Taki los spotyka nie tylko psy, ale także inne zwierzęta.
Gryzonie, takie jak szczury, również posiadają swoje genealogie i często są trzymane w skandalicznych warunkach. Wykorzystałem ten fakt, aby trafić do serca mojej współczującej zwierzętom małżonki. Nakłamałem jej, że istnieje pewna hodowla, która ma być zlikwidowana, a los wszystkich biednych szczurków, które nie znajdą choćby tymczasowego lokum, będzie przesądzony.
– Haneczko, przygarnijmy jednego takiego szczurka na tydzień albo dwa. Szymcio przez ten czas straci nim zainteresowanie, a organizacja charytatywna w międzyczasie wyszuka dla gryzonia stały dom i zabierze go od nas.
Dopiero gdy porządnie ją uprosiłem i zapewniłem, że zajmę się wszystkim, zgodziła się niechętnie. Powiedziała stanowczo, że jak długo „ta paskuda” będzie przebywać w naszym mieszkaniu, to ja mam dbać o czystość w pokoju naszego synka, bo ona się tam nawet nie pokaże. A jeśli przyłapie „to paskudztwo” choćby na chwilę poza klatką, to wylecę za drzwi razem z tym szczurem – w takiej kolejności.
Spełniłem marzenie syna
Musiałem się na to zgodzić, nie miałem wyjścia. Przyniosłem do domu klatkę, karmę i białego szczurka z szarymi łatkami. Nie powiem, trochę mnie zmroziło, jak zobaczyłem z jaką prędkością ta bestia hasa po swojej klatce. No i ten golutki, długaśny ogonek…
Szymek wprost nie posiadał się z radości. Jego entuzjazm był tak autentyczny i zaraźliwy, że mimowolnie uśmiech pojawiał się na twarzy każdego, kto na niego spojrzał. Opiekował się Hubertem – takie imię nadał gryzoniowi. Identycznie miał na imię jego kolega, z którym był najbliżej.
Podawał temu swojemu szczurowi jedzenie i picie, opiekował się sam zachwycony, że jego marzenie się spełniło. Hanka omijała pokój synka szerokim łukiem. Ja powoli oswoiłem się z obecnością zwierzątka. Jego małe uszka były urocze, a kiedy spacerował po dłoni, muskał ją wąsami, jakby badał co ma przed pyszczkiem. Jego ulubioną rozrywką było przesiadywanie Szymkowi na barku, gdy ten pozwalał mu opuścić klatkę.
Szymek narzekał jedynie na to, że szczur hałasuje po zmroku, nie pozwalając mu zasnąć. Zaproponowałem więc synowi, aby zostawiał drzwi do pokoju zamknięte na noc, a wtedy będzie mógł wypuścić Huberta z klatki, żeby sobie poskakał po pomieszczeniu. Miało to zmniejszyć nocne harce gryzonia. Mój plan się powiódł. Hubert hasał po podłodze, eksplorując synowe królestwo, a o świcie albo wracał do klatki, żeby coś przekąsić i uciąć sobie drzemkę w drewnianym domku z błękitnym daszkiem, albo wskakiwał na posłanie i zasypiał wtulony w moje dziecko, ogrzewając się jego ciepłem ciała. Czuł się jak u siebie...
Synek utrzymywał, że Hubert wie już, jak ma na imię. Że szaleje za kukurydzą i marchewką. No i że jest po prostu super. No dobra, muszę przyznać, że chociaż na początku nie byłem jakimś wielkim fanem tego gryzonia, to jednak z czasem przekonałem się do niego. Okazało się, że to naprawdę inteligentne, sympatyczne i zabawne stworzenie.
Szymek był w nim zakochany
Tydzień za tygodniem mijał, a Szymek wciąż nie miał dość swojego pupila. Moja małżonka zerkała na mnie niezbyt przyjaźnie i mamrotała coś o tym, że to „stworzenie” miało u nas pomieszkiwać góra dwa tygodnie, a tymczasem nic nie wskazuje na to, żeby w ogóle miało się stąd kiedyś wynieść.
– Zgadza się, Szymek uwielbia tego swojego Hubcia i opiekuje się nim, uczy się przy tym, co to znaczy być odpowiedzialnym.
– Zaraz ci pokażę odpowiedzialność… – mruczała pod nosem Hanka.
Głowiłem się więc nad tym, w jaki sposób bezstresowo rozstać się z pupilem. Wiadomo, że z małżonką to raczej niewykonalne. Idealnie byłoby, gdyby mały sam z tego zrezygnował i nie chciał już zwierzaka w domu. Próbowałem go zrazić do tego gryzonia. Mówiłem ciągle, że ten gryzoń hałasuje, biega po nocy i trzeba chować kable, że pogryzł buty synka, że po nim trzeba sprzątać, że mamuśka boi się wejść do ich sypialni… Mój synek słuchał tego wszystkiego, a potem nawijał, że ten szczur jest coraz mądrzejszy, że mniej już psuje, a poza tym dostał ode mnie pozwolenie. No i klops.
Poza tym, też nie miałem ochoty rozstawać się z Hubertem. Poczułbym się jak ostatni śmieć, gdybym to zrobił. W końcu jednak doszło do nieuniknionego. Szymek obudził się w środku nocy, bo musiał skorzystać z toalety. Dobrze, że nie zrobił tego w łóżku. Kłopot w tym, że mały zapomniał zamknąć drzwi od pokoju. Rano ze zgrozą stwierdziłem, że Hubert zniknął – nie było go w klatce, do której zazwyczaj wracał po nocnych eskapadach, ani w łóżku Szymka, gdzie czasami zasypiał zwinięty w kulkę. Nie schował się też za biurkiem ani komodą. Mogło to znaczyć tylko jedno – grasował gdzieś po mieszkaniu.
Zapadł się pod ziemię
Moja druga połówka lada moment chwyci za nóż do filetowania... Zanim wyrzuci nas za drzwi, skazując na chłód i tułaczkę, ruszyłem na poszukiwania zbiega. Sprawdzałem każdy zakamarek, ale sprytnie się ukrył. Pospiesznie wyszykowałem małżonkę i Szymka do przedszkola, a sam – mając dopiero popołudniowy dyżur – oddałem się poszukiwaniom szczura w naszym mieszkaniu.
Tego ranka zrobiłem chyba wszystko, co tylko było możliwe... Penetrowałem każdy zakamarek mieszkania – od kredensu po regały, sprawdzałem przestrzeń za wazonami i telewizorem. Żadna szuflada ani półka nie umknęła mojej uwadze. W panice zajrzałem nawet na strych, do piekarnika, zamrażalnika i na taras. Kilkukrotnie wracałem do sypialni Szymona z nadzieją, że gryzoń się odnajdzie. W desperacji zacząłem nawet stukać pokrywką o rondelek, myśląc, że hałas wypłoszy uciekiniera z kryjówki. Niestety, bez rezultatu. Ze zdenerwowania cały się trząsłem i bałem się, że przez ten stres osiwiałem w mgnieniu oka.
Ostatecznie skapitulowałem i ruszyłem do roboty. Wyobrażałem sobie niezliczone koszmarne scenariusze tego, co uczyni Hania, gdy wróci do mieszkania przede mną, a Hubert w tym czasie wyłoni się ze swojej kryjówki. Jedyne, co zaprzątało mi głowę to – gryzoń, gryzoń, gryzoń. Zupełnie jakbym miał na tym punkcie obsesję!
Ulga wypełniła moje serce, gdy nie usłyszałem dzwoniącego telefonu z rozkazem natychmiastowej ewakuacji do domu w celu schwytania wąsatej bestii biegającej bez nadzoru. Podróż powrotna do domu upłynęła mi w atmosferze niepokoju. Otwierałem drzwi po cichu niczym rabuś i… Moich uszu dobiegł chichot z salonu.
Nie spodziewałem się takiego widoku
Ruszyłem, by rozeznać się w sytuacji, po drodze uważnie wypatrując gigantycznego gryzonia. Moja szczęka omal nie uderzyła w podłogę, gdy wreszcie go dostrzegłem. Grzecznie przysiadł na ramieniu mojej małżonki i obwąchiwał jej fryzurę. Zaniemówiłem, nie wiedząc, jak zareagować na ten widok. Tymczasem Szymuś biegał dookoła niej, trzęsąc się ze śmiechu…
– Hania… Co się tu dzieje? Nie rozumiem…
W jej spojrzeniu nie dostrzegłem wściekłości. Przeciwnie, emanowała spokojem.
– O mały włos nie padłam na zawał, gdy ujrzałam gryzonia na kuchennej podłodze. Nie mam pojęcia, kto z was jest odpowiedzialny za to, że dał nogę z klatki, ale kiedy tak na mnie patrzył, stanął w słup i wysunął łapki, zupełnie jakby błagał o przysmak… dotarło do mnie, że to taki… kociak, tylko z krótszymi nóżkami i odmiennym ogonem. Skoro Szymek jest w nim taki zakochany, to ja też mogę spróbować go polubić…
Włożyliśmy tyle wysiłku, by Hubert trzymał się od niej z daleka, a ja prawie posiwiałem z nerwów, pół dnia go szukając. A ona nagle przestała odczuwać do niego wstręt i lęk, w mgnieniu oka? Kobiety zawsze będą dla mnie zagadką. Ale jest i dobra strona – nie musimy już szukać dla Huberta nowego domu. Bo gdzież miałby lepiej niż pod naszym dachem?
Nasz rezolutny pupilek zamieszkał w pokoju Szymona na dobre, choć teraz może hasać po całym mieszkaniu. Momentami obawiam się, że go nadepnę lub że nabroi, ale on jest na tyle bystry, by uniknąć stratowania czy utraty uznania w oczach swoich opiekunów. Ku lekkiemu niezadowoleniu Szymusia, sprytny Hubert przejawia największą uległość, szacunek oraz oddanie wobec mojej małżonki. Tak samo zresztą, jak my wszyscy.
Mariusz, 33 lata