„Musiałem wysłuchiwać sprośnych komentarzy teściowej przy wielkanocnym stole. Ta kobieta nie ma wstydu za grosz”
„Na początku puszczałem to mimo uszu. Przecież nie można podejrzewać swojej teściowej o coś więcej... prawda? Ale im więcej takich sygnałów pojawiało się przy każdej wizycie, tym trudniej było mi je ignorować. Czy to tylko moja wyobraźnia?”.

- Redakcja
Pamiętam, moment, gdy poznałem swoją teściową. Pomyślałem wtedy, że zaskakująco młodo wygląda. Pięćdziesiątka? Nie powiedziałbym. Wysoka, szczupła, z zadbanymi dłońmi i włosami, które pachniały jak drogie perfumy. Od razu złapaliśmy kontakt. Była otwarta, bezpośrednia, z ciętym językiem. Potrafiła rzucić żartem, który sprawiał, że się rumieniłem, ale odbierałem to jako jej styl. Zosia zawsze powtarzała, że „jej mama taka już jest”. Z biegiem czasu zacząłem jednak zauważać coś więcej. Uściski, które trwały o sekundę za długo. Palce muskające moje ramię, kiedy przechodziła obok. Komentarze rzucane niby w żartach, które jednak zapadały w pamięć.
– W tym swetrze to ty wyglądasz jak model. Zosia ci go wybrała, czy może wiesz, jak działać na kobiety?
Na początku puszczałem to mimo uszu. Przecież nie można podejrzewać swojej teściowej o coś więcej... prawda? Ale im więcej takich sygnałów pojawiało się przy każdej wizycie, tym trudniej było mi je ignorować. Czy to tylko moja wyobraźnia? A może... coś, czego wolałbym nigdy nie dostrzec?
Serce waliło mi jak szalone
– Pomożesz mi zamarynować karkówkę? – zapytała teściowa, zerkając na mnie spod rzęs. – Zosia wyszła po chrzan i buraczki, a ja nie dam rady sama z tym wielkim kawałkiem mięsa.
Stałem chwilę w progu kuchni, wahając się, ale podszedłem. Na blacie leżał wielki, surowy płat mięsa, obok miska z przyprawami i oliwą.
– Weź go pokrój na plastry, ja będę mieszać marynatę – powiedziała, odgarniając włosy za ucho. – Tylko cienko, bo potem trudno dopiec.
Wziąłem nóż, zacząłem ciąć, skupiony na pracy. Pachniało czosnkiem, rozmarynem i… czymś jeszcze. Perfumami?
– Dobrze ci to idzie – mruknęła, stając tuż za mną. Poczułem, jak jej dłoń lekko przesuwa się po mojej. – Uważaj, bo się skaleczysz. Zosia mówiła, że masz zdolne ręce…
Zamarłem. Palce teściowej wciąż leżały na mojej dłoni. Odchrząknąłem.
– To już? – zapytałem, odsuwając się lekko. – Może włożę to do lodówki?
– Tak, tak… – uśmiechnęła się, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Tylko Zosi nic nie mów. Ona nie musi wiedzieć wszystkiego, prawda?
Odwróciłem się gwałtownie. Napotkałem jej spojrzenie – bezczelne, pewne siebie, niemal prowokujące. Wyszedłem z kuchni, udając, że muszę się wysuszyć, bo niby ubrudziłem koszulę. Serce waliło mi jak szalone. Przecież to nie mogło być nic więcej niż niegroźny flirt… Prawda?
Musiałem się upewnić
– A twoja mama... no wiesz, ona zawsze była taka bezpośrednia?– zacząłem ostrożnie, kiedy leżeliśmy już w łóżku.
Żona spojrzała na mnie znad książki, z tym swoim zdezorientowanym uśmiechem.
– Bezpośrednia? Całe życie. Mówi, co myśli, nie owija w bawełnę. A czemu pytasz?
Zawahałem się. Nie chciałem wyjść na paranoika, ale musiałem się upewnić.
– Tak się zastanawiałem… czy ona zawsze była taka… Czy ona lubi się przytulać?
Zosia się zaśmiała.
– Serio? Ona wszystkich przytula. Kiedyś w sklepie złapała obcego faceta za rękę, bo myślała, że to tata. A potem się śmiała przez tydzień.
Nie było w niej żadnej podejrzliwości. Żadnego cienia wątpliwości.
– A z innymi mężczyznami…? – ciągnąłem, próbując utrzymać lekki ton. – Nigdy nie miała jakiegoś, no wiesz, romansu?
– Moja mama? – uniosła brwi. – Od zawsze z tatą. Przynajmniej tak twierdzi. A czemu cię to interesuje?
– Tak po prostu… – wymamrotałem. – Rozmawialiśmy dziś przy karkówce i… była jakaś taka… nie wiem… zbyt miła.
Zosia roześmiała się.
– Boisz się mojej mamy?
Uśmiechnąłem się, próbując udawać, że żartowałem. Ale w środku czułem coś innego. Jakby pod powierzchnią naszego spokojnego małżeństwa zaczęło coś buzować. Cichy niepokój, którego nie potrafiłem zignorować.
Skłamałem
– Siadaj tu, koło mnie – zawołała teściowa, stukając w miejsce obok siebie przy długim stole nakrytym białym obrusem i dekorowanym żółtymi żonkilami. – Zosia zaraz przyniesie żurek, a ty już teraz musisz coś przekąsić. Zobacz, jakie jajka zrobiłam. Twoje ulubione, prawda?
Miejsce „przydzielone” jak za szkolnych czasów. Usiadłem więc, choć od początku czułem, że będzie to nieręczne. Wokół gwar rozmów, stukot talerzy, śmiech dzieciaków z końca stołu, teść przewracający gazetę przy kawie, jakby to była najzwyklejsza niedziela. Zosia biegała z półmiskami, jej policzki zarumienione, oczy błyszczące z radości. A teściowa… Teściowa właśnie pochyliła się, by podać mi pieprzniczkę, i jej dłoń „przypadkowo” musnęła moje kolano pod stołem. Zadrżałem, a potem odsunąłem się delikatnie. Ale nie na tyle, by to wyglądało jak panika. Próbowałem zachować twarz.
– Wszystko w porządku? – zapytała Zosia, nalewając mi żurku z uśmiechem.
– Tak, jasne – skłamałem, nie patrząc w oczy ani jej, ani teściowej.
Pod stołem znów poczułem dotyk. Zadrżałem, ale nie odsunąłem się tym razem. I to przeraziło mnie najbardziej.
Nie wiedziałam, co robić
Zosia poszła po ciasto do spiżarni, a teść siedział przed telewizorem, wpatrzony w powtórkę meczu sprzed tygodnia. W kuchni zostałem sam z teściową. Stała przy zlewie, opłukując półmiski. Ale gdy sięgnąłem po szklankę, poczułem, że jest tuż za mną. Nie odwróciłem się, ale słyszałem jej oddech – bliski, ciepły, zbyt intymny.
– Jesteś spięty – szepnęła, niemal dotykając mojej szyi ustami. – Wszystko dobrze?
Zamarłem.
– Tak… po prostu... gorąco – mruknąłem, robiąc krok w bok.
Ale ona zrobiła to samo, nie dając mi uciec.
– Życie jest krótkie – powiedziała miękko – A ty jesteś mężczyzną. Dorosłym. Wiesz, co się dzieje, prawda?
Jej palce dotknęły mojego nadgarstka. Nie trzymały, nie ściskały – po prostu były. Jej obecność w tej ciasnej kuchni robiła się nie do zniesienia.
– To nie jest w porządku – powiedziałem, cofając rękę.
– A ty jesteś moim zięciem, nie moim synem – odparła spokojnie, patrząc mi w oczy. – I jesteś przystojny. Pociągający. Zosia tego nie docenia… a ja? Ja umiem dostrzec takie rzeczy.
– Proszę cię, przestań – powiedziałem cicho, ale ton mojego głosu był błagalny.
Wyszedłem z kuchni jak z płonącego budynku. Potrzebowałem powietrza. Ubrałem się naprędce i wyszedłem na zewnątrz. Czy to ja coś sprowokowałem? Czy byłem zbyt miły, zbyt uprzejmy, zbyt uważny? Na ulicy wiatr rozwiewał mi włosy, ale nie potrafił rozwiać jednego pytania: co mam teraz zrobić?
Byłem roztrzęsiony
Wróciłem, gdy na dworze zapadał zmrok. Dom był cichy, Zosia kąpała się na górze, teść drzemał na kanapie. Teściowa siedziała sama przy kuchennym stole. Zerknęła na mnie, jakby czekała. I jakby w ogóle się nie wstydziła.
– Myślałam, że uciekłeś na dobre – powiedziała cicho, podnosząc wzrok.
Zamknąłem za sobą drzwi. Wziąłem głęboki wdech. Wiedziałem, że nie mogę już dłużej udawać, że to się nie dzieje.
– Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, jeśli jeszcze raz powiesz cokolwiek... choćby w żartach – Zosia się o wszystkim dowie. Przysięgam ci. Nie obchodzi mnie, czy rozbiję całą rodzinę.
Zamilkła na chwilę. Potem spojrzała na mnie z czymś, co przypominało... złość? Rozbawienie?
– Ojej, jaki ty nagle stanowczy. A jeszcze chwilę temu... nie wyglądałeś na takiego zdecydowanego. Przypomnieć ci, jak stałeś, jakbyś czekał, aż zrobię ten pierwszy krok?
Zrobiło mi się gorąco. Czy to prawda? Czy może tylko wmawia mi to, żeby odebrać mi grunt pod nogami?
– Nie graj ze mną – syknąłem.
– Nie gram. Ale nie udawaj, że jesteś taki niewinny.
Wyszedłem, zanim powiedziałem coś, czego bym pożałował. Byłem roztrzęsiony. Nie wiedziałem, komu mogę o tym powiedzieć. Od tamtych świąt wciąż czuję wstyd. Żyję jak na bombie. Bo wiem, że teściowa prędzej czy później coś powie. Albo zrobi. I wtedy wszystko runie.
Michał, 35 lat
Czytaj także:
- „Na emeryturze chciałam czuć się potrzebna. Sadziłam petunie przed kamienicą, ale to w moim sercu coś zakiełkowało”
- „Mąż miał odwagę zdradzić rodzinę, ale powiedzieć dzieciom, co zrobił, to już nie. Wyręczył go ktoś inny”
- „Biurowa koleżanka myślała, że może mną pomiatać. Szybko się nauczyła, że cicha nie równa się potulna”