Reklama

Kiedy wspominam związek z Weroniką, mam wrażenie, że opowiadam o dwóch różnych osobach – jednej, którą pokochałem bez pamięci, i drugiej, od której musiałem uciec, zanim mnie udusi. Byliśmy razem trzy lata. Na początku to było świetnie. Z czasem jednak… jej pytania – co robię, gdzie jestem, z kim – zaczęły mnie męczyć. Dusiłem się. Wolałem zaszyć się w pracy niż wracać do domu.

Reklama

Nie umiałem jej tego powiedzieć od razu. Nie chciałem jej skrzywdzić. Odszedłem, kiedy nie było już nic. Żadnych czułości, żadnych planów. Powiedziałem to spokojnie, bez dramatów.

To było nieuniknione – powiedziała tylko, jakby znała zakończenie tej historii od samego początku.

Wyszedłem z jej mieszkania z ulgą. Ale też z tym dziwnym uczuciem... jakby coś jeszcze się nie skończyło. Jakby drzwi się nie zamknęły.

Zrobiło mi się robić duszno

Zadzwonił domofon. Byłem przekonany, że to listonosz z rachunkami albo sąsiadka z dołu. Otworzyłem bez większego entuzjazmu. Po chwili na schodach pojawił się kurier.

– Paczka dla pana.

Podpisałem odbiór i zamknąłem drzwi. Żadnego nadawcy. Otworzyłem ostrożnie. W środku były dwie ramki i nasze zdjęcia. Te, które usunąłem z telefonu, z folderu w chmurze, z dysku. Na odwrocie jednej z ramek widniał grawer:

„Kiedyś wrócisz”.

Oparłem się o blat. Gdyby to był żart, pewnie by mnie rozbawił. Tylko to nie był żart. Przez chwilę zastanawiałem się, kto miałby dostęp do tych zdjęć. Jedyną osobą byłem ja. I ona. Tego samego wieczoru, siedząc nad grafiką dla klienta, dostałem nową wiadomość. Listę wszystkich utworów, których słuchaliśmy razem. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Michała.

– Stary, masz chwilę? – zapytałem, ledwo kryjąc niepokój.

– Co jest?

– Dostałem dziś paczkę. Od Weroniki. Chyba. W środku nasze zdjęcia. Ramki. Grawerowane. Potem playlista. Też od niej.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Usłyszałem szuranie – chyba zmieniał pozycję.

– I?

– I chyba nie ogarnia, że to koniec.

Michał westchnął.

– Może po prostu przechodzi przez to po swojemu. Wiesz, niektórzy mają fazę wspomnień. Ludzie drukują zdjęcia, słuchają muzyki, płaczą do wina…

Ale po co mi to wysyła?

– A powiedziałeś jej wprost, że nie chcesz kontaktu?

Zamilkłem. Prawdę mówiąc, nie. Zerwanie było ciche, prawie bezbolesne, jakby oboje czekali tylko, aż któreś wypowie to pierwsze zdanie. Ale może ona wcale nie czekała?

– Może po prostu to jej sposób na żałobę – dodał Michał po chwili. – Daj jej czas. Pewnie się znudzi.

Następnego dnia rano obudziło mnie powiadomienie. Kolejna wiadomość. Zaczęło mi się robić duszno. Zrozumiałem, że to nie będzie koniec, którego się spodziewałem.

Skłamałem bez mrugnięcia okiem

W czwartek po południu poszedłem na siłownię. Nowa rutyna, nowy grafik, nowe miejsce. Potrzebowałem choć przez chwilę poczuć, że mam nad czymś kontrolę. Na wejściu przywitał mnie recepcjonista. Znałem go z widzenia. Było spokojnie, połowa maszyn wolna. Ustawiłem się przy bieżni, założyłem słuchawki, włączyłem podcast i zacząłem biec. Mijało dziesięć minut, może dwanaście. Spojrzałem w prawo. Była tam. Weronika. W czarnym dresie, z włosami spiętymi w wysoki kok, tak jak zawsze wtedy, kiedy nie chciała, żeby coś jej przeszkadzało. Stała przy atlasie, nawet nie ćwiczyła, tylko coś ustawiała. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zauważyłem, że uśmiechnęła się lekko. Uciekłem wzrokiem. Szybko wyszedłem. W szatni, z ręcznikiem w dłoni, tylko stałem i patrzyłem w pustkę. Następnego dnia zapisałem się do innej siłowni, trochę dalej od domu. Nie chciałem jej widywać. Nie chciałem się zastanawiać, czy to przypadek.

W niedzielę rano odwiedziłem babcię. Uparła się, że pójdziemy razem do kościoła. Nie miałem siły jej odmówić. O jedenastej zasiedliśmy w ławce pod chórem. Babcia szeptała coś pod nosem, a ja odliczałem minuty do końca kazania. I wtedy spojrzałem w przód. Dwa rzędy przed nami, lekko bokiem, siedziała Weronika. Miała na sobie granatowy płaszcz. Nie obracała się, ale wiedziałem, że wie, że tam jestem. Po mszy wychodziliśmy powoli, razem z tłumem. Przed kościołem, zanim zdążyłem założyć czapkę, odwróciła się i spojrzała mi w oczy. Podeszła. Babcia zaczęła poprawiać rękawiczki, więc udawałem, że nie widzę Weroniki.

Ładnie wyglądasz, jak się modlisz – powiedziała cicho Weronika.

Nic nie odpowiedziałem. Po prostu się odwróciłem.

– Kto to był? – zapytała babcia w drodze do domu.

– Koleżanka – skłamałem bez mrugnięcia okiem.

Przez całą drogę do mieszkania babcia opowiadała o nowym wikarym i o tym, że powinni mnie wreszcie zaprosić do chóru, bo przecież mam głos po dziadku. Nie słuchałem. Wieczorem, po raz pierwszy, sprawdziłem ustawienia prywatności w mediach społecznościowych. Zablokowałem, co się dało. Zmieniłem statusy, pousuwałem resztki wspólnych zdjęć. Zablokowałem ją wszędzie, choć i tak by nie napisała. Ona wybierała inne metody.

Musiałem zareagować

Wracałem z pracy później niż zwykle. Wysiadłem przystanek wcześniej, żeby skrócić sobie drogę przez park. Było już ciemno, latarnie świeciły słabo, ale znałem ten skrót od dziecka. Szum liści, stuk moich butów i cisza. Nagle, jakby znikąd, pojawiła się ona. Stała na środku alejki. Po prostu powiedziała:

Nie umiem cię zapomnieć.

Zamarłem.

– Muszę iść – powiedziałem tylko, starając się minąć ją jak najspokojniej.

– Już cię nie zatrzymuję – odpowiedziała z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. – Po prostu chciałam, żebyś wiedział.

Wieczorem przyszła kolejna wiadomość. Siedziałem długo w ciszy. To nie był przypadek. To był sygnał. Postanowiłem pójść do niej. Nie po odpowiedzi. Po koniec.

Nie chciałem jej słuchać

Pojechałem do Weroniki późnym popołudniem. Nie dzwoniłem, nie uprzedzałem. Drzwi otworzyła niemal od razu.

– Wchodź – powiedziała.

Wnętrze mieszkania się nie zmieniło. Te same poduszki na kanapie, te same zasłony. Usiedliśmy naprzeciwko siebie.

– To, co robisz, jest nie w porządku – powiedziałem spokojnie. – Te zdjęcia, playlisty, przypadkowe spotkania… To mnie męczy. Potrzebuję spokoju. Potrzebuję dystansu.

Weronika spojrzała na mnie uważnie, ale bez gniewu.

– To tylko wspomnienia. Przecież nie robię nic złego – mówiła cicho. – Chcę tylko... żebyś nie zapomniał.

– To nie o pamięć chodzi. To zaczyna mnie przerażać.

Zamilkła. Przez chwilę myślałem, że wreszcie dotarło, ale wtedy zaczęła się śmiać. Wstałem. Nie chciałem słuchać więcej. Wracając do domu, zauważyłem coś przy domofonie. Żółta karteczka, przyklejona taśmą. Długopisem napisane:

„Dzięki, że porozmawialiśmy. Wiem już wszystko”.

Zrobiło mi się głupio

Spakowałem torbę w piętnaście minut i zadzwoniłem do Michała. Nie pytał o powód, tylko podał kod do domofonu i numer piętra. Przez kilka dni mieszkałem u niego na kanapie, udając, że to tymczasowe. Ale każdej nocy budziłem się zlany potem. Miałem wrażenie, że coś obserwuje mnie przez okno, choć mieszkaliśmy na czwartym piętrze. Zgłosiłem wszystko na policję. Funkcjonariusz kiwał głową z wyuczonym współczuciem, notował, ale na końcu tylko wzruszył ramionami.

– Dopóki nic się panu nie dzieje, trudno mówić o przestępstwie.

Na moment zrobiło mi się głupio. Może faktycznie przesadzam? Dwa dni później ktoś zadzwonił do drzwi Michała. Podeszliśmy razem. Gdy otworzyliśmy – nikogo nie było. Tylko poruszający się lekko dywanik na klatce. Michał próbował być racjonalny.

Może dzieciaki? Albo jakiś zbieg okoliczności?

– Ona się nie zatrzyma – odpowiedziałem.

Sprawdziłem ogłoszenia. W tydzień znalazłem pokój do wynajęcia na drugim końcu miasta. Zmieniłem numer telefonu. Skasowałem konta w mediach społecznościowych. Pożegnałem się z Michałem, zostawiłem mu tylko adres do kontaktu w razie nagłej potrzeby. Nie powiedziałem nikomu, gdzie się przeniosłem. W nowym mieszkaniu nie ma nic z przeszłości. Ani zdjęć, ani znajomych miejsc. Czasem boję się, że zobaczę ją na klatce. Minął już miesiąc. Może mnie zapomniała.

Jakub, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama