„Muszę żebrać u własnych dzieci o bliskość, ale nie potrafię. Nawet w Dzień Matki usycham jak lilia bez wody”
„Sąsiadka, która mieszka w klatce obok, opowiada mi, jak to jej córka wpada co niedzielę z dziećmi, by spędzić trochę czasu razem. Gdy o tym mówi, czuję, jak głęboko coś we mnie się łamie. Jednak uśmiecham się, starając się ukryć swoją zazdrość. Może jutro będzie inaczej, myślę sobie”.
- Redakcja
Codziennie, tuż po szóstej rano, rytuał powtarza się niezmiennie. Budzik delikatnie dzwoni, a ja, wstaję z łóżka, przeciągając się leniwie. W kuchni czeka już na mnie czajnik, gotowy do zagotowania wody na poranną kawę. Z kubkiem w ręku siadam przy stole, wpatrując się w rozchodzące się smugi dymu. To moja chwila spokoju, moment na zebranie myśli przed kolejnym dniem pełnym ciszy.
Mieszkam sama, w cichym, nieco zapomnianym mieszkaniu. Syn mój, choć mieszka zaledwie kilka przystanków dalej, odwiedza mnie rzadko. Obiecał wpaść z synową „wkrótce”, ale owo „wkrótce” nie nastąpiło już od miesięcy. Ostatnia rozmowa telefoniczna była krótka. Oboje mówili, jak to są zajęci, jak praca pochłania im czas. Zrozumiałam, nie winię ich. Ale jednak ten cień samotności nie opuszcza mnie, przypomina o sobie w każdej pustej chwili.
Sąsiadka, która mieszka w klatce obok, zawsze twierdzi, że odwiedziny rodziny są najważniejsze. Opowiada mi, jak to jej córka wpada co niedzielę z dziećmi, by spędzić trochę czasu razem. Gdy mówi o tych rodzinnych spotkaniach, czuję, jak głęboko coś we mnie się łamie. Jednak uśmiecham się, starając się ukryć swoją zazdrość. Może jutro będzie inaczej, myślę sobie, choć na razie nic na to nie wskazuje...
W sercu miałam nadzieję
Telefon zadzwonił niespodziewanie. Zatrzymałam rękę, w której trzymałam książkę, i podeszłam, by go odebrać. W moim sercu zapłonęła iskierka nadziei. Może to oni?
– Mamo! – głos syna brzmiał ciepło, ale jakby odlegle.
– Och, cześć, kochanie – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał radośnie. – Jak się masz?
– Dobrze, dobrze. Przepraszam, że tak rzadko się odzywamy. Praca nas pochłania – tłumaczył, choć słowa te słyszałam już zbyt wiele razy.
– Rozumiem – skłamałam, choć moje serce mówiło coś zupełnie innego.
Do rozmowy wtrąciła się synowa.
– Mamo, musimy się spotkać, tęsknimy za tobą – powiedziała. Jej głos brzmiał miło, ale bez tego ciepła, które pamiętałam z dawnych lat.
– Też za wami tęsknię – powiedziałam z trudem, choć moja nadzieja topniała. – Może wpadniecie w weekend?
– Na pewno wpadniemy – zapewnił syn, a ja usłyszałam w tle dźwięk otwieranych drzwi.
– Muszę lecieć, ale obiecuję, że się zobaczymy.
Rozmowa zakończyła się szybko, a ja odłożyłam telefon z uczuciem niedosytu. Znów pozostawili mnie z niepewnością i tą nieodłączną smutną samotnością. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek naprawdę znajdą dla mnie czas, czy to tylko puste słowa, które wypowiadają po prostu z obowiązku.
Byłam potwornie samotna
Słońce wspinało się leniwie na niebo, a ja postanowiłam wykorzystać ten spokojny moment, by wynieść śmieci. Przeszłam przez znajome korytarze bloku, z każdym krokiem czując ciężar pustki, który towarzyszył mi codziennie. Na zewnątrz powietrze było świeże, a wokół kwitły krzewy róż, które zawsze podziwiałam, mijając je w drodze do śmietnika.
– O, dzień dobry, Teresko! – usłyszałam radosny głos sąsiadki, która akurat podlewała swoje rośliny.
– Dzień dobry – odpowiedziałam, starając się przybrać pogodny ton.
– Widzisz te róże? – zapytała, wskazując na piękne kwiaty. – Moja córka mi je wczoraj przyniosła. Takie małe, a jak cieszą oko, prawda?
– Piękne są – odpowiedziałam, próbując ukryć cień zazdrości, który przemknął przez moje serce. – Może i do mnie coś dziś przyniosą – dodałam, choć w głębi duszy czułam, że to tylko zbyt naiwna nadzieja.
Sąsiadka uśmiechnęła się serdecznie, a ja kontynuowałam swoją drogę, odprowadzana jej radosnym spojrzeniem. Wracając do mieszkania, nie mogłam pozbyć się myśli o tym, jak bardzo chciałabym, by moja rodzina też pamiętała o takich drobnych gestach. Z trudem powstrzymywałam łzy, czując, że taka izolacja od bliskich staje się coraz bardziej dotkliwa.
Czułam się zbędna i nieważna
Gdy weszłam do mieszkania, powitała mnie znana cisza. Na chwilę przystanęłam w przedpokoju, wsłuchując się w odgłosy życia na zewnątrz. Sąsiedzi rozmawiali na korytarzu, dzieci biegały po podwórku – wszystko toczyło się swoim rytmem, a ja znów byłam obserwatorką zza zamkniętych drzwi. Włączyłam telewizor, choć nie potrafiłam skupić się na programie. „Familiada” rozbrzmiewała w tle, wypełniając pustkę salonu dźwiękami śmiechu i aplauzu. Patrzyłam na ekran, ale myślami błądziłam daleko, wracając do wspomnień z przeszłości. Jak bardzo wszystko było wtedy inne, gdy dom tętnił życiem, a dzieci biegały po pokojach, śmiejąc się i bawiąc...
W pewnym momencie zauważyłam, że nie otrzymałam żadnych wiadomości od syna. Telefon leżał cicho na stole, jakby chciał mi przypomnieć o swojej bezczynności. Poczucie nieważności przygniotło mnie jak ciężki kamień. Czy naprawdę stałam się tylko dodatkiem do ich życia? Czy to możliwe, że kiedyś byłam dla nich ważniejsza, a teraz jestem tylko wspomnieniem dawnych czasów? Rozmyślania przerwał dźwięk z telewizora – znów śmiech, jakby drwiący. Wyłączyłam odbiornik, zostawiając mieszkanie w ciszy. Wiedziałam, że muszę coś zmienić, ale nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać.
Staliśmy się dla siebie obcy
Usiadłam w ulubionym fotelu, tym samym, który pamięta moje wieczory spędzane na czytaniu bajek synowi. Zamknęłam oczy, pozwalając wspomnieniom przepływać przez umysł jak film w starym kinie. Widziałam jego małą, rozpromienioną twarz, gdy zasypiał przytulony do mnie, a ja opowiadałam o bohaterach z dalekich krain.
– Gdzie to wszystko się podziało? – zapytałam cicho siebie, zmagając się z bólem przeszłości.
Jak to się stało, że staliśmy się dla siebie obcy? Czy to ja popełniłam jakiś błąd, czy to życie nas tak rozdzieliło? Poczułam łzy na policzkach. Pragnienie bliskości z rodziną było niemal namacalne, ale wiedziałam, że nie mogę ich zmusić do czegoś, czego sami nie chcą. Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok? Zadzwonić, zapytać, czy wszystko w porządku, nawet jeśli to oni powinni się odezwać?
– Dlaczego to musi być takie trudne? – mówiłam do siebie, czując się coraz bardziej bezradna.
Każda myśl o przeszłości przypominała mi, jak wiele rzeczy straciłam i jak niewiele z nich mogę odzyskać. Ostatecznie postanowiłam, że poczekam. Może powinnam dać im czas, pozwolić, by to oni zatęsknili za mną. A może, tak jak zawsze, będę czekać bez końca, z naiwną nadzieją na lepsze jutro.
Bałam się odrzucenia
Postanowiłam, że dziś zadzwonię. Wzięłam telefon do ręki, patrząc na numer syna, który wyświetlał się na ekranie. Poczułam drżenie w dłoniach, a serce zaczęło bić szybciej. Czy nie będę im przeszkadzać? Czy znów usłyszę te same wymówki? Przyłożyłam palec, by rozpocząć połączenie, ale coś mnie powstrzymało. Zawstydzenie moją samotnością, lęk przed odrzuceniem? Nie wiedziałam, co było gorsze. Ostatecznie opuściłam rękę i odłożyłam telefon na stół. Nie potrafiłam się przemóc.
Wstałam, kierując się do kuchni. Zrobiłam sobie kolejną kawę, czując gorzką woń, która wypełniła moją przestrzeń. Wpatrywałam się w czarny płyn, myśląc o przyszłości, która jawiła mi się jako wielka niewiadoma. Co przyniesie jutro? Czy coś się zmieni? Z kubkiem w ręku wróciłam do salonu, siadając przy oknie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo na złoto. Obserwowałam, jak dzień zmienia się w wieczór, czując narastającą melancholię. Może jutro będzie inaczej. Może jutro znajdę w sobie odwagę, by zadzwonić... By poprosić. Ale czy można prosić o bliskość?
– Może jutro... – powtórzyłam szeptem, wpatrując się w migoczące na horyzoncie światła. Czułam, że to jedyne, co mi pozostało – nadzieja na jutro, które wreszcie przyniesie zmiany.
Teresa, 54 lata
Czytaj także:
- „Wyjechałam do Ciechocinka podreperować zdrowie i przykleił się do mnie Casanova. Chciał mi urządzić sanatorium miłości”
- „Liczyłem, że bogaci rodzice ułatwią mi start. Szybko się przekonałem, że dorosłe życie to sztuka przetrwania”
- „Sąsiad dał mi nawóz do róż, a ja jemu coś więcej. Zdrada pod gołym niebem w biały dzień nie mogła skończyć się dobrze”