„Myślałam, że Anka nie znosi mojego męża. Gdy zobaczyłam, co dała mu na urodziny, zrozumiałam, że łączy ich coś więcej”
„Nie przesadzałam. Anka nie kupowała drogich prezentów. Nigdy. A już na pewno nie mojemu mężowi. Coś tu było nie tak. Nie sądziłam jednak, że tak szybko poznam prawdę”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że jestem jedną z tych kobiet, które potrafią dobrze ocenić ludzi. W końcu nie byłam już dzieckiem – swoje w życiu przeszłam, kilka razy się sparzyłam, nauczyłam się słuchać intuicji. Z Anką znałam się od liceum. Byłyśmy zupełnie różne, a jednak, mimo tej różnicy charakterów, trzymałyśmy się razem.
Od kiedy pamiętam, Anka powtarzała, że nie cierpi mojego męża. I nie chodziło tylko o to, że czasem rzuciła jakiś komentarz. Nie raz widziałam, jak krzywiła się, gdy Łukasz coś mówił. Kręciła oczami, kiedy wspominał o pracy albo o tym, że w weekend znowu planuje grilla. Dlatego to, co się wydarzyło później, wbiło mnie w ziemię. Przez lata byłam przekonana, że Anka i Łukasz nie mogą się znieść. A potem przyszły jego urodziny. I prezent. I to, jak na niego zareagował. I jej mina, kiedy wręczała mu ten cholerny pakunek. Wtedy zrozumiałam, że cała ta „nienawiść” była tylko zasłoną dymną. A pod spodem kryło się coś, czego wolałabym nie odkrywać.
Zastygłam z talerzem w dłoni
Nie chciałam robić wielkiego przyjęcia. Kilkoro znajomych, tort. Nic wyszukanego. Zadzwoniłam do Anki, bo chociaż nie przepadała za moim mężem, to przecież była moją przyjaciółką.
– Mam nadzieję, że nie będę musiała go znowu słuchać, jak opowiada o tym swoim leasingu – mruknęła w słuchawkę.
– Przyjdź i się uśmiechaj. Robisz to przecież znakomicie – odcięłam się z lekkim sarkazmem.
– Oj, dobra, dobra. Będę. Nawet się ładnie ubiorę. I nie przyjdę z pustymi rękami – powiedziała tajemniczo.
Przyszła punktualnie. W czarnej sukience, obcisłej jakby szytej na miarę. A Łukasz? Oczywiście, że zauważył.
– Dziś wyjątkowo nie w bojowym mundurze? – rzucił z uśmiechem.
– Czasem trzeba zrobić wyjątek. A to dla ciebie – podała mu pakunek zapakowany w granatowy papier. – Spóźniony prezent. Znalazłam to przypadkiem i od razu pomyślałam o tobie.
– Serio? – Łukasz uśmiechnął się zaskoczony i zaczął rozdzierać papier. – No proszę… – dodał ciszej, gdy wyjął ze środka elegancki zegarek. Nie byle jaki – model, który kiedyś oglądał godzinami w internecie.
Zastygłam z talerzem w dłoni. Skąd ona wiedziała, że od dawna o takim marzył?
– Pasuje? – zapytała Anka z niewinnym uśmiechem.
Łukasz tylko skinął głową, a mnie ścisnęło w żołądku.
Coś mi śmierdziało
Kiedy wszyscy goście wyszli, zmywałam naczynia w kuchni. Łukasz stanął obok mnie z uśmiechem na twarzy, a zegarek Anki wciąż miał na ręce.
– Fajna impreza, co? – zagaił, siadając na blacie.
– Mhm – mruknęłam, nie odwracając się.
– Co znowu? – zapytał, z wyraźnym zniecierpliwieniem.
– Nic – odpowiedziałam. Wrzuciłam głośno talerz do zlewu. – Po prostu się zastanawiam, skąd Anka wiedziała, że chciałeś dostać dokładnie taki zegarek.
– Może kiedyś coś przypadkiem powiedziałem? – wzruszył ramionami. – Sama wiesz, ona zawsze wszystko zapamiętuje.
– Przypomnisz mi kiedy? Bo jakoś nie kojarzę, żebyście ze sobą rozmawiali więcej niż dwie minuty.
Łukasz uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
– Robisz aferę o zegarek?
– Nie. Robię aferę, bo coś mi tu śmierdzi. – Odwróciłam się do niego. – Nigdy nie ukrywała, że cię nie znosi. A dziś wręcza ci prezent, który sobie wymarzyłeś? Jakby... jakby znała cię lepiej niż ja.
– Przesadzasz – rzucił przez ramię i wyszedł z kuchni.
Nie przesadzałam. Anka nie kupowała drogich prezentów. Nigdy. A już na pewno nie mojemu mężowi. Coś tu było nie tak. Nie sądziłam jednak, że tak szybko poznam prawdę.
Buzowały we mnie emocje
Mąż spał niespokojnie. Przekręcał się z boku na bok, mruczał coś pod nosem. Leżałam nieruchomo, wpatrzona w sufit. Buzowały we mnie emocje – złość, lęk i… zawód? Może też rozczarowanie, że wcześniej nie widziałam tych sygnałów. Rano, gdy Łukasz poszedł do łazienki, jego telefon leżał na blacie w kuchni. Zawsze zabierał go ze sobą, jakby się bał, że ktoś zajrzy. Ale dziś go zostawił. I to w dodatku z odblokowanym ekranem. Nie jestem z tych, co grzebią w telefonach. Jednak wtedy... nie wytrzymałam. Weszłam w wiadomości. Głównie rozmowy z kolegami z pracy. I jedna – od „A” Wcisnęłam. Przewinęłam parę wiadomości w dół.
„Dobrze ci było w tym granacie, prawie cię zjadłem wzrokiem”, pisał Łukasz.
„Czekałam, aż zauważysz”.
Ręce mi zadrżały. Dalej było jeszcze gorzej.
„Musimy uważać, Edyta się domyśli”.
„Nie domyśli się. Ona wierzy, że cię nie cierpię”.
I w tym momencie usłyszałam kroki. Zamarłam. Zgasiłam ekran, położyłam telefon dokładnie tam, gdzie był. Stałam w kuchni ze spokojną miną.
– Zrobić ci kawy? – zapytałam łagodnie.
– No pewnie – uśmiechnął się, całując mnie w czoło.
Znieruchomiałam. Wiedziałam jednak jedno. Ta gra właśnie się skończyła.
Nie byłam idiotką
Wieczorem zadzwoniłam do Anki.
– Cześć, mogłabyś podjechać do mnie? – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał zwyczajnie.
– Coś się stało? – zapytała czujnie.
– Trochę. Pogadamy, jak przyjedziesz.
Przyjechała po dwudziestu minutach. Weszła w tych samych butach na obcasie, które kiedyś wyśmiewała u innych kobiet.
– Co się dzieje? – zapytała, zdejmując płaszcz i siadając przy stole w kuchni.
– Jak długo to trwa?
Zamarła.
– Co?
– Twój romans z Łukaszem. Ile to już trwa?
Na chwilę opuściła wzrok. Potem westchnęła.
– Nie wiem. Może... kilka miesięcy. To nie miało tak wyglądać.
– No właśnie. I niespodzianka – jeszcze potrafię liczyć do dwóch.
– Nie chciałam... – zaczęła, ale przerwałam jej ruchem ręki.
– Nie mów, że „nie chciałaś”. Przyszłaś na jego urodziny z prezentem, który kosztował połowę mojej pensji. I wyglądałaś, jakbyś miała wystąpić w reklamie perfum. Nie jestem idiotką.
Patrzyła na mnie długo. W końcu powiedziała cicho:
– Zakochałam się. Tak po prostu. Nie planowałam tego. Łukasz też...
– Nie kończ. Serio. Przyszłaś tutaj i się przyznałaś. Dziękuję. Teraz możesz już iść.
Wstała, spojrzała na mnie, jakby chciała coś powiedzieć. Nic nie powiedziała. Zostawiła za sobą tylko zapach drogich perfum i ciszę.
Nie płakałam
Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Wybaczyć? Nie. Zapomnieć? Nierealne. Dwa dni później, w sobotę rano, usiedliśmy z Łukaszem do śniadania. Udawał, że wszystko jest jak dawniej. Jajka, tosty, nawet kwiaty na stole.
– Wyszłam za ciebie z miłości – powiedziałam nagle.
Uniósł wzrok znad talerza.
– Coś się stało?
– Po prostu przypomniało mi się, jak było na początku. Kiedy nie musiałam cię kontrolować, sprawdzać, domyślać się.
– Edyta... – westchnął.
– Nie, nie mów. Bo wiem już wszystko – dodałam spokojnie, sięgając po swój kubek. – I wiesz, co jest najgorsze?
– Że cię zraniłem?
– Że pomyślałeś, że mnie się nie da zranić.
Przez chwilę milczeliśmy. On udawał, że coś go drapie w gardle. Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka.
– Więc co teraz? – zapytał cicho.
– Teraz? Wyprowadzisz się na kilka dni. Mam dla ciebie propozycję – podsunęłam mu kopertę.
– Co to?
– Lista rzeczy, które należą do mnie. Pozostałe możesz zatrzymać. Chcę tylko ciszy i spokoju. I żebyś nie robił scen.
– Myślisz, że to takie proste? – zapytał z goryczą.
– Myślałeś, że mnie można okłamywać miesiącami i będzie łatwo? Masz rację. Nie będzie. Ale przynajmniej teraz oboje jesteśmy uczciwi.
Wstałam od stołu, zabrałam swój talerz. Nie płakałam. Nie krzyczałam. To już było za mną.
Pozbyłam się iluzji
Trzy tygodnie później przyszła do mnie paczka. Bez nadawcy, ale wiedziałam, od kogo. W środku był zegarek. Ten sam. I kartka.
„Nie miał prawa go nosić. Tobie się należy. Przepraszam. – A”.
Odłożyłam go na półkę. Nie dlatego, że chciałam go zatrzymać. Chciałam pamiętać. Nie o ich – tylko sobie. O tej kobiecie, która, która pozwalała się oszukiwać, która myślała, że przyjaźń przetrwa wszystko. Anka zniknęła z mojego życia. Usunęła mnie z kontaktów, z mediów społecznościowych, jakby nigdy nas nie było. A Łukasz? Pisał, dzwonił, raz nawet stał pod moimi drzwiami jak bohater taniej komedii romantycznej.
– Daj nam jeszcze jedną szansę, błagam – mówił z tą samą miną, z jaką kiedyś namawiał mnie, żebym wzięła psa ze schroniska.
– Nie istniejemy już jako „my” – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale przecież... – próbował.
– Nie chcę tego słuchać.
Zatrzasnęłam drzwi. Zostałam sama. I choć bolało – to była moja samotność. Bez iluzji, za to z czystym kontem. I wreszcie – z przestrzenią, żeby oddychać.
Edyta, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla męża moje potrzeby były niewidzialne. Dopiero po latach zrozumiałam, że obydwoje chcemy od życia czegoś innego”
- „Teść wyspowiadał mi się ze swoich brudnych grzeszków i teraz inaczej patrzę na rodzinę. Boję się, za kogo wyszłam”
- „Mam 40 lat i nigdy nie miałem dziewczyny. Mama przez lata mi wmawiała, że lepszej od niej nie znajdę”