„Myślałam, że córka wyjechała do miasta ciężko pracować. To, co tam wyprawia, to skandal większy niż w telenoweli”
„Kiedy stanęłam przed jej mieszkaniem, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja własna córka miała na sobie jakiś dziwaczny, superkrótki szlafroczek. Makijaż na jej twarzy był taki wulgarny, a włosy przefarbowała zupełnie jak jakaś lala z telewizji”.
Z niepokojem w sercu wzięłam do ręki stosy faktur i położyłam je na blacie. Gdy tak sumowałam należności, mój wzrok powędrował ku wiszącemu na ścianie kalendarzowi.
– Rachunek za prąd jest zaległy od dwóch miesięcy – rzekłam z ciężkim oddechem. – A nasza córeczka od dawien dawna nie przesłała nam żadnej gotówki. Obawiam się, że jak sprawy dalej tak się potoczą, to pozbawią nas energii elektrycznej – zmartwionym głosem zwróciłam się do małżonka.
Przestała do nas dzwonić
– No cóż, najpewniej ją wyrzucili z roboty, podobnie jak ciebie, teraz to na porządku dziennym – biadolił mój mężulek.
– Agatka świetnie sobie poradzi, ostatnimi czasy nieźle dojrzała i stała się naprawdę obrotna. Pamiętasz, jak jeszcze do niedawna korzystała z naszego wsparcia finansowego? A tu proszę, znalazła robotę, przerzuciła się na niestacjonarne studiowanie i jest niezależna w Krakowie, a do tego jeszcze dorzuca się do domowego budżetu – mówiłam z dumą w głosie. – Na bank ma teraz sporo własnych kosztów, wiadomo, nauka i mieszkanie w dużym mieście sporo kosztują – wyjaśniałam.
– No faktycznie, te kobiece sprawy: fatałaszki, kremiki i uczesania — wymamrotał Władek. – Pojechała do wielkiego miasta i już zadziera nosa, nie pamięta o rodzicach, co się napracowali.
– Bredzisz — skarciłam go. – Ja się niepokoję o nią, bo od dłuższego czasu ani nie telefonowała, ani nie wpadała do nas… Ale coś mi przyszło do głowy — oznajmiłam. – Nasz sąsiad z naprzeciwka wybiera się odwiedzić kuzynów w Krakowie, to pojadę z nim i wpadnę do Agatki. Prześpię się u niej i wrócę następnego dnia razem z Kazikiem.
No i pojechałam
Kiedy jednak stanęłam pod drzwiami i zapukałam, te uchyliły się, a w progu ujrzałam nieznaną mi dziewczynę.
– Agaty od dawna tu nie ma, mieszka ze swoim chłopakiem – rzuciła swobodnie nieznajoma, a mnie na te słowa aż ugięły się nogi.
– Czy masz może pojęcie, gdzie mogłabym ją teraz odszukać? – wydusiłam z siebie resztką sił.
Dała mi skrawek papieru z adresem, który nabazgrała moja córka. Byłam wciekła, gdy szłam w stronę przystanku. Jak mogła zamieszkać z facetem bez sakramentu małżeństwa?!
Kiedy stanęłam przed jej mieszkaniem, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja własna córka miała na sobie jakiś dziwaczny, superkrótki szlafroczek. Makijaż na jej twarzy był taki wulgarny, a włosy przefarbowała zupełnie jak jakaś lala z telewizji.
– Mamuś?! – krzyknęła wystraszona, jakby zobaczyła zjawę. – Co ty tutaj robisz?
– Wpadłam do ciebie z wizytą, kochanie. Ty nie raczysz nas odwiedzać, nie odzywasz się, niepokoiłam się o ciebie – odparłam.
Chciałam ją czule przytulić, jednak Agata przywitała mnie raczej ozięble. Wyczuwałam, że nie jest zadowolona z mojego przyjazdu.
– Mamo, ależ mnie zaskoczyłaś, mogłaś wcześniej dać znać, poinformować mnie – bąkała zaskoczona.
Nagle mnie zamurowało
Z łazienki wyłonił się facet w średnim wieku. Miał na sobie jedynie ręcznik.
– Kto to jest? Co ten gość robi w twoim mieszkaniu? – zapytałam.
– Chyba raczej ja powinienem spytać, co pani robi w moim lokum – rzucił, spoglądając na mnie spode łba. – Prosiłem cię, żebyś nikogo tu nie zapraszała – powiedział do Agatki.
– Ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? – odezwałam się, coraz bardziej zaskoczona zaistniałą sytuacją, ale córka uciszyła mnie gestem dłoni.
Facet odszedł, a po chwili wrócił. Miał na sobie elegancki garnitur.
– Wychodzę. Nie zapomnij, że dziś wieczorem mamy bankiet. O dziewiętnastej masz być przygotowana – rzucił w stronę Agaty.
Moja córka posłusznie przytaknęła i odprowadzała go do drzwi.
– Mamo, chodź, zrobię ci herbatę, ale potem niestety będę musiała cię pożegnać. Sama widzisz, że mam już plany na wieczór – oświadczyła.
Jak on ją traktował?
– Kochanie, wytłumacz mi w końcu, o co tu chodzi. Kim jest ten koleś i czemu traktuje cię jak służącą? – zapytałam, gdy usiadłyśmy przy kuchennym stole.
– Wszystko gra, mamo. Jak sama widzisz, mam tu niezłe warunki. Co drugą sobotę i niedzielę jadę na zajęcia, a poza tym prowadzę Tadkowi gospodarstwo — gotuję, sprzątam, latam po sklepach. W końcu to jego dom — wyjaśniła.
– I latasz w koszulce ledwo zakrywającej tyłek, a on przy tobie paraduje, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica? – rzuciłam. – Nie wciskaj mi kitu, skarbie. Znam cię jak zły szeląg i wiem, kiedy próbujesz mnie oszukać — spojrzałam jej prosto w oczy. – Mów jak na spowiedzi, sypiasz z nim, prawda?
– Mamuś, jestem już dorosłą kobietą i prowadzę własne życie – powiedziała podniesionym głosem. – Powinnaś się cieszyć, że radzę sobie sama i nie potrzebuję waszego wsparcia finansowego.
– Przecież dostałaś pracę na pełny etat w księgarni, zmieniłaś studia na niestacjonarne, byłam przekonana, że ciężko pracujesz i byłam z ciebie taka dumna… A ty co robisz? Związałaś się z jakimś starym facetem i z nim sypiasz, a on cię wspiera finansowo, tak? Jak możesz tak postępować?! Razem z tatą staraliśmy się wpoić ci inne wartości – darłam się, trzęsąc się ze złości.
Uważa, że to nasza wina!
– Rozumiem, słyszałam już od was, że powinnam czym prędzej znaleźć robotę w jakimś zakładzie, bo w życiu liczy się praca w pocie czoła. Ale ja mam inne aspiracje, nie chcę po prostu istnieć jak wy – wyjaśniała z przejęciem. – Serio sądziłaś, że jako pracownik księgarni zarabiam wystarczająco, żeby opłacić studia, wynająć pokój i do tego przesyłać wam gotówkę? – zaśmiała się ironicznie. – Mamo, z jakiej epoki się urwałaś?! Z tej wypłaty starczało mi ledwo na czynsz, gdyby nie wsparcie Grzegorza, umarłabym z niedożywienia.
– Większość twoich rówieśników kieruje się w życiu pewnymi wartościami, nie boją się ciężkiej pracy, jednocześnie zachowując swoją godność. A ty? Wybrałaś najprostszą drogę, naprawdę jest mi wstyd, że jesteś moją córką.
– Godność? Nic mnie nie obchodzi! – wrzasnęła. – Nie kupię za nią jedzenia w supermarkecie. Moi znajomi z uczelni zawsze mogą liczyć na wsparcie finansowe od swoich rodziców, a wy zawsze byliście spłukani, więc nie waż się mnie krytykować – spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Chyba czas na mnie – podniosłam się z miejsca i ruszyłam w stronę drzwi. – Nie tak cię wychowaliśmy, kochanie. Mam mdłości na samą myśl, że też żyliśmy z kasy twojego utrzymanka.
– Świetnie, w takim razie koniec z kasą ode mnie, skoro tak się nią brzydzisz – parsknęła śmiechem.
Co się z nią stało?
Podróż pociągiem do rodzinnego gniazdka minęła mi na rozmyślaniach o tym, co się stało z Agatą. Nie mogłam uwierzyć, że tak nisko upadła! A na dodatek miała czelność zwalać winę na nas, twierdząc, że nie wspieramy jej. Jakby zapomniała, że ledwo wiążemy koniec z końcem, utrzymując się z marnej wypłaty mojego męża i spłacając kredyt, który musieliśmy wziąć na zakup nawozów do pola.
– I jak tam u naszej Agatki? – dopytywał małżonek, kiedy przekroczyłam próg domu. – Wsparła cię finansowo?
– Niestety nie, bo… sama ledwo daje radę, po robocie udziela korepetycji, a na stancji gnieździ się w ciasnej klitce, nawet nie było gdzie się przespać – skłamałam jak z nut.
Wolę, żeby mąż nie poznał prawdy o naszej córce. Pewnie by się jej wyparł i zabronił zapraszać ją nawet na Wigilię. Ale przecież to wciąż nasza pociecha, bez względu na wszystko.
Maria, 59 lat