„Myślałam, że jest moją przyjaciółką, a ona tylko zadała mi bobu. Zupełnie bez powodu zaczęła knuć za moimi plecami”
„Zaczęłam wątpić w siebie. Może faktycznie coś przeoczyłam? Może byłam zbyt spięta, zbyt skupiona na sobie, na pracy, na detalach, i coś mi umknęło? Ale to się działo zbyt często. Jedna nieprzekazana informacja mogłaby być przypadkiem. Trzy – już nie”.

- Redakcja
Zawsze powtarzano mi, że dobra atmosfera w pracy to podstawa. To ludzie tworzą miejsce, a nie odwrotnie. I rzeczywiście, kiedy zaczęłam pracę w naszej firmie, czułam się, jakby spełniało się moje marzenie. Byłam sumienna, skupiona, może trochę cicha, ale naprawdę zależało mi na tej pracy. Lubiłam ją. I byłam w tym dobra. W zespole był luźny klimat, ludzie po imieniu, śniadania zespołowe w środy, urodzinowe ciasta. Tam też poznałam Anię. Usiedliśmy razem na jednym z takich śniadań. Od początku ją polubiłam – mówiła, co myśli, nie owijała w bawełnę. Miała w sobie siłę, której – nie będę ukrywać – trochę zazdrościłam.
Z czasem jednak zauważyłam, że Anka nie tylko mówiła, co myśli. Lubiła, kiedy wszyscy robili to, co ona uważała za słuszne. To ona decydowała, kto pójdzie na lunch z kim, kto poprowadzi prezentację, kto „wpadnie” na jaki pomysł. Jej ulubione zdanie? „Ja już to dogadałam z szefem”. Ulegałam. Łatwiej było powiedzieć „jasne, zrobię”, niż się stawiać. Zwłaszcza że, trzeba przyznać, Anka potrafiła być czarująca. Zawsze znajdowała sposób, żeby sprawić, że czułam się... zobowiązana. Ale to nie były proste przysługi. To był układ. Zasada wzajemności. A kiedy raz się wyłamiesz... no właśnie.
Zostałam wykluczona
Tamtego dnia siedziałam przy komputerze, skupiona na kończeniu raportu kwartalnego. Głowę miałam pełną liczb i wykresów. Nagle, zza mojego monitora, wyłoniła się Anka z uśmiechem, który znałam aż za dobrze. Trzymała w ręce plik dokumentów i opierała się niedbale o moje biurko.
– Mogłabyś rzucić okiem na to zestawienie? To tylko drobnostka. Przygotowałam wstęp, ale nie mam czasu, żeby domknąć całość. Przecież zawsze sobie pomagamy – powiedziała lekko.
Spojrzałam na jej papiery, potem na zegar w prawym rogu ekranu. Do końca dnia miałam trzy godziny, a byłam dopiero w połowie pracy.
– Wiem, ale mam swoje rzeczy do zrobienia. Ten raport musi być gotowy do szesnastej. Nie dam rady teraz – odpowiedziałam ostrożnie, z nutą przeprosin w głosie.
Zacisnęła usta, jakby to, co powiedziałam, zupełnie jej nie pasowało.
– No trudno – rzuciła sucho. – Nie spodziewałam się tego po tobie.
Odwróciła się i odeszła bez słowa. Przez chwilę siedziałam nieruchomo, zastanawiając się, czy powinnam dodać jakieś „może później” albo „jak skończę”. Ale nie zrobiłam tego. Bo wiedziałam, że jej nie chodziło o pomoc. Chodziło o to, żeby się podporządkować. Następnego dnia nie dostałam maila o porannym zebraniu zespołu. Dowiedziałam się o nim przypadkiem, gdy Marta zapytała mnie, czy przyniosłam prezentację. Nie wiedziałam, że mam ją przygotować. Kiedy przyszłam na salę, Ania już siedziała obok szefa, uśmiechnięta, z notatkami w dłoni. Nie spojrzała na mnie ani razu.
W kolejnych dniach zaczęłam dostrzegać kolejne „przypadki”. Ktoś wspominał o zadaniu, którego nie dostałam. Na grupowych czatach pojawiały się rozmowy bez mojego udziału. Spotkania, o których nikt mnie nie poinformował. Niektóre wiadomości dziwnie do mnie „nie dochodziły”. W pracy, w której ceni się „otwartość i współpracę”, nagle zaczęłam czuć się jak ktoś obcy. Jakby jedno „nie” wystarczyło, żeby przekreślić całą moją lojalność. W mojej głowie kotłowało się od pytań, ale odpowiedzi wciąż nie przychodziły.
Zaczęłam wątpić w siebie
Zebrałam się w końcu na odwagę i podeszłam do Anki przy ekspresie do kawy.
– Nie dostałam zaproszenia na ostatnie zebranie... – powiedziałam cicho, starając się brzmieć neutralnie.
Uniosła wzrok znad ekranu i uśmiechnęła się z udawaną troską.
– Pewnie coś przegapiłaś. Trzeba być bardziej uważnym – odpowiedziała i wróciła do telefonu, jakby rozmowa się zakończyła.
Zamarłam. Nic więcej nie powiedziała. Jakby to, że coś „przegapiłam”, było oczywiste i tylko moja nieuwaga mogła być tego przyczyną. Wróciłam do biurka, z bijącym sercem i tą jedną myślą: przecież zawsze sprawdzam maile, jestem punktualna, zorganizowana, nigdy nie zapominam o spotkaniach. Zaczęłam wątpić w siebie. Może faktycznie coś przeoczyłam? Może byłam zbyt spięta, zbyt skupiona na sobie, na pracy, na detalach, i coś mi umknęło? Ale to się działo zbyt często. Jedna nieprzekazana informacja mogłaby być przypadkiem. Trzy – już nie. Postanowiłam pójść do szefa. Nie lubię skarżenia, ale potrzebowałam jasności, czegokolwiek.
– Cześć, masz chwilę? – zapytałam, stając w drzwiach jego gabinetu.
– Jasne, wejdź – odsunął papiery i spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
– Chciałam porozmawiać o sytuacji w zespole. Zauważyłam, że nie dostaję niektórych informacji. Nie zaprasza się mnie na spotkania, a Ania... no cóż, odkąd odmówiłam jej przysługi, coś się zmieniło.
Westchnął i pokiwał głową, jakby już wcześniej o tym słyszał.
– Widziałem, że są między wami napięcia. Może spróbuj być bardziej otwarta?
Zamilkłam. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
– To nie ja ją izoluję. To ona mnie ignoruje – powiedziałam, siląc się na spokojny ton.
Szef podrapał się po brodzie i spojrzał na mnie z wyraźnym zmęczeniem.
– Czasem każdy zespół przechodzi trudniejsze momenty. Spróbujcie się dogadać. Na pewno dasz radę.
Wyszłam z gabinetu z uczuciem, jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze. Mój problem został wrzucony do worka z napisem „typowe babskie przepychanki”, a ja – zostawiona sama sobie.
Naprawdę się starałam
Zaczęłam się starać bardziej. Uśmiechałam się, pomagałam, byłam miła nawet wtedy, gdy miałam ochotę zniknąć z biura. Zgodziłam się pomóc Ance przy prezentacji, chociaż wiedziałam, że to nie moja sprawa. Powiedziała tylko:
– No proszę, wracasz do formy – i oddaliła się bez podziękowania.
Liczyłam, że może to coś zmieni, że pokażę zespołowi, że nie jestem konfliktowa. Ale było już za późno. Anka zdążyła zadbać o swoją wersję opowieści – tę, w której byłam trudna, zamknięta, niechętna współpracy. Koledzy z zespołu robili się coraz bardziej zdystansowani. Rozmowy milkły, gdy wchodziłam do kuchni. Nikt już nie pytał, czy mam ochotę dołączyć do lunchu. W pewnym momencie usiadłam sama w kącie firmowej kuchni, z herbatą w dłoni i patrzyłam na resztę, jak rozmawiają, śmieją się, planują kolejne zadania. Nikt mnie nie zauważył. To nie była walka, którą mogłam wygrać. Nie grałam według jej zasad. A tutaj to najwyraźniej była jedyna droga, by przetrwać.
To był zwykły wtorek. Przyszłam do biura punktualnie. Otworzyłam skrzynkę mailową i zamarłam. Wszyscy dostali nowe materiały do prezentacji, która miała się odbyć za godzinę. Wszyscy – tylko nie ja. Wyszłam z pokoju i podeszłam do Magdy z zespołu.
– Wiesz coś o zmianach w projekcie?
Popatrzyła na mnie dziwnie, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
– Ania mówiła, że już z tobą to ustalała... – powiedziała cicho, unikając mojego wzroku.
– Nie, nikt nic mi nie mówił.
Magda tylko skinęła głową i szybko wróciła do komputera. Zobaczyłam kątem oka, jak dwie inne osoby spoglądają na mnie i szepczą coś między sobą. Wróciłam do biurka i patrzyłam w ekran, nie widząc żadnych liter. Poczułam, że już nie mam siły udawać, że wszystko jest w porządku. Otworzyłam nowy dokument i zaczęłam pisać wypowiedzenie. Bez żalu, bez wahania. Tego dnia nie mówiłam już z nikim. Wydrukowałam dokument, podpisałam i złożyłam go na biurku szefa, gdy nikogo nie było w gabinecie i po prostu wyszłam z biura.
Nie żałuję
Zostawiłam za sobą biurko z widokiem na park, skrzynkę mailową pełną niedopowiedzianych wiadomości i ludzi, którzy na koniec nawet nie zauważyli, że zniknęłam. Przez pierwsze dni nie potrafiłam się przyzwyczaić do tej ciszy. Budziłam się wcześnie, tak jakbym miała zaraz sprawdzić plan dnia, odpisać na coś, przygotować coś dla kogoś. Ale nie musiałam. Już nie.
Wciąż bywały momenty, gdy wracały pytania. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Być mniej bezpośrednia, bardziej uległa, nie podpaść? Ale wtedy przypominałam sobie tamtą scenę, gdy po raz pierwszy powiedziałam „nie”. I uświadamiałam sobie, że to był jedyny moment, w którym naprawdę byłam sobą. Wyszłam z tej firmy z łatką „trudnej”. I pewnie długo jeszcze taka będę w ich oczach. Nie wiem, co dalej. Pewnie nie będzie łatwo, ale już nigdy nie dam się wciągnąć w cudze gry. I nigdy nie pozwolę, by ktoś decydował o moim miejscu tylko dlatego, że powiedziałam „dość”. Nie żałuję. Naprawdę nie.
Natalia, 33 lata
Czytaj także:
- „Żona wpakowała mnie w finansowe bagno, a potem umyła rączki. Po tym, co zrobiła, już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie”
- „Było mi wstyd, że dzieci chodzą w dziurawych butach. Miałam związane ręce, bo mąż 800+ wydawał na swoje zachcianki”
- „Na wieczorze panieńskim poznałam pociągającego kawalera. Od razu skoczyłam z nim na głęboką wodę”