Reklama

Z Kamilem pracowaliśmy razem od ponad roku. Nie, żebyśmy siedzieli biurko w biurko, ale wystarczająco blisko, żeby raz na jakiś czas musieć się do siebie odezwać. Zwykle były to krótkie, chłodne wymiany zdań albo pytanie o to, czy „ten raport już poszedł”. Bez żadnych żartów, bez uśmiechu, bez zbędnych słów. I właśnie dlatego byłam absolutnie przekonana, że on mnie nie lubi. Zresztą nie tylko ja – nawet Magda z HR powiedziała mi kiedyś na ucho:

Reklama

– Twój sąsiad z biurka obok to chyba jakiś typ spod ciemnej gwiazdy. W życiu nie widziałam go uśmiechniętego.

Przytaknęłam, bo w zasadzie się zgadzałam. Unikał spojrzeń, mówił tylko, kiedy musiał. A ja? Nie lubię ludzi, którzy robią z siebie zagadkę. Mam wrażenie, że to tylko poza. Dlatego nie zawracałam sobie nim głowy. Do czasu. Wszystko zaczęło się pewnego piątkowego popołudnia, kiedy podszedł do mnie, gdy już zbierałam się do wyjścia, i rzucił jednym zdaniem, które zbiło mnie z tropu.

– Może wyskoczymy na kawę? Dzisiaj?

Stałam jak wryta, gapiąc się na niego z rozdziawioną buzią, nie wiedząc, czy to żart, czy może właśnie Kamil – ten sam, który ledwo na mnie patrzył – właśnie zaprosił mnie na randkę.

Zaskoczył mnie

– Co… znaczy… kawa? – zapytałam głupio, bo kompletnie nie umiałam zareagować.

– Kawa to napój z ziaren, zwykle ciepły – odpowiedział z kamienną twarzą.

Przez sekundę myślałam, że się ze mnie nabija, ale wtedy pierwszy raz zobaczyłam, jak… lekko się uśmiecha.

Po prostu kawa – dodał, już bardziej swobodnie.

– Dobrze. Tylko muszę iść po płaszcz – wyjąkałam, czując, jak robi mi się gorąco pod kołnierzem.

Zamiast iść po ten płaszcz, weszłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Serio? Kamil? Ten sam, który do tej pory mówił do mnie, jakbym była robotem z działu logistyki?

– Ogarnij się – mruknęłam do siebie do lustra.

Wyszłam pięć minut później, udając, że nic się nie dzieje. A on czekał przy windzie. Z rękami w kieszeniach i tym samym, zagadkowym wyrazem twarzy.

– Gotowa?

– Tak. Tylko… to nie jest jakiś żart, prawda?

– Zabawne pytanie. Wiesz, że w sumie większość ludzi z pracy też tak o mnie myśli? Że nie lubię żartów.

Bo tak wyglądasz. Jakby ci ktoś zabronił się śmiać.

W windzie zapadła cisza. Dopiero na parterze rzucił:

– Może dziś to zmienimy.

Miałam mętlik w głowie

W kawiarni usiedliśmy w rogu, przy oknie. Kamil zdjął kurtkę i zamówił espresso. Ja – latte z syropem waniliowym. Kiedy kelnerka odeszła, zapadła cisza.

– Więc... dlaczego dzisiaj? – spytałam w końcu.

– Bo dziś rano uznałem, że już mnie męczy to udawanie – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

– Czyli... wcześniej udawałeś?

– Mm.

Zamilkłam. W głowie mi się nie mieściło. Tyle miesięcy dziwnego chłodu, ignorowania, a on teraz siedzi naprzeciwko i mówi, że to wszystko było „na niby”? Kawa nagle straciła smak.

Po co to wszystko?

– Bo jestem idiotą? – parsknął cicho. – I bałem się, że jak się do ciebie zbliżę, to wszystko spartolę.

– Ale przecież już spartoliłeś – rzuciłam, sama zdziwiona, że to powiedziałam na głos.

Kamil uśmiechnął się blado.

– Dlatego teraz próbuję to odkręcić.

Spojrzałam na niego uważnie. Ten sam człowiek, który jeszcze tydzień temu traktował mnie jak powietrze, teraz wyglądał na... autentycznie zestresowanego. A może nawet zawstydzonego.

– No to mów. Jak zamierzasz odkręcić?

– Zacznijmy od tej kawy.

Zrobiło mi się gorąco

Kawa kawą, ale miałam wrażenie, że siedzę na pierwszym spotkaniu z kosmitą, który właśnie uczy się mówić po ludzku.

– Więc… co o mnie wiesz? – zapytałam. – Skoro przez rok udawałeś, że mnie nie ma.

– Że robisz najładniejsze tabelki w firmie – odparł z udawaną powagą.

– Serio?

– I że mruczysz pod nosem, kiedy się stresujesz. Tak cicho, jakbyś się modliła.

Zaniemówiłam. Bo miał rację. To był nawyk, który znałam tylko ja. Nie sądziłam, że ktokolwiek mógł to zauważyć.

– Długo mnie podglądałeś? – rzuciłam zaczepnie.

– Codziennie.

Zrobiło mi się gorąco. Nie wiem, czy od jego tonu, czy od tego, że nagle między nami zrobiło się jakoś… gęsto.

– A dlaczego dopiero teraz?

– Bo wczoraj zobaczyłem cię na schodach, jak śmiałaś się z kimś z marketingu. I pomyślałem, że jeśli jeszcze chwilę poczekam, to ktoś inny mnie ubiegnie.

Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, czy bardziej chcę mu przyłożyć za ten rok obojętności, czy się uśmiechnąć. Ostatecznie tylko wypiłam łyk kawy.

Odważna strategia – mruknęłam.

– Spróbuję to naprawić – odpowiedział cicho.

Zamurowało mnie

Z kawiarni wyszliśmy razem. Miałam iść do domu, ale Kamil zaproponował spacer. Nie protestowałam.

Chcesz, żebym cię przeprosił za cały ten rok? – zapytał nagle.

– Nie wiem. Może. Trochę. Bardziej chcę zrozumieć, czemu tak się zachowywałeś.

– Bo mam talent do sabotowania wszystkiego, co ważne. A ty… od początku byłaś dla mnie ważna.

Przeszliśmy obok kiosku. Spojrzał na mnie ukradkiem.

– Pomyślałem, że jeśli będę oschły, to nic nie zepsuję i może wtedy dasz mi szansę.

To ci się udało – powiedziałam bez cienia złości. – Zepsułeś wszystko, zanim dostałeś szansę.

Zatrzymał się. Z kieszeni kurtki wyjął mały termos.

– Co to? – spytałam zaskoczona.

– Herbata. Z imbirem. Taką pijesz zawsze, kiedy jesteś przeziębiona.

Znowu mnie zamurowało. Nawet Magda nie pamiętała, jaką herbatę lubię.

Czy ty mnie śledzisz? – rzuciłam pół żartem.

– Nie. Po prostu bardzo długo stałem z boku.

Spojrzałam na niego. Długo. Za długo.

I co dalej?

– A może teraz ty zdecydujesz.

Czułam jego zapach

Zdecydowałam. Poszliśmy dalej. Bez słów. Po prostu ramię w ramię przez zimne miasto. Kiedy doszliśmy pod mój blok, odwróciłam się do niego.

Chcesz wejść?

– Nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Nie pytam, czy dobry. Pytam, czy chcesz.

Zawahał się, ale tylko przez sekundę.

– Tak.

W mieszkaniu zdjęłam płaszcz, on zsunął buty. Cisza między nami była inna niż w pracy. Była napięta. Prawdziwa.

– Więc... co teraz? – zapytałam, stając na środku salonu.

– Teraz coś ci powiem. I nie będę już uciekał.

Podszedł bliżej. Bardzo blisko. Czułam zapach jego szalika, jego oddech.

– Jesteś jedyną osobą w tej firmie, przy której czuję się jak człowiek, a nie jak jakiś robot do robienia analiz. I przez ten rok byłem zbyt głupi, żeby coś z tym zrobić.

– A dziś nagle zmądrzałeś?

– Nie. Po prostu dziś uznałem, że wolę dostać kosza niż dalej się chować.

Spojrzałam mu w oczy. I wtedy, zamiast odpowiedzieć, po prostu go pocałowałam. Krótko. Delikatnie.

– Nie dostałeś kosza – powiedziałam cicho.

Pocałował mnie

Kamil został na herbatę. Bez słów siedzieliśmy obok siebie na kanapie, jakbyśmy próbowali zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. W końcu odezwał się pierwszy:

– A jutro... w pracy?

Jutro znowu będziesz burkliwy? – zapytałam, unosząc brew.

– Może trochę, dla pozoru – uśmiechnął się. – Ale tylko ty będziesz wiedzieć, że to bujda.

– I tak cię sprzedam po pierwszym spotkaniu – parsknęłam śmiechem.

Pocałował mnie lekko w czoło.

– To może umówmy się, że teraz już nic nie udajemy, dobra?

– Dobra. Tylko nie zaczynaj od razu planować ślubu. To tylko herbata.

– Ale z imbirem. Czyli z uczuciem – dodał z szelmowskim uśmiechem.

I tak się zaczęło. Niespodziewanie. Bez wielkich słów, bez deklaracji. Od jednej kawy, której miało nie być. I od mężczyzny, którego byłam pewna, że mnie nie lubi.

Karolina, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama