Reklama

Nie mam męża ani dzieci. Mam za to ciszę, playlistę z lat dziewięćdziesiątych, którą włączam każdego ranka i rower – czarny, nieco już odrapany. Niby nic, ale daje mi poczucie, że mam kontrolę nad swoim światem. A kiedyś wydawało mi się, że to wystarczy.

Reklama

Czułam się wolna

Zauważyłam go pierwszy raz w maju. Rower – czerwony, miejski, z siodełkiem niżej niż kierownica – stanął tuż obok mojego. Głupio to brzmi, ale poczułam się jakby ktoś obcy usiadł na moim miejscu w tramwaju. A potem zobaczyłam jego. Stał z rękami w kieszeniach, ubrany w ciemnoniebieski sweter i spodnie od garnituru. Przystojny, ale nie narzucająco.

– Przepraszam, czy ten stojak jest jakoś… przypisany? – zapytał z uśmiechem.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Nie, ale tak jakoś wyszło, że tylko ja tu parkuję – odpowiedziałam.

– To może się do pani przyłączę, skoro to dobre miejsce – uśmiechnął się znowu.

Nie odpowiedziałam, ale od tamtej pory zaczęłam przychodzić pięć minut wcześniej żeby zobaczyć, czy znów się pojawi.

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęliśmy pić kawę razem, ale wiem, że pierwsze „dzień dobry” przy stojaku zamieniło się w „idziemy?”. To „idziemy?” znaczyło najpierw do windy, potem do automatu, aż w końcu do kawiarni przy stacji metra. Wychodziliśmy z pracy o podobnej porze, choć nasze działy nie miały ze sobą nic wspólnego. A jednak zawsze znajdowaliśmy wspólny temat.

Byliśmy blisko

Piotr był inny niż mężczyźni, których do tej pory spotykałam. Nie silił się na żarty, nie opowiadał o sobie za dużo, a mimo to potrafił sprawić, że czułam się doceniona. Miałam wrażenie, że w jego towarzystwie oddycham spokojniej i że nie muszę udawać silniejszej, niż jestem.

Zaczęliśmy jeździć rowerami razem po pracy. Bez planu, po prostu kręciliśmy się po mieście. Zdarzyło się, że jechaliśmy godzinę bez słowa, zatrzymując się tylko, by popatrzeć na zachód słońca. W takich chwilach myślałam, że może wcale nie jestem aż tak samotna, jak mi się wcześniej wydawało.

Pewnego popołudnia usiedliśmy z kawą na murku za firmą. Słońce mocno grzało, a on mówił o swoim dzieciństwie – że miał chomika, który zaginął w mieszkaniu i odnaleźli go dopiero po tygodniu. Śmiał się, a ja słuchałam, czując dziwne ciepło. W pewnym momencie powiedziałam:

– Wiesz, boję się, że zostanę sama. Nie dzisiaj, nie jutro, tak ogólnie, z wiekiem. Wiem, że brzmię jak stara panna, ale mam czasem wrażenie, że bliskość to jakaś rzecz dla innych ludzi.

Rozumiał mnie

Spojrzał na mnie i przez chwilę milczał. Już znałam to jego milczenie – nie było odrzuceniem, raczej skupieniem, jakby chciał odpowiedzieć dokładnie, ale nie wiedział jak.

– Myślę, że niektórzy po prostu długo jej szukają.

Nie powiedziałam nic więcej, ale tego wieczoru, wracając do domu, poczułam coś dziwnego. Nadzieję? Może coś w tym stylu.

To ja pierwsza zaproponowałam wyjazd na weekend. Dwa dni gdzieś nad wodą, z rowerami, może książką, może butelką wina. Zawsze wydawało mi się, że takie chwile cementują to, co zaczyna kiełkować. Że będąc z kimś trochę dalej od codzienności, można zobaczyć więcej. Może chciałam sprawdzić, czy on też czuje coś więcej.

Piotr wtedy jakoś się spiął. Przerwał w pół zdania, zmienił temat, a potem całkiem zamilkł. Nie od razu, ale z każdym kolejnym dniem czułam, że coś się zmienia. Spotykaliśmy się rzadziej. Milczenia między nami robiły się cięższe, jakby coś miało zaraz runąć. W końcu sam to powiedział.

– Natalia… jest ktoś, z kim ostatnio znów się widuję. To moja była. Nic poważnego, ale… chciałem, żebyś wiedziała.

Zaskoczył mnie

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Słowa ugrzęzły mi gdzieś między sercem a gardłem.

– Dla mnie to miało znaczenie – wydusiłam po chwili. – Myślałam, że to coś znaczyło też dla ciebie.

Unikał mojego wzroku. Przez moment wyglądał, jakby sam nie wiedział, dlaczego to mówi. I może właśnie wtedy po raz pierwszy naprawdę się zdenerwowałam.

– Jeżeli chcesz wracać do tego, co już było, to idź. Tylko nie wciągaj mnie w półprawdy. Ja nie jestem opcją awaryjną.

Odszedł, a ja zostałam z wrażeniem, że po raz kolejny dałam sobie wmówić, że jestem tylko „miłą towarzyszką”. Kimś, kto dobrze słucha, kto rozumie, ale nie kimś, kogo się wybiera.

Przez kilka dni nie odbierałam telefonu i nie jeździłam na rowerze do pracy. Potem zaczęły przychodzić wiadomości, aż w końcu, pewnego dnia po pracy znów stał przy tym samym stojaku. Opierał się o swój czerwony rower i wyglądał, jakby nie spał od trzech dni.

– Rozstałem się z Justyną – powiedział bez przywitania. – Nie dlatego, że było źle. Po prostu… zrozumiałem, że tam już byłem. A z tobą chciałbym dopiero być.

Opamiętał się

Patrzyłam na niego długo. Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam usłyszeć, że nie mówi tego z wygody ani z żalu.

– A dlaczego teraz? – zapytałam w końcu.

– Bo dopiero, jak cię straciłem, zrozumiałem, że to ty jesteś tą osobą, przy której milczenie nie boli.

Nie było wielkich słów. Nie pocałował mnie. Po prostu ruszyliśmy obok siebie. Szliśmy powoli, jakby to była pierwsza nasza wspólna droga, choć przecież znaliśmy ją już na pamięć.

Nie wróciliśmy do siebie od razu. Nie było hucznego „przepraszam” ani dramatycznych scen na środku ulicy. Potrzebowałam czasu żeby sprawdzić, czy to nie był impuls, czy naprawdę się rozmyślił, czy nie wróci tam, skąd przyszedł. Ale też by zrozumieć, dlaczego tak bardzo bolało mnie to, co się wydarzyło. Przecież nie byliśmy parą, nie padły żadne deklaracje. A jednak…

Po tygodniu przyniósł do pracy kawę. Potem kolejnego dnia zaproponował kino. Bez ciśnienia. Potem był spacer i kolacja u mnie – najpierw niby przypadkiem, a potem coraz bardziej intencjonalnie.

Patrzyłam z nadzieją

W końcu któregoś dnia wyznałam mu:

– Wiesz, że ja się bardzo przestraszyłam? Nie tego, że wróciłeś do swojej eks, tylko że zniknąłeś, jakby nas nigdy nie było. Jakbym sobie coś zmyśliła.

Wziął głęboki oddech.

– Natalia, ja się po prostu bałem. Tamto znałem. Było niewygodne, ale znajome. A ty jesteś… nowym terytorium. I myślę, że po raz pierwszy nie chcę iść po najmniejszej linii oporu.

Zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś nagle zamienił herbatę w coś mocniejszego. Ale nie odpowiedziałam, tylko się do niego przytuliłam. I on się nie odsunął.

Od tamtej pory nie było już między nami tej ostrożnej uprzejmości. Zaczęliśmy mówić więcej, słuchać uważniej. Nadal jeździliśmy rowerami i parkowaliśmy na tym samym stojaku koło siebie. To był drobiazg, który kiedyś miał znaczenie. Teraz już nie musiałam się go trzymać kurczowo.

Natalia, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama