Reklama

Kiedy opowiadałam moim przyjaciółkom o tym, co robi mój małżonek, one tylko wzdychały: „Tobie to naprawdę w życiu się poszczęściło”.

Reklama

Prawdę mówiąc, prędzej bym powiedziała, czego on nie robi. Jest mistrzem kuchni, więc podczas weekendów to on króluje przy garach. Odkurzanie sprawia mu wielką frajdę, w razie potrzeby opiekuje się naszym maluchem, a na dodatek zajmuje się prasowaniem, za czym ja zdecydowanie nie przepadam. Człowiek o złotym sercu. Uprzejmy, sympatyczny, serdeczny...

– Czyli ty praktycznie nie musisz kiwnąć palcem… – zazdrościły mi koleżanki.

Kiedy nasz synek był jeszcze malutki, mąż często wstawał do niego po nocach, żebym ja mogła się wyspać.

Moje znajome nie miały takiego luksusu...

– Mój facet nawet pieluchy nie zmieni dziecku, bo nie znosi tego zapachu. Ewentualnie zgodzi się iść na spacerek, ale pod warunkiem, że ja ubiorę małą – skarżyła się moja kumpela Ewelina.

Nie powiem, miałam naprawdę dobrze, ale chyba nie potrafiłam tego wtedy docenić. To znaczy, może gdzieś tam w głębi serca wiedziałam, że mam szczęście, ale nigdy głośno o tym nie mówiłam. Po prostu traktowałam to jako coś oczywistego. Dopiero po czasie dotarło do mnie, że zbyt rzadko mówiłam mężowi, jak bardzo go cenię. Zdarzało mi się nawet zrzędzić, że coś zrobił nie po mojej myśli, zamiast zwyczajnie mu podziękować.

Kiedy Filipek troszkę podrósł, wiedziałam, że pora uzupełnić moje wykształcenie i zrobić magisterkę, bo wcześniej skończyłam tylko licencjat. W firmie chodziły słuchy o zwolnieniach, więc stwierdziłam, że dodatkowe studia to dobry pomysł.

– Jasne, że cię wesprę – odparł mój małżonek, gdy opowiedziałam mu o swoich zamiarach.

Dwa razy w miesiącu musiałam zatem jechać aż do Wrocławia, aby uczestniczyć w zajęciach. Wtedy moich chłopaków zostawiałam samych w mieszkaniu. Podczas mojej nieobecności Marek był zmuszony zająć się porządkami w domu, przygotowywaniem posiłków, prasowaniem ciuchów z ostatnich dni, a także zabieraniem naszej pociechy na spacery.

Wszystko wzięło swój początek od tych przechadzek

Na starcie kompletnie nie zdawałam sobie z niczego sprawy, podróżowałam w spokoju na uczelnię, wracając do domu późnym wieczorem, padnięta ze zmęczenia, więc jedyne, na co mogłam się zdobyć, to rzucić się na łóżko.

Miej oczy szeroko otwarte – rzuciła kiedyś moja przyjaciółka, Ewelina. – Zanim się obejrzysz, jakaś panna skradnie ci sprzed nosa tego twojego Mareczka.

– Weź przestań, chyba mnie wkręcasz! – parsknęłam śmiechem.

– Skąd ten pomysł, że miałabym kłamać? Przedwczoraj, kiedy przechadzałam się z moją Kasią po parku, nagle dostrzegłam twojego męża z Filipkiem, a tuż obok nich kto? Jakaś młoda dama w kusej spódniczce, z biustem nieomal wylewającym się z dekoltu... Sprawiali wrażenie zżytych ze sobą, ona bez przerwy trajkotała, a Mareczek jej przytakiwał. Na twoim miejscu bym się temu przyjrzała.

– Daj spokój! – parsknęłam śmiechem. – Nie sądzę, aby Marek znalazł jakiś powód, żeby mnie zdradzać. A jeśli gada z kimś innym, to super, bo przynajmniej ma jakieś zajęcie podczas spaceru.

– Postępuj, jak uważasz, ale potem nie mów, że cię nie uprzedzałam – obraziła się.

– Wszędzie widzisz zdrady – stwierdziłam. – Nie każdy facet postępuje tak jak Hubert.

Hubert przez pół roku dzielił z nią życie jako mąż. Później odnalazł drugą połowę, porzucając ją z małą córeczką. Nie powinnam się tak wyrażać. Ewelina niczym nie zawiniła, ale nie przepadałam za tym, gdy ktoś mieszał się w nie swoje sprawy.

– Wybacz – opamiętałam się. – Możliwe, że masz rację – rzuciłam, byleby uciąć temat.

– No właśnie, dlatego daję ci znać zawczasu. Zdarza się, że chłop jest bez winy, ale jak baba się na coś uprze, to nic nie poradzisz.

Zapadło mi to w pamięć

Gadanie Eweliny nie miało dla mnie większego znaczenia, ale gdzieś tam z tyłu głowy pojawił się cień wątpliwości. Mimo to patrząc na to, jak zachowuje się mój mąż, nie dostrzegłam niczego niepokojącego. Doszłam więc do wniosku, że moja kumpela chyba trochę wyolbrzymia sprawę i po prostu ma skłonność do przesadnej podejrzliwości.

Któregoś razu Filipek powiedział mi, że bawił się z jakąś ciocią Iwonką. Nigdy wcześniej nie słyszałam, by wspominał o takiej osobie, więc od razu poczułam niepokój. Zaczęłam delikatnie wypytywać syna, co porabiali podczas spaceru z tatusiem, i kim jest ta tajemnicza ciocia Iwonka. W pierwszym odruchu chciałam od razu zażądać wyjaśnień od Marka, ale po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że lepiej będzie najpierw rozeznać się w sytuacji.

Choć niechętnie, zwróciłam się do Eweliny z prośbą o wsparcie, ponieważ sama nie byłam w stanie opuścić wykładów. Zależało mi, aby w weekend poobserwowała mojego małżonka i tę całą Iwonę. Liczyłam na to, że to jedynie chwilowa relacja z parku i niepotrzebnie wpadam w panikę.

– No nareszcie – skwitowała Ewelina, ale przystała na moją propozycję.

– Zrobiłam wywiad – oznajmiła z satysfakcją po upływie kilku tygodni. – Jesteś mi winna porządną kawę. Nie chodzi o tamtą panią z dużym biustem. Ale ta też jest całkiem atrakcyjna. Niedawno owdowiała, straciła męża w wypadku i zamieszkała z powrotem u swojej mamy, zabierając ze sobą dziecko. Rzeczywiście się widują. Marek ją lubi, jej dziecko jest w wieku waszego Filipka, bawią się we dwójkę w piaskownicy, a ta dwójka gada ze sobą. Wygląda na to, że mają ze sobą świetny kontakt, choć nie mam pewności, czy łączy ich coś więcej.

Słowa Eweliny znalazły potwierdzenie w sposobie, w jaki Marek się wobec mnie zachowywał. Jego uczucia jakby przygasły, a on sam nie zabiegał już tak bardzo o moje towarzystwo. Chodziliśmy obok siebie jak dwie obce osoby. Dawniej uwielbialiśmy gawędzić całymi godzinami, a teraz brakowało nam na to chwili. Owszem, poniekąd zawinił tu mój napięty grafik na uczelni, ale czy aby na pewno tylko to? Może swoje trzy grosze wtrącała tu również tajemnicza ciocia Iwonka?

– Dobrze się dogadujemy i tyle – wyznał Marek, przyciśnięty do muru, potwierdzając to, co mówiła Ewelina. – Ona naprawdę ma w sobie dużo siły. Kto wie, może kiedyś uda wam się spotkać.

Nie bardzo mi się to podobało

Poczułam ukłucie zazdrości. Wydedukowałam z wypowiedzi mojego partnera, że ta cała Iwona to przy mnie czysta perfekcja. Nie mogłam zwlekać. Nawet jeśli nic ich nie łączyło, sytuacja lada moment mogła się zmienić. Zajrzałam w głąb siebie i doszłam do wniosku, że to ja ponoszę odpowiedzialność za tę sytuację. Nie jest łatwo wyzbyć się starych nawyków. Ale musiałam dać mojemu facetowi do zrozumienia, że nadal mi na nim zależy, chociaż rzadko to pokazuję. W sumie to prawie w ogóle. Nawet w sypialni wolałam usłyszeć „kocham cię”, niż sama powiedzieć te słowa.

Myślałam sobie, że mam do nich prawo, tak samo jak do przytuleń i czułości na co dzień czy całusów przed wyjściem z domu... Wcześniej to nie ode mnie wychodziła taka inicjatywa. Ale od teraz postanowiłam, że będzie inaczej.

Ostatnimi czasy zaczęłam bardziej doceniać swojego partnera i wszystko to, co dla mnie robi. Nie żałowałam mu miłych słów. Powtarzałam, jak wspaniałym jest mężczyzną i ile dla mnie znaczy. Mimo że czasami padałam z nóg ze zmęczenia, staraliśmy się znajdować więcej momentów tylko dla siebie. Mój ukochany z pewnością dostrzegł, że coś się zmieniło, ale przez dłuższy czas nie poruszał tego tematu. Również w sypialni postanowiłam być bardziej aktywna i skończyłam z wymówkami o bólu głowy. Tego facet już nie mógł przemilczeć.

Chyba widać efekty twojej edukacji – zagadnął pewnego wieczoru. – Mam nadzieję, że podczas pobytu we Wrocławiu nie zawracasz sobie głowy innymi facetami? Skąd ta metamorfoza?

– Cóż, przy tak cudownym mężu u boku, wypada być równie cudowną małżonką, czyż nie?

Wyciągnęłam lekcję z tej sprawy

Moment obrony mojej pracy dyplomowej to był wielki dzień dla całej naszej rodziny. Gdy tylko wyszłam z sali, mój mąż i synek już czekali pod drzwiami, trzymając w rękach wielki bukiet róż. Parę dni po tym wydarzeniu wybraliśmy się całą trójką w Tatry – była to nasza pierwsza wycieczka od dnia, w którym stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Wtedy znów poczułam się spełniona i radosna.

Znów nastały dla nas dobre, szczęśliwe chwile. Uczucie łączące dwoje ludzi trzeba bez przerwy pielęgnować, bo inaczej może po prostu wygasnąć. No i zawsze istnieje ryzyko, że ktoś inny może na nowo wzniecić ten płomień w naszym partnerze.

Marek wyznał mi miłość, gdy przechadzaliśmy się razem pewnego dnia.

Też cię kocham – odpowiedziałam, choć zazwyczaj w takiej sytuacji rzuciłabym zwykłe „wiem”.

Reklama

Renata, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama