„Myślałam, że mam pecha w miłości, bo każdy facet wiał w popłochu. Moja matka maczała w tym paluchy”
„Na pierwszy rzut oka zawsze mi kibicowała, mówiła, że zasługuję na księcia z bajki, ale z czasem okazywało się, że ci wszyscy książęta mieli dla niej zbyt wiele wad: Paweł był zbyt mało ambitny, Mateusz za bardzo zapatrzony w siebie, a Janek zostawiłby mnie w biedzie”.
- Redakcja
Od zawsze myślałam, że jestem po prostu pechowa w miłości. Kiedyś nawet żartowałam, że jeśli ktoś napisze książkę o moim życiu uczuciowym, tytuł będzie brzmiał: "Jak stracić chłopaka w 10 dni, tygodni, miesięcy – zależnie od poziomu dramatu". Śmieszne, prawda? A jednak każde z tych rozstań, nawet te najbardziej bolesne, tłumaczyłam sobie przypadkiem, różnicami nie do pogodzenia, czy brakiem chemii. Dopiero teraz, mając trzydzieści lat i kolejne rozstanie na horyzoncie, zaczynam dostrzegać wzór, który – co najgorsze – prowadzi mnie z powrotem do... mojej matki.
Matka jest mistrzynią subtelnych komentarzy. Na pierwszy rzut oka zawsze mi kibicowała, mówiła, że zasługuję na księcia z bajki. Ale z czasem okazywało się, że ci wszyscy książęta mieli dla niej zbyt wiele wad: Paweł był zbyt mało ambitny, Mateusz za bardzo zapatrzony w siebie, a Janek na pewno zostawiłby mnie biedzie. Jak to robiła? Bez scen, bez awantur. Jeden uśmiech, jedno słowo. I związek się kończył.
Maria, moja najlepsza przyjaciółka, zawsze miała w tej sprawie inne zdanie. „Twoja matka robi to celowo,” mówiła mi kiedyś, śmiejąc się pół żartem, pół serio. „Nie widzisz? Ona chce cię tylko dla siebie.”
Ale wtedy nie chciałam tego słuchać. Bo jak miałam wierzyć, że osoba, która mnie kocha, mogłaby jednocześnie niszczyć moje szczęście?
Przyjaciółka dużo widziała
– Nie wkurza cię to? – zapytała Maria, podpierając brodę ręką i wpatrując się we mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Siedziałyśmy w jej małej kuchni, pachniało świeżo zmieloną kawą i imbirem. Było ciepło, niemal domowo, ale jej pytanie wywołało we mnie dziwny niepokój.
– Co ma mnie wkurzać? – zapytałam, udając, że nie wiem, o co jej chodzi.
– To, że twoja matka rządzi twoim życiem – powiedziała bez ogródek.
Poczułam, jak coś zaciska mi się w żołądku. Maria zawsze była brutalnie szczera, ale tym razem przeszła samą siebie.
– Nie mów głupot – rzuciłam, próbując uśmiechnąć się z pobłażaniem. – Mama chce dla mnie dobrze.
– Zosia, proszę cię. Przypomnij sobie Pawła. Przecież wszystko zaczęło się psuć po tej kolacji u was, pamiętasz? – nachyliła się w moją stronę. – On mi powiedział, że po rozmowie z twoją matką zaczął mieć wątpliwości.
– Jakie wątpliwości? – zapytałam, choć czułam, że znam odpowiedź.
Maria oparła się wygodnie o oparcie krzesła.
– Że niby nie jesteś gotowa na poważny związek. Że się nie odnajdujesz w życiu. Typowe teksty twojej mamy.
Milczałam, czując, jak coś pęka we mnie jak cienka szyba. Czy to możliwe, żeby mama... naprawdę to robiła?
Musiałam poznać prawdę
Paweł długo nie chciał rozmawiać. Siedział na krawędzi kanapy, nerwowo obracając w dłoniach kubek z herbatą, jakby szukał w nim odpowiedzi na moje pytania. W końcu westchnął, a jego ramiona opadły, jakby w tej jednej chwili całkowicie się poddał.
– Zosiu, ja nie chcę cię ranić – powiedział cicho, patrząc gdzieś ponad moją głową.
– Ale już to zrobiłeś – odpowiedziałam, starając się opanować drżenie głosu. – Powiedz mi wprost, co ci moja matka nagadała?
Spojrzał na mnie ostrożnie, jakbym była porcelanową lalką, którą jedno złe słowo może roztrzaskać na kawałki.
– To nie tak, że nagadała coś konkretnego – zaczął powoli. – Po prostu... sugerowała, że jesteś... – Zawahał się, a ja poczułam, jak napięcie ściska mnie za gardło.
– Że jestem jaka? – przerwałam mu, podnosząc głos.
– Że jesteś osobą, która potrzebuje kogoś silniejszego, bardziej... stabilnego. Powiedziała, że w życiu bywa trudno i czasami nie radzisz sobie z presją – wyrzucił w końcu, a jego słowa były jak uderzenie w twarz.
– Nie wierzę – wyszeptałam, wbijając wzrok w podłogę.
Paweł westchnął i odstawił kubek.
– Może miała rację. Po tej rozmowie zacząłem się zastanawiać... Może faktycznie nie jestem dla ciebie odpowiedni?
Byłam wściekła
Poczułam, jak ogarnia mnie fala gniewu. Wstałam gwałtownie, prawie przewracając krzesło.
– I ty jej uwierzyłeś? Po jednej rozmowie z moją matką postanowiłeś, że mnie zostawisz? – wybuchłam.
– Nie chciałem tego! – odparł, również podnosząc głos. – Ale wiesz co? To nie tylko o twoją matkę chodzi. Ty też nigdy nie dałaś mi odczuć, że chcesz czegoś poważnego.
To było jak uderzenie młotem. Patrzyłam na niego, próbując pojąć, czy to prawda, czy tylko wymówka.
– Może dlatego, że za każdym razem, gdy zaczynało być poważnie, ktoś siał w tobie wątpliwości? – powiedziałam cicho, czując, jak moje oczy pieką od łez.
Paweł spuścił wzrok.
– Może. Ale teraz już jest za późno, Zosiu.
W tej chwili wiedziałam, że coś się definitywnie kończy. Nie tylko nasz związek, ale także moja naiwna wiara, że matka zawsze działa w moim najlepszym interesie.
Podsłuchałam rozmowę matki
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Paweł odszedł, a ja czułam, że winę za to ponosi nie tylko on, ale ktoś, komu ufałam bezgranicznie. Słowa Marii i Pawła wirowały mi w głowie. Czy to możliwe, że matka... naprawdę świadomie sabotowała moje związki?
Wchodząc do mieszkania, usłyszałam znajomy, świergotliwy głos. Matka rozmawiała z sąsiadką w kuchni. Chciałam tylko przemknąć do swojego pokoju, ale zatrzymałam się, słysząc, jak wymawia imię Pawła.
– Wiesz, Aniu, oni wszyscy są tacy naiwni – mówiła Helena z rozbawieniem. – Wystarczyło Pawłowi delikatnie zasugerować, że Zosia potrzebuje kogoś bardziej odpowiedzialnego.
Serce zabiło mi mocniej.
– I co, poskutkowało? – zapytała sąsiadka z ciekawością.
– Oczywiście. Powiedziałam mu to tak, żeby nie miał wątpliwości, że robię to dla jej dobra. Oni zawsze wierzą, że matka wie najlepiej – zaśmiała się Helena.
Stałam w miejscu, wstrzymując oddech. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak kolec. W tamtej chwili coś we mnie pękło. Wiedziałam, że muszę to zakończyć – z nią, z jej manipulacjami, z tym dziwnym układem, który do tej pory nazywałam „miłością matki”.
Udawała niewinną
Matka siedziała na kanapie, przeglądając jakąś gazetę, gdy weszłam do pokoju. Wyglądała spokojnie, wręcz beztrosko, jakby nic się nie stało. Nie wiedziała jeszcze, że podsłuchałam jej rozmowę.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, stojąc w progu.
Podniosła wzrok, zdziwiona tonem mojego głosu. – O co chodzi, Zosiu?
– O Pawła – rzuciłam, obserwując, jak na ułamek sekundy w jej oczach pojawia się coś, co wyglądało jak strach. Ale szybko się opanowała.
– Ach, ten chłopak... Szczerze mówiąc, myślałam, że to już zakończona sprawa – powiedziała lekko, jakby próbowała zbagatelizować całą sytuację.
– Zakończona? – powtórzyłam z gorzkim uśmiechem. – Tak, dzięki tobie.
– Nie rozumiem, co masz na myśli – odpowiedziała z udawaną niewinnością.
– Przestań, mamo. Słyszałam twoją rozmowę z Anią. O tym, jak subtelnie "sugerowałaś" Pawłowi, że nie jestem gotowa na związek – wyrzuciłam z siebie jednym tchem, a głos mi drżał.
Zapadła cisza. Matka odłożyła gazetę na stolik, skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie z czymś, co wyglądało na mieszaninę dumy i irytacji.
– I co z tego? – powiedziała w końcu, jakby to było coś zupełnie oczywistego.
– Jak możesz to mówić?! – krzyknęłam, czując, jak cała moja złość wylewa się na zewnątrz. – Dlaczego to robisz? Paweł, Mateusz, Janek... Każdy z nich! Niszczyłaś moje związki, a ja nawet nie wiedziałam!
Wzruszyła ramionami. – Bo żaden z nich nie był dla ciebie odpowiedni. A ja chcę dla ciebie jak najlepiej.
– Nie, mamo – powiedziałam, łapiąc się za głowę. – Ty chcesz mnie tylko dla siebie.
Jej twarz stężała. Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach prawdziwe emocje: strach, gniew, może nawet ból.
– Nie pozwolę, żebyś popełniła błąd, za który będziesz cierpieć – rzuciła z naciskiem. – Gdybyś założyła rodzinę, zapomniałabyś o mnie. A ja... ja nie chcę zostać sama.
Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego. Zrozumiałam, że cała jej miłość była zbudowana na strachu i egoizmie. A ja byłam tylko środkiem do celu.
Nie mogę tak dłużej żyć
Po tamtej rozmowie czułam się, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Zawsze myślałam, że matka to moja ostoja, ktoś, kto jest po mojej stronie. Tymczasem okazało się, że to właśnie ona była największą przeszkodą w moim życiu.
Siedziałam w kuchni u Marii, znów przy tym samym stole, gdzie wcześniej zasiano we mnie ziarno wątpliwości. Tym razem to Maria uważnie słuchała, a ja mówiłam. Opowiedziałam jej o rozmowie z Pawłem, o podsłuchanej wymianie zdań z sąsiadką, o przyznaniu się matki do manipulacji.
– I co teraz? – zapytała, gdy skończyłam.
– Nie wiem – odpowiedziałam, wpatrując się w kubek zimnej herbaty. – Kocham ją. Ale jednocześnie... nie mogę już tak żyć.
Maria pokiwała głową.
– Jeśli ją kochasz, musisz postawić granice. Dla siebie, Zosiu. Inaczej nigdy nie zaczniesz żyć własnym życiem.
Te słowa brzmiały logicznie, ale wprowadzenie ich w życie było przerażające. Wiedziałam, że rozmowa z matką będzie trudna, ale była nieunikniona.
Matka była w szoku
Kilka dni później usiadłyśmy naprzeciwko siebie w naszym salonie.
– Mamo – zaczęłam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem. – Muszę coś zmienić. Nie mogę dłużej pozwalać, żebyś decydowała o moim życiu.
Jej twarz była nieruchoma, jakby zamrożona.
– Co to znaczy? – zapytała chłodno.
– To znaczy, że ograniczam kontakt – powiedziałam, czując, jak każde słowo boli mnie bardziej niż ją. – Dopóki nie zrozumiesz, że nie możesz mnie kontrolować, nie będziemy się widywać tak jak dotąd.
– Zosia, nie wygłupiaj się – rzuciła, próbując zapanować nad sytuacją. – Ja tylko chcę cię chronić!
– Ale ja nie chcę być chroniona – przerwałam jej. – Chcę być wolna.
Matka spuściła wzrok, a ja zobaczyłam, jak jej ramiona opadają. Nie powiedziała nic więcej. Tylko milczenie rozdzierało naszą przestrzeń. Wstałam i wyszłam. Pierwszy raz w życiu poczułam, że to ja podjęłam decyzję. Ale to, co przyniesie ta decyzja, było tajemnicą, której bałam się odkryć.
Zosia, 30 lat