„Myślałam, że mąż ma kochankę, bo uciekał do lasu pod byle pretekstem. Ale prawda była trudniejsza do przełknięcia”
„Nie mogłam już tylko patrzeć z ukrycia. Wysiadłam z auta i ruszyłam ścieżką w ich kierunku. Zatrzymałam się, poprawiłam włosy i spróbowałam wyglądać na... przypadkową spacerowiczkę. Adrenalina pulsowała mi w skroniach”.

- Redakcja
Kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami. Śmialiśmy się z głupot, robiliśmy wspólnie zakupy, a każdą sobotę kończyliśmy winem i filmem. Darek całował mnie w czoło, jakby chciał powiedzieć: „Tu jesteś bezpieczna”. A ja mu wierzyłam. Teraz… teraz cisza między nami była głośniejsza niż jakikolwiek krzyk.
– Idę wcześniej spać – powiedział krótko w piątek wieczorem, nawet nie spoglądając na mnie.
Od jakichś trzech miesięcy każdy jego weekend wyglądał tak samo: w sobotę rano wstawał bladym świtem, pakował plecak, mówił coś o grzybach, kawie w termosie i ciszy w lesie – i znikał. Wrócił późnym popołudniem, zmęczony, ale… uśmiechnięty.
– Może ma kogoś? – zapytała Klaudia, gdy siedziałyśmy u mnie z winem, a ja znowu się wygadałam. – Jak facet robi się tajemniczy i znika co weekend, to rzadko chodzi o podgrzybki.
– Darek to nie ten typ – próbowałam bronić męża, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Może jednak się myliłam?
Nie miałam dowodów. Tylko przeczucie. Nie był brutalny, nie był opryskliwy. Po prostu… jakby go nie było. A ja coraz częściej czułam, że jestem w tym małżeństwie sama. Nocami leżałam i analizowałam każdy jego ruch.
– Może jestem głupia, może zazdrosna bez powodu – mruknęłam pod nosem, wpatrując się w ciemność za oknem. – Ale coś tu się nie zgadza.
Nie wiedziałam jeszcze, że prawda okaże się zupełnie inna. I że to nie zdrada będzie najtrudniejsza do przełknięcia.
Odtrącił mnie
W sobotni poranek wstałam wcześniej niż zwykle. Leżałam chwilę w łóżku, nasłuchując, czy Darek już się krząta. W kuchni coś stukało – pewnie znów robił swoją kawę w termosie. Zeszłam na dół w piżamie, udając zaspanie.
– Znowu las? – rzuciłam, siadając przy stole.
– Tak, trzeba się ruszyć, zanim inni wszystko wyzbierają – odpowiedział, nawet nie odwracając się w moją stronę.
– A mogę pojechać z tobą?
Odłożył kubek na blat i dopiero wtedy spojrzał na mnie.
– Nie lubisz chodzić po lesie. Komary, błoto, wilgoć. Sama tak mówiłaś.
– Może zmieniłam zdanie.
– A może po prostu mi nie ufasz? – syknął.
– Nie, po prostu... chciałam spędzić z tobą trochę czasu – odparłam, ale ton mojego głosu zdradzał, że nie chodziło tylko o czas. Sama to usłyszałam.
– Nie mam teraz siły na te gierki – mruknął, chwytając plecak.
– Do zobaczenia.
Zatrzasnął za sobą drzwi. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą stał. Coś się psuło. Coś się rozkładało od środka. I choć próbowałam się przekonać, że to tylko mój lęk, intuicja krzyczała coraz głośniej.
Musiałam poznać prawdę
W kolejną sobotę nie spałam prawie wcale. Serce biło mi mocniej niż zwykle. Tym razem byłam gotowa. Cicho, niemal na palcach, przeszłam do pokoju gościnnego, skąd miałam widok na podjazd. Kiedy Darek wynosił plecak, szybko chwyciłam wcześniej przygotowaną torbę i wyszłam tylnym wyjściem. Wsiadłam do auta, które wcześniej zaparkowałam dwie ulice dalej, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ruszyłam za nim.
Jechał bocznymi drogami. Nie wyglądał na kogoś, kto ma się spotkać z kochanką. W końcu, po czterdziestu minutach jazdy, skręcił w leśny dukt i zaparkował. Wyłączyłam światła i zatrzymałam się jakieś 200 metrów dalej. Z lasu zaczęli wyłaniać się ludzie. Kobieta z siwymi dredami przywitała Darka uściskiem. Potem jeszcze kilka osób – kobiety, mężczyźni – wszyscy w wieku około czterdziestki. Zrobili krąg. W środku stanęła ta kobieta z dredami i coś mówiła. Nie słyszałam. Darek patrzył na nią z uwagą, potem zamknął oczy. Zapanowała cisza. Ludzie zaczęli... oddychać? Głęboko, rytmicznie.
Siedziałam w aucie z mieszanką niepokoju i wściekłości. Przecież miałam prawo wiedzieć, co się dzieje. Kim są ci ludzie? Dlaczego Darek to ukrywał? I dlaczego czułam się coraz bardziej... wykluczona?
Zaskoczył mnie
Nie mogłam już tylko patrzeć z ukrycia. Wysiadłam z auta i ruszyłam ścieżką w ich kierunku. Zatrzymałam się, poprawiłam włosy i spróbowałam wyglądać na... przypadkową spacerowiczkę. Adrenalina pulsowała mi w skroniach.
– Przepraszam... – odezwałam się, kiedy weszłam między drzewa. – Nie chciałam przeszkadzać. Tylko... zgubiłam trasę.
Kobieta z dredami podeszła pierwsza.
– Spokojnie. Wszystko w porządku. Możesz z nami zostać, jeśli chcesz – powiedziała ciepłym tonem. – Jestem Olga.
– Izabela – przedstawiłam się, czując suchość w gardle. – Trafiłam tu przypadkiem.
– Nic nie dzieje się przypadkiem – uśmiechnęła się tajemniczo. – To otwarta grupa wsparcia. Spotykamy się tu raz w tygodniu. Oddech, kontakt z ciałem, z naturą. To pomaga.
Darek mnie zobaczył i przez chwilę nasze spojrzenia się zderzyły. W jego oczach pojawiło się przerażenie. Po spotkaniu podszedł do mnie. Chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam, ledwie powstrzymując łzy.
– Bo się wstydziłem. Nie chciałem, żebyś myślała, że sobie nie radzę – odpowiedział. – Że jestem słaby.
– Jestem twoją żoną. Jak mam cię wspierać, jeśli nic mi nie mówisz?
Westchnął. Patrzył na mnie bezbronnie.
– Bałem się, że mnie wyśmiejesz. Że pomyślisz, że zwariowałem z jakimiś „leśnymi” terapiami. A ja... ja po prostu nie dawałem już rady.
Byłam zaskoczona jego słowami.
Z trudem łapałam oddech
Usiedliśmy na pniu niedaleko kręgu. Las był cichy, jakby sam nas słuchał.
– Kiedy to się zaczęło? – zapytałam, unikając jego wzroku.
– Trzy miesiące temu. Może więcej. Nie było żadnego wielkiego wybuchu. Po prostu... z dnia na dzień stawałem się cieniem samego siebie. Wstawałem, pracowałem, jadłem, spałem. I tyle. Czułem się, jakby ktoś mi odciął dostęp do światła – odpowiedział cicho. – Bałem się, że to już tak zostanie.
– Dlaczego nie powiedziałeś?
Zaczynałam rozumieć, ale jednocześnie bolało mnie to jeszcze bardziej.
– Bo przez lata byłem tym, który wszystko załatwia, trzyma dom. A nagle nie dawałem rady nawet z sobą samym. I nikt tego nie widział, nawet ty. A może ja nie chciałem, żebyś widziała.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Z trudem łapałam oddech. Nie miał kochanki. Nie kłamał.
– A ja... – zaczęłam, ale głos mi się załamał – myślałam, że chodzi o inną kobietę. Przysięgam, już sobie w głowie ułożyłam wszystkie scenariusze zdrady. Nawet wyobrażałam sobie, że odbieram cię z czyjegoś domu.
– Wiem. Widzę to w twoich oczach – Darek pokręcił głową. – Ale to nie o kogoś innego chodziło. To o mnie.
Zamilkliśmy. Siedzieliśmy wśród drzew, wśród cieni i szeptów, które nie potrzebowały tłumaczenia. Czułam się zawstydzona. I winna. Ale też... było mi odrobinę lżej. To nie była zdrada. Ale była tajemnica. A ta – bolała równie mocno.
Musiałam wszystko sobie poukładać
Wieczorem przygotowałam kolację, choć oboje nie mieliśmy apetytu. Usiedliśmy przy stole jak kiedyś. Tylko że wtedy było więcej śmiechu, a teraz... tylko chrzęst sztućców o talerze.
– Czy teraz już wszystko będzie dobrze? – zapytałam cicho, nie podnosząc wzroku znad ziemniaków.
Darek odłożył widelec.
– Nie wiem – odpowiedział równie cicho. – Ale nie chcę już niczego ukrywać. Jeśli coś będzie nie tak, powiem. Przysięgam.
– Tylko nie zamykaj się znowu – poprosiłam.
– Postaram się. Ale czasem nawet nie wiem, że to robię.
Potem długo siedzieliśmy w salonie w milczeniu. Nie przytulaliśmy się. Nie oglądaliśmy telewizji. Po prostu siedzieliśmy. I to też coś znaczyło. Tej nocy nie spałam z nim w sypialni. Zostałam na kanapie. Nie z gniewu. Z potrzeby przestrzeni. Musiałam wszystko sobie poukładać. Leżąc tam, wsłuchując się w cichą noc, myślałam o tym, jak bardzo można się oddalić od kogoś, kto śpi w pokoju obok. Jak łatwo przeoczyć milczenie, które nie jest obojętnością, a wołaniem o pomoc. I jak trudno później znaleźć drogę z powrotem.
Nie patrzę na niego tak samo
Od tamtego dnia minęło kilka tygodni. Życie nie wróciło do dawnego rytmu, bo... już nigdy nie będzie takie samo. Nie rozpadło się. Chodzimy obok siebie bardziej ostrożnie. Słuchamy się uważniej. Nie próbuję już wyciągać z Darka wszystkiego na siłę – zamiast tego pytam, kiedy widzę, że znowu się w sobie zamyka. Nie jesteśmy parą z folderu reklamowego. Czasem śpimy osobno. Czasem kłócimy się o głupoty. Jednak teraz wiem, że każdy jego wyjazd do lasu nie jest ucieczką ode mnie. Mam męża, który nie zniknął. Po prostu się zagubił. I znalazł swoją ścieżkę.
Nauczyłam się jednego: nie każdy, kto milczy, coś ukrywa. Czasem milczenie to wołanie o pomoc. Czasem to jedyny język, jaki ktoś zna, kiedy nie ma siły mówić. Czy nam się uda? Nie wiem. Nie umiem już myśleć w kategoriach „na zawsze”. Ale dziś, kiedy siadam obok niego, czuję, że jest. I że ja jestem. I że oboje próbujemy. Może to wystarczy.
Izabela, 35 lat
Czytaj także:
- „Kochałam męża, ale nagle zawinął się do grobu. Do dzisiaj mam do niego żal, że zostawił mnie samą na pastwę losu”
- „Pojechaliśmy do Międzyzdrojów ratować nasz związek. Skończyło się awanturą o paragon grozy za gofra”
- „Pojechaliśmy na Bali świętować rocznicę. Zostawił mnie tam z walizką i rachunkiem na 100 tysięcy”