Reklama

Postanowiliśmy z Jakubem wziąć ślub w ekspresowym tempie, ledwie po trzech miesiącach bycia parą. Ceremonia odbyła się w urzędzie, bez zbędnych ceregieli, a towarzyszyło nam jedynie dwoje przyjaciół w roli świadków. Te spontaniczne zaślubiny były wyrazem naszych gorących uczuć, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości co do słuszności tej decyzji. Darzyliśmy się głębokim uczuciem i pragnęliśmy dzielić ze sobą życie.

Reklama

Byłam zakochana

Jasne, moglibyśmy poczekać ze ślubem, ale gdy tylko Kuba oświadczył mi się, bez wahania wpadłam w jego objęcia. Byłam szaleńczo zakochana, choć miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat na karku. Czułam, że to właśnie on jest tym wymarzonym.

Pochodziliśmy z podobnych środowisk – on dorastał na wsi, a ja w niewielkiej mieścinie. Zdecydowaliśmy się spróbować szczęścia w Warszawie, licząc na to, że uda nam się znaleźć dobrą pracę i rozwinąć skrzydła. Jednak w wielkim mieście czuliśmy się wyobcowani i osamotnieni. Tak było do momentu, aż nasze drogi się skrzyżowały.

Nie przyszło nam nawet do głowy, żeby złożyć tradycyjne wizyty u rodziców przed ślubem. Po prostu brakowało nam czasu na takie rzeczy. Naszym pragnieniem było jak najszybsze pobranie się i bycie razem, a dopiero potem planowaliśmy zastanowić się nad dalszymi krokami. Mieliśmy świadomość, że trzeba będzie dopełnić wszelkich formalności, ale uznaliśmy, że zajmiemy się tym w późniejszym terminie. Organizacja ślubu kościelnego i przyjęcia weselnego to czasochłonne przedsięwzięcie, a my nie zamierzaliśmy z tym zwlekać.

Kuba zamieszkał ze mną po naszym ślubie. Dzieliłam mieszkanko z dwiema koleżankami. Mieliśmy więc do dyspozycji niewielki pokoik, ale mimo to czuliśmy się bardzo szczęśliwi. Codziennie cieszyliśmy się sobą nawzajem, snując plany o odwiedzinach u naszych bliskich.

Wyjechał do pracy

Nasze zamiary musiały jednak ulec zmianie, gdy Kuba otrzymał atrakcyjną ofertę. Nadarzyła się okazja wyjazdu do pracy w Niemczech, dołączył do brygady budowlańców. Perspektywa wyższych zarobków była kusząca. A może nawet udałoby mu się znaleźć zatrudnienie także dla mnie?

Ze łzami w oczach powiedziałam mu „do widzenia”, ale dzielnie znosiłam rozłąkę, łagodząc smutek rozmowami przez kamerkę. Okropnie za nim tęskniłam, on za mną też, ale nie napomknął ani słowem o powrocie do domu. Zespół wciąż otrzymywał nowe oferty współpracy i trudno było z nich zrezygnować, bo to były świetne okazje.

Parę razy wpadł do mnie na kilka dni, po czym ponownie znikał. Nie chciałam robić scen, ale czułam, że coś się popsuło w naszej relacji. Zachowanie Kuby było dziwne, sprawiał wrażenie nieobecnego, innego niż zwykle. A może to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle? Kolejna rozmowa rozwiała moje wątpliwości.

– Odwiedziłeś rodziców? Beze mnie? – Byłam w szoku, że mając urlop, nawet nie pomyślał o spotkaniu ze mną, o wspólnym wypadzie.

– Nie miałem wyjścia, oczekiwali mojej wizyty – odparł, odchrząkując i unikając mojego spojrzenia.

Przyglądałam się jego twarzy na monitorze i czułam, jak strach chwyta mnie za gardło. Obawiałam się słów, które zaraz padną z jego ust.

– Zbyt szybko zdecydowaliśmy się na to małżeństwo. Może powinniśmy wziąć rozwód, jak uważasz? – wypalił.

Coś się zmieniło

Najgorszą rozmową w moim życiu okazała się ta jedna. Jej sens w pełni do mnie dotarł dopiero wtedy, gdy obraz Kuby zniknął z monitora. Nie kocha mnie już. Żałuje, że wzięliśmy ślub, stwierdził, że popełniliśmy błąd. A przecież moim marzeniem było spędzić z nim resztę swoich dni!

Wpadłam w otchłań smutku, snułam się jak widmo, a wieczorami szlochałam, doprowadzając tym do szewskiej pasji dziewczyny, z którymi dzieliłam mieszkanie.

– Weź się w garść, laska, facetów ci u nas dostatek – warknęła w końcu Dorota, patrząc z dezaprobatą na moje zapuchnięte od płaczu oczy. Może i nie byłyśmy przyjaciółkami, ale bez przesady z tą nieczułością.

– Dość już tego mazgajenia, ogarnij się trochę, idź na jakieś zajęcia dodatkowe, bo po egzaminach zostaniesz na lodzie – kontynuowała. – Rzucił cię, ale życie toczy się dalej, zacznij o siebie dbać, bo sama sobie nie poradzisz.

Pilnowała, abym zapisała się na szkolenia kosmetyczne, a od tego momentu wszystko potoczyło się gładko.

To był koniec

Moje małżeństwo z Kubą dobiegło końca, wzięliśmy rozwód. Choć czułam ból w sercu, to jednak dni mijały mi na pracy i nauce. Mimo trudności, jakoś dawałam radę funkcjonować.

Mogłoby się wydawać, że informacja o planowanym ślubie Kuby z dziewczyną z jego rodzinnych stron powinna mnie załamać, ale paradoksalnie dodała mi sił. Gorzej i tak już być nie mogło. Przyjaciółka z kursu, której zwierzyłam się, podsunęła mi pewien pomysł. Gdybym pojawiła się na ceremonii ślubnej Kuby, mogłabym narobić mu niezłego zamieszania i przy okazji zemścić się za to, że mnie zostawił.

– Wystarczy, że się trochę ogarniesz – zmierzyła mnie od stóp do głów wzrokiem. – Zajmę się twoimi brwiami i rzęsami, dam ci jakieś wystrzałowe ciuszki, powinny być w sam raz. Buty skombinujemy od Sylwki, ma bardzo modne szpilki. Będziesz wyglądać jak królowa. Ten dureń będzie sobie pluł w brodę, że bierze ślub z tamtą.

Wprowadziłam ten pomysł w życie. I tak znalazłam się pod uroczyście przystrojonym kościołem, pośród obcych mi osób. Kiedy Kuba nadszedł ze swoją ukochaną, skorzystałam z okazji, gdy zapanował harmider, przecisnęłam się do niego i po cichu go przywołałam. Spojrzał w moją stronę i oniemiał. Ledwo powstrzymałam śmiech, widząc, jak bardzo jest wystraszony.

Znalazł sobie inną

Zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie kościelnych ławek, ale podczas całej ceremonii świetnie się bawiłam. Kuba kompletnie stracił koncentrację, co chwilę się mylił i usiłował mnie wypatrzeć, odwracając głowę.
Obawiał się, że zrujnuję uroczystość. Rzeczywiście, właśnie taki miałam plan, ale gdy zobaczyłam, jak drży ze zdenerwowania, odpuściłam. Nie potrzebowałam faceta tego pokroju, niech sobie idzie w swoją stronę.

Z kościoła wyszłam przed zakończeniem ceremonii ślubnej, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Miałam wrażenie, że udało mi się wspiąć na górę ogromnego ogrodzenia. Wcześniej skupiona na Jakubie, nie zauważyłam wspaniałego krajobrazu, który rozpościerał się za murem. Deszcz przestał padać, a zza zachmurzenia wyłoniło się słońce. Nad pobliskim zagajnikiem dostrzegłam przepiękną, wielobarwną tęczę.

Po tęczy nie spodziewałam się legendarnego skarbu krasnoludków, ale w moim sercu pojawiła się iskierka optymizmu. Odzyskałam niezależność, a doświadczenia życiowe dodały mi rozsądku i dojrzałości, których brakowało mi, gdy podejmowałam decyzję o ślubie. Teraz wiedziałam, jak troszczyć się o siebie i miałam silne przekonanie, że los się do mnie uśmiechnie. Udało mi się pozostawić za sobą smutek po rozstaniu i spojrzeć na Kubę z innej perspektywy. Okazał się żałosnym oszustem, niegodnym takiej kobiety jak ja.

Wpadłam mu w oko

– Jesteś krewną pana młodego, czy może panny młodej? – w drzwiach kościoła stanął całkiem atrakcyjny facet, wyraźnie mną zaciekawiony.

– Kiedyś należałam do rodziny Kuby, ale to już przeszłość – parsknęłam śmiechem.

– Ale planujesz iść na wesele? – dopytywał, najwyraźniej usiłując pojąć sens moich słów.

– Gdyby młody mnie zobaczył, chyba by go szlag trafił, nie mogę mu tego zrobić – teraz ryczałam ze śmiechu na całe gardło, przywołując w pamięci obraz Kuby odwracającego głowę od ołtarza, żeby zobaczyć, co będę robić.

– Czyli nasz wspólny taniec nie dojdzie do skutku? Niedobrze, liczyłem na to, że będziemy mieli okazję lepiej się poznać – facet spoglądał na mnie zaskoczony.

– Ciężko powiedzieć, być może tak się zdarzy – odrzekłam z zagadkowym uśmiechem. – Ale tylko pod warunkiem, że będzie to twoje szczere pragnienie. Mam serdecznie dość niezdecydowanych facetów.

Odwróciłam się od niego i ruszyłam w swoją stronę, bo chciałam jeszcze złapać busa, ale on ruszył za mną. Teraz zaciekawiłam go na dobre.

– Zostawisz mi jakiś kontakt do siebie? – zapytał z nadzieją.

– Nie widzę takiej potrzeby, dowiesz się wszystkiego co trzeba na weselu. Najlepiej będzie, jak podpytasz o mnie matkę pana młodego.

Chciałam się zemścić

Kiedy zmierzałam z powrotem do mieszkania, w mojej głowie pojawiały się przeróżne scenariusze. Zastanawiałam się nad tym, co się stanie, gdy ten facet pozna na przyjęciu weselnym tożsamość osoby, z którą gawędził. Byłam przekonana, że to odkrycie rozpali lawinę szemranych pogłosek, powtarzanych z ust do ust, które skutecznie przyćmią blask ceremonii zorganizowanej na cześć nowożeńców.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu, więc zasłoniłam buzię rękami. Biedny Kuba, naprawdę miał ze mną pecha, ale sam się o to prosił. Właśnie przeszłam do historii jako ta, która zrobiła niezłe zamieszanie, choć bez wyrządzania mu poważniejszej szkody. Zemsta już mnie nie kręciła, ale mały odwet jak najbardziej mi się należał.

Facet, którego spotkałam pod kościołem, był zaradny. Udało mu się zdobyć mój numer telefonu i odezwał się parę dni po naszym pierwszym spotkaniu. Zgodziłam się z nim zobaczyć, bo pomyślałam sobie” „a co mi tam”. Ale czy nasza znajomość przerodzi się w coś więcej? To się jeszcze okaże. Nie zamierzam się spieszyć, wolę się najpierw rozejrzeć za innymi opcjami. Mam przed sobą wiele możliwości i całe życie, więc chcę podjąć właściwą decyzję.

Reklama

Klaudia, 25 lat

Reklama
Reklama
Reklama