„Myślałam, że męża w Święta zobaczę tylko na zdjęciu. Nie rozumiałam, czemu ma rodzinę w 4 literach”
„– Wiem, że cię zawiodłem... – zaczął, ale przerwałam mu. – Nie chodzi o zlecenia, o pieniądze, nawet o te wszystkie miesiące samotności. Chodzi o to, że pozwoliłeś mi myśleć najgorsze. Byłam dla ciebie na ostatnim miejscu”.
- Redakcja
Święta zawsze były dla mnie czasem, gdy wszystko wydawało się możliwe – nawet pojednanie po miesiącach milczenia, nawet ciepło, mimo chłodu na zewnątrz. Ale w tym roku czułam, że coś się zmieniło. Adam, mój mąż, od ponad roku pracował za granicą, obiecując, że to dla nas – dla lepszego życia, większej stabilizacji. Każde jego „Wrócę na Boże Narodzenie” podsycało nadzieję, która powoli zmieniała się w tęsknotę. A potem w gniew.
Ostatnie tygodnie spędzałam samotnie z naszą siedmioletnią Kasią, przygotowując dom na Święta, które miały być wyjątkowe. Kasia codziennie pytała, kiedy tata wróci. Ja za każdym razem odpowiadałam z tym samym, wymuszonym uśmiechem: „Niedługo, kochanie”. Sama jednak zaczynałam w to wątpić.
Wieczorem, stojąc przy oknie, patrzyłam na śnieg pokrywający puste ulice. Telefon wibrował cicho na stole. Zobaczyłam imię Adama. Odruchowo poczułam radość, ale coś w moim sercu szeptało, że to nie będą dobre wieści.
Byłam rozczarowana
– Znowu nie przyjedzie – mruknęłam, wpatrując się w SMS-a. „Przepraszam, praca. Nie dam rady. Kocham was”. Te słowa były jak żart. Niby kocha, ale od miesięcy go tu nie ma. Kasia w salonie zawieszała bombki, nucąc kolędy, a ja siedziałam w kuchni z kamienną twarzą. Telefon leżał przede mną jak dowód jego nieobecności.
Drzwi skrzypnęły, gdy weszła Ania, moja siostra.
– Coś się stało? – spojrzała na mnie uważnie.
– Adam znowu nie przyjedzie. Praca – powiedziałam, ledwo tłumiąc drżenie głosu.
– Ewa, ile razy jeszcze? Może... – urwała, a ja dokończyłam za nią:
– Może ma tam kogoś? Też o tym myślę.
Ania aż przysiadła. – Mówiłaś mu?
– Nie muszę. Kiedyś się tłumaczył, teraz nawet nie próbuje – odparłam z goryczą.
Za ścianą Kasia krzyknęła:
– Mamo, zobacz, jak pada śnieg!
Nie odpowiedziałam. Udawałam, że wszystko jest w porządku, ale czułam, że nasza rodzina się sypie. Może już na zawsze.
Dostałyśmy paczkę
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. To był kurier. Kasia zerwała się na równe nogi.
– To od taty! Na pewno! – krzyknęła, biegnąc w piżamie na ganek.
Otworzyłam paczkę razem z nią. W środku były zabawki, książeczka i kartka z krótkim, niemal mechanicznie złożonym napisem: „Przepraszam, zrobiłem, co mogłem. Kocham was. Adam”.
– Mama, to od taty! – Kasia podniosła karteczkę i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Czy mogę mu wysłać zdjęcie?
Patrzyłam na jej radość i czułam, jak coś mnie ściska w środku. Gniew. Wyrzuty sumienia. Złość na niego, że wysyła zabawki zamiast po prostu przyjechać.
Wieczorem próbowałam zadzwonić. Telefon dzwonił długo, aż w końcu przyszła wiadomość:
„Nie mogę teraz rozmawiać. Jestem zajęty”.
Cisnęłam telefon na stół. Palce same zaczęły stukać odpowiedź: „Zajęty czym? Z kim? Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Jeśli masz kogoś, miej odwagę to powiedzieć”.
Nie odpisał.
Stałam się podejrzliwa
Cały następny dzień chodziłam z telefonem w ręku. Na próżno. Adam milczał, a ja topiłam się w domysłach. Zanim przyszła noc, usiadłam przy stole, napiłam się zimnej kawy i napisałam kolejnego SMS-a:
„Masz coś do powiedzenia, czy mam zacząć szukać dowodów sama? Czego się boisz? Prawdy?.
Cisza. Dwie godziny później przyszła wiadomość: „Ewa, to nie tak, jak myślisz. Przestań, błagam”.
– Przestań? – zaśmiałam się gorzko. Co niby miałam przestać? Mieć wątpliwości?
– Mamo, tata się odezwał? – spytała Kasia, stojąc w drzwiach w swojej różowej piżamie.
– Tak, kochanie. Wysłał buziaki – skłamałam, a głos mi zadrżał.
Za plecami ukryłam telefon. Czułam, że już nie wierzę w jego słowa. Teraz wszystko było podejrzane: jego brak, jego SMS-y, nawet te puste obietnice.
„Pracuję dla was”
Kłamiesz, Adam. Kłamiesz – pomyślałam.
Było mi po prostu smutno
Kolejny dzień. Telefon nie dzwonił, a wiadomości przychodziły rzadziej. Wieczorem, gdy Kasia zasnęła, usiadłam na łóżku i napisałam ostatni SMS:
„Możesz się chować, ale prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Wróć. I powiedz mi to w twarz. Kto jest ważniejszy od nas?”.
Nie odpisał przez całą noc. Kolejnego dnia znowu tylko praca, kolejne wymówki, cisza na ekranie. W Wigilię nie wytrzymałam. Napisałam do niego:
„Kiedyś obiecywałeś mi wszystko. Dom, miłość, przyszłość. Teraz obiecujesz tylko słowa, które nic nie znaczą. Kim jesteś dla nas, Adam? Kim my jesteśmy dla ciebie?”.
Odpowiedź przyszła nad ranem: „Ewa, nie umiem ci tego wytłumaczyć. Ale przyjadę. W drugi dzień Świąt. Muszę”.
– Nie musisz – wyszeptałam sama do siebie, patrząc w okno.
Nie wierzyłam mu już ani trochę.
To nie było czułe przywitanie
W drugi dzień Świąt nie mogłam usiedzieć w miejscu. Telefon milczał, a każda minuta dłużyła się w nieskończoność. W końcu, gdy za oknem zaczęło szarzeć, usłyszałam, jak drzwi się otwierają.
Stanęłam jak wryta, a w progu stał Adam. Wyglądał inaczej – zmęczony, jakby starszy o kilka lat.
– Cześć – powiedział cicho.
– To wszystko, co masz mi do powiedzenia? – zapytałam ostro.
– Ewa, ja... – zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
– Myślałam, że masz tam kogoś. Że wolisz tamtą kobietę, tamto życie – wyrzuciłam jednym tchem, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
– To nie tak. Pracowałem... wziąłem dodatkowe zlecenia, żeby spłacić długi, które narobiłem. Nie miałem odwagi ci powiedzieć.
– Boże, a ja myślałam, że mnie zdradzasz – wyszeptałam, czując, jak coś we mnie pęka.
Adam podszedł, złapał mnie za ręce.
– Nie zdradziłem cię, Ewa. Ale wiem, że cię zawiodłem.
W tym momencie Kasia wybiegła z salonu.
– Tata! Tata wrócił!
Patrzyłam na nich przez łzy, nie wiedząc, czy wierzyć mu teraz, czy uciec od wszystkiego. W sercu miałam chaos, którego nie umiałam poskładać.
Nie czułam radości
W pokoju panowała cisza. Adam siedział na kanapie, trzymając Kasię na kolanach. Ich śmiech wypełniał salon, a ja stałam w kuchni, oparta o blat, patrząc na tę scenę z daleka. Powinno mnie to cieszyć. Powinno. Ale zamiast ulgi czułam żal. Żal, który wbijał się we mnie jak drzazga.
– Ewa, możemy porozmawiać? – Adam stanął w progu.
Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie tym swoim zmęczonym spojrzeniem.
– Myślisz, że wystarczy wrócić i wszystko będzie jak dawniej? – zapytałam cicho, nie kryjąc goryczy. – Nie da się naprawić tego, co pękło.
– Wiem, że cię zawiodłem... – zaczął, ale przerwałam mu:
– Nie chodzi o zlecenia, o pieniądze, nawet o te wszystkie miesiące samotności. Chodzi o to, że pozwoliłeś mi myśleć najgorsze. Byłam dla ciebie na ostatnim miejscu.
Nie odpowiedział. Oparł się o framugę i spuścił głowę, jakby nie miał już siły się bronić.
– Kasia cię potrzebuje. I ja też. Ale nie jestem pewna, czy potrafię ci jeszcze uwierzyć – dodałam, odwracając się do okna.
Za szybą śnieg padał gęsto, a świat wydawał się tak spokojny, choć we mnie wciąż trwała burza.
Ewa, 32 lata