„Myślałam, że narzeczona syna to amatorka procentów. Gdy poznałam prawdę, chciałam ze wstydu zapaść się pod ziemię”
„Ta dziewczyna może być kompletnie uzależniona! Na domiar złego, Radek też przepadał jak kamień w wodę na długie godziny. Wtedy przyszło mi do głowy: A co, jeśli on jest w pełni świadomy sytuacji i próbuje pomóc jej wyjść z tego bagna?”.
Wiedziałam, że mój syn zakochał się po uszy, mimo że nie powiedział o tym ani słowa. Choć próbował to ukryć, mnie nie da się tak łatwo zwieść. Przecież znam go jak nikt inny! Już sam ten błogi wyraz twarzy i rozmarzony uśmiech, który ni stąd, ni zowąd, pojawiał się na jego twarzy, stanowiły dla mnie wystarczający dowód. A do tego doszła jeszcze nagła dbałość o wygląd. „No tak, oczywista oczywistość” – przeszło mi przez myśl.
Miałam dobre przeczucia
– Zastanawiam się, kiedy Radek pozwoli nam ją poznać – pewnego dnia zagadnęłam do swojego małżonka.
– Ale o kim dokładnie mówisz? – zerknął na mnie ze zdziwieniem, odrywając wzrok od parującego rosołu.
– No jak to o kim? O Radku i jego dziewczynie – westchnęłam zrezygnowana, bo dotarło do mnie, że mój mąż jak zawsze niczego nie dostrzegł.
– Serio, ma kogoś? Nie pisnął ani słowem – Janek zmierzył mnie wzrokiem.
– Wiesz, mi także nic nie wspomniał, ale ja swoje przeczucia mam – oznajmiłam z przekonaniem, a mój małżonek jedynie z powątpiewaniem pokiwał głową.
Moje przeczucia szybko się sprawdziły. Radek wspomniał mimochodem, że pragnie nas zapoznać ze swoją dziewczyną Malwiną. Zerknęłam z satysfakcją na swojego męża, a ten jedynie delikatnie się uśmiechnął. Tym gestem chciał mi zakomunikować, że podziwia moją intuicję.
– Oczywiście, kochanie, a może zaproś ją do nas w niedzielę na obiad? – wysunęłam propozycję.
– W porządku – odrzekł pozornie bez entuzjazmu, ale doskonale wyczułam, że jest mocno podekscytowany, mimo że był już przecież dorosłym facetem po dwudziestce.
Nie da się ukryć, że byłam bardzo ciekawa. Radek ewidentnie miał do Malwiny słabość, bo gdy tylko o niej wspominał, to od razu było widać, jak mu się oczy świecą. Robił się taki jakiś milszy, bardziej wyluzowany… Normalnie nie mogłam się doczekać, aż ją w końcu zobaczę na własne oczy. Mój mąż patrzył na mnie jak na jakąś pomyloną, ale doskonale wiedziałam, że jego też zżera ciekawość.
Oboje ją polubiliśmy
Kiedy w końcu nastała ta wyjątkowa chwila, naszym oczom ukazała się filigranowa dziewczyna o jasnych włosach i szmaragdowym spojrzeniu, której wzrok był utkwiony w Radosławie niczym w pięknym malowidle. W tym momencie zrozumiałam, co go w niej urzekło. Emanowała czymś serdecznym i szlachetnym. Nawet ja, zazwyczaj krytyczna wobec jego partnerek, od pierwszej sekundy poczułam do niej sympatię.
Kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, od razu poczułam wspaniałą aurę. Malwina powiedziała, że jest zatrudniona w przedszkolu dla dzieci o specjalnych potrzebach i po prostu je uwielbia. Od razu zaczęłam sobie wyobrażać bajeczny ślub, a potem gromadę naszych wnuków siedzących przy rodzinnym stole.
Na samą myśl o tym zakręciła mi się łza w oku. Zerknęłam na mojego męża i miałam wrażenie, że podziela moje zdanie. Radek, widząc nasz zachwyt Malwiną, sprawiał wrażenie, jakby fruwał kilka metrów nad ziemią z radości.
Od tamtej pory dziewczyna Radka zaczęła coraz częściej zaglądać do naszego domu i zawsze była tu serdecznie witana. Widząc tę młodą parę razem, moje serce przepełniała radość. Przyszła synowa jawiła się niczym ideał.
Jednak pewnego dnia moje zdanie o niej diametralnie się zmieniło. Idąc ulicą, dostrzegłam z oddali znajomą sylwetkę. Chciałam jej pomachać i żywiołowo się przywitać, ale coś mnie powstrzymało. Malwina poruszała się chwiejnym krokiem, zupełnie jakby nie panowała nad nogami! Osłupiała wpatrywałam się w ten widok. Ledwo trzymała równowagę, a jej chód był niepewny i ociężały.
Nie wierzyłam własnym oczom
Pomyśleć tylko, że działo się to w biały dzień, w samym sercu miasta! Wyglądała tak, jakby była kompletnie zalana! Żywiłam jeszcze nadzieję, że to nie Malwina, ale jakaś inna dziewczyna. Niestety, gdy się odwróciła, nie miałam już żadnych wątpliwości. To z całą pewnością była właśnie ona!
Chyba mnie nie dostrzegła albo po prostu nie skojarzyła, kto stoi przed nią, bo zupełnie nie zareagowała, gdy mnie zobaczyła. I całe szczęście, bo kompletnie nie miałam pojęcia, jak powinnam się zachować w tej chwili. Cała ta sytuacja była co najmniej niezręczna, żeby nie powiedzieć żenująca…
Długo dochodziłam do siebie po tamtym zajściu. Obraz tej ulicznej sytuacji wracał do mnie w snach. Współczułam Radkowi. Chłopak zapewne nie miał pojęcia, z kim się związał. „Biedak, stracił dla niej głowę, zakochał się bez pamięci, a tu nagle wychodzi, że to pijaczka” – rozmyślałam ze ściśniętym sercem. Jak jednak przekazać to Radkowi? Nie potrafiłam, a jednocześnie nie mogłam tego zataić. Strasznie mnie to dręczyło. Zdecydowałam, że zwierzę się mężowi. Może on pogadałby z synem? Tak w cztery oczy, po męsku…
– Masz absolutną pewność? – Janek z niedowierzaniem przyjął moje przygnębiające wieści.
– Wszystko dokładnie widziałam – oznajmiłam przybita.
– A może wzięłaś ją za kogoś innego, taka pomyłka jest całkiem prawdopodobna – jego nadzieje były równie płonne, co moje jeszcze chwilę temu.
Nie miałam wątpliwości
– Wykluczone – oświadczyłam z niezachwianą pewnością.
– Halinko, a co jeśli to tylko incydent, który się nie powtórzy? Dajmy temu spokój i nie mieszajmy się – rzekł opanowanym tonem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
– Co ty mówisz: nie mieszajmy się? Jaki incydent?! Ta dziewucha schlała się w samo południe i nie potrafi nad tym zapanować! Uważasz, że z niej będzie dobra żona dla naszego syna?! – mówiłam coraz głośniej.
– Nie, ale zrozum jedno: często pozory mylą. Wstrzymaj się z pochopnymi decyzjami – powiedział, patrząc na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
– No tak, ty byś zwlekał w nieskończoność. Mam bezczynnie obserwować, jak moje dziecko wpada w tarapaty? Nie ma mowy! – parsknęłam, a Janek jedynie pokiwał głową z niesmakiem.
Jego kamienne opanowanie strasznie mnie wkurzało. Jednak słowa mojego męża zasiały w moim sercu nasionko strachu. Na ten moment uznałam, że nie wspomnę synowi ani słowem, a jedynie będę miała oczy szeroko otwarte. Nie było to proste, bo Malwina przestała pojawiać się u nas w domu. Radek wyjaśniał, że ma mnóstwo roboty, ale ja wiedziałam swoje.
Grzebałam w sieci, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o chorobie alkoholowej. W końcu dotarło do mnie, że ta dziewczyna może być kompletnie uzależniona! Na domiar złego, Radek też przepadał jak kamień w wodę na długie godziny. Wtedy przyszło mi do głowy: „A co, jeśli on jest w pełni świadomy sytuacji i próbuje pomóc jej wyjść z tego bagna?”. Ta myśl napawała mnie autentycznym lękiem.
Musiałam go ostrzec
W końcu jednak Malwina do nas zawitała, promieniejąc uśmiechem jak zwykle, ale wyglądała na wycieńczoną i bladą. Dostrzegłam, że porusza się bardzo ostrożnie, jakby niepewnie stawiając każdy krok. „Aż mi jej szkoda, tak trwoni swoje młode lata” – przemknęło mi przez myśl z wielkim smutkiem. Nie miałam jednak zamiaru biernie przyglądać się temu, jak niszczy przyszłość mojego dziecka.
W końcu zebrałam się w sobie i zdecydowałam, że czas przeprowadzić poważną rozmowę z Radkiem. Chciałam wyraźnie określić sytuację i upewnić się, że zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie ze sobą ta relacja. Nie mogę pozwolić, by ta kobieta go zniszczyła. Spodziewałam się, że czeka mnie niełatwa konwersacja, ale nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko.
– Musimy coś omówić – zaczęłam, kiedy wrócił do mieszkania po podrzuceniu Malwiny.
– O co chodzi? – popatrzył na mnie, a jego spojrzenie zdradzało skrajne wyczerpanie.
Przez moment byłam niepewna, lecz stwierdziłam, że to najlepsza sposobność, jaka może się przytrafić.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że Malwina nadużywa alkoholu? – wypaliłam bez ogródek, a on bezsilnie osunął się na siedzenie, co odebrałam jako znak, że jest świadomy sytuacji.
– Skąd takie przypuszczenia? – spytał, w zadumie pocierając podbródek.
Martwiłam się o niego
Sposób, w jaki podniósł ręce, sprawił, że poczułam współczucie. Starałam się przekazać mu to, co zobaczyłam, tak łagodnie, jak tylko potrafiłam, ale jednocześnie nie pozostawiając wątpliwości. Kiedy skończyłam mówić, przez dłuższą chwilę wbijał wzrok w blat, a następnie odezwał się:
– Tak po prostu wydałaś osąd na jej temat? Nawet nie zadałaś sobie trudu, żeby zapytać ją, co zaszło? Nie sądziłem, że tak postąpisz – oznajmił z goryczą Radek, a atmosfera w kuchni gwałtownie się ochłodziła.
– Synku, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zobaczyłam – odparłam spokojnie, mimo że zabolał mnie sposób, w jaki się do mnie zwrócił.
– Mylisz się! – odburknął. – Malwina wolała to przed wami zataić, ale chyba nie mamy wyboru. Ona wcale nie wypiła za dużo. Po prostu miała nawrót choroby – oznajmił, spoglądając mi prosto w oczy.
– Radku, o jakim nawrocie mówisz?
– Malwina choruje na stwardnienie rozsiane. To paskudna choroba, która atakuje układ nerwowy. Nigdy nie masz pojęcia, co cię spotka następnego dnia. Pewnego ranka możesz nie móc ruszyć połową ciała albo stracić wzrok. Kiedy indziej twoje kończyny przestają cię słuchać. Tych objawów jest cała masa, bo choroba uderza znienacka w różne miejsca. Dobrze, że po jakimś czasie Malwina wraca do jako takiej sprawności. Podziwiam ją, jest bardzo dzielna. Tym bardziej, że ludzie patrzą na nią krzywo, kiedy próbuje normalnie chodzić – wykrztusił i rzucił mi karcące spojrzenie.
Byłam zaszokowana!
– Czemu nic nam nie przekazaliście wcześniej? – w końcu wydusiłam z siebie słowa.
– Malwinka nie chciała, żebyście patrzyli na nią przez pryzmat jej przypadłości zdrowotnej – powiedział pod nosem.
Wielki rumieniec wstydu oblał mą twarz, w tej chwili pragnęłam jedynie zniknąć z powierzchni ziemi.
– Wybaczcie mi – wymamrotałam zmieszana, pełna skruchy za moje zbyt pochopne wnioski.
Jak widać, moje przeczucie tym razem okazało się mylne. Mój mąż słusznie zauważył, że pozory często mylą. Całe szczęście, że młodzi ludzie okazali mi wyrozumiałość. Jednakże wciąż martwię się o przyszłość naszego dziecka.
Ta choroba nie jest łatwa i życie mojej przyszłej synowej oraz mojego syna będzie pełne wyzwań. Nie da się ukryć, że czekają ich ciężkie momenty. Obawiam się, że stan zdrowia Malwiny może się pogarszać. Ale kiedy patrzę na to, jacy są radośni, dochodzę do wniosku, że chyba nie warto zaprzątać sobie głowy tym, co może się wydarzyć. W końcu przyszłość jest wielką niewiadomą dla każdego z nas.
Maria, 57 lat