Reklama

Mam męża Michała i dwójkę dzieci – Zosię i Franka. Nasze życie z zewnątrz wygląda jak z reklamy: domek z ogrodem, pies, rowerki pod werandą. Ale ja wiem, że to tylko fasada. Codziennie rano patrzę w lustro i widzę kobietę, która przestała być ważna. Która stała się tłem dla codzienności. Michał jest... dobrym człowiekiem. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, nigdy nie podniósł głosu. Ale z czasem zaczął też nie podnosić wzroku. Był, ale jakby go nie było. Wracał z pracy, kładł się na kanapie, przewijał wiadomości na telefonie, czasem zapytał, co na obiad.

Reklama

Spał obok mnie, ale nie ze mną. Cała nasza bliskość sprowadziła się do wspólnego oglądania bajek z dziećmi i ustalania, kto jedzie po mleko. Zaczęłam więdnąć. I wtedy pojawił się Kacper. Kolega z pracy, z którym początkowo wymienialiśmy służbowe maile. A potem coś się zmieniło. Jego wiadomości stawały się coraz bardziej osobiste. Żartobliwe, ciepłe, ciekawe. Zaczął zauważać mnie tam, gdzie Michał przestał. „Gdyby mój związek tak wyglądał, chyba bym oszalał” – napisał mi raz, po tym jak od niechcenia wspomniałam, że Michał nawet nie pamiętał o moich urodzinach.

To nie był romans. Nie dotknęliśmy się nigdy inaczej niż uściskiem dłoni. Ale emocjonalnie byłam już z nim. Czekałam na jego wiadomości. Malowałam się do pracy z myślą, że może mnie zauważy. Przestałam czuć się niewidzialna. A jednocześnie gdzieś w głowie miałam cichy głos, że to przecież tylko pisanie. Nic się nie dzieje. Przesadzam. Nie zdradzam. Jeszcze nie. Do dnia, gdy Michał znalazł moje wiadomości.

Wszystko się wydało

Zorientowałam się, że coś jest nie tak, gdy Michał wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Bez słowa położył mój laptop na stole w kuchni. Spojrzałam na niego pytająco, ale on nie powiedział ani słowa. Tylko patrzył – tak intensywnie, że aż cofnęłam się o krok.

– Michał, co się stało? – zapytałam, próbując udawać niewinność.

Milczał. Jeszcze chwilę patrzył na mnie, jakby ważył każde słowo. A potem po prostu odwrócił się i wyszedł z kuchni. Drzwi do przedpokoju trzasnęły cicho, prawie bezgłośnie, ale ten dźwięk uderzył mnie w klatkę piersiową jak młotem. Serce mi łomotało. Ręce zaczęły drżeć. Wzięłam laptopa i otworzyłam go, jakbym jeszcze miała cień nadziei, że to nie to. Ale oczywiście to było właśnie to. Mój folder z mailami, otwarta zakładka z rozmową z Kacprem. Cała historia naszej „niewinnej bliskości” – linijka po linijce, uśmiech po uśmiechu, aluzja po aluzji. Czytał wszystko.

Zamknęłam pokrywę laptopa i poczułam, jak robi mi się niedobrze. Przez cały wieczór Michał nie odezwał się ani słowem. Dzieci zjadły kolację, obejrzały bajkę, poszły spać – jak zawsze. On siedział w salonie, z pilotem w dłoni, ale telewizor był wyłączony. Patrzył w pustkę. A ja chodziłam na palcach, jakby każde moje słowo mogło wywołać wybuch, którego nie było. Nie zapytał. Nie oskarżył. Nie wybuchł. I to było najgorsze. Bo ta jego cisza brzmiała głośniej niż jakikolwiek krzyk.

Zalałam się łzami

Minęły trzy dni. Michał wciąż nie powiedział ani słowa. Wstawał rano, parzył kawę, przygotowywał śniadanie dla dzieci, jakby nic się nie wydarzyło. Mówił do Zosi i Franka tym samym spokojnym tonem, opowiadał im głupie żarty, całował w czubki głów przed wyjściem do szkoły. Ale mnie nie widział. Mijał mnie w korytarzu jak obcą. Jakbym była przezroczysta. Kiedyś to ja milczałam w tym domu. Teraz milczał on. I to bolało mnie bardziej niż wszystko inne. W czwartek wieczorem nie wytrzymałam. Usiadł przy stole, przeglądał jakiś dokument, udając, że nie słyszy, jak chodzę za nim po domu jak cień.

– Michał… – powiedziałam cicho, siadając naprzeciwko. – Musimy porozmawiać.

Zerknął na mnie, ale jego spojrzenie było puste.

– O czym? – zapytał.

– O… o tym, co znalazłeś. O nas – zaczęłam, czując, jak głos mi drży.

– Nie ma o czym – odparł.

Zamarłam. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Ale on odsunął krzesło i wstał.

– Czytałem wszystko – rzucił przez ramię i wyszedł z kuchni.

Zostałam sama przy stole. I wtedy wszystko pękło. Zalałam się łzami. Płakałam tak, jak nie płakałam nigdy. Bo zrozumiałam, że nie mam jak się bronić. On

Bolało, ale próbowałam

W niedzielę ugotowałam jego ulubione danie – makaron z krewetkami w sosie czosnkowym. Stałam w kuchni od rana, jak idiotka, w fartuchu, z czerwonymi oczami i sztucznym uśmiechem. Dzieci były u mojej mamy, chciałam, żebyśmy mieli, choć chwilę na rozmowę, bez małych uszu w tle. Nakryłam stół. Z winem, świecami. Tak jak kiedyś, kiedy jeszcze potrafiliśmy być tylko we dwoje. Michał wszedł do jadalni, rozejrzał się po całej tej sztucznie wystylizowanej scenie i… usiadł. Bez słowa.

– Pamiętasz, jak jedliśmy to samo na naszej pierwszej rocznicy? – próbowałam nawiązać, podać mu jakiś punkt zaczepienia. – W tym małym hotelu w Kazimierzu.

– Nie wiem, czy to w ogóle było moje życie – powiedział, spokojnie mieszając widelcem makaron.

Zamarłam. Bolało. Ale siedziałam dalej.

– Michał, ja… to był tylko flirt – szepnęłam. – Potrzebowałam… nie wiem… jakiegoś impulsu. Żeby znów poczuć, że…

– Że jesteś pożądana? – przerwał mi. – Że ktoś cię widzi? Tak?

Skinęłam głową. Z gardła nie mogłam wydobyć żadnego słowa.

– Tylko że nie szukałaś tego u mnie – dodał. I spojrzał mi prosto w oczy po raz pierwszy od tygodnia. – Nawet nie próbowałaś.

Wstał, odłożył sztućce.

– Zjesz? – zapytałam głupio, jakby to miało jeszcze jakieś znaczenie.

Już nie jestem głodny – odpowiedział i wyszedł z pokoju.

Zostałam sama. Świece jeszcze się tliły, sos na jego talerzu wystygł, a wino smakowało jak popiół.

Zrozumiałam, że zdradziłam

Wyjęłam stary telefon z szuflady. Ten, który ukrywałam przed Michałem. Nie zniszczył go, nie wyrzucił. Po prostu odłożył na miejsce. Jakby chciał, żeby to zżerało mnie od środka. Usiadłam na łóżku i przewinęłam rozmowę z Kacprem. Tyle linijek. Tyle uśmiechniętych buziek. Tyle niby-niewinnych słów. Serce ścisnęło mi się, gdy przeczytałam jeden z pierwszych SMS-ów: „Chciałbym mieć taką kobietę jak ty”. Wtedy to był tylko komplement. Ale poczułam się tak, jak nie czułam się od lat – ważna. Kacper pisał codziennie. Pytał, co jem na lunch, czy nie zmarzłam, czy boli mnie głowa. Michał dawno przestał pytać o takie rzeczy. „Z nim nie rozmawiasz tak, jak ze mną, prawda?” – pisał Kacper. Nie. Nie rozmawiałam. „Nie musisz się bać – jesteśmy tylko znajomymi… na razie”.

Wtedy się zaśmiałam. Teraz zrobiło mi się niedobrze. Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie, jak siedziałam w pracy, stukając palcami po klawiaturze, czekając na jego wiadomości. Jak ukradkiem się uśmiechałam, czytając, że podoba mu się mój głos. Jak bardzo chciałam, żeby jeszcze raz napisał coś ciepłego, żebym mogła się poczuć… pożądana. Żywa.

A Michał? Michał wtedy odbierał dzieci ze szkoły, robił zakupy, trzymał wszystko w ryzach. A ja – wymykałam się emocjonalnie gdzie indziej. Poczułam, jak pęka mi coś w środku. Zasłoniłam twarz rękoma i zaczęłam płakać. Nie tym spokojnym, kontrolowanym płaczem. To był szloch. Zgniatający, bolesny, wstydliwy. Bo po raz pierwszy zrozumiałam, że go zdradziłam. Naprawdę. Nie fizycznie. Ale w sercu byłam z kimś innym. I to wystarczyło, żeby wszystko runęło.

Nic nie będzie jak dawniej

Zaparzyłam herbatę, chociaż ręce mi się trzęsły. Michał siedział w salonie, przeglądał faktury. Jak zwykle – zamknięty w sobie, cichy, chłodny.

– Michał… – podeszłam do niego z kubkiem. – Musimy coś zrobić. Ja nie chcę, żeby tak wyglądało nasze życie.

Nie odpowiedział. Wziął herbatę, nawet nie patrząc mi w oczy.

– Może pojedźmy gdzieś. Sami. Tylko my. Albo… spróbujmy terapii. Ja pójdę. Ty też. Chcę cię odzyskać – mówiłam szybko, nerwowo, łamiąc głos.

Wreszcie podniósł wzrok. Długo mnie obserwował, jakby pierwszy raz naprawdę mnie widział. Ale to spojrzenie nie było pełne czułości. Było ostrożne, z dystansem. Jakby patrzył na kogoś, komu nie ufa.

Ja wciąż cię kocham – wyszeptałam.

Wziął głęboki wdech, przymknął oczy i odparł:

– A ja wciąż nie wiem, kim jesteś.

Zrobiło mi się zimno. To jedno zdanie… było jak nóż.

– Michał… nie wszystko, co pisałam do Kacpra, było prawdziwe. To była ucieczka. Zmęczenie. Samotność.

– Samotność? – przerwał mi. – A ja co? Myślisz, że się nie czułem samotny, kiedy patrzyłem, jak śmiejesz się do telefonu, jak chowasz przede mną wzrok? Nie szukałaś ratunku u mnie. Wybrałaś kogoś innego.

Chciałam się przytulić, ale cofnął się lekko. Jakby moja bliskość była już nie do zniesienia.

– Czy to już koniec? – zapytałam cicho.

Milczał przez dłuższą chwilę.

– Nie wiem – powiedział w końcu. – Ale nic nie będzie jak dawniej.

Zostawił mnie w kuchni. A ja stałam tam jeszcze długo, z pustym kubkiem w dłoni i rozdartym sercem.

Nie jesteśmy już razem

Mieszkamy razem. Nadal. On śpi w sypialni, ja czasem na kanapie. Gotujemy obiady, rozmawiamy o dzieciach, płacimy rachunki. Wszystko jak dawniej. Tylko że już nie jesteśmy razem. Czasem patrzę na Michała, jak zapina Zosi kurtkę, jak poprawia Frankowi czapkę. I wtedy boli mnie wszystko. Bo widzę, że on nadal jest dobrym ojcem. Tylko że już nie jestem jego żoną. Jestem kimś obcym. Nie mówi, że mnie nienawidzi. Ale też nigdy nie powiedział, że wybaczył. Jego milczenie codziennie przypomina mi, co zrobiłam. I że to, co zabiłam już nie wróci.

Anita, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama