Reklama

Zawsze byłam tą, która więcej czuje, niż mówi. Studiowałam psychologię, może właśnie dlatego, żeby choć trochę zrozumieć, co we mnie siedzi. Na uczelni znałam mnóstwo ludzi, śmiałam się, wychodziłam z nimi na piwo, ale i tak często wracałam do pustego mieszkania z dziurą w środku. Nie planowałam tego wyjazdu na grzyby. Nie chciałam jechać, miałam dość ludzi, udawania, że wszystko gra. Ale wtedy pojawił się Bartek. Miał w sobie coś dzikiego i wolnego. I choć nie wiedziałam jeszcze, kim jest, już czułam, że za chwilę coś we mnie poruszy.

Reklama

Coś między nami zaiskrzyło

Zostaliśmy trochę z tyłu, choć nie wiem, czy to było celowe z jego strony. Ja na pewno celowo zwalniałam kroku. Bartek szedł obok, z wiklinowym koszem, w którym nie było jeszcze nic poza kilkoma suchymi liśćmi. Pachniał czymś drzewnym, a jego kurtka cicho szeleściła przy każdym ruchu. W lesie było cicho – tylko nasze kroki i od czasu do czasu wołanie reszty grupy gdzieś w oddali.

– Lubisz las? – zagadnął po dłuższej chwili milczenia.

Lubię, jak milczy – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak, jakby wiedział dokładnie, co miałam na myśli.

– Cisza nie jest dla wszystkich. Ludzie się jej boją.

– Ja też się trochę boję. Ale mniej niż pustych rozmów – przyznałam.

Przez chwilę szliśmy obok siebie, nie mówiąc nic więcej. A potem on zatrzymał się przy jakimś starym pniu, pochylił się, wyjął nóż i odciął pięknego prawdziwka. Podał mi go bez słowa. I wtedy coś między nami zaiskrzyło. Wieczorem, gdy wszyscy rozkładali się przy ognisku, Bartek zaproponował, że odejdziemy kawałek dalej.

– Chodź, pokażę ci coś lepszego niż kiełbasa z ognia.

Zbudowaliśmy razem szałas z gałęzi i liści. Potem siedzieliśmy obok siebie, przykryci jedną kurtką i po prostu milczeliśmy. I było mi tak dobrze.

Poczułam, że wreszcie żyję

W nocy zrobiło się zimno. Leżeliśmy w szałasie, opatuleni kurtką i kocem znalezionym w aucie Bartka. Nie było światła, tylko blask księżyca prześwitywał przez niedbałą konstrukcję z gałęzi. Słyszałam jego oddech tuż obok. Nasze ramiona stykały się co jakiś czas, jakby przez przypadek, ale przecież żadne z nas nie chciało się odsunąć.

– Trochę się boję – wyszeptałam, bo cisza stawała się gęsta.

– Czego? – spytał cicho.

– Że jutro obudzę się i wszystko będzie znowu takie jak zawsze.

– Czyli jakie?

– Puste – powiedziałam prawie bezgłośnie.

Nie odpowiedział. Zamiast tego odwrócił się w moją stronę i bardzo delikatnie dotknął mojej twarzy. Jego palce były ciepłe. Potem mnie pocałował – powoli, bez pośpiechu. I tak, leżąc na mokrej ściółce, z gałęziami wplątanymi we włosy, poczułam, że naprawdę żyję. Nie wiem, kiedy to przeszło w namiętność. Wszystko było jak z filmu, który potem się analizuje scena po scenie. Po wszystkim leżeliśmy w ciszy. Nie chciałam o nic pytać, ale nie wytrzymałam.

– Bartek… to coś dla ciebie znaczyło?

Zamilkł. Dopiero po chwili powiedział:

– Nie wszystko, co piękne, musi być trwałe. Czasem coś po prostu się wydarza. I zostaje w nas. Ale to nie znaczy, że da się to zatrzymać.

Zasnęłam obok niego, czując, że właśnie będę miała tajemnicę, której nie będzie komu wyznać.

Byłam tylko przygodą na 1 noc

Minęło kilka dni od naszego powrotu z lasu. Spotkaliśmy się w parku, tak po prostu. Bez planów, bez zobowiązań. Siedzieliśmy na ławce, patrząc na ludzi spacerujących z psami. Bartek wyjął z kieszeni paczkę pestek i zaczął je rozgryzać, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Dziwnie się z tobą rozmawia, jakbyśmy nigdy nie byli w tamtym szałasie – odezwałam się w końcu.

– Bo to było tam. A teraz jesteśmy tu – rzucił, nie patrząc na mnie.

Zamilkłam. Czułam, że coś się zmienia, coś się osuwa. Chciałam wierzyć, że to był początek. On zachowywał się, jakby to był epizod. Może piękny, ale jednak tylko epizod.

– Myślałam, że to coś znaczyło – wyrzuciłam z siebie.

Bartek spojrzał na mnie z niepokojącym spokojem.

– Agnieszka… nie chcę cię okłamywać. Było pięknie. Ale ja nie jestem człowiekiem, który zostaje. Wszystko jest piękne tylko do pierwszego deszczu. Potem i tak się rozmywa.

– Więc to była tylko przygoda? – spytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu.

– Dla mnie – chwila, która zostanie. Ale nie taka, którą będę pielęgnował. Żyję chwilą. Nie układam z nich planów na życie.

Czułam, jak moje serce odkleja się od jakiejś naiwnej nadziei. Spojrzałam mu w oczy i zrozumiałam, że on nie ściemnia, on naprawdę tak żyje. Bez przywiązania, bez przyszłości.

Szkoda, że nie uprzedzasz wcześniej – powiedziałam cicho.

– Przecież uprzedzałem. Tylko nie chciałaś słuchać.

Nie miałam nawet łez

Spotkaliśmy się jeszcze raz. Ostatni. Nie było już między nami flirtu ani uśmiechów. On przyszedł bez kurtki, mimo że niebo było stalowe i pachniało deszczem. Ja miałam za cienki płaszcz i dłonie schowane głęboko w kieszeniach. Staliśmy na przystanku, jakbyśmy czekali na coś więcej niż tylko autobus, który i tak nie nadjeżdżał.

– Czemu chciałaś się spotkać? – zapytał, odwracając wzrok.

– Bo nie umiem zostawić wszystkiego bez słowa.

– Czasem lepiej nie mówić. I tak nic się nie zmieni – odpowiedział, jakby to miało mi pomóc. Raczej nie pomogło.

Patrzyłam na niego, a on patrzył gdzieś w bok, na drzewo, którego liście już zaczynały więdnąć.

Bartek… ja się zakochałam. I wiem, że to był tylko moment, dla ciebie może ułamek, ale dla mnie to coś więcej. Ja cię zapamiętam.

Nie odpowiedział od razu. Właściwie przez chwilę myślałam, że po prostu odejdzie. Ale wtedy podniósł głowę i powiedział:

– Agnieszka… nie potrafię żyć inaczej. Ja nie umiem się zatrzymać.

Zaczęło padać. Cicho, drobno, jakby niebo się wahało. On zrobił krok w tył. I wtedy zrozumiałam, że wszystko naprawdę było tylko „do pierwszego deszczu”. Nie zatrzymałam go. Nie prosiłam, by został. Stałam pod tą szarą chmurą i patrzyłam, jak odchodzi. Jego sylwetka malała z każdą sekundą, aż zniknęła za zakrętem. Nie miałam nawet łez. Tylko zimno w dłoniach i mokre włosy przyklejone do twarzy.

Nie miałam siły

Deszcz padał jeszcze długo po tym, jak Bartek zniknął. Szłam powoli przez miasto, jakby w zwolnionym tempie. Kałuże odbijały rozmazane światła latarni, a moje buty przesiąkały coraz bardziej. Nic mnie to już nie obchodziło. Przez kilka dni nie odzywał się nikt. Znajomi pisali na grupie coś o nowym semestrze, o egzaminach. Nikt nie pytał, jak się czuję. I dobrze. Nie miałam ochoty rozmawiać. Siedziałam na łóżku, przykryta kocem, i słuchałam muzyki, która kiedyś dawała mi ukojenie. Teraz była tylko tłem do pustki. W końcu zadzwoniła Anka.

– Hej… żyjesz tam? – zapytała półżartem.

– Ledwo – odpowiedziałam, szczerze jak nigdy.

– To przez Bartka?

– Mhm.

– Wiedziałam, że coś między wami było, ale nie chciałam się wtrącać.

– Nic nie było – powiedziałam gorzko. – To znaczy… coś było, ale już nie ma. Tak szybko, że sama nie wiem, czy nie zmyśliłam sobie wszystkiego.

On zawsze taki był – westchnęła Anka. – Lubił znikać. Nawet nie próbuj tego brać do siebie.

Ale jak miałam nie brać, skoro wszystko we mnie bolało? Czułam się jak jakiś dom, w którym nagle ktoś zgasił światło i zostawił otwarte drzwi. Wieczorem poszłam jeszcze raz do lasu, tego samego. Stanęłam tam, gdzie zbudowaliśmy szałas. Nie było już po nim śladu. Wszystko się zmyło. Pozostała tylko cisza. I ostatnie krople, które jeszcze kapały z liści.

Nie żałuję, choć boli

Czas nie uleczył wszystkiego. Minęły tygodnie, potem miesiące, a ja wciąż łapałam się na tym, że szukam Bartka w tłumie. I za każdym razem serce uderzało o jedno uderzenie za szybko, bo myślałam, że to może on, po czym wracało do rytmu, rozczarowane. Zrozumiałam, że nie każdy człowiek, który wchodzi do naszego życia, musi w nim zostać. Niektórzy są jak burza – gwałtowni, niespodziewani, rozbijają w nas porządek, tylko po to, by zniknąć. Bartek był takim człowiekiem. Nie był zły. Po prostu był chyba… wolny. A ja chciałam, żeby został. I w tym tkwił błąd, że myślałam, że da się zatrzymać kogoś, kto z natury jest nieuchwytny.

Nie żałuję. Choć boli. Bo wiem, że przeżyłam coś prawdziwego. Coś, co pokazało mi, jak bardzo mogę kochać, jak bardzo pragnę bliskości i jak mocno potrafi mnie coś dotknąć. Może to lepsze niż pusta codzienność, niż relacje z rozsądku i rozmowy bez sensu. Bartek pewnie jest już gdzieś indziej. Może buduje nowy szałas, z inną dziewczyną. Może znowu mówi, że życie jest tylko do pierwszego deszczu. A ja… przestałam się go bać. Deszczu. Bo wiem, że po każdej burzy zostaje coś we mnie. I to też jest ważne. Może słońce nie wychodzi od razu. Ale nie musi. Może wystarczy, że ja dalej idę. Nawet w deszczu.

Agnieszka, 23 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama