Reklama

Nigdy nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień. Samotna Wigilia w moim własnym mieszkaniu. Siedziałam przy kuchennym stole, gapiąc się na jednoosobowe nakrycie, które bardziej przypominało jakiś żart niż tradycję.

Byłam sama

Karp? Nie. Uszka? Nie. Barszcz z kartonu. Jedyna rzecz, którą przygotowałam z sercem, to sernik z przepisu po mamie. Przypomniałam sobie, jak rok temu w tej samej chwili mój były mąż Marek zaczął się awanturować, bo choinka nie miała lampek na górze.

– Magda, przecież mówiłem, że zawsze zakładamy lampki od czubka. To takie trudne do zapamiętania? – jego głos w tamtej chwili był ostry jak szkło.

– Zrób to sam, skoro jesteś taki idealny – odpowiedziałam.

A potem, niedługo po Nowym Roku, złożyliśmy papiery. On z ulgą, ja z pustką. I teraz siedzę tutaj sama, w dresie, z kubkiem herbaty i sernikiem. Pomyślałam, że może po prostu się położę i zasnę. Niech minie. Może święta da się przespać? Ale zanim zdążyłam wstać, zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Kto o tej porze…? – mruknęłam do siebie, podchodząc niechętnie.

Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam panią Danusię z góry. Jej twarz rozjaśniał serdeczny uśmiech, jakby naprawdę cieszyła się na mój widok.

– Dobry wieczór, Madziu. Przyszłam, bo… – zawahała się chwilę – nie godzi się tak samemu siedzieć w Wigilię. Mam dla ciebie trochę pierogów i sianko na stół. Ale przede wszystkim… – spojrzała mi w oczy – przyjdź do nas. Jesteśmy u mnie z bratem. Jest spokojnie, domowo.

Zaskoczyła mnie

Zrobiło mi się ciepło i dziwnie nieswojo. Byłam w dresie, z nieumytym włosem, z oczami lekko spuchniętymi po tym, jak się popłakałam, słysząc „Cichą noc” w radiu. W głowie od razu pojawiło się tysiąc wymówek.

– Pani Danusiu, bardzo mi miło, ale naprawdę… nie jestem w nastroju. Siedzę sobie tak spokojnie, trochę z książką, trochę z sernikiem… – próbowałam się wymigać, ale ona już weszła w tryb, którego nikt nie był w stanie zatrzymać.

– Dziecko, proszę cię. Ja rozumiem, że teraz jest trudny czas. Wiem, co przeżyłaś, ale nie możesz całkiem zniknąć ludziom z oczu. Przyjdź, choćby na pół godziny. Nikt cię nie będzie wypytywał. Brat jest też po przejściach, będzie kameralnie, bez szopki i sztuczności.

Stałam jeszcze chwilę, trzymając się framugi, niepewna, co zrobić. Naprawdę nie miałam ochoty na towarzystwo, a już szczególnie nieznajomego faceta przy stole, ale coś w jej spojrzeniu sprawiło, że poczułam, że może nie wszystko musi być takie, jak zaplanowałam.

– Tylko muszę się przebrać… – bąknęłam w końcu.

– A po co? – uśmiechnęła się ciepło. – To nie pokaz mody.

Uległam jej

Zawinęłam sernik w świąteczną ściereczkę, związałam włosy w luźny kok, poprawiłam bluzę od dresu i wyszłam z mieszkania. Weszłam do mieszkania sąsiadki cicho, niemal na palcach. Przy stole siedział mężczyzna o siwiejących skroniach i łagodnym spojrzeniu. Podniósł głowę i uśmiechnął się lekko.

– Jestem Artur.

Skinęłam głową, próbując się uśmiechnąć, choć w środku wszystko we mnie było zawiązane na supeł.

– Przyniosłam sernik – powiedziałam, stawiając ciasto na stole.

– To usiądź, zjesz z nami pieroga, wypijesz łyczek kompotu, a potem zrobisz, co będziesz chciała – powiedziała Danusia, wlewając barszcz do filiżanek.

Usiadłam przy stole, naprzeciwko Artura. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Wysoki, trochę zarośnięty, miał spokojne oczy, które nie uciekały nerwowo, ale też nie wlepiały się natrętnie. Siedział jak ktoś, kto nie musi niczego udowadniać.

Było sympatycznie

Danusia krzątała się wokół stołu, dolewała barszczu, poprawiała serwetki, ale co chwila rzucała nam porozumiewawcze spojrzenia, które trudno było zignorować.

– Twoje pierogi mają duszę – powiedziałam po pierwszym kęsie, próbując jakoś przerwać ciszę.

Artur zaśmiał się krótko.

– Ale sernik twojej roboty właśnie wygrywa wszystko. Zapisuję się na warsztaty.

– To tylko przez rodzinę się przekazuje – odparłam z uśmiechem.

– No to trzeba będzie się wkupić.

Zaczęliśmy rozmawiać o pierogach, o świętach, a potem zupełnie naturalnie rozmowa zeszła na pracę. Opowiedziałam o agencji, on o tym, że niedawno przeprowadził się po rozstaniu. Nie mówił dużo, nie silił się na żarty, nie starał się za bardzo. Był po prostu obecny. Po kolacji wstałam pierwsza. Nie chciałam być tą, która zostaje do końca. Podziękowałam Danusi, objęłyśmy się krótko. Podałam dłoń Arturowi, ale on tylko spojrzał i powiedział cicho:

– Odprowadzę cię.

Nie protestowałam. Schodziliśmy razem po schodach, jedno obok drugiego, bez słów.

Coś zaiskrzyło

Zatrzymaliśmy się pod moimi drzwiami. Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi odpowiednich słów. Tyle było w tej chwili nieoczywistego – nie było flirtu, nie było oczywistej intencji, ale coś między nami jednak istniało. Artur spojrzał na mnie. Wyciągnął dłoń, podałam mu swoją. Uścisk był lekki, ale nie puszczałam od razu, on też nie. Czułam jego ciepłą skórę i coś, czego nie potrafiłam nazwać.

– Może spotkamy się w drugi dzień świąt? – zapytał spokojnie.

Poczułam, jak serce zaczyna bić szybciej. Skinęłam głową i się uśmiechnęłam. Potem otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zamknęłam je za sobą. Oparłam się plecami o framugę i przez chwilę patrzyłam w ciemny przedpokój. Czułam, że coś się zmienia. Nie wiedziałam jeszcze co, ale to nie była już ta sama Wigilia, którą zaczęłam kilka godzin wcześniej.

Nie spodziewałam się

W drugi dzień świąt czekał na mnie pod blokiem. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko. Ruszyliśmy obok siebie wzdłuż zamarzniętych alejek parku.

– Miałem wszystko poukładane – powiedział, patrząc gdzieś przed siebie. – Mieszkanie, stałą pracę, nawet psa. I kobietę, która przestała mnie słyszeć. W końcu oboje przestaliśmy mówić, tylko długo udawałem, że to normalne.

– Też udawałam, że wszystko jest dobrze, że te jego uwagi to tylko troska. A potem, jak zaczął mówić, to chciałam, żeby zamilkł na zawsze.

– Dobrze, że się nie baliśmy odejść.

Szliśmy dalej. Chłód szczypał w policzki, ale mnie było ciepło. I wtedy zatrzymaliśmy się. On zrobił krok bliżej. Nie pytając, nie mówiąc nic więcej, po prostu położył dłoń na moim policzku. Zadrżałam, nie z zimna, ale od emocji, które przyszły jak fala – nagła, ostra, bez ostrzeżenia.

Pocałował mnie, jakby wiedział dokładnie, czego chcę, zanim ja sama to poczułam. Oddałam mu ten pocałunek całą sobą. Nie było już zimy, nie było świąt. Potem szliśmy dalej, bez słów. Trzymał mnie za rękę, a ja czułam się tak, jakby to było oczywiste od zawsze.

Magdalena, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama