Reklama

Właśnie zamknęłam za sobą ogromny rozdział mojego życia – rozwód. Piętnaście lat bycia żoną… wydawało się, że to będzie na zawsze. Ale nic nie trwa wiecznie. Kiedy po raz ostatni zatrzasnęłam drzwi mieszkania, które kiedyś dzieliliśmy z Markiem, poczułam pustkę. I jednocześnie coś w rodzaju ulgi. Strach mieszał się ze słodką ekscytacją – bo teraz wszystko mogło się zdarzyć.

Reklama

Nareszcie odetchnęłam

Wolność, której tak bardzo pragnęłam, okazała się równie przerażająca, co kusząca. W pierwszych tygodniach po rozwodzie nie wiedziałam, co robić ze sobą. Z przyzwyczajenia wstawałam rano i przygotowywałam dwie kawy. Dopiero po chwili docierało do mnie, że już nie muszę. Że teraz wszystko – dosłownie wszystko – należy do mnie. Moje poranki, moje wieczory, moje decyzje.

Ale samotność wślizgiwała się do łóżka obok mnie każdej nocy. Była cicha, cierpliwa i niezmiennie obecna. Oglądałam stare zdjęcia, przewijałam wspomnienia niczym filmy na starym projektorze. A jednocześnie w głębi serca kiełkowała nadzieja. Może życie jednak szykuje dla mnie jeszcze coś więcej niż zimne wieczory i puste śniadania?

Byłam gotowa uwierzyć, że istnieją drugie szanse. Że może jeszcze spotkam kogoś, kto sprawi, że znowu poczuję motyle w brzuchu. Dlatego, kiedy któregoś wieczoru na ekranie telefonu zamigotało znajome imię – Tomek – nie wahałam się. Mój pierwszy chłopak z liceum. Ten, o którym śniłam w tajemnicy przez tyle lat.

Może to właśnie znak? Może to właśnie teraz los postanowił wynagrodzić mi wszystkie łzy?

Tego wieczoru, patrząc na wiadomość od Tomka, czułam się jak dziewczyna sprzed lat – pełna drżącej nadziei i zupełnie nieprzygotowana na to, co miało nadejść.

Nie spodziewałam się

Na ekranie telefonu migała ikona Messengera. Gdy zobaczyłam imię „Tomek”, serce zabiło mi mocniej. Z wahaniem przesunęłam palcem, żeby odczytać wiadomość. „Cześć, Monika. Pamiętasz mnie jeszcze? Znalazłem twoje nazwisko wśród znajomych znajomych. Uśmiechnąłem się na myśl o naszych czasach w liceum. Jak się masz?”.

Siedziałam chwilę w bezruchu, wpatrując się w te kilka prostych zdań. Moje palce zaczęły drżeć, kiedy wystukiwałam odpowiedź. „Oczywiście, że pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć. Dziękuję za wiadomość. Mam się różnie, ale chyba wreszcie lepiej. A u ciebie?”.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. „Też bywało różnie. Życie, wiesz jak jest. Ale miło tak czasem powspominać dobre czasy. Pamiętasz jeszcze nasze wagary nad rzeką?”.

Uśmiechnęłam się. Pamiętałam. Leżeliśmy wtedy na trawie, gapiliśmy się w chmury i opowiadaliśmy sobie, kim chcemy być, kiedy dorośniemy. Tomek chciał być dziennikarzem, a ja marzyłam o pracy w teatrze. Nic z tego nie wyszło, ale wspomnienie tamtego dnia nadal miało w sobie coś ciepłego.

„Jasne, że pamiętam. I tę lodowatą wodę, kiedy próbowałeś udawać bohatera i wpadłeś po kostki”.

„Ej, próbowałem ci zaimponować!” – odpisał z uśmiechniętą emotką, którą prawie mogłam sobie wyobrazić.

Byłam podekscytowana

Rozmowa płynęła lekko, jakby tych wszystkich lat wcale nie było. Przerzucaliśmy się wspomnieniami, śmialiśmy się z własnych dawnych głupotek. A jednak gdzieś pod skórą czułam też niepokój.

Tomek był dla mnie kiedyś kimś więcej niż tylko szkolną sympatią. Był pierwszym chłopakiem, który mnie pocałował. Pierwszym, któremu naprawdę na mnie zależało. Czy mogłam się teraz łudzić, że coś z tamtego uczucia przetrwało?

Przy końcu rozmowy napisał: „Wiesz, tak miło nam się gada… Może byśmy się spotkali na kawie? Tak po prostu. Co ty na to?”.

Zawahałam się. To było jak otworzenie drzwi, za którymi kryły się wszystkie moje stare tęsknoty. A jednak napisałam: „Bardzo chętnie. Powiedz tylko kiedy i gdzie”.

Po wysłaniu wiadomości odłożyłam telefon na stolik. Wbiłam wzrok w sufit, czując, jak serce zaczynało bić szybciej. Wiedziałam, że właśnie zrobiłam pierwszy krok na ścieżce, która mogła mnie zaprowadzić wszędzie. Albo donikąd.

Przygotowywałam się do tego spotkania, jakby od niego zależało całe moje nowe życie. Przymierzałam sukienki, poprawiałam makijaż, przeklinając każdą zmarszczkę, której wcześniej nie zauważałam. W końcu wybrałam prostą granatową sukienkę i ruszyłam do kawiarni, gdzie umówiliśmy się z Tomkiem.

Nie mogłam się doczekać

Weszłam do środka, a on już tam był. Siedział przy stoliku pod oknem, machnął do mnie ręką i uśmiechnął się tak samo, jak wtedy, gdy miał siedemnaście lat. Podeszłam, starając się ukryć drżenie nóg.

– Monika – powiedział, wstając i obejmując mnie krótko. – Nic się nie zmieniłaś.

– Ty też niewiele – zażartowałam, choć widziałam, że czas odcisnął na nim swoje piętno tak samo jak na mnie.

Usiedliśmy. Kawa parowała w naszych filiżankach, a rozmowa znów popłynęła lekko. Wspominaliśmy licealne wagary, nauczycieli, nasze pierwsze, nieporadne randki.

– Pamiętasz, jak chciałem cię zaprosić na studniówkę, ale bałem się, że odmówisz? – Tomek zaśmiał się cicho, bawiąc się łyżeczką.

– A ja czekałam, aż zaprosisz – odparłam i uśmiechnęliśmy się oboje, choć w tym uśmiechu było coś smutnego.

Było między nami coś znajomego, coś, co iskrzyło nieśmiało pod powierzchnią słów. W pewnej chwili poczułam jego wzrok na sobie. Odwróciłam spojrzenie, zbyt zawstydzona, by wytrzymać to napięcie.

– Może spróbujemy nadrobić trochę straconego czasu? – zapytał półżartem, ale w jego oczach nie było śladu żartu.

Emocje wciąż buzowały

Wracając do domu, miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią. Zaczynałam wierzyć, że być może los naprawdę postanowił dać mi drugą szansę.

Spotykaliśmy się coraz częściej. Na kawę, na spacer, na szybką kolację po pracy. Tomek wysyłał mi wiadomości, czasem żartobliwe, czasem czułe. Czułam, jak rośnie we mnie coś, czego nie odważyłam się nazwać.

Po pierwszym pocałunku, zupełnie niespodziewanym, na ławce w parku, wróciłam do domu, płonąc ze szczęścia. Było tak, jakby czas się cofnął. Jakbyśmy znów mieli po osiemnaście lat i wszystko było możliwe.

A jednak zaczęłam zauważać rzeczy, które mnie niepokoiły. Tomek unikał rozmów o przyszłości. Zbywał moje pytania żartami albo zmieniał temat. Kiedy pewnego wieczoru napisałam mu: „Chciałabym cię kiedyś zabrać na rodzinne spotkanie”, odpisał po dłuższej chwili: „Lepiej cieszmy się tym, co mamy teraz”. W sercu zakiełkował strach. Czy to możliwe, że znów dałam się ponieść złudzeniom?

Nie mogłam uwierzyć

O prawdzie dowiedziałam się przypadkiem. Znajoma z liceum, którą spotkałam w sklepie, zapytała bez ogródek:

– Widziałam Tomka na Facebooku. Ładną ma narzeczoną. Ślub w sierpniu, prawda?

Stałam jak sparaliżowana, z koszykiem pełnym zakupów w dłoni. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Wyszłam ze sklepu, nie pamiętając nawet, czy zapłaciłam. Wieczorem spotkaliśmy się w tej samej kawiarni. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam spokojnie:

– Wiedziałam, że coś ukrywasz. Ale narzeczona? Ślub?

Tomek odwrócił wzrok. Westchnął ciężko, jakby chciał zrzucić z siebie cały ciężar.

– Monika… Ja cię naprawdę lubię. Ale nie mogę tego odwołać. To było… tylko chwilowe. Potrzebowałem kogoś, żeby… odetchnąć.

Wstałam, zabierając torebkę. Nie płakałam. Tylko głuche rozczarowanie rozlewało się we mnie coraz szerzej.

Oszukał mnie

Po kilku dniach ciszy zadzwoniła Anka. Od razu usłyszała mój głos i nie musiała pytać, co się stało.

– Monika, to nie twoja wina – powiedziała. – On szukał pocieszenia, a ty szukałaś prawdziwego uczucia. To on jest winny, nie ty.

Rozmawiałyśmy długo. O straconych nadziejach, o tym, jak łatwo się łudzimy, gdy jesteśmy samotni. W słowach Anki nie było litości, tylko siostrzane wsparcie.

– Wiesz – powiedziałam na koniec – może i mnie oszukał, ale przynajmniej teraz wiem, że zasługuję na coś więcej niż bycie czyjąś chwilową odskocznią. Już nigdy nie pozwolę się traktować jak tło w czyimś życiu.

Anka milczała chwilę, a potem szepnęła:

– Właśnie dlatego cię podziwiam.

Po raz pierwszy od dawna poczułam, że jestem na właściwej drodze. Nawet jeśli ta droga zaczynała się samotnie.

Monika, 37 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama