Reklama

– Co ty wygadujesz! Serio nie masz ochoty tam pójść? – mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem, unosząc brew znad okularów. – Ciągle tylko harujesz i harujesz, nigdzie nie wychodzisz. Przecież jesteś jeszcze w kwiecie wieku, czas pomyśleć o jakimś partnerze i znów ustatkować się trochę.

Reklama

Musiałam przyznać jej rację. Czas najwyższy ogarnąć swoje życie osobiste. Ale od czego zacząć? Moje dni kręciły się wyłącznie wokół pracy. Nie byłam z tego powodu szczęśliwa, ale pogodziłam się z myślą, że resztę życia spędzę w samotności, a jedyną bliską mi osobą będzie matka, pod której dach wprowadziłam się po rozwodzie.

Jednak ona miała odmienne zapatrywania na tę kwestię.

– Wybierzemy ci jakąś śliczną kieckę i jedziesz na tę imprezę. Nie ma sprzeciwów – zadecydowała.

– No dobra, pójdę tam. Ale robię to wyłącznie ze względu na ciebie – skapitulowałam, wzdychając.

Nie znosiłam takich spędów.

To było zjazd absolwentów

W sobotnie popołudnie, ubrana w piękną sukienkę z fioletowej koronki, przekroczyłam próg knajpy, gdzie odbywał się zjazd absolwentów po trzydziestu pięciu latach od matury.

– Kinga! – jakaś babka z tapirowanymi włosami aż podskoczyła, gdy mnie zobaczyła.

Potrząsając grzywką, zaciągnęła mnie do stolika, gdzie siedziała spora grupa ludzi.

– Rany… Wcale się nie postarzałaś! – gdyby nie ten charakterystyczny, ochrypły głos, nigdy bym nie zgadła, że to Ilona, ta sama, która kiedyś cierpliwie tłumaczyła mi zawiłości matmy.

„Niesamowite, że czas się dla mnie zatrzymał" – przemknęło mi przez głowę, gdy przyglądałam się swoim dawnym znajomym ze szkoły średniej. Brzuch Marcina wyraźnie urósł, fryzura Moniki postarzała ją o dobre kilka lat, a po bujnej czuprynie Karola, za którym kiedyś szalały wszystkie dziewczyny, nie było już ani śladu. Gdyby ktoś z nich wpadł na mnie gdzieś w mieście, przeszłabym obok bez mrugnięcia okiem, zupełnie nieświadoma naszej wspólnej przeszłości.

Spotkałam pierwszą miłość

Gdy kelner przyniósł pyszny deser i nową butelkę dobrego wina, poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić. Ktoś podszedł. To był Maciej. Ubrany w dżinsy i białą koszulę prezentował się atrakcyjnie. Przywitał się uprzejmie i zajął miejsce obok Aldony, a ja z całych sił próbowałam nie zerkać w jego kierunku.

Był chłopakiem, w którym byłam zakochana po uszy podczas nauki w szkole. Wzdychałam do niego przez długi czas, ale nigdy nie odważyłam się pokazać, jak bardzo mi się podoba. Teraz spoglądając na niego kątem oka, powróciły do mnie wszystkie emocje, które kiedyś we mnie wyzwalał.

– Co słychać u ciebie Kinga? Pamiętam, że marzyłaś o studiach medycznych. Udało ci się zrealizować ten cel? – Maciek posłał mi ciepły uśmiech.

– Niestety nie udało mi się dostać na wymarzoną medycynę – odparłam pewnym siebie, dźwięcznym tonem, który mnie samą zaskoczył. – W zamian ukończyłam farmację. Niedawno spełniłam kolejne marzenie i otworzyłam własną, niewielką aptekę tuż przy rynku.

– No proszę, jestem pod wrażeniem! – Maciek zagwizdał z uznaniem.

Myślałam, że ma idealne życie

Niespodziewanie zerwał się z miejsca, zbliżył się do mnie, skłonił się nisko i zaprosił mnie do tańca. Jego postawa wprawiła mnie w zakłopotanie, ale próbowałam to ukryć. Dałam się mu zaprowadzić na salę taneczną i zaczęliśmy poruszać się w rytm samby. Kręciliśmy się po parkiecie, jednocześnie prowadząc rozmowę.

Maciek pracował jako menadżer w sporej korporacji z branży konstrukcyjnej. Ukończył politechnikę, trochę czasu spędził pracując poza krajem, postawił własny dom, zasadził drzewko i doczekał się syna. Od razu przed oczami stanął mi obraz wypieszczonego trawnika, po którym stąpa jego wytworna i oszałamiająca małżonka. Widziałam, jak we dwójkę delektują się koktajlami, siedząc wygodnie na werandzie, a chwilę potem już się pakują, gotowi wyruszyć w jakąś pełną przygód, daleką wyprawę. Gdy tak roztrząsałam tę wizję, moje własne życie zaczęło mi się jawić jako coraz bardziej nieciekawe, bezbarwne i wprost nie do wytrzymania.

Może napijemy się drinka? – spytałam, wysuwając się z jego mocnego uścisku.

– Ja dziękuję, prowadzę, ale ty się napij.

– Za ciebie – to ja jako pierwsza wzniosłam toast, kiedy z powrotem usiedliśmy przy stoliku.

Spotkanie przebiegało w swoim tempie. Rozmawialiśmy o czasach, gdy chodziliśmy do szkoły, chwilę też potańczyliśmy. Maciek od czasu do czasu spoglądał w moją stronę, a ja odpowiadałam mu delikatnym uśmiechem. Grubo po dwunastej zasugerował, że podwiezie mnie do domu.

Czułam się jak w liceum

– Jestem wdzięczna, do widzenia – rzuciłam, opuszczając auto, a on zaproponował mi jeszcze drinka.

– Niestety, nie dam rady, muszę wracać do mamy – wymamrotałam zmieszana.

– W porządku, to może wpadniesz do mnie? – zrobił psotną minę.

A co powie twoja żona? – zaciekawiłam się. – Przepada za niespodziewanymi wizytami?

– Dawno temu się rozstaliśmy. Ona została w naszym domu. Ja mam mieszkanie parę ulic dalej, naprawdę niedaleko.

Sama nie wiem, czemu się na to zdecydowałam. W każdym razie było naprawdę fajnie. Wypiliśmy kilka drinków, pogadaliśmy, trochę się pośmialiśmy, a potem bladym świtem Maciek odprowadził mnie pod bramę mojego bloku. To było koleżeńskie spotkanie, bez żadnego drugiego dna. Umówiliśmy się jednak na kawę następnego dnia po południu.

Mieliśmy różne doświadczenia

– Widziałaś się z Maćkiem? – mama aż przysiadła, gdy jej o tym powiedziałam. – Tym samym, w którym byłaś nieszczęśliwie zakochana?

– No tak, dokładnie z tym Maćkiem, ale teraz to zupełnie inna bajka. Oboje przeszliśmy już swoje, zbliżamy się do pięćdziesiątki, więc nie nastawiaj się na nic więcej. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – parsknęłam śmiechem.

Spięłam włosy w gustowny węzeł i pędem opuściłam mieszkanie. Znajdowałam się tuż przy kafejce, kiedy rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.

– Strasznie cię przepraszam, ale muszę coś pilnie załatwić. Jestem zmuszony przesunąć nasze spotkanie – w słuchawce rozległ się dziwnie brzmiący głos Maćka.

Przystanęłam przed wystawą sklepu i popatrzyłam na swoje odbicie w szybie. „Ależ z ciebie idiotka. O czym ty w ogóle myślałaś?" – zbeształam się w duchu. Z ponurą twarzą wróciłam do mieszkania.

– O nic nie wypytuj – rzuciłam do mamy, gdy jej głowa pojawiła się w drzwiach kuchni.

Ściągnęłam ciuchy i wkurzona padłam na łóżko. Obudziłam się dopiero po paru godzinach, w paskudnym humorze.

„W moim życiu nic mi nie wychodzi" – westchnęłam przygnębiona. Kiedy wreszcie liczyłam na to, że w mrocznym tunelu mojego pokręconego życia zabłyśnie w końcu jasny promyk nadziei, zdałam sobie sprawę, że to tylko złudzenia. Ale tym razem zderzenie z szarą rzeczywistością zabolało mnie szczególnie mocno. Bo chodziło o Maćka.

Byłam zaskoczona

– Jest coś do jedzenia? – zapytałam, przekraczając próg pokoju dziennego.

I mało brakowało, a osunęłabym się na podłogę z zaskoczenia! Przy stole zasiadała moja rodzicielka, prowadząc ożywioną dyskusję z nikim innym jak moim wymarzonym chłopakiem z minionych lat.

– Wybacz, że tak znienacka odwołałem nasze spotkanie, ale… – Maciek zaczął się podnosić, żeby dokończyć zdanie, jednak mama weszła mu w słowo.

– Teraz już rozumiem, czemu Kinga wpadła do domu jak huragan – ogłosiła z satysfakcją.

– W porządku – wymamrotałam, udając, że zupełnie mnie to nie ruszyło, a następnie posłałam jej lodowate spojrzenie.

Zupełnie nie zrobiło to na niej wrażenia.

Żeby ci to wynagrodzić, zabieram cię na obiad – rzucił Maciek.

– Daj mi się ogarnąć, potrzebuję jakieś dziesięć minut – zwróciłam się do Maćka, unikając wzroku mamy.

Jeszcze będę szczęśliwa

Gdy już siedzieliśmy przy stole, poczułam, jak schodzi ze mnie cały stres. Być może właśnie przez to, po tym jak wsunęłam do ust kolejny kawałek przepysznego kurczaka w egzotycznym sosie, oznajmiłam Maćkowi bez owijania w bawełnę:

– Wiesz co, pewnie nawet o tym nie wiedziałeś, ale od dawna mi się strasznie podobałeś.

Maciek wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Zdziwisz się, ale ja czułem to samo do ciebie. No ale wydawałaś się taka nieosiągalna, brakowało mi odwagi, żeby zagadać.

Musnął moje palce, a w jego szmaragdowych oczach igrały psotne iskierki.

– A powiesz mi, czy od teraz mogę cię zabierać na randki? – spytał z uśmiechem.

Opuszkami palców pogłaskałam wierzch jego dłoni. Byłam pewna, że moja twarz oblała się dziewczęcym rumieńcem.

– W każdej chwili, Maćku – odpowiedziałam z pewnością w głosie.

Reklama

Kinga, 51 lat

Reklama
Reklama
Reklama