„Myślałam, że poznałam księcia z bajki. Czar szybko prysł, gdy się okazało, że zasiał nasionko w ogródku innej królewny”
„Nasz pierwszy czat trwał 3 godziny. A potem kolejny. I kolejny. Pisał z humorem, lekko, bez tego obleśnego klimatu, który bije od większości facetów z aplikacji. Gadało się z nim jak z kimś, kogo znałam od lat. Po tygodniu zaproponował spotkanie. Zgodziłam się. To była najlepsza decyzja. Do czasu”.

- Redakcja
Czasem mam wrażenie, że moje życie toczy się w jakimś niekończącym się zawieszeniu. Budzę się, otwieram laptopa, pracuję nad kolejną ilustracją, popijam zimną kawę i wieczorem, zamiast iść na randkę czy spotkać się z kimś znajomym, siadam pod kocem z serialem, który oglądałam już trzeci raz. Mieszkam w Warszawie, jestem freelancerką – graficzką. Teoretycznie mogę wszystko. Pracować z dowolnego miejsca, o dowolnej porze, realizować własne pasje.
Tyle że... samotność potrafi człowieka zmielić. Zwłaszcza wieczorami. Zwłaszcza, gdy widzisz pary na spacerze z psem, uśmiechających się ludzi w kawiarniach, a ty znowu kończysz dzień z nosem w poduszce. Moje poprzednie związki? Dwa dłuższe i kilka krótkich epizodów. Jeden chłopak był toksyczny, drugi znudzony po pół roku. Już nawet nie płakałam, kiedy odchodzili. Zaczęłam myśleć, że może to ze mną jest coś nie tak. Natalia, moja przyjaciółka od liceum, powtarzała:
– Eliza, wiesz, że jesteś świetną dziewczyną? Po prostu musisz dać komuś szansę cię poznać. A nie siedzieć tylko w mieszkaniu z tabletem i kotem!
Zainstalowałam więc aplikację randkową. Z wahaniem. Pierwsze rozmowy były sztywne, wymuszone. Ale wtedy pojawił się on – Maciek. Nasz pierwszy czat trwał trzy godziny. A potem kolejny. I kolejny. Pisał z humorem, lekko, bez tego obleśnego vibe'u, który bije od większości facetów z aplikacji. Gadało się z nim jak z kimś, kogo znałam od lat. Po tygodniu zaproponował spotkanie. Zgodziłam się niemal bez wahania. To była najlepsza decyzja... do czasu.
Trzy randki jak z bajki
Pierwsza randka była klasyczna: kawa, spacer, pogaduszki. Bez fajerwerków, ale w jego towarzystwie wszystko wydawało się naturalne. Ale druga… Druga była inna.
– Eliza, chcesz coś trochę bardziej szalonego niż espresso z mlekiem bez laktozy? – zapytał, mrugając figlarnie, gdy przyszłam do baru.
– Wszystko, byle nie kręgle. Mam traumę z dzieciństwa – zaśmiałam się.
Zamiast standardowej kolacji zabrał mnie na pokaz starych filmów w plenerze, gdzie siedzieliśmy na leżakach, owinięci jednym kocem, jedząc popcorn i szeptem komentując absurdalne sceny. Kiedy film się skończył, spacerowaliśmy po Starówce, a on nagle się zatrzymał i powiedział:
– Wiesz co? Chyba nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się z kimś tak… swobodnie.
Uśmiechnęłam się tylko, bo czułam dokładnie to samo. I wtedy mnie pocałował. Delikatnie, z czułością, która rozbroiła natychmiast wszystkie moje mechanizmy obronne. Trzecia randka była u niego. Gotował dla mnie makaron, puścił jazz z winyli, a ja siedziałam w jego bluzie, patrząc, jak kroi pomidory i coś nuci pod nosem. Po kolacji usiedliśmy na jego kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim: o straconych szansach, dzieciństwie, ulubionych zapachach i najgorszych koszmarach. Czułam się, jakby ktoś odczytał moje wnętrze i powiedział: „Lubię je takim, jakie jest”.
Noc spędziliśmy razem. Nie chodzi tylko o seks – to było coś więcej. Był czuły, obecny, jakby naprawdę mu zależało. A rano zrobił mi kawę i naleśniki z bananami. Myślałam wtedy: „To chyba to. W końcu”. I wtedy… zapadła cisza. Napisałam mu podziękowanie za wieczór. Nie odpisał. Minął dzień. Drugi. Dzwoniłam – bez skutku. Jego profil w aplikacji zniknął. Numer – nieaktywny. Byłam pewna, że coś się stało.
Znowu dałam się nabrać
Najpierw myślałam, że to awaria. Zdarza się przecież – padł telefon, coś z siecią, może zalał komórkę, może zgubił. Czekałam do wieczora. Potem do rana. Po południu, kiedy zobaczyłam, że wciąż nie ma odpowiedzi na moje „Hej, wszystko ok?”, poczułam jak przez żołądek przechodzi mi zimna fala. Wpisałam jego numer jeszcze raz. „Brak usługi – numer nieaktywny”. Zajrzałam na media społecznościowe. Pusto. Jakby go wywiało. Nie tylko nie odpisał. On zniknął. Wyparował.
– Może coś się stało… może wypadek? – powiedziałam przez telefon do Natalii, która jak zwykle odbierała po trzecim sygnale.
– Albo może jesteś jedną z wielu – powiedziała chłodno. – Eliza, nie bądź naiwna. On po prostu zerwał kontakt. Ghosting, klasyka.
– Nie, Natka. To nie był zwykły koleś z apki. On był inny. Było… między nami coś.
– Jasne. A teraz nie ma nawet jego numeru. Wiesz co, powiem ci to wprost – może po prostu kłamał od początku. Może w ogóle nie miał zamiaru się angażować.
Siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i czułam się jak idiotka. Jeszcze dwa dni temu pachniałam jego perfumami. Jeszcze słyszałam, jak mówi, że uwielbia, kiedy się śmieję z własnych żartów. A teraz? Nie było nawet jak się pożegnać. Nie chodziło tylko o niego. Chodziło o to, co jego zniknięcie ze mną zrobiło. O to, jak czułam się naga i wystawiona – że znowu uwierzyłam. Znowu dałam się nabrać. Jak to możliwe, że ktoś całuje cię tak, jakbyś była jedyną kobietą na świecie, a potem po prostu… wyłącza telefon? Muszę dowiedzieć się co się stało, muszę poznać prawdę.
Zaczęłam się trząść z wściekłości
Zaczęłam od społecznościówek. Jego imię i nazwisko – nic. Ale przecież wiedziałam, że ma wspólnych znajomych z chłopakiem Natalii. Napisałam do niej:
– Możesz sprawdzić, czy Mateusz ma Maćka w znajomych? Mówił, że kiedyś byli razem na jakiejś domówce.
Odpisała po godzinie:
– Ma. Prywatny profil, ale jest zdjęcie. I... chyba jego dziewczyna na tym zdjęciu w tle?
Zamroziło mnie. Poprosiłam, żeby zrobiła mi screena. Natalia wysłała dwa zdjęcia. Jedno – on, śmiejący się z kieliszkiem w dłoni. Drugie – on i kobieta w objęciach, nad morzem. Wyglądali na szczęśliwych. Zerknęłam na zdjęcie i zamarłam. Kobieta… Poznałam ją. Widziałam ją raz, jak wychodziła z jego mieszkania, kiedy ja byłam na pierwszej randce. Pamiętam, bo miała rude włosy i jasne, duże oczy. Uśmiechnęła się wtedy grzecznie, jakbyśmy się minęły w sklepie. Pomyślałam, że to współlokatorka. Albo była dziewczyna.
Jednak to nie była przeszłość. To była teraźniejszość. Maciek miał partnerkę. I z nią jeździł na wakacje, i z nią mieszkał. oglądałam kolejne screeny, które zrobiła dla mnie Natka jak w transie. Zdjęcia z gór, z imprez, podpisy typu: „Rodzina to wszystko”, „Niech nas nikt nie rozdziela”. Poczułam mdłości. Zaczęłam się trząść. Z wściekłości. Z poczucia upokorzenia. Z tego, że pozwoliłam się tak nabrać. Wstałam i w ciągu minuty byłam ubrana. Buty, kurtka, telefon w kieszeni. Wiedziałam, że muszę go zobaczyć. Nie w internecie. Na żywo. Nie żeby się kłócić. Musiałam tylko spojrzeć mu w oczy. I upewnić się, że naprawdę nie jestem nikim.
Serce mi zamarło
To było przypadkiem. Los, ironia, cholerna złośliwość wszechświata – nie wiem. Ale trzy dni po odkryciu prawdy weszłam do galerii handlowej, żeby odebrać paczkę z paczkomatu. I wtedy go zobaczyłam. Maciek stał przed sklepem z dziecięcymi ubrankami. Obok niego – ona. Ta sama kobieta z jego zdjęć. Jej brzuch był wyraźnie zaokrąglony. Śmiała się, pokazując mu jakieś małe buciki. On coś jej odpowiadał, obejmował ją lekko. Serce mi zamarło. Ale nogi ruszyły same. Podeszłam jak w amoku. Zatrzymałam się dwa kroki od nich i powiedziałam:
– Cześć, Maciek. Pamiętasz mnie?
Odwrócił się powoli. Widziałam, jak jego twarz momentalnie traci kolor.
– Eliza… – wydukał.
– Trzy randki – ciągnęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Noc spędzona razem. A potem zniknąłeś. Zostawiłeś mnie z pytaniami, z ciszą. Pamiętasz?
Jego partnerka spojrzała na niego z zaskoczeniem.
– Kim ona jest?
Maciek spuścił wzrok. Zaczął coś mamrotać.
– Nie powinienem. Przepraszam – rzucił cicho.
– Kim jestem? – powtórzyłam, ignorując jego „przepraszam”. – Jestem kimś, komu mówiłeś, że jesteś wolny. Kogo całowałeś, patrząc w oczy, a potem zostawiłeś, bo miałeś już inne życie. I kobietę w ciąży.
Jego partnerka zrobiła krok w tył, jakby właśnie dostała w twarz. Spojrzała na niego z przerażeniem, potem na mnie.
– Eliza… to nie tak… – próbował jeszcze, ale nie dałam mu skończyć.
– Wiesz co, Maciek? Mam tylko jedną wiadomość dla ciebie. Jesteś cholernym tchórzem. I jeśli kiedykolwiek twoje dziecko zapyta cię, co to znaczy być porządnym człowiekiem – nie będziesz miał pojęcia, co odpowiedzieć.
Odwróciłam się na pięcie. Ręce mi drżały, kolana miałam jak z waty, ale nie zatrzymałam się. Nie spojrzałam za siebie.
Został mi gorzki śmiech
Pierwsze dwa dni po tamtym spotkaniu to był kompletny rozpad. Nie jadłam. Nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie ciągle widziałam jego twarz – tę samą, która jeszcze tydzień temu całowała mnie w czoło. Czułam się, jakby ktoś mnie rozszarpał od środka. I jakby każdy oddech był przyznaniem się do porażki. Natalia przyszła do mnie trzeciego dnia z winem i wielkim pudłem lodów.
– Eliza, on grał. To nie twoja wina. Ty byłaś szczera. On był śmieciem, który nie potrafił nawet zakończyć sprawy z godnością.
Popatrzyłam na nią z pustką w oczach.
– Ale ja… ja naprawdę myślałam, że to coś wyjątkowego. Wiesz? Po tylu nieudanych związkach… W końcu poczułam, że jestem widziana.
– Byłaś. Ale przez niewłaściwego człowieka.
Milczałyśmy chwilę. Potem położyłam głowę na ramieniu przyjaciółki. Wieczorem usiadłam z laptopem. Weszłam w aplikacje randkowe. Ikony, które jeszcze tydzień temu dawały mi dreszczyk ekscytacji, teraz wywoływały tylko gorzki śmiech. Usunęłam je. Bez żalu. Zamiast tego otworzyłam nowy dokument i napisałam: „Pierwsza randka: kłamał, że nie ma dziewczyny. Druga: mówił, że nienawidzi kłamstwa. Trzecia: zapraszał mnie do swojego mieszkania, gdzie jeszcze pachniały jej perfumy.”
Tak zaczął się mój blog. Pierwszy wpis przeczytało kilkadziesiąt osób. Drugi – kilkaset. Pisałam o randkach, o rozczarowaniach, o tym, jak to jest szukać miłości w czasach znikających wiadomości i filtrów. Nie, nie czułam się silniejsza. Ale czułam się bardziej świadoma. Wiedziałam, że jeśli kiedyś znów zaufam – zrobię to z otwartymi oczami. Bo można być wrażliwą. Można mieć złamane serce. Ale to nie znaczy, że jesteś słaba.
Eliza, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wydałam ponad 8 tysięcy na zakupy w dyskoncie. Gdy mąż odkrył moje paragony hańby, bałam się, że stracę więcej niż kasę”
- „Syn miał kobietę na boku, a ja milczałam jak grób przed synową. Serce mi pękało, gdy widziałam tę biedną naiwniaczkę”
- „Przez pół wieku byłam wierna komuś, kto nigdy nie okazywał mi czułości. To w sanatorium zakochałam się jak nastolatka”