„Myślałam, że próby chóru w kościele to nuda. Teraz wiem, że nic tak nie rozgrzewa zimą jak kolędowanie z nieznajomym”
„Na następną próbę poszłam niby od niechcenia. Oliwia znowu marudziła, więc zgodziłam się, zanim zdążyła zacząć cały swój wywód. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy on tam będzie? Był. Spóźniony jak poprzednio”.

Miałam nadzieję, że jak tylko przyjdzie grudzień, świat się zatrzyma. Że wszyscy pójdą spać, a ja dostanę ten miesiąc na przeczekanie z kocem, herbatą, może z książką, a najlepiej z ciszą. Nie znoszę zimy, nie znoszę świąt, nie znoszę, jak ludzie myślą, że grudzień to jakaś magia, a ja mam obowiązek się nią zachwycać.
Namawiała mnie
– Nikola, nie możemy tak siedzieć wiecznie w domu – powiedziała Oliwia, moja młodsza siostra, kiedy po raz kolejny odrzuciłam jej zaproszenie na próbę chóru.
– Możemy. To znaczy, ja mogę. Mam prawo – burknęłam, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. – Mam rzeczy do zrobienia.
– Pranie nie zając, nie ucieknie, a ja nie chcę iść sama. Nikola, no weź, chodź ze mną. Chór potrzebuje altów i ty wiesz, że masz dobry słuch.
– Nie mam nastroju. Nie lubię śpiewać przy obcych – rzuciłam szybko. – Poza tym jest zimno i śmierdzi tam kadzidłem.
– Bo to kościół, geniuszu – zaśmiała się. – Chyba powinnaś to wiedzieć, skoro chodzimy tam od dzieciństwa.
Wzruszyłam ramionami. Czułam się, jakbym miała w sobie wielki ciężar, który nie pozwalał mi wyjść z domu. A może to był lęk? Sama nie wiem. Unikam ludzi, bo nie umiem z nimi być. Unikam też świąt, bo przypominają mi, jak bardzo się oddaliłam od rodziny.
– Nikola, błagam. Potrzebuję cię. Chociaż dziś, jedna próba. Zrobisz to dla mnie? – zapytała, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi, jasnymi oczami.
Uległam jej
Westchnęłam. Poczułam znajome napięcie w karku, jakby ktoś w mojej głowie naciskał wielki czerwony guzik z napisem „uciekaj”, ale zamiast tego, skinęłam głową.
– Jedna próba i ani minuty dłużej.
Weszłyśmy do kościoła trochę spóźnione. Oliwia rzuciła krótkie „przepraszamy” w stronę dyrygenta, a ja czułam, jak skurcz w żołądku ściska mnie coraz mocniej. Pachniało kadzidłem, a zimno wlatywało się do wnętrza przez uchylone drzwi. Po lewej stronie siedziały trzy dziewczyny, z twarzami bez wyrazu. Po prawej dwóch mężczyzn w wieku mojego taty, ubranych w swetry jak dla dziadków. Usiadłam z tyłu, najbliżej wyjścia.
Oliwia uśmiechnęła się do mnie i dała mi kciuk w górę. Udawałam, że nie widzę. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zapyta o imię, nie poprosi o zaśpiewanie, nie skomentuje mojego milczenia. Chciałam przetrwać tę próbę, a potem wrócić do siebie, do mojego cichego pokoju.
Wtedy drzwi kościoła trzasnęły, chłodne powietrze znów przetoczyło się przez wnętrze. Mężczyzna, który wszedł, był wysoki, ubrany niedbale, z rozwichrzonymi włosami i termosem w dłoni. Zatrzymał się w wejściu, rozejrzał, dostrzegł wolne miejsce koło mnie i ruszył w moją stronę. Wszyscy z chóru tylko unieśli brwi, jakby znali już jego spóźnienia.
Rozbroił mnie
– Przepraszam – mruknął, siadając tuż obok. – Uciekałem z firmowej wigilii. Był bigos i karaoke.
Nie spojrzałam na niego, ale poczułam, jak jeden kącik ust drga mi w uśmiechu. Nie wiem dlaczego, ale coś w jego głosie zabrzmiało znajomo, jakbyśmy już się znali albo jakbyśmy oboje wiedzieli, że to miejsce jest ostatnim, gdzie powinniśmy być, a mimo to tu jesteśmy.
– I co, udało się uciec? – zapytałam.
– Ledwo. Kolega próbował mnie zatrzymać piosenką z repertuaru disco polo. Musiałem improwizować.
Nie umiałam odpowiedzieć nic sensownego, ale spojrzałam na niego kątem oka. Miał zmęczone oczy i lekko zmarznięty nos. I ten termos, który trzymał blisko siebie jak najcenniejszą rzecz.
– Chcesz? Zwykła herbata, ale gorąca – powiedział nagle i podał mi kubeczek.
Nie przyjęłam go, tylko pokręciłam głową.
– Szkoda. Naprawdę dobra. Zrobiłem rano i trzymam jak relikwię.
– Zimno tu – mruknęłam.
– Dlatego ją przyniosłem. Kościół kojarzy mi się z tym, że zawsze jest zimno i że trzeba stać. I że pachnie… dziwnie.
Zrobiło mi się raźniej
Przez kolejne minuty nie rozmawialiśmy. Śpiewaliśmy, to znaczy on śpiewał, ja tylko poruszałam ustami, udając, że znam melodie. Po próbie został, chociaż większość ludzi szybko się rozeszła.
– Jesteś nowa? – zapytał, gdy wstawałam, żeby wyjść.
– Tylko gościnnie. Moja siostra mnie zmusiła – wskazałam głową w stronę Oliwii, która rozmawiała z organistą.
– No tak. Siostry potrafią być przekonujące – uśmiechnął się. – Ale cieszę się, że przyszłaś. Przynajmniej miałem z kim pogadać.
Wyszliśmy razem przed kościół. Zima wieczorem pachniała dymem. Przez chwilę staliśmy w ciszy, aż w końcu zapytał:
– Lubisz grudzień?
– Nie. A ty?
– Nie, ale herbata pomaga. Chcesz teraz spróbować?
Tym razem wzięłam termos do ręki. Nie dlatego, że byłam spragniona – chciałam poczuć, że coś mnie rozgrzewa.
Myślałam o nim
Na następną próbę poszłam niby od niechcenia. Oliwia znowu marudziła, więc zgodziłam się, zanim zdążyła zacząć cały swój wywód. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy on tam będzie?
Był. Spóźniony jak poprzednio, tym razem bez termosu, ale z tym samym rozczochranym uśmiechem. Kiedy mnie zobaczył, uniósł brwi z udawanym zdziwieniem.
– O, znowu ty. A mówiłaś, że tylko gościnnie.
– Zmieniam zdanie. Czasem – odpowiedziałam, siadając obok niego.
Nie rozmawialiśmy dużo podczas próby, ale od czasu do czasu nasze spojrzenia się spotykały. A wtedy wszystko, co działo się dookoła, na moment cichło. Śpiewałam i nie czułam się już jak intruz. Oliwia zauważyła, że coś się zmieniło. W domu przyglądała mi się podejrzliwie.
– Przypadkiem siedzisz obok Michała? – zapytała, nalewając herbaty.
– Nie wiem, jak on ma na imię.
– No pewnie.
Uśmiechnęłam się, ale nie skomentowałam. Sama jeszcze nie wiedziałam, co się dzieje. Tylko że kiedy go nie było na kolejnej próbie, czegoś mi brakowało. Patrzyłam w drzwi częściej, niż powinnam.
Chciałam go zobaczyć
Następnym razem znowu usiadł obok mnie.
– Herbata się skończyła, ale za to mam mandarynkę – powiedział, podsuwając mi owoc z miną konspiratora.
Wzięłam ją i zachowałam do końca próby, nie chcąc, żeby moment między nami się skończył. Na kolejnej próbie zabrakło go. Usiadłam w tej samej ławce i próbowałam wmówić sobie, że to nic. Przecież to tylko próba chóru, ledwo się znamy, ale każdy takt, każda melodia przypominały mi, że go nie ma. Przecież to nie moja sprawa, co robi. A jednak tęskniłam i z każdą minutą coraz trudniej było to zignorować. W domu Oliwia zadała tylko jedno pytanie:
– Zakochałaś się?
Zaśmiałam się nerwowo.
– Nie. Przesadzasz.
– Uważaj, Nikola. Serce nie jest takie głupie, jak się wydaje, ale potrafi się nieźle pomylić.
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: gdzie on jest?
Tęskniłam za nim
Przyszedł tydzień później, spóźniony jak zwykle, ale tym razem bez uśmiechu. Usiadł obok mnie i przez chwilę nic nie mówił. Dopiero kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się po próbie, odwrócił się w moją stronę.
– Przepraszam, że mnie nie było – powiedział cicho. – Musiałem coś domknąć.
– Już się bałam, że… – urwałam. – Że to była tylko herbata i mandarynka.
Uśmiechnął się słabo.
– Myślałem, że może wrócę do kogoś, kogo kiedyś znałem, ale zrozumiałem, że nie tam chcę wracać.
Spojrzałam na niego. W jego oczach było coś, co znałam – to samo zimowe zmęczenie, które od miesięcy nosiłam w sobie, ale tym razem było w nim też światło.
– A teraz?
– Teraz chcę iść z tobą na herbatę i nie wracać nigdzie.
Ujęłam jego dłoń. Była ciepła. I moja też już taka była.
Nikola, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „U kuzynki było krucho z kasą, więcej dałam jej 5 tys. zł. A mama zawsze mi powtarzała: dobry zwyczaj, nie pożyczaj”
- „Na 18. urodziny dałam bratanicy 10 tys. zł i nie usłyszałam dziękuję. Dziś młodzi myślą, że wszystko im się należy”
- „Zięć wzgardził moim świątecznym bigosem i nie zjadł ani łyżeczki. Myślałam, że się obraził, ale powód był inny”