„Myślałam, że przed 70. nie ma sensu zaczynać żyć na nowego. Za wcześnie chciałam wpakować się do trumny”
„Opowiadałam o swoich doświadczeniach z odkrywaniem cyfrowego świata i o tym, jak wiele radości mi to przyniosło. Po opublikowaniu filmu z niepokojem śledziłam liczbę wyświetleń, które początkowo rosły bardzo powoli. Jednak po pewnym czasie zaczęły pojawiać się komentarze”.

- Redakcja
Życie na emeryturze, które kiedyś wydawało mi się beztroskim okresem, okazało się być nieco bardziej wymagające niż przypuszczałam. Po śmierci mojego męża, z którym spędziłam ponad czterdzieści lat, zaczęłam odczuwać dotkliwą samotność. Dni zlewały się w jedno – kawa, krzyżówki, spacery z psem sąsiadki. Chociaż próbowałam sobie radzić, czasami czułam się, jakbym utknęła w życiu, które przestało mieć kolor.
Technologia nie była moją mocną stroną
Ten cały internet, jak to często mawiałam, wydawał się światem zbyt odległym. Moje próby używania komputera kończyły się najczęściej frustracją. Gdy mój kran zaczął cieknąć, pomyślałam, że to kolejna rzecz, której sama nie potrafię naprawić. Z sąsiadką Zosią rozmawiałam przez telefon i, jak zawsze, doradziła mi:
– Zadzwoń do syna, on na pewno ci pomoże! Ale nie chciałam zawracać mu głowy. Postanowiłam wpisać coś w tę przeklętą wyszukiwarkę – może znajdę jakieś rozwiązanie na własną rękę.
– Na głupiego spróbuję – mruknęłam pod nosem, siadając przed ekranem komputera.
Jakimś cudem trafiłam na YouTube’a. Zaskoczenie, jakie mnie ogarnęło, gdy znalazłam filmik o naprawie cieknącego kranu, było nie do opisania. Uważnie śledziłam instrukcje na ekranie, robiąc wszystko krok po kroku. Początkowo miałam opory, bo co jeśli coś zepsuję? Ale ku mojemu zdumieniu, udało się! Kran przestał przeciekać, a ja, pełna satysfakcji, postanowiłam nie wyłączać jeszcze komputera.
Zamiast tego kliknęłam na kolejny filmik – tym razem o przycinaniu storczyków.
– A może kliknę jeszcze ten? – mruknęłam, zaskoczona własnym zainteresowaniem.
Po raz pierwszy od długiego czasu poczułam ekscytację. Czytałam komentarze pod filmem, zauważyłam jeden, który przykuł moją uwagę: „Dziękuję, pani instrukcja uratowała mi dzień!”. Uśmiechnęłam się, zastanawiając się, czy kiedyś sama mogłabym coś takiego napisać. To odkrycie było jak otwarcie drzwi do nowego świata. Świata, o którym myślałam, że już nigdy nie będzie dla mnie dostępny. Ciekawość, która obudziła się we mnie, była czymś, czego naprawdę mi brakowało. Nie mogłam się doczekać, co jeszcze odkryję w tym nieznanym, cyfrowym wszechświecie.
Wciągnął mnie świat wirtualny
Od tamtej chwili YouTube stał się stałym elementem mojego dnia. Oglądałam filmiki o gotowaniu, które zainspirowały mnie do przyrządzania nowych potraw. Porządki w piwnicy przestały być uciążliwe dzięki minimalistycznym vlogom, które mnie motywowały. Nawet mój ogród, wcześniej nieco zaniedbany, nabrał nowego blasku dzięki poradom z internetowych tutoriali. Poczucie samodzielności, które zyskiwałam, było dla mnie nieocenione.
Kiedy zaczęłam regularnie zostawiać komentarze pod filmikami, poczułam, że należę do pewnej społeczności. Wymieniałam uwagi z innymi użytkownikami, co dodawało mi otuchy. W międzyczasie stworzyłam konto Google, żeby mieć możliwość pełnego uczestnictwa w tej społeczności. Nawet nie zauważyłam, jak stałam się bardziej otwarta na świat, który wcześniej mnie przerażał. Pewnego dnia, siedząc przy kawie z Zosią, rzuciłam pół żartem:
– A może ja też coś nagram?
– Baśka, ty? Filmy w internecie? – Zosia spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
– A czemu nie, Zosiu? – odpowiedziałam, czując w sobie coś na kształt buntu i ekscytacji. Wieczorem stanęłam przed lustrem, próbując nagrać swoje pierwsze wideo.
– Witam państwa serdecznie… ech, co za bzdura… – mówiłam do swojego odbicia, zastanawiając się, czy naprawdę jestem gotowa na taki krok.
Postanowiłam, że spróbuję
Mój pierwszy filmik nosił tytuł „Nie bój się kliknąć – internet po sześćdziesiątce”. Głos mi drżał, a dłonie były zimne z nerwów. Opowiadałam o swoich doświadczeniach z odkrywaniem cyfrowego świata i o tym, jak wiele radości mi to przyniosło. Po opublikowaniu filmu z niepokojem śledziłam liczbę wyświetleń, które początkowo rosły bardzo powoli. Jednak po pewnym czasie zaczęły pojawiać się komentarze. Kobiety z różnych zakątków dziękowały mi za odwagę, którą im dodałam. Czułam, jak powoli rośnie we mnie duma, ale także strach – co, jeśli to wszystko było tylko chwilowym szczęściem? Mimo to, czytając kolejne słowa wsparcia, czułam, że moje słowa mogły naprawdę komuś pomóc.
– To naprawdę się dzieje? – pytałam siebie, nie mogąc uwierzyć, że mój mały krok mógł zrobić taką różnicę. Wśród komentarzy były takie, które mówiły: „Czułam się tak samo!” albo „Pani dała mi nadzieję”. Wiedziałam, że teraz nie mogę się już wycofać. W sercu tliła się duma, a wraz z nią potrzeba kontynuowania tego, co zaczęłam.
Postanowiłam, że nie poprzestanę na jednym filmiku. Stworzyłam kanał o nazwie „Barbara po godzinach” i zaczęłam regularnie publikować. Raz w tygodniu pojawiały się nowe materiały, a tematy były przeróżne: „Jak zrobić przelew bez paniki”, „Jak nie dać się naciągnąć przez wnuczka z internetu” czy „Gotujemy dla jednej osoby”. Z każdym kolejnym filmem zyskiwałam większą pewność siebie. Pewnego dnia odezwała się do mnie redaktorka z lokalnej gazety. Chciała przeprowadzić ze mną wywiad. Zaskoczona, zgodziłam się, choć niepewność mnie nie opuszczała. – Nie wiedziałam, że będę sławna po sześćdziesiątce! – zażartowałam podczas rozmowy.
– Pani Barbaro, jest pani głosem pokolenia – odpowiedziała z uśmiechem, a ja poczułam, że może naprawdę robię coś ważnego.
Jednak mimo sukcesów, nie obyło się bez momentów zwątpienia. Czasem myślałam, że wszystko to może być za dużo. Czy naprawdę jestem na to gotowa? Wewnętrzny głos nie dawał mi spokoju: „Nie jestem nikim wyjątkowym”. Ale wtedy przypominałam sobie, ile osób zainspirowałam i wiedziałam, że muszę iść dalej.
Brali ze mnie przykład
Kiedy zostałam zaproszona do lokalnej biblioteki na spotkanie autorskie, byłam pełna obaw. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy ktoś w ogóle przyjdzie? Czy to wszystko ma sens? Jednak kiedy weszłam do sali i zobaczyłam grupę kobiet, które przyszły specjalnie, by mnie posłuchać, moje wątpliwości zaczęły się rozwiewać. Podczas spotkania niektóre z uczestniczek płakały, inne pokazywały mi swoje pierwsze smartfony, opowiadając, jak pokonały strach przed nową technologią dzięki moim filmikom. Jedna z nich, podchodząc do mnie po spotkaniu, powiedziała:
– Pani Basiu… dzięki pani przestałam się bać być sama.
Jej słowa głęboko mnie poruszyły. Wtedy zrozumiałam, że zmieniłam coś więcej niż tylko własne życie. Zmieniłam życie wielu kobiet, które, tak jak ja, potrzebowały tylko małego bodźca do działania. Zakończyłam wieczór słowami, które płynęły prosto z serca:
– Miałam się bać. A teraz… jestem tutaj. Nie potrzebowałam nic więcej. Te chwile były bezcenne.
Kiedy wróciłam do domu po spotkaniu, czułam się przepełniona energią, jakbym dopiero zaczynała nowe życie. Zaparzyłam herbatę i zasiadłam przy kuchennym stole, patrząc przez chwilę w dal. Uśmiechając się do siebie, otworzyłam laptopa. Zobaczyłam dziesiątki nowych komentarzy pod moimi filmami. Każdy z nich był jak małe światełko w tunelu, przypominające mi, jak daleko zaszłam od momentu, gdy po raz pierwszy odważyłam się wpisać coś w wyszukiwarkę.
Nie wiedziałam, co przyniesie jutro, ale jedno było pewne: już nigdy nie będę tylko „babcią z bloku”. Byłam kimś więcej. Odkryłam w sobie coś, co nazwałabym nową misją, choć może brzmiało to nieco zbyt patetycznie. Jestem influencerką – ale taką, która naprawdę zmienia świat. Myśl ta wywołała we mnie śmiech. Przede mną były nowe wyzwania, nowe przygody. Ale w głębi serca wiedziałam, że mogę stawić im czoła. W końcu odkryłam, że życie może być niespodzianką, nawet wtedy, gdy się tego najmniej spodziewasz. I że czasem warto po prostu dać się porwać chwili.
Barbara, 67 lat
Czytaj także:
- „Pojawiłam się przy łożu śmierci ojca niczym anioł zemsty. Stary drań i tak zapłaci za to, co zrobił”
- „Mąż cieszył się, że zostaniemy rodzicami, ale mina mu zrzedła, gdy odkrył, czyje noszę nasionko. Już się z tego nie wywinę”
- „Opiekowałam się starszą panią, która skrywała rodzinny sekret. Potrzebowałam pieniędzy, a znalazłam coś cenniejszego”