„Kochanek z internetu wyzwolił we mnie młódkę. Za kilka wspólnych nocy oddałam mu wszystko, co miałam i zostałam z niczym”
„Jestem dumna, że taki mężczyzna mnie wyróżnia. Zaczynam na niego patrzeć coraz łaskawszym okiem… Dochodzi do tego, że kiedy wkładam moją karteczkę z życzeniem do szczeliny w Ścianie Płaczu, myślę tylko o nim. Żeby był blisko i żeby chciał zostać moim mężem”.
- Hanna, 53 lata
– Przestań szukać chłopa w tym necie! – radzi moja kuzynka. – Facet jest jak buty: trzeba przymierzyć, żeby nie cisnęły i nie obcierały. Na odległość tego nie sprawdzisz.
Dobrze jej mówić! Nie każdy ma takie szczęście, żeby znaleźć męża podczas pielgrzymki do Rzymu. Jej Kazio jest bogobojny, cichutki, czyściutki i pracowity…
– Ty wcześniej sprawdzałaś? – pytam z autentyczną ciekawością. – Kazio taki wstydliwy i religijny… Jak go skusiłaś?
– Na tylnym siedzeniu autokaru! – śmieje się. – Kułam żelazo, aż się zrobiło gorące. Nie ma lepszego smaku niż grzech przyprawiony cnotą. To dopiero delikates! Nie jestem specjalnie religijna, ale łapię pomysł. Teraz każda parafia i wszystkie biura podróży prześcigają się w organizowaniu wycieczek do rozmaitych miejsc kultu, więc coś dla siebie znajdę. W Internecie odkrywam masę propozycji: sanktuaria w kraju i za granicą, Ziemia Święta, miejsca objawień… Co kto chce!
Wydaję kupę kasy, ale opłaca się
Najciekawiej wygląda wyjazd kombinowany: parę dni w Egipcie i jeden parogodzinny wypad do Jerozolimy. Superpropozycja, natychmiast się decyduję!
Mam parę tygodni na przygotowania. Kupuję kamerkę, trochę typowo wycieczkowych ciuchów, jednak głównie inwestuję w siebie. W końcu wiem, po co jadę! Farbuję włosy na popielaty blond. Zmieniam puder i kredkę do oczu na delikatniejsze, zamiast pomadki używam błyszczyku. Zmiany są korzystne. Wszyscy mówią, że wyglądam dużo młodziej!
Kupuję dobre biustonosze trzymające piersi tak, że nie leżą na brzuchu, tylko sterczą zachęcająco i zalotnie, co przy rozmiarze DD ma ogromne znaczenie. Wydaję na to kupę kasy, ale opłaca się…Mam elegancką torbę podróżną na kółkach i podręczną walizeczkę. Ekwipunek uzupełniam o plażowy kapelusz i markowe okulary. Podobno po drobiazgach się poznaje, czy ktoś ma klasę, czy jest jak zwykła tandeta, z doszytą metką.
Na zbiórkę odwozi mnie kuzynka ze swoim Kazimierzem. To ona bezbłędnie wyłuskuje z tłumu przystojnego pana w dżinsowym garniturku.
– Spróbuj – szepce. – Chyba warto?
– Bo ja wiem? – odpowiadam niepewnie. – Nie lubię takich uniformów. Facet wygląda jak jakiś chiński robotnik.
Ona tylko macha ręką i stwierdza, że marudzę. Bo według niej facet jest spoko.
– Dobrze ci radzę, zainteresuj się, bo ci go sprzątną sprzed nosa – mówi jak przyjaciółka. – Zobacz, ile tu samotnych bab!
Nie muszę się starać. Facet w dżinsie podchodzi do mnie na pierwszym postoju. Proponuje papieroska; jest przyjemnie zaskoczony, kiedy mówię, że nie palę.
– Brawo! – chwali mnie z uznaniem.
– Rozsądna z pani dziewczyna.
Sypie komplementami jak z rękawa. Wszystko mu się we mnie podoba. Niby opowiada o sobie, lecz przy okazji,
niepostrzeżenie, wypytuje o moje sprawy. Kiedy mówię, że odziedziczyłam pół bliźniaka po rodzicach i chcę go sprzedać, natychmiast oferuje chęć współpracy.
– Mam w jednym palcu handel nieruchomościami – chwali się. – Wynegocjuję najlepszą cenę. Będziesz mi dziękowała!
Atmosfera wśród uczestników wycieczki robi się coraz bardziej swobodna. Ludzie się sobie zwierzają, pokazują zdjęcia, nawiązują bliskie znajomości. Mój Grzegorz jest duszą towarzystwa!
W Sharm el Sheikh na półwyspie Synaj czuję się świetnie! Takiego luksusu, gwaru, tłumu turystów, pięknych krajobrazów nie widziałam nigdy w życiu.
Z niewielką paczką uczestników naszej wycieczki wybieramy się do kasyna. Grzegorz pożycza ode mnie pieniądze, obiecując, że odda zaraz po powrocie do naszego hotelu. Faktycznie, zanim jeszcze pójdziemy spać, reguluje swój dług. Jego akcje rosną, sprawia coraz lepsze wrażenie!
Mamy jeden dzień na zwiedzanie Jerozolimy. O jej zabytkach i historii Grzegorz wie więcej od przewodnika! Na Górze Oliwnej, na Via Dolorosa, w Kopule na Skale – sypie informacjami jak z rękawa. Opowiada tak ciekawie, że to dokoła niego gromadzą się ludzie i zadają pytania.
Jestem dumna, że taki mężczyzna mnie wyróżnia. Zaczynam na niego patrzeć coraz łaskawszym okiem… Dochodzi do tego, że kiedy wkładam moją karteczkę z życzeniem do szczeliny w Ścianie Płaczu, myślę tylko o nim. Żeby był blisko i żeby chciał zostać moim mężem!
Moje prośby zostają wysłuchane
Stwórca chyba postanawia dać mi to, o co proszę, żebym się przekonała, jak niebezpieczne potrafią być marzenia... Bo Grzegorz już mnie prawie nie opuszcza! Znam go niecały tydzień, jednak godzę się na wspólną noc… On załatwia zamianę lokatorów w naszych pokojach i przez krótkie godziny daje mi pełnię szczęścia i satysfakcji. Jest mistrzem w te klocki!
– Musiałeś mieć wiele kobiet… – bardziej stwierdzam, niż pytam, a on znowu zaczyna mnie całować i namiętnie pieścić, więc myślę sobie, że to nie ma znaczenia, bo nie liczy się, co było, tylko to, co jest!
Wracamy jako para. Grzegorz nie może się ze mną rozstać. Błaga o jeszcze kilka dni razem.
– Zadzwonię, gdzie trzeba, i załatwię sobie urlop. Mam zaległy, nie będzie z tym kłopotu – tłumaczy. – Pozwól mi pobyć z tobą… Inaczej zdechnę z tęsknoty.
Mam w głowie prawdziwy wir. Wszystko się dzieje tak szybko! Ja też pragnę seksu z Grzegorzem, jest mi z nim wspaniale; chcę korzystać, póki można.
– Zgoda – mówię. – Zamieszkaj u mnie. Szkoda kasy na hotel.
Jeszcze nigdy nie byłam taka rozpieszczana! Kawa do łóżka, śniadanko, kolacyjka, obiadek… Wszystko robi sam. Daję mu pieniądze na zakupy. Na początku protestuje, a potem ustala, że płacimy po połowie. Rozlicza się co do grosza. Każe mi sprawdzać wydruki z kasy. Wyśmiewam go i wyrzucam je do kosza. Po szczególnie gorących pieszczotach pyta, czy za niego wyjdę. A więc spełniają się moje pragnienia…
– Kochanie – mówi pewnego dnia. – Zanim wyjadę, pokaż mi wszystkie papiery dotyczące sprzedaży domu. Muszę się zorientować, co i jak. Zgoda?
Kilka dni później oznajmia mi, że znalazł już kupca, ale w swoim mieście. Kolega z zaprzyjaźnionej agencji nieruchomości znalazł klienta, który gotów jest kupić moje pół domu w ciemno, bo tutaj ma chorą mamę i musi się nią zająć. Bardzo zależy mu jednak na czasie.
– Gdybym miał pełnomocnictwo, transakcja byłaby możliwa w parę dni – słyszę. – I tak muszę wyjechać, żeby pozamykać swoje sprawy, więc upieklibyśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Godzisz się na takie rozwiązanie, najdroższa?
– Ale wrócisz? – pytam.
Dostaję tyle całusów, że płonę jak pochodnia! Jak nie wierzyć komuś, kto całym sobą pokazuje ci, że kocha i uwielbia każdy centymetr twojego ciała?
W przeddzień wyjazdu Grzegorza idziemy do notariusza i załatwiamy potrzebne zaświadczenia i upoważnienia. Nasza ostania noc mija jak cudowny sen. W południe dzwonię do Grzesia i pytam, jak nasze interesy.
– W porządku – słyszę. – Negocjuję cenę, bo chcę dla ciebie jak najlepszej! Gdybym nie odbierał komórki, nie martw się. Znaczy, że siedzę w kancelarii u adwokata, albo w sądzie, albo nie chcę przerywać rozmów z klientem. Oddzwonię!
Na fotografii od razu poznaję tego drania…
Następnego dnia przychodzą dwa SMS-y: „Kocham. Nie martw się. Wszystko OK”. I drugi: „Kocham. Niedługo przeleję pieniądze”. Czekam. Nie mam złych przeczuć. Dopiero trzeciego dnia zaczyna mnie męczyć lekki niepokój. Dzwonię do mojej kuzynki.
– Przyjeżdżaj szybko – proszę zdenerwowana. – Nie wiem, co mam robić…
To nasze pierwsze spotkanie od mojego powrotu z wycieczki. Chciałam ją zaprosić wcześniej, ale Grzegorz mnie ubłagał, żeby nie tracić czasu, jaki mamy tylko dla siebie. Był taki przekonujący!
– Jestem zazdrosny o każdą sekundę, jaką poświęcasz nie mnie – dąsał się. – Jak wyjadę, jeszcze się nagadasz z koleżankami! A teraz zrobię ci masaż...
Kiedy przychodzi, opowiadam jej ze szczegółami, co się wydarzyło. Słucha z zainteresowaniem, choć widzę sceptycyzm na jej twarzy. Kiedy dochodzę do sprawy domu, gwałtownie mi przerywa:
– Chyba nie byłaś taką idiotką, żeby go posłuchać? – krzyczy, łapiąc się za głowę. – Nie dałaś mu pełnomocnictwa?
– Dałam – przyznaję, spuszczając głowę. – I teraz się martwię, chociaż nie mam o co, bo Grzegorz to solidna firma.
– Zobaczymy. Jakie są na niego namiary? Chyba spisałaś z dowodu?
– Oczywiście. Taka głupia to już nie jestem, żeby działać w ciemno! – prycham.
– Módl się, żeby było, jak mówisz – mówi z powątpiewaniem. – Mnie to wszystko na kilometr śmierdzi oszustwem!
Zaczynam dzwonić do Grzesia co parę minut. Ma wyłączoną komórkę. Mijają godziny, jeden dzień, noc, drugi dzień… Wreszcie przyjmuję propozycję kuzynki.
– Jedziemy tam – decyduje w jednej chwili. – Kazimierz nas zawiezie. Masz przecież adres? Chyba nie jest fałszywy?
Jak się okazuje, jest fałszywy. Niestety… Facet, którego znam jako Grzegorza, posiada ponoć kilka takich lewych dokumentów tożsamości. Na nie bierze kredyty, podpisuje różne umowy, pożycza pieniądze. Także mój dom sprzedał na lewiznę, oszukując mnie, nowego właściciela i notariusza. W akcie sprzedaży nabywca zgodził się wpisać znacznie niższą kwotę, za jaką niby kupił dom, bo Grzegorz go przekonał, że wówczas zapłaci mniejszy podatek. Do ręki dostał dużo więcej!
Policjanci pokazują mi fotografie różnych mężczyzn. Grzegorza poznaję natychmiast, chociaż na zdjęciu ma ciemniejsze włosy i gęste wąsy. Okazuje się, że wcale nie jestem jedyną pokrzywdzoną kobietą, którą perfidnie wykorzystał i okradł. Przez lata zebrało się ich całkiem sporo… O dziwo, podobno co druga twierdzi, że jeśli tylko do niej wróci, przeprosi i obieca, że nigdy więcej nie będzie kłamał, ona wybaczy i odstąpi od roszczeń!
Gdyby nie jej opowieści, nie doszłoby do tego. „Grzegorz” zaczyna prawie zawsze tak samo; na wycieczkach, pielgrzymkach, turnusach sanatoryjnych i wczasowych. Przedstawia się jako lekarz albo prawnik, historyk sztuki albo dziennikarz… Naprawdę ma wykształcenie podstawowe!
Wśród pokrzywdzonych kobiet są nauczycielki, fryzjerka, pracownice umysłowe, a nawet jedna lekarka. W bardzo różnym wieku. Najstarsza ma pięćdziesiątkę, najmłodsza koło trzydziestki. Jedno je łączy. Są samotne, mają własne mieszkania i oszczędności. No i oczywiście... Szukają swojej drugiej połowy! Dowiaduję się, że mam bardzo niewielkie szanse na odzyskanie swoich pieniędzy. Bo przecież sama mu dałam potrzebne papiery, dobrowolnie wyraziłam zgodę, żeby mnie reprezentował, co jest wyraźnie napisane w akcie notarialnym. A że sprzedawał mój dom na fałszywe dokumenty, to już zupełnie inna sprawa.
– To wszystko twoja wina! – oskarżam moją kuzynkę. – Ty mi go wypatrzyłaś! Ty mi wmawiałaś, że warto się nim zająć. Przez ciebie straciłam dom!
– Co mi wciskasz dziecko w brzuch?! – denerwuje się. – Ja ci kazałam oddawać mu cały majątek?! Nie szukaj kozła ofiarnego! Za naiwność się płaci!
Ale ja i tak wiem swoje. Gdyby nie jej opowieści o znajdowaniu chłopa na wycieczkach, może by do tego nie doszło?