„Babcia narobiła mi wiochy przed przystojnym sąsiadem. Miałam na niego chrapkę, ale teraz to już nie mam na co liczyć”
„Rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam uwolnić myśli od tego pieprzyka. Nie wiedziałam, czy wolę go oglądać w swej wyobraźni, czy też wyobrażać sobie, że jest ukryty pod ładnie leżącym na restauratorze garniturze. Tak czy siak w obu przypadkach był on dla mnie coraz bardziej pociągający”.

- Elżbieta, 37 lat
Najczęściej mówi się, że to matki wywierają największy wpływ na życie swoich dzieci. Jeśli chodzi o mnie, to najważniejsza była dla mnie zawsze babcia Czesia. Odkąd pamiętam, stale wtrącała się w moje wychowanie, a nawet decydowała, w jaki sposób powinnam się ubierać. Pewnego dnia, kiedy wybierałam się na prywatkę, babcia zwąchała pismo nosem.
– Ty, moja droga, wcale nie idziesz do koleżanki. Znam ten błysk w oku. Twoja mama też mi tak powiedziała, a dziewięć miesięcy później urodziła ciebie. Twój ojciec wyparł się wszystkiego.
– Ależ, babciu… – zaczerwieniłam się pod jej badawczym spojrzeniem.
– Kochanie – przyciągnęła mnie ku sobie – powiem ci pewną życiową prawdę, którą zapamiętaj do końca życia, i powtórz swojej córce. U faceta wszystko kończy się na powtórnym włożeniu spodni, a u kobiety dopiero wówczas wszystko się zaczyna.
– Niby co takiego? – udałam, że nie wiem, o czym mówi.
– Lepiej, żebyś na razie o tym się nie dowiedziała, chociaż uważałam cię za bardziej rozgarniętą umysłowo. Dlatego weźmiesz to ode mnie i w odpowiedniej chwili użyjesz. W końcu – westchnęła – też byłam młoda i wiem, że krew nie woda.
Moje chińskie małżeństwo trwało cztery lata
Babcia, choć starsza ode mnie o sześćdziesiąt parę lat, wydawała się młodsza od mojej mamy i była moją kumpelką.
Ale tak to już jest, że niektórzy nawet w wieku stu lat są otwarci na świat i żądni coraz to nowych doznań, inni zaś po skończeniu trzydziestu wdziewają na stopy kapcie i stają się młodymi staruszkami. Babci Czesi nie zaliczyłabym do młodych, ale wręcz do podlotków… Muszę dodać, bardzo mądrych podlotków.
Kiedy kończyłam studia, znalazłam sobie chłopaka. Pokochaliśmy się i pewnego dnia powiedziałam o nim (najpierw) babci, a potem mamie. Aha, zapomniałabym dodać, że Czesia była strasznie przesądną osobą i stale chodziła do swojej starej przyjaciółki Madame Fu Fu, jak ją nazywała.
– Dlaczego Fu Fu? – spytałam kiedyś.
– Bo wszystko w swoim życiu fuszeruje, od obiadu poczynając, aż na własnym życiu z mężem kończąc. Ten w końcu nie wytrzymał z nią byle jakiej codzienności i odszedł. Jedyne, w czym Ziuta jest doskonała, to we wróżeniu z kryształowej kuli. Dlatego też zamierzam zabrać cię do niej, żeby dowiedzieć się, co cię czeka.
– Ależ, babciu… – zaprotestowałam pro forma, gdyż i tak wiedziałam, że babcia Czesia postawi na swoim.
Poszłyśmy do Madame Fu Fu. Ta zerknęła w głębię szklanej sfery i orzekła:
– To małżeństwo wyjdzie jej na zdrowie.
– Tylko tyle? – babcia Czesia zrobiła zawiedzioną minę.
Jej przyjaciółka rozłożyła bezradnie ręce i jak każdą swoją wróżbę, tak i tę o moim mężu podsumowała dwuwierszem:
– Będzie słabować w tej naszej mowie. Eli zaś wyjdzie to tylko na zdrowie
Moim mężem został Chuan Chou, Chińczyk. Studiował u nas inżynierię. Rzeczywiście, małżeństwo wyszło mi na zdrowie, gdyż w domu jedliśmy tylko chińskie potrawy, przyprawione specyfikami, które Chuan dostawał w paczkach od rodziny z Kantonu. Swego czasu miałam alergię na niemal wszystkie nasiona, ale jedząc to, co mój mąż podawał, zapomniałam o dawnych dolegliwościach. Czyli w sumie Madame Fu Fu miała rację.
Cztery lata później nie wytrzymałam jednak chińskiego jedzenia, nudy u boku Chuana i obowiązkowego uczenia się codziennie języka Konfucjusza.
– I chińskich pieszczot, z których do tej pory nie masz dzieci – podsumowała babcia Czesia moje małżeństwo.
Tak więc zostałam rozwódką.
– Bez perspektyw na jakąkolwiek pozytywną przyszłość – dodała babcia. – Ale nie martw się, kruszynko, jak przyjdzie odpowiedni dzień, to załatwię ci fajnego faceta.
Ja jednak wolałam sama zadbać o nadchodzące lata mojego życia i wyprowadziłam się od Chuana do wynajętej kawalerki. Ponieważ miałam dobrą pracę, postanowiłam kupić mieszkanie. W końcu zamiast płacić komuś comiesięczny czynsz, mogłam wysyłać do banku należną ratę i wynosiło mnie to tyle samo.
Tańczył ze szczotką na środku pokoju
Rok później objęła mnie redukcja i musiałam znaleźć sobie nową pracę, tym razem gorzej płatną. Żeby nie stracić mieszkania, na którego spłatę raty nie było mnie już stać, wróciłam do mamy i babci, a swoje gniazdko wynajęłam.
– Wystarczy, że roczek tylko przeleci, i wrócą w pielesze skruszone dzieci.
– Twój wiersz? – zapytałam Czesię.
– Madame Fu Fu. Sama przyznasz, że jest dobra w tym, co prorokuje.
Oczywiście konsekwencją owego stwierdzenia było powtórne zaciągnięcie mnie do przemiłej damy z kulą. Tym razem usłyszałam od niej następujący wierszyk:
– Niejeden ptaszek jesienią odleci. Ale ten pozostanie i da ci dzieci.
– Widzisz, kochana, coś jeszcze?
– Doczeka wielu Księżyców pełni, a jej marzenia wróbel wypełni.
– Masz zamiar założyć sklep ornitologiczny? – fuknęła Czesia.
– Dlaczego tak myślisz?
– Nie za dużo w tych twoich wróżbach ptaszków?
Kilka dni później babcia zawołała mnie do okna. Siedziała przy nim z lornetką wojskową w dłoniach.
– Popatrz – trzecie piętro, drugie okno, licząc od szczytu – wcisnęła mi w dłoń lornetkę. – Z takim jak ten panek to i ja chętnie bym jeszcze potańcowała.
Zaciekawiona przyłożyłam szkła powiększające do oczu i… przez otwarte okno zobaczyłam nagiego faceta, który tańczył ze szczotką pośrodku pokoju.
– Fajny ma ten pieprzyk na prawym pośladku, co? – huknęła babcia wesoło.
– Babciu, no weź… Że też w tym wieku takie sprawy chodzą ci po głowie! – oddałam podglądaczce lornetkę.
– A co tu ma wiek do rzeczy, jak się widzi kształtnego chłopa – podsunęła mi lornetkę ruchem węża, który kusił Ewę w raju jabłkiem. – Chcesz jeszcze popatrzeć?
Pokręciłam głową i na znak oburzenia wyszłam z pokoju, zastanawiając się po drodze, czy aby nie za szybko uniosłam się skromnością, i czy jednak nie warto było skorzystać z niezbyt przyzwoitej oferty niezbyt przyzwoitej babci.
Babciu, błagam, nie mów już ani słowa!
Dwa miesiące później wracałam z babcią z zakupów, podczas których Czesia zachowywała się jak szalona nastolatka, za którą kroczy lokaj z workiem pieniędzy na plecach. Po przerzuceniu dziesiątek sukienek, kamizelek, spódnic i koszul obie kupiłyśmy sobie po bluzeczce, co natychmiast postanowiłyśmy uczcić filiżanką kawy w mijanej po drodze kawiarence.
Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca przy stoliku. Zjawił się mężczyzna w średnim wieku i zaoferował kartę dań.
– Nie wyglądasz mi, bratku, na kelnera – orzekła babcia, jak to ona, bezpośrednia. – Chociaż fartuch masz przepisowy.
– Mam przyjemność być właścicielem tego lokalu – odparł mężczyzna.
– Oooo, w tak młodym wieku? – zdziwiła się uprzejmie babcia.
– Niestety, niedawno skończyłem 37 lat.
– Cóż to za wiek! – prychnęła babcia. – Na ten przykład ta młoda dama ma zaledwie 32 i może jeszcze urodzić 12 dzieci. Ale na razie to nierealne, bo nie ma chłopa… Rozwiodła się – dodała scenicznym szeptem. – A pan?
– Rany boskie, babciu… – próbowałam powstrzymać staruszkę.
Mężczyznę najwyraźniej rozbawiła ta konwersacja.
– Ja również.
– Ale pańska żona pewnie nie była Chinką jak były mąż mojej wnusi?
– Nie – zaśmiał się restaurator. – Z tego, co wiem, pochodziła z Poznania. A to jest moja wizytówka, gdyby chciała pani dowiedzieć się o mnie czegoś więcej – wręczył babci Czesi biały kartonik.
– A jak się panu podoba moja wnuczka?
– Babciu…!
Restaurator kiwnął z uznaniem głową.
– Jestem przekonana, miły panie – babcia puściła znaczące oko – że pański pieprzyk też przypadł jej do gustu.
– Proszę nie słuchać, co mówi ta zdeprawowana staruszka – rzuciłam się, żeby bronić resztek honoru… tylko czyjego? – Nie ma pan żadnego pieprzyka, a ona, ani tym bardziej ja, nic nie widziałyśmy. Mogę panu dać na to słowo honoru, a nie daję go byle komu – zakończyłam stanowczo.
– Jaki pieprzyk? – restaurator najwyraźniej był jeszcze zdezorientowany.
– Na pana prawym pośladku – dokończyła z powagą Czesia.
– Ten pan nie ma żadnego pieprzyka, babciu! – stwierdziłam z mocą.
– Ależ mam – przyznał mężczyzna i spojrzał na nas z uwagą, jakby chciał spytać, skąd o tym wiemy.
– Oczywiście, że pan ma – oświadczyła Czesia.
– A tak między nami mówiąc – nachyliła się do restauratora – to za słowo honoru mojej wnuczki nie dałabym sobie uciąć prawej ręki. Przecież ona też widziała wszystko przez lornetkę i bardzo się tym widokiem delektowała.
A może wy to wszystko we dwoje ukartowaliście?
Nie wytrzymałam – złapałam Czesię za rękę i wyciągnęłam ją przemocą z kawiarni, mamrocząc pod nosem:
– Proszę wybaczyć starszej osobie. Demencja poczyniła w jej mózgu ogromne spustoszenie… Przepraszam!
Przez cały dzień próbowałam dojść do siebie po tym kawiarnianym incydencie. Być może szybko bym o nim zapomniała, gdyby w domu babcia nie pokazała mi wizytówki restauratora.
– Ty jeszcze chcesz mnie tym dręczyć? – zdenerwowana odwróciłam wzrok.
– Ale tylko zerknij, proszę – usłyszałam przejęcie w głosie Czesi. – Po raz kolejny okazało się, że Madame Fu Fu ma rację.
Spojrzałam na wizytówkę i trochę mnie zatkało. Na białym kartoniku widniało imię i nazwisko: „Marcin Wróbel”.
– I co ty na to? – zachichotała babcia.
– Co ja na to? – wsparłam się pod boki.
– Że obie wyszłyśmy na idiotki.
Nie ukrywam, że oglądając pieprzyk, nie zwróciłam uwagi na pozostałe części ciała faceta. W restauracji mogłam skoncentrować się na reszcie i nie wypadła ona najgorzej. Raczej powiedziałabym, że nad wyraz dobrze. Czy dlatego byłam zła?
Pobiegłam do swojego pokoju i z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam uwolnić myśli od tego pieprzyka. Nie wiedziałam, czy wolę go oglądać w swej wyobraźni, czy też wyobrażać sobie, że jest ukryty pod ładnie leżącym na restauratorze garniturze. Tak czy siak w obu przypadkach był on dla mnie coraz bardziej pociągający. I nieosiągalny. Przez babcię Czesię!
No i wtedy rozryczałam się z żalu, który, prawdę mówiąc, nie miał konkretnej przyczyny. Zrobiło mi się jednak jakoś tak strasznie smutno i poczułam się najnieszczęśliwszą kobietą na całym świecie.
Wieczorem usłyszałam, że w przedpokoju szczęknął otwierany zamek. Nie przypominałam sobie, żeby ktoś miał nas odwiedzić. Pomyślałam, że z pewnością to Madame Fu Fu, której babcia postanowiła ze szczegółami opowiedzieć przygodę, która nas spotkała dzisiejszego popołudnia.
– Ależ na pewno nic nie będzie miała przeciw temu… – usłyszałam zdecydowany głos Czesi. – Po tym wszystkim nieboga dostała tak strasznej migreny, że ledwo widzi na oczy. Zapraszam, zapraszam…
Czyżby babcia wezwała lekarza? Ale przecież nic jej nie mówiłam o bólu głowy. Co jest grane? Wstałam z łóżka, przygładziłam włosy i poprawiłam sukienkę. Nacisnęłam klamkę, otworzyłam drzwi i wtedy zobaczyłam tuż przed nosem bukiet czerwonych róż.
– Chciałem panią bardzo przeprosić – zza róż dobiegł głos restauratora – że przeze mnie dostała pani migreny. Prawdę mówiąc, to nasze spotkanie było tak nieoczekiwane… Od jakiegoś czasu widywałem panią idącą ulicą i parę razy już chciałem podejść, ale jakoś tak nie starczyło mi odwagi. Gdyby nie pani babcia…
Ponad pąkami kwiatów zobaczyłam niepewne spojrzenie Marcina Wróbla.
W tamtej sekundzie przemknęło mi przez myśl, że może z tą lornetką i zwróceniem uwagi na pieprzyk to była uknuta przez oboje ustawka… Jednak w spojrzeniu i Marcina, i Czesi widziałam tylko niepewność i oczekiwanie, że się uśmiechnę i wszystko wróci do normalności.
Uśmiechnęłam się więc, ale (na szczęście) nic nie wróciło do poprzedniej nudnej i samotnej normalności.
Z Marcinem jestem od pięciu lat i mamy już czworo dzieci. Piąte jest w drodze i nie zamierzamy na tym poprzestać. Ale nie dlatego, że pewnego dnia Madame Fu Fu stwierdziła, patrząc w szkło kuli:
– A kiedy będzie już szóstka dzieci, firmowa fama w miasto poleci…
A potem:
– I biznes rozkręci się jak karuzela, co to wiruje na placu zabaw w każdą niedzielę.
Te ostatnie słowa, słabo zrymowane pochodzą już od babci Czesi. Ale ja wierzę, że na pewno się sprawdzą. W końcu kiedyś mi obiecała, że załatwi mi fajnego męża!