Reklama

Nie spodziewałam się, że to będzie nasza ostatnia rozmowa. Siedzieliśmy wtedy w kuchni, naprzeciwko siebie, z niedopitą herbatą, która już dawno wystygła. Leszek powiedział tylko, że musi coś przemyśleć, po czym wyszedł. Bez krzyku, bez pretensji. Po prostu zostawił mnie. Przez kilka tygodni byłam jak w transie. Spałam z telefonem pod poduszką, chodziłam do pracy jak automat, jadłam tylko wtedy, kiedy ktoś mnie zmusił. Aż w końcu pomyślałam: dosyć. Kupiłam bilet. Tam, gdzie nikt mnie nie zna. Bez planu, bez oczekiwań. Egipt miał być tylko pretekstem. Nie dla przygody. Dla ciszy. Nie sądziłam, że to tylko początek moich kłopotów.

Reklama

Zaintrygował mnie

Zauważyłam go już pierwszego dnia. Wtedy nie przywiązałam do tego większej wagi. Siedział w lobby, z telefonem w ręku, wpatrzony w ekran. Nie wyglądał jak turysta. Drugiego dnia usiadł naprzeciwko mnie. Nie powiedział ani słowa. Tylko uśmiechnął się, kiedy kelner przyniósł mu kawę. Trzymałam swoją książkę, udając, że czytam, ale śledziłam jego ruchy kątem oka. Był spokojny. Jakby nic go nie goniło. W świecie, w którym wszyscy gdzieś biegną – on po prostu był.

– To po arabsku? – zapytał, wskazując na moją książkę.

– Nie, po polsku. Akcja dzieje się w Aleksandrii – odpowiedziałam, niepewnie się uśmiechając.

Przypadek? – uniósł brwi.

– Nie wiem. Może los – rzuciłam odruchowo, nie wiedząc, czemu to powiedziałam.

– A może tęsknota? – spojrzał na mnie uważnie.

To pytanie jakoś mnie poruszyło. Jakby widział we mnie więcej, niż chciałam pokazać.

Raczej ucieczka – przyznałam cicho.

Skinął głową. Nie komentował. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. To była dobra cisza. Taka, w której nie trzeba było niczego tłumaczyć.

– Mam na imię Karim – powiedział po chwili, wyciągając rękę.

– Lena – odpowiedziałam.

Od tamtej chwili już zawsze był gdzieś w pobliżu.

Oczarował mnie uśmiechem

Spotkaliśmy się znowu przy śniadaniu. Siedziałam przy swoim stoliku z filiżanką czarnej kawy i owocami, kiedy podszedł.

Czy to miejsce jest wolne? – zapytał, choć wokół było pełno wolnych stolików.

– Jasne – skinęłam głową. – Lubisz zaczynać dzień od rozmowy?

– Lubię zaczynać dzień od ludzi, których twarze mnie nie męczą – odparł z uśmiechem.

Zaśmiałam się, a potem poszło już samo. Rozmowa przeszła z pogody, przez muzykę, aż po to, jak bardzo czasem człowiek potrafi udawać, że wszystko jest w porządku.

Może wybierzemy się na spacer? – zapytał nagle.

– Sam na sam? – uniosłam brew.

– Tak, z kimś, kto wie, gdzie serwują najlepszą herbatę z miętą.

Zgodziłam się. Nie planowałam wycieczek tego dnia, ale coś w nim sprawiało, że chciałam iść. Szliśmy brzegiem morza, mijając gwarne stragany i dzieci grające w piłkę na piasku. Opowiadał mi o miejscach, które znał z dzieciństwa, o dźwiękach, które przypominają mu dom.

– A ty? Czego ci brakuje najbardziej? – zapytał, kiedy usiedliśmy na ławce w cieniu drzewa.

– Ciszy – odpowiedziałam, zaskakując nawet samą siebie.

– Wbrew pozorom, Egipt jest pełen ciszy. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Zacisnęłam dłonie

Wieczorem zeszłam do hotelowego ogrodu. Potrzebowałam chwili spokoju, bez Karima, bez rozmów, tylko ja i szum palm. Ale on już tam był. Opierał się o mur przy fontannie, z papierosem w dłoni.

– Myślałam, że nie palisz – powiedziałam, podchodząc.

– Nie palę. To tylko gest. Czasem pomaga poukładać myśli.

– A masz ich aż tyle do układania?

Spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.

– Niektóre myśli lepiej zostawić w ciszy – odparł.

Usiadłam obok. Przez chwilę milczeliśmy. Cisza była gęsta, jakby każde z nas miało coś do powiedzenia, ale brakowało odwagi.

– Zastanawiam się… dlaczego tu jesteś – odezwał się w końcu.

– Mówiłam ci. Uciekłam. Trochę przed światem, trochę przed sobą.

– A przed kim najbardziej?

Zacisnęłam dłonie. Nie chciałam mówić o nim. O facecie, który mnie zostawił z pytaniem w połowie zdania.

Przed kimś, kto przestał mnie słuchać – odpowiedziałam w końcu.

– A jeśli ktoś zacznie znowu?

– Nie wiem, czy potrafię jeszcze mówić. Tak naprawdę – szepnęłam.

Karim zgasił papierosa, nie spiesząc się.

– Nie musisz mówić od razu. Czasem wystarczy, że ktoś zostanie obok, kiedy ty milczysz.

Poczułam, jak coś we mnie drgnęło. Jakby jakaś zapomniana część mnie przypomniała sobie, jak to jest – ufać.

Otworzyłam przed nim duszę i serce

Nie planowałam kolejnego spotkania. Tym razem czekał w holu, gdy wracałam z miasta. W ręku trzymał dwie butelki wody i coś, co wyglądało jak lokalna przekąska zawinięta w gazetę.

– Przypadek? – zapytałam, zatrzymując się przy nim.

Przeznaczenie – odpowiedział z uśmiechem. – Albo dobre wyczucie czasu.

Poszliśmy nad morze. Słońce chyliło się ku zachodowi, powietrze pachniało solą. Usiadłam na kamieniach, patrząc na linię horyzontu. Karim rozwinął gazetę.

– To coś, czego jeszcze nie próbowałaś. Obiecuję, że nie umrzesz.

– Świetna zachęta – zaśmiałam się i sięgnęłam po kawałek.

Jedliśmy w ciszy. A potem zaczęłam mówić. O nim. O moim byłym. O tym, jak pewnego dnia przestał pytać, jak się czuję. Karim nie przerywał.

– Wiesz, że nie wszyscy faceci są tacy, prawda? – zapytał cicho, kiedy skończyłam.

– Wiem. Wciąż uczę się ufać.

– Może to nie zaufania się boisz, tylko bliskości – powiedział powoli. – Bo ona czasem boli bardziej niż rozstanie.

Poczułam, że ma rację. Był za blisko. I ja znów chciałam się wycofać, ale zostałam. Tylko tym razem nie patrzyłam mu w oczy.

– A ty? Ty komu opowiadasz swoje historie? – zapytałam.

– Tylko tym, którzy nie uciekają po pierwszym zdaniu – odpowiedział.

Pomyliłam się

Ostatniego dnia czułam, że coś się zmienia. Nie potrafiłam tego nazwać. Może dlatego, że Karim był zbyt miły. Zbyt pewny siebie. Wieczorem zaprosił mnie do baru na dachu hotelu. Widok był piękny, drinki zbyt słodkie.

Powiedz mi coś, czego nikomu nigdy nie mówiłaś – poprosił, opierając brodę na dłoni.

– Nie umiem pływać – rzuciłam z uśmiechem, próbując obrócić wszystko w żart.

– Serio?

– Serio.

– A ja myślałem, że jesteś odważna – odpowiedział, jakby to było rozczarowujące.

Odwaga nie zawsze ma coś wspólnego z wodą – mruknęłam, czując, że próbuję się bronić przed czymś, czego jeszcze nie rozumiem.

Potem wyszedł na chwilę do toalety. Przez przypadek spojrzałam na jego telefon, który zostawił na stole. Na ekranie migotała wiadomość w języku angielskim:

„Jutro masz kolejną. W tym samym hotelu. Nie spóźnij się”.

Zamrugałam, jakby nie wierząc. Kiedy wrócił, siedziałam sztywno.

– Co się stało?

– Pomyliłam się – powiedziałam cicho.

– Lena, proszę…

– Nie tłumacz się. Wiem, kim jesteś. Po prostu nie myślałam, że też się na to nabiorę. Potraktowałeś mnie jak sponsorkę.

Zerknął na telefon, potem na mnie. Nie próbował zaprzeczyć.

– Przepraszam – powiedział tylko.

Ale było za późno.

Przez chwilę byłam szczęśliwa

Samolot wystartował wcześnie rano. Przez okno patrzyłam na znikające pod nami dachy, na linię wybrzeża, która powoli znikała w porannym świetle. Obok mnie siedziała starsza kobieta z książką. Nie zamieniłyśmy ani słowa. I dobrze. Nie miałam już siły rozmawiać. Wróciłam do mieszkania. Nic się nie zmieniło. Poza mną. Coś we mnie się wygięło, pękło i już nie chciało wrócić na swoje miejsce. Nie płakałam. Już nie. Wieczorami zamykałam oczy i przypominałam sobie tę jedną rozmowę – tę przy morzu, kiedy jeszcze wierzyłam, że ktoś może słuchać mnie nie dla własnych celów. Tę chwilę, zanim zobaczyłam ekran telefonu. Zrozumiałam, że Karim nie był wyjątkiem.

Mimo wszystko nie żałuję. Bo przez kilka dni znów czułam. Uwierzyłam, że mogę być dla kogoś ważna. I choć to była tylko iluzja, to w tamtej chwili byłam szczęśliwa. A teraz… Teraz nauczę się być prawdziwa dla samej siebie.

Lena, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama