Reklama

Przyszłam tu tylko na chwilę. Zakładałam, że sprzątanie grobu babci Marii zajmie mi maksymalnie godzinę – góra półtorej, jeśli będę się grzebać z grabieniem liści i układaniem zniczy. I choć to jej rocznica śmierci, nie czułam potrzeby, żeby nad tym specjalnie rozpaczać. Była moją babcią, tak. Ale jakąś wyjątkowo ciepłą i rodzinną więź trudno byłoby nam przypisać. Maria była raczej kobietą z marmuru niż z krwi i kości – surowa, zasadnicza, perfekcyjna.

Nigdy mnie nie przytuliła. Ale zawsze dawała kopertę z pieniędzmi. Na urodziny, na święta, na początek roku akademickiego. „Masz, ale nie zmarnuj” – mówiła, a ja kiwałam głową. Nie oczekiwałam od niej niczego więcej. Nie potrafiłam. Mama też nie miała z nią łatwo. Nasze rodzinne obiady były jak firmowe spotkania – elegancko, punktualnie, bez czułości.

Mieszkam w Warszawie, odcięłam się od rodzinnego miasta tak bardzo, jak się dało. Przyjazd tutaj jest dla mnie jak podróż w czasie, do dzieciństwa, które wcale nie było beztroskie. Zatrzymałam się u mamy tylko na jedną noc, jutro wracam. Nie zamierzam rozgrzebywać starych historii. A przynajmniej tak sobie wmawiałam, zanim go zobaczyłam.

Starszy mężczyzna w eleganckim garniturze. Stał przy grobie babci i patrzył na jej zdjęcie z takim smutkiem, jakiego nie widziałam u nikogo z rodziny, nawet u mamy. Przez chwilę pomyślałam, że się pomylił, że to nie ta Maria. Ale nie – on wiedział, kim była. I wyglądało na to, że znał ją... bardzo dobrze.

Nie znałam go, ale on znał mnie

Podniosłam naręcze zwiędłych chryzantem i zaczęłam je delikatnie wyciągać z wazonu, kiedy zza pleców usłyszałam niski, lekko ochrypły głos:

Była piękna... zawsze.

Odwróciłam się gwałtownie. Starszy mężczyzna stał tuż za mną. Miał siwe włosy zaczesane do tyłu, jasnoszary płaszcz, który był za duży – rękawy niemal zakrywały dłonie. Ale to jego spojrzenie sprawiło, że serce mi lekko zadrżało. Nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w zdjęcie babci Marii na nagrobku. Z taką... czułością? Smutkiem?

– Znał pan moją babcię? – zapytałam niepewnie, wciąż trzymając w ręku wypłowiałe kwiaty.

– Znałem ją bardziej niż większość ludzi. Kochałem ją.

Zaniemówiłam.

– Kochałem Marię, zanim została tą kobietą, którą pani znała – dodał. – Zanim się zmieniła. Przed tym wszystkim...

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Odsunęłam się o krok, jakby dystans mógł mi pomóc uporządkować myśli. Kto to był? Dlaczego nigdy wcześniej o nim nie słyszałam?

– A pan to...?

– Wiktor. Proszę wybaczyć, że tak po prostu... podszedłem. Ale dziś... nie mogłem już milczeć. Muszę komuś to powiedzieć.

Zmarszczyłam brwi. Mężczyzna odetchnął ciężko, jakby ważył każde słowo.

– Maria zostawiła po sobie nie tylko wspomnienia, proszę pani. Zostawiła... ślad. Tajemnicę, której nie uniosła do końca.

Wbiło mnie w ziemię. Tajemnica? Ślad? Chciałam zapytać, co ma na myśli, ale on już się odwracał.

– Proszę... poczekać! – zawołałam. – O jakim śladzie pan mówi?

Uśmiechnął się smutno.

Jeszcze się spotkamy, Natalio.

Znał moje imię.

Matka mnie zbywała

– Jak miał na imię? – zapytała mama, gdy od progu opowiedziałam jej o spotkaniu z nieznajomym. Spojrzała na mnie znad garnka, jakby wyczuła, że nie wracam z cmentarza tak spokojna, jak powinnam.

– Wiktor – odpowiedziałam, zdejmując buty. – Starszy mężczyzna. Stał przy grobie babci. Powiedział, że ją kochał.

Mama na moment zamarła, łyżka zawisła nad zupą.

– Znał ją „bardziej niż ktokolwiek” – zacytowałam. – I że zostawiła po sobie coś więcej niż wspomnienia. Znasz go?

– Nie – odpowiedziała zbyt szybko. – Może jakiś sąsiad z przeszłości. Albo fantasta. Na cmentarz przychodzą różni ludzie.

Usiadłam przy stole, przyglądając się jej uważnie. Mama mieszała w garnku zbyt intensywnie, jakby chciała ugotować zupę siłą woli.

– Mamo... On znał moje imię.

Znieruchomiała. W ciszy słychać było tylko ciche bulgotanie na kuchence.

– Znasz go, prawda?

– Nie wiem. Może był kiedyś znajomym babci. To było dawno. Po co w ogóle z nim rozmawiałaś?

– Bo mówił o babci inaczej. Nie jak o zimnej, zamkniętej kobiecie. Tylko jak o... ukochanej. Jakby znał jej drugie życie. To, o którym nikt nam nie mówił.

Mama wytarła dłonie o ścierkę. Twarz miała bladą.

– Zostaw to, Natalia. Nie wszystko musisz wiedzieć. Nie wszystko powinnaś.

– Co to znaczy?! – podniosłam głos. – Babcia miała kochanka?! Romans?! Co jeszcze przemilczałyście?!

– To nie twoja sprawa.

– Jestem jej wnuczką. Może nawet... Nie wiem, kim jestem, skoro nic o niej nie wiem!

Mama spojrzała na mnie ostrym wzrokiem. W jej oczach było coś więcej niż złość – strach.

– Nie otwieraj starych ran. Nie ruszaj przeszłości, jeśli nie jesteś gotowa usłyszeć prawdy.

Wszyscy coś przede mną ukrywali

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam w dawnym pokoju, tym samym, w którym spędzałam wakacje jako dziecko. Tapeta wciąż miała te same wyblakłe różyczki, a za oknem sąsiad palił papierosa, jak zawsze o północy. Powinnam czuć się bezpiecznie. Ale coś pulsowało w powietrzu – niepokój, niedopowiedzenie. Tajemnica.

Właśnie miałam wstać po szklankę wody, kiedy usłyszałam głos mamy z kuchni. Cichy, przytłumiony. Rozmawiała z kimś przez telefon. Zatrzymałam się w pół kroku, skryta w cieniu.

– Wiktor ją znalazł – mówiła szeptem. – Natalia z nim rozmawiała... Pytała o niego. Zaczyna się interesować.

Chwilę milczała, jakby słuchała.

– To znaczy, że sprawa wraca. A my obie przysięgłyśmy, że nigdy tego nie ruszymy. Nie tak się umawiałyśmy, ciociu.

Ciotka Anna. Starsza siostra babci Marii. Pamiętałam jej chłodne spojrzenie i zaciśnięte usta. Kiedy ostatni raz się widziałyśmy, mówiła o babci per „pani Maria”, jakby nie łączyło ich nic oprócz nazwiska.

– Może nie mamy wyboru – ciągnęła mama. – Może Natalia powinna się dowiedzieć...

Nie mogłam dłużej milczeć. Wysunęłam się zza framugi.

– Dowiedzieć się czego?

Mama podskoczyła i odwróciła się błyskawicznie. Telefon prawie wypadł jej z ręki.

– Natalia... Podsłuchiwałaś?

– Tak. Bo coś tu śmierdzi kłamstwem. I mam tego dosyć. Kim był Wiktor dla babci? I co ja mam z tym wspólnego?

Z telefonu dobiegł głos ciotki Anny:

– Już nie ma sensu tego ukrywać.

Mama westchnęła ciężko, spojrzała na mnie zrezygnowana. I wtedy zrozumiałam – oni wszyscy od lat nosili jakiś sekret. I właśnie zaczęli się łamać.

Prawda wyszła na jaw

Siedziałyśmy przy stole jak na przesłuchaniu. Mama z lewej, ciotka na głośniku. Obie milczały chwilę, jakby liczyły, że jednak się rozmyślę. Ale nie zamierzałam nigdzie iść, dopóki nie usłyszę wszystkiego.

– Maria była zakochana w Wiktorze – zaczęła mama, w końcu. – To było jeszcze zanim wyszła za twojego dziadka. Poznali się po wojnie. On był żołnierzem. Przystojny, zakochany w niej po uszy. Ona w nim też.

– Ale rodzice nie chcieli tego związku – wtrąciła ciotka. – Wiktor nie był z dobrej rodziny. Ojciec Marii, twój pradziadek, miał wobec niej inne plany.

– Kiedy Maria zaszła w ciążę... – mama zamilkła, jakby to słowo wciąż ją parzyło. – Zmuszono ją do ślubu z innym. Dziadek miał nazwisko, pieniądze, był „odpowiedni”.

– A Wiktor? – spytałam cicho.

Nie wiedział, przynajmniej do czasu – powiedziała ciotka. – Nie powiedziałyśmy mu. Maria bała się, że zabiorą jej dziecko. Że zostanie z niczym. Więc milczała, ale on nie odpuszczał. Musiał się dowiedzieć.

– I to dziecko to... ja – dodała mama. – Natalia, Wiktor jest twoim prawdziwym dziadkiem.

Cisza, która zapadła, zdawała się wciągać powietrze z całego pomieszczenia. Nagle poczułam się obca we własnej rodzinie. Jakby wszystkie moje wspomnienia, wszystkie zdjęcia w albumie – były fragmentem jakiegoś starannie wyreżyserowanego spektaklu.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedziałyście?

– Bo babcia zabroniła – odparła mama. – Powiedziała, że zabierze to ze sobą do grobu. Ale widać... nie do końca się jej udało.

Spojrzałam na zdjęcie Marii na komodzie. Uśmiechnięta. Sztywna. Niedostępna. A może po prostu złamana?

Serce zabiło mi szybciej

Umówiliśmy się w parku, obok starej fontanny, gdzie kiedyś chodziłam z babcią. Nigdy nie przysiadała. Mówiła, że „ławki są dla bezczynnych”. A jednak to właśnie tam, przy jednej z nich, siedział on – Wiktor.

Gdy mnie zobaczył, wstał powoli. Trzymał coś w rękach – teczkę, nieco wyblakłą.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział cicho.

Usiadłam obok. Przez chwilę oboje milczeliśmy, jakby każde z nas musiało zebrać myśli.

– Babcia nigdy o panu nie mówiła – zaczęłam w końcu.

– A ja mówiłem o niej codziennie. Choćby tylko do siebie – odpowiedział, patrząc gdzieś w dal. – Myślałem, że może kiedyś się odezwie. Że usłyszę dzwonek, zobaczę ją w drzwiach. Ale... życie nie zawsze daje drugie szanse. Podał mi teczkę.

– To wszystko, co mi po niej zostało. Zdjęcia. Listy. Większość nigdy nie została wysłana. Pisałem do niej przez lata, nawet gdy nie odpisywała. Mówiłem sobie, że może... choć jeden przeczyta.

Wzięłam teczkę z niedowierzaniem. Na jednym ze zdjęć była Maria – młoda, uśmiechnięta. Inna niż ta, którą znałam. Patrzyła w obiektyw jak zakochana dziewczyna, nie jak surowa seniorka rodu.

– Nie pozwolili mi być ojcem – Wiktor spojrzał mi prosto w oczy. – Ale może pozwolisz mi być twoim dziadkiem?

Serce zabiło mi szybciej. Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na zdjęcie Marii. I pierwszy raz w życiu poczułam, że chcę ją poznać naprawdę – nie jako babcię, ale jako kobietę.

Natalia, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama