„Myślałam, że Święta spędzę samotnie, słuchając kolęd. Tymczasem wnuk zrobił mi niezłą niespodziankę”
„Za drzwiami krzątał się mój wnuczek, taszcząc walizki i pudełka z jedzeniem. W rękach trzymał świeżą choinkę, a ja, stojąc przy drzwiach, miałam wrażenie, że to wszystko mi się śni. Stare mieszkanie wypełniło się nagle blaskiem, aromatami i rozmowami”.
- Listy do redakcji
Nadchodził świąteczny okres, a ja miałam przeczucie, że przyjdzie mi go spędzić w samotności. Owszem, otrzymałam zaproszenie od brata, ale czułam, że zrobił to wyłącznie z poczucia obowiązku... Byłam tam kompletnie zbędna! Bratowa od zawsze za mną nie przepadała, a obecnie, kiedy dokuczają jej problemy zdrowotne, na pewno jeszcze bardziej nie życzy sobie mojej obecności.
Wszyscy byli daleko
Moja córka Ania, już od dłuższego czasu ma swój dom niedaleko Londynu. Czasem prześle świąteczną kartkę albo zadzwoni i na tym koniec kontaktu. No i tak człowiek został sam na starość. A kto by pomyślał, że kiedyś w tym domu ciągle było gwarno!
– Jak myślisz, może Danuś nas odwiedzi? – spytałam Liska, który rozłożył się przy moich nogach, udając wielkie zainteresowanie powtarzanym odcinkiem serialu.
Mój czworonóg spojrzał na mnie swoimi oddanymi ślepiami i demonstracyjnie rozwarł pysk w ziewaniu, jakby próbował przekazać: „Co ci znowu przyszło do głowy? Ten twój Danuś? Kto go tam wie, gdzie się teraz włóczy!". Ej no, przestań już, niemądry psisko! Fakt, może się szwenda, ale przynajmniej nie zapomina o swojej staruszce!
Przecież w lecie spędził ze mną aż dwa tygodnie. Lisek znów się przeciągnął z wielkim ziewaniem, a wtedy w jego ledwo widzących oczach pojawił się błysk... Ha, widzę łobuzie, że pewnie przypomniały ci się te śliczne suczki, które mój Danuś przyprowadził podczas urlopu, prawda? Mimowolnie uśmiechnęłam się do tych obrazów z przeszłości.
Wnuk potrafił mnie zaskoczyć
Na moment oniemiałam, kiedy pewnego dnia w lipcu zobaczyłam, jak pod moim domem zatrzymuje się taxi. Wysiadł z niego mój wnuk i dwa wystrojone pudle. Sąsiadowi szczęka opadła, gdy to zobaczył! Danuś usadowił pieski w cieniu drzewa i mrugnął w moją stronę:
– No jak tam babciu, rozegramy partyjkę?
Typowy on! Zachowywał się, jakbyśmy widzieli się wczoraj, a przecież minęło kilka miesięcy. Anka ciągle powtarzała, że z Danusiem jest coś nie tak, bo urodził się za wcześnie, no i jego matka to Mariolka, która: „Przepraszam mamo, ale musisz przyznać, że sama się wykończyła tymi świństwami".
– Na pewno pokonałaby uzależnienie, gdyby tylko przetrwała rozwiązanie! – odpowiadałam za każdym razem, dotknięta tym, że jedna córka tak bezlitośnie ocenia swoją siostrę. – Za szybko wydajesz wyroki!
Wychowałam go, jak umiałam
Można odnieść wrażenie, że obawiała się, iż ktoś będzie od niej wymagał opieki nad siostrzeńcem! Co prawda, kiedy zdecydowałam się przygarnąć wnuka, moja Ania była jeszcze nastolatką – miała zaledwie 17 lat, więc nie oczekiwałam od niej wiele. Jedynie myślałam, że może trochę więcej pomoże przy domowych obowiązkach, bo wiadomo jak to jest z maluchem – bałagan pojawia się znikąd. No i może też po cichu liczyłam, że usłyszę od niej słowa otuchy w stylu: "Mamo, wspólnie sobie poradzimy...". Zamiast tego słyszałam tylko, jak nazywa Daniela świrem i dziwadłem. A później szast-prast! Córeczka wyemigrowała do Anglii i tyle ją oglądaliśmy!
Nie da się ukryć, że mój Danuś jest wyjątkowy. Bo i czemu wszyscy mieliby być identyczni? Złote dziecko, zawsze chętne do pomocy, tylko że żadne miejsce nie potrafi go zbyt długo zatrzymać... Znikał jak był w podstawówce, nie przestał w liceum, a gdy osiemnastka strzeliła, odpuściłam sobie już te wizyty na komendzie. Taki już jest i kropka.
– To chyba logiczne, że gdy komuś się nudzi, wyjeżdża gdzieś indziej. Każdy by tak postąpił, prawda babciu?
– Ja nigdzie nie jeżdżę – starałam się mu to wytłumaczyć, ale tylko wzruszył ramionami.
Jakby nie chciał mnie urazić mówiąc, że może problem leży po mojej stronie, nie jego.
Nie wiedziałam, o kogo chodzi
Kiedy Danuś odwiedził nas w lipcu, spędziliśmy czas na graniu w karty i zbieraniu grzybów. Upiekliśmy razem słodkości – jeden wypiek został u nas, a drugi wnuczek przygotował specjalnie dla psiaków. Rozłożył deser w miskach, ale zdziwił się reakcją zwierząt. Zamiast delektować się przysmakiem, suczki zaczęły warczeć i robić zamieszanie przy Lisku.
– Babciu, spójrz tylko – powiedział zaskoczony. – Udają elegantki, ale nawet jeść kulturalnie nie potrafią.
– A powiedz mi Danusiu, kto jest ich właścicielem?
– No Ela przecież – odpowiedział tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Wyjechała odpocząć ze swoim chłopakiem, więc zostawiła mi pieski pod opieką. Pomyślałem, że też się im należy zmiana otoczenia, no to zabrałem małe na wycieczkę.
„Kogo masz na myśli, mówiąc Ela? – zastanawiałam się. Może Danuś znalazł sobie partnerkę? Raczej niemożliwe, przecież wyjechała z kimś innym.
Nie mogłam w to uwierzyć
Wypytywałam go o szczegóły, kiedy miał ochotę na rozmowę, czasem coś mi tłumaczył. Ale czy te wyjaśnienia naprawdę coś rozjaśniały? Bo jak można uwierzyć w to, że mój wnuczek zamieszkał w wakacyjnym domku aktorki z telewizji? Podobno dba o jej posesję podczas jej wyjazdów i zajmuje się jej psiakami. No kto przy zdrowych zmysłach przyjąłby pod swój dach przypadkowego chłopaka? Nawet taka stara, zapominająca babcia jak ja rozumie, że niektóre rzeczy są po prostu mało realne!
– Co, myślisz że zmyślam to wszystko? –w końcu się zdenerwował.
Bo czy to nowość? W tamtym roku sam się chwalił, jak to jeździł z cyrkowcami i podobno dotykał lwów. Ten sam człowiek rozpowiadał historie o gigantycznym borowiku, którego ponoć sprzedał księdzu za setkę. Szkoda gadać, lepiej się cieszyć, że się zjawił –można z nim w karty zagrać, powierzyć mu robotę w ogródku... Wreszcie miałam z kim pogadać, zamiast tylko mruczeć pod nosem i kręcić się bez celu po domu.
Wyjechał bez słowa
Pogoda dopisywała, więc cały czas siedzieliśmy na zewnątrz. Nasz piesek nabrał energii i ani na moment nie odstępował suczek, cały czas podsuwając im najlepsze kawałki ze swojej miseczki.
– Słuchaj, Danuś – martwiłam się na głos. – Tylko żeby nam tu jakieś szczeniaki się nie pojawiły, bo te rasowe panienki pewnie mają już upatrzonych partnerów.
– Nie ma takiej możliwości – odparł Danek. – One są po zabiegu sterylizacji.
– A przywieziesz je znowu, jak będą święta? – spytałam z nadzieją w głosie, spoglądając na wnuczka.
– Babciu, daj spokój! Po co teraz o zimie rozmawiać w taki upał! – zdenerwował się. – Wciąż to samo od nowa!
Widziałam pierwsze oznaki, że szykuje się do kolejnej ucieczki – nie potrafił długo usiedzieć w jednym miejscu. Mimo że starałam się go upilnować i wymóc chociaż "do widzenia", nie wyszło. Pewnego poranka, kiedy się obudziłam, wystarczył mi jeden rzut oka na przygnębioną twarz Liska, by pojąć, że teraz jesteśmy tylko we dwójkę. Po paru dniach doszły mnie słuchy, że Daniel wykorzystał okazję i pojechał z zaopatrzeniowcem ze sklepu, gdy ten ruszał na zakupy.
Córka sprowadziła mnie na ziemię
Minął listopad i nastał grudzień – taki ponury, z krótkimi dniami, że aż strach, czy człowiek dożyje do wiosny... Kiedy brat dzwonił z zaproszeniem, wymówiłam się chorobą –po co ma mieć wyrzuty? Gadałam też przez telefon z Anią. Nie przejmowała się kosztami rozmowy, wypytywała o wszystko.
– No co może być nowego? –wypaliłam, bo ta ciemność dookoła odbiera wszelką cierpliwość. – Codziennie rano tylko mróz!
– A Daniel? Będzie na święta? – spytała, zmieniając wątek.
– Sama nie wiem... Może ta jego nowa, ta z teatru, zabrała go do stolicy? – odpowiedziałam. – Albo nawet do Francji?
A tu Ania pyta mnie, czy kompletnie straciłam kontakt ze światem i przestałam śledzić newsy?! Po czym wyjaśniła mi, że ta Ela, co w serialu gra, musiała zrezygnować z roli przez zawód miłosny i wpadła w dołek psychiczny. Siedzi teraz w czterech ścianach, bo nie jest w stanie robić czegokolwiek.
Przypomniałam sobie, jak to było gdy Heniek mnie zostawił dla młodszej i sama musiałam ciągnąć dom z dwójką maluchów. Wtedy nie było czasu na żadne załamania! Jakbym spróbowała coś pisnąć szefowi w PGR-ze o jakiejś tam depresji, to by mnie wyśmiał na miejscu. "No to chyba ten nasz Danuś już nie ma co liczyć na robotę u tej aktorki" –pomyślałam ze smutkiem.
– Chyba mama nie łyknęła tych jego historyjek! – oburzyła się Anka. – Co to za gadanie o aktorce i przyjaźni! Przecież to jeszcze dzieciak, kto by mu zaufał?
– No ale te pieski w wakacje przywiózł – broniłam go, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że chłopak fantazjuje na potęgę.
– Pewnie gdzieś znalazł, podwędził albo w schronisku wyszukał, wielka mi rzecz! A jak następnym razem przywiezie złoty pierścionek, to mama pomyśli, że został jubilerem?
W końcu przestała mówić, chyba zrozumiała, że lepiej było nie zabierać mi nadziei. Później przeszła na błahe tematy – opowiadała o jakichś obniżkach, okazjach i innych pierdołach... Bo niby co może obchodzić zwykłą kobietę ze wsi, gdzie w tym całym Londynie sprzedają najtańsze świąteczne drzewka? Ten telefon zostawił we mnie tylko gorycz i jakiś dziwny żal. Rozum wie swoje –Danuś to już facet i musi sam kierować swoim życiem, ale i tak się martwię. Owszem, skończył dwadzieścia jeden lat, lecz dla mnie to wciąż małe dziecko!
Zaczęłam przygotowanie
l\Liczyłąn, że wnuk pojawi się na Święta. Od razu wzięłam się do roboty, czując się jakbym nabrała nowej energii. Zaczęłam od kiszenia buraków do świątecznego barszczu, później wymieszałam składniki na piernik, żeby porządnie się przeleżał. Mój Lisek chyba coś wyczuł w powietrzu, bo ani na krok mnie nie odstępował – chodził za mną do spiżarni, towarzyszył mi w piwnicy, a nawet podreptał po schodach na stryszek, kiedy poszłam po suszone grzyby
– A cóż ty sobie wyobrażasz, nicponiu jeden? – zapytałam. – Liczysz pewnie, że Danuś znowu ci pieski przywiezie? E tam, na bank już je gdzieś zostawił... Pewnie jakiegoś przybłędę przyprowadzi albo biedaka bez domu. "Chociaż –przemknęło mi przez głowę –niech już przyprowadza kogo chce, byle człowiek w święta samotny nie był!". Bo w sumie – co tu można ukraść, stara baba ze mnie, więc czego się obawiać?
Wigilia była inna niż wszystkie
W Wigilię zauważyłam samochód zatrzymujący się pod moją furtką. Patrzę – Danuś wysiada i bierze się za otwieranie bramy... Co też się dzieje? Chciałam dojrzeć kierowcę, ale wzrok już nie ten co kiedyś, kompletnie nic nie widzę! Za to nasz Lisek od razu popędził z głośnym szczekaniem, jak to on! Danuś najpierw przywitał się z psiakiem, a potem ruszył w moją stronę z szeroko rozpostartymi ramionami... Oj tak, faktycznie kiepsko wygląda nieborak
– Patrz, kogo przyprowadziłem, babciu – oznajmił. –Nic nie wspominałaś, że nie można.
– Faktycznie, nie wspominałam – odpowiedziałam, bo po co się od razu kłócić. – Danuś, powiedz mi tylko, kto to taki?
– No jak to kto? – popatrzył na mnie zaskoczony. – To przecież Ela. Dziennikarze ją zamęczają, fotoreporterzy śledzą na każdym kroku, więc jej powiedziałem: "Chodź do mojej babci, tam będziesz miała spokój". Dobry pomysł, prawda?
– Jasne, że dobry – powiedziałam, bo właśnie sobie uświadomiłam, że te uszka dzisiaj lepiłam dla prawdziwej celebrytki i czułam, jak kolana mi się uginają ze zdenerwowania.
Pudle wesoło dreptały, zachowując powagę do momentu, aż dostrzegły Liska – wtedy rozpętało się istne szaleństwo, pełne szczęścia i szczekania. Patrząc na te psie powitania, nie sposób było powstrzymać uśmiechu. Kobieta wyciągnęła w moją stronę drobną dłoń, przedstawiła się i zapytała nieśmiało:
– Czy rzeczywiście mogę zostać przez święta?
W tym momencie dostrzegam jej niezdrową bladość.
– Każdy gość jest u mnie mile widziany – odpowiadam, szeroko otwierając drzwi.
Za drzwiami krzątał się mój wnuczek, taszcząc walizki i pudełka z jedzeniem. W rękach trzymał świeżą choinkę, a ja, stojąc przy drzwiach, miałam wrażenie, że to wszystko mi się śni. Stare mieszkanie wypełniło się nagle blaskiem, aromatami i rozmowami. To jak podróż w przeszłość, jakbym przeniosła się o trzy dekady wstecz.
– Babciu, może partyjkę tysiąca? – odzywa się Danielek. – Nauczyłem grać Elę, nawet daje radę...
No proszę! To dzieje się naprawdę!
Grażyna, 68 lat