Reklama

Budzik jak co dzień zadzwonił o siódmej. Wciąż zaspana, boso pobiegłam do kuchni włączyć ekspres do kawy. Bez potężnej dawki kofeiny nie oprzytomnieję. Stanęłam przy oknie i popatrzyłam na ulicę. Musiało być zimno, bo chodnikiem przemykało kilka skulonych postaci. Aż mi dreszcz przeszedł po plecach. Jesień to zdecydowanie nie moja pora roku. Po kuchni rozszedł się zapach świeżej kawy, ekspres zabulgotał i automatycznie się wyłączył. Nalałam kawy do kubka i wciąż patrzyłam na ulicę. Nagle usłyszałam sygnał SMS-a. Spojrzałam na zegar, było piętnaście po siódmej. Pewnie jakaś reklama – pomyślałam. Kolejna.

Reklama

„Pięknie wyglądasz w tej koszulce, Gosiu!” – przeczytałam.

Zawstydzona narzuciłam na siebie szlafrok i jeszcze raz spojrzałam na ulicę. Pusto, ani żywej duszy. Naprzeciw nie było żadnego budynku. Kto, do cholery, mnie podgląda? – zastanawiałam się. Musi mieć lornetkę.

Znowu SMS: „Widzę cię, Małgosiu, i jest to przyjemny obrazek!” – pisał podglądacz.

Zasłoniłam okno. Możesz się gapić do woli – uśmiechnęłam się do siebie. Pół godziny później przyszła kolejna wiadomość. „Szkoda, że zasłoniłaś okno, lubię na ciebie patrzeć”. W pierwszym odruchu chciałam mu odpisać: „Spadaj, chamie”, ale ten SMS sprawił mi nawet przyjemność. Jestem kobietą zbliżającą się do pięćdziesiątki, nie jest źle, skoro są tacy, którym się podobam.

– Chcesz, to się gap! – powiedziałam do siebie.

Wcale mnie to nie bawiło

W pracy okazało się, że muszę zostać po godzinach. Szef jak zawsze w ostatniej chwili wymyślił sobie jakieś sprawozdanie koniecznie potrzebne na rano. Po siedemnastej dostałam SMS-a. Nadawcą był mój nowy wielbiciel. „Za dużo pracujesz, Małgosiu – pisał. – Szkoda twojej urody”.

Kto, do cholery, mnie obserwuje? – zastanawiałam się.

Rozejrzałam się, poza mną nikogo w biurze nie było. Czyżby ktoś patrzył na mnie z ulicy? Miałam jeszcze sporo roboty i szkoda mi było czasu, by się dłużej nad tym zastanawiać. Wróciłam do domu ledwie żywa. Marzyłam wyłącznie o gorącej kąpieli. W progu powitał mnie SMS. „Nareszcie jesteś – pisał wielbiciel. – Teraz kąpiel i telewizor”. Skąd wiedział? W mieszkaniu jestem sama! Przerażona upewniłam się, że na pewno nikogo poza mną nie ma.

Znowu SMS: „Jesteś sama, nie bój się, nic ci nie grozi” i do tego ikonka uśmiechniętej buźki. Mało mnie szlag nie trafił. On się ze mnie nabijał! Bawił się w kotka i myszkę.

– Ożeż ty gnoju! – krzyknęłam. – Nie będziesz mnie straszył, niedoczekanie twoje.

Wyświetliłam jego numer i zablokowałam.

Zaczął mnie przerażać

– Teraz sobie możesz pisać – powiedziałam na głos dumna z siebie i weszłam do wanny, która zdążyła się już napełnić ciepłą wodą. Pół godziny później, zrelaksowana, usiadłam w szlafroku przed telewizorem. Wzięłam gazetę z programem, gdy zadzwonił telefon. Niczego nie podejrzewając, odruchowo odebrałam.

– Małgosiu, dlaczego zablokowałaś mój numer? – odezwał się męski głos, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Nie powinnaś tego robić. Nie uciekaj ode mnie!

– Daj mi spokój wariacie! – krzyknęłam i przerwałam połączenie.

Jeśli jeszcze raz zadzwoni lub przyśle SMS-a, po prostu wyłączę telefon na noc. Zadzwonił kilkanaście minut później. Nie odebrałam, przysłał SMS-a. „Nieładnie, Małgosiu, bardzo nieładnie. Nie skończyliśmy rozmowy. Mam ci bardzo dużo do powiedzenia”. Wkurzona odpisałam krótko i stanowczo: „Nie mam zamiaru z tobą gadać, nie pisz i nie dzwoń!”. „Nie możesz mnie odtrącać – odpisał. – Jesteś mi przeznaczona” Co za kretyn! Byłam wkurzona, że wdałam się w rozmowę.

Dzień w pracy minął spokojnie, wróciłam do domu w dobrym nastroju. Wieczorem miałam w planach spotkanie z przyjaciółką ze studiów. Musiałam przygotować coś na ząb. Spotykałyśmy się regularnie kilka razy w roku i każda musiała coś ciekawego ugotować. Dobry nastrój minął błyskawicznie, gdy stanęłam przed drzwiami swojego mieszkania. Na klamce wisiał bukiet pięknych róż. Zapewne byłabym ucieszona, gdyby nie bilecik doczepiony do bukietu: „Nie uciekaj przede mną, Małgosiu! To bezcelowe! Jesteś moja na zawsze”. Przeholowałeś – pomyślałam. O tym, komu jestem przeznaczona, ja decyduję! Ja i nikt inny!

To nie wielbiciel, ale stalker

W pierwszym odruchu chciałam wyrzucić bukiet do śmieci, ale żal mi się zrobiło, bo róże były piękne. Wstawiłam je do wazonu i postawiłam na środku stołu. Wkurzył mnie ten wielbiciel do tego stopnia, że odeszła mi ochota na wykwintne potrawy. Przygotowałam trochę kanapek i na tym koniec. Jula przyszła jak zwykle punktualnie i natychmiast zauważyła róże.

– Masz narzeczonego? – spytała ucieszona. – Tylko nie mów, że sama kupiłaś, bo i tak ci nie uwierzę. Takie róże kupują tylko mężczyźni! – rozsiadła się w fotelu.

– Rzeczywiście, to od mężczyzny – odpowiedziałam. – Pojawił się dwa dni temu i twierdzi, że jestem mu przeznaczona – opowiedziałam przyjaciółce o SMS-owym wielbicielu.

– To nie wielbiciel, tylko stalker – stwierdziła Julia, wysłuchawszy mojej opowieści. – Będzie do ciebie pisał i wydzwaniał. Martwi mnie, że wie, gdzie mieszkasz. Gotów cię nachodzić, będzie chciał się z tobą spotykać, będzie za tobą chodził, a gdy będziesz go unikać, zacznie ci grozić. Powinnaś to zgłosić na policję.

– I co im powiem? Że facet wysyła mi SMS-y i przynosi kwiaty? – zadrwiłam. – Wyśmieją mnie, każą zmienić numer telefonu. Oni czekają, aż coś się wydarzy, nieszczęście jakieś. Zresztą sama wiesz.

– Musisz być ostrożna. I zbierać dowody nękania. Nie odbieraj telefonów z numerów, których nie znasz…

Nie skończyła, bo moja komórka zasygnalizowała SMS-a.

– Sama zobacz – podałam aparat Julii.

– „Masz gościa, Małgosiu?” – przeczytała. – Skąd on wie, że masz gościa, skoro okna są zasłonięte? – zdziwiła się.

– Może widział, jak wchodzisz do budynku?

– Ale skąd by wiedział, że idę do ciebie?

Koleżanka wyszła około dwudziestej trzeciej. Wsiadła do taksówki i odjechała. Po jej wyjściu przyszedł kolejny SMS. „Zostaliśmy tylko ty i ja!”. Julia miała rację. Prześladowca wysyłał mi dziesiątki SMS-ów z różnych numerów. Kiedy tylko zablokowałam jeden, wysyłał SMS-a z innego. W skrzynce pocztowej, w drzwiach mieszkania, na wycieraczce znajdowałam listy od niego. Cały czas miałam zasłonięte okna. Nie chciałam, żeby mnie widział. Wietrzyłam mieszkanie tylko wieczorem, po ciemku.

Poszłam na policję

Któregoś dnia zabrałam wszystkie dowody nękania, zwolniłam się z pracy i poszłam na policję. Po kilku minutach od wyjścia z pracy nadszedł SMS: „Jeśli idziesz na policję, Małgosiu, to nie jest dobry pomysł. Oni nic mi nie zrobią. Nie uwolnisz się ode mnie. Jesteś moja na zawsze”. Strasznie się zdenerwowałam. Weszłam do najbliższej kawiarni, żeby się uspokoić i zastanowić, co mam robić. Zadzwoniłam do Julki po radę.

– Nie daj się zastraszyć – powiedziała stanowczo. – Jemu właśnie o to chodzi! Idziesz do komisariatu na Szewskiej? Zaraz tam przyjadę! – obiecała, gdy potwierdziłam.

Policjant, który spisywał moje zeznania, poradził mi, bym zmieniła numer telefonu. Tak zrobiłam. Przez kilka tygodni telefon milczał, ale za to otrzymywałam sterty listów. W nocy ktoś uporczywie dzwonił do drzwi. Nie otwierałam, bałam się. Gdy przejeżdżała policja lub straż miejska, nikogo już nie było. Policjanci twierdzili, że nie mogą ustalić, kto mnie prześladuje.

Zmieniłam pracę, ale po miesiącu ten drań odnalazł mnie w nowej firmie. Byłam zrozpaczona. Postanowiłam wyjechać do rodziny na Mazury. Chciałam całkowicie zmienić swoje życie. Miałam nadzieję, że w głuszy mój prześladowca mnie nie odnajdzie. Po raz kolejny zmieniłam numer telefonu i wyjechałam. Na razie mam spokój, ale policja do dzisiaj nie ustaliła, kto to był i jakim cudem mnie podglądał.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama