„Myślałam, że to będą kolejne samotne Święta przed telewizorem, ale ktoś zapukał do moich drzwi. To było jak cud”
„– Co powiesz na wspólne święta? Zaraz wigilia, a obie jesteśmy same – zapytałam. Ściskałyśmy się mocno, a po policzkach spływały nam łzy szczęścia... Żadna nie spodziewała się świątecznego podarunku, a już na pewno nie takiego”.
- Listy do redakcji
W dzień przed wigilią wcześnie rano przemyślałam sprawę dekoracji świątecznej. Ten sam stroik stołowy służy mi już parę lat, więc po co kombinować z czymś nowym? Wzruszyłam ramionami — i tak spędzę święta sama. A właściwie nie całkiem sama, bo przecież wczoraj spotkałam na swojej drodze Maję...
Nie mogłam być obojętna
Robiąc zakupy przed świętami, przechodziłam obok spożywczaka, gdy nagle dobiegło mnie rozpaczliwe skomlenie. Dźwięk był tak przejmujący, że nie mogłam go zignorować. Za sklepem, przy kontenerach na śmieci, znalazłam szarpiącego się bezradnie psiaka, przywiązanego linką do ogrodzenia. Sporo się namęczyłam, próbując go oswobodzić. Przez moment myślałam, że może to czyjś pupil zostawiony na moment pod sklepem, ale szybko dotarło do mnie, że ktoś po prostu pozbył się zwierzaka. Szczerze mówiąc, wcale nie planowałam mieć czworonoga. Ale jak mogłabym przejść obojętnie obok takiej sytuacji?
Na szczęście mieszkający nade mną student Adam, który ma własnego psiaka Szczurka i świetnie zna się na czworonogach, zgodził się pomóc. To właśnie on stwierdził, że przygarnięte zwierzę to dziewczynka. Zdecydowałam się dać jej na imię Maja. Mimo to wciąż liczyłam, że odezwie się jej opiekun, więc porozklejałam w okolicy kartki z informacją o znalezieniu suczki, dodając swoje dane kontaktowe.
Maja przetrwała pierwszą noc w swoim nowym miejscu bez problemów. Niestety ja nie mogłam się wyspać, bo co chwilę wstawałam sprawdzić, czy nie zrobiła siku. Wprawdzie nie nasiusiała, ale zostawiła prezent w postaci kupki. Oczywiście musiałam w nią wejść. No po prostu cudnie. To wszystko wydarzyło się poprzedniego dnia.
A jednak ktoś się zgłosił
Następnego ranka wyrwało mnie ze snu ujadanie Mai i dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na zegar w salonie — była dziewiąta. W domofonie odezwał się kobiecy głos.
– Dzień dobry, przepraszam za tak wczesną porę... Chodzi mi o ogłoszenie.
– O jakie ogłoszenie? – wymamrotałam wciąż zaspana, bo mimo że już wstałam, mój mózg nadal był w trybie nocnym.
Po kilku sekundach zrozumiałam, co jest grane. „To pewnie ta, do której należy Maja” – przeszło mi przez głowę.
– To może pani szuka zaginionego psa? – zapytałam niepewnie.
– Nie, skąd... Ale wie pani, wczoraj zauważyłam kogoś, kto próbował zostawić psa przy kontenerach i...
– Zapraszam do środka – przerwałam, bo było zimno i głupio było rozmawiać w progu.
W drzwiach pojawiła się smukła, atrakcyjna młoda dziewczyna o nieułożonej, ognistej czuprynie. Na plecach miała gigantyczny bagaż. W lekkiej dżinsowej kurtce musiało jej być zimno, a jej piegowate oblicze zaczerwieniło się od chłodu.
– Jestem Ewa... – przedstawiła się półgłosem, wyciągając dłoń na powitanie. – Dzień dobry. Przyszłam zapytać o tego pieska...
– Zapraszam do środka – otworzyłam szerzej drzwi. – Mówisz o Majce? – pokazałam na psa.
– Tak, to chyba ten sam zwierzak. Właściwie tylko przelotnie go zauważyłam wczoraj. Ale to nie jest taka prosta sprawa. Po prostu chciałam się upewnić, że nic mu nie dolega...
Dziewczyna wzbudziła moje zaufanie
Nieznajoma odłożyła plecak na ziemię, kucnęła i pogłaskała Maję.
– Widzę, że ci zimno — powiedziałam. – Co powiesz na kubek ciepłej herbaty w środku?
– Z przyjemnością — odpowiedziała bez wahania. – Rzeczywiście, trochę zmarzłam. Nie przewidziałam takiej pogody, bo tam skąd przyjechałam, wciąż jest dość łagodnie, a tutaj w Warszawie złapał mnie porządny chłód.
– Tam, czyli gdzie dokładnie?
– W okolicach Wrocławia. A właściwie to całkiem sporo dalej, jak się jedzie do Legnicy. Niewielka miejscowość...
Opowiedziała mi swoją historię
Siedząc ze mną w kuchni nad gorącą herbatą, nieznajoma zaczęła się zwierzać. Mówiła o upadku zakładu stolarskiego, gdzie zatrudniony był jej ojciec, i jak później musiał szukać pracy za granicą. Najpierw wyjechał do Niemiec, potem do Holandii, aż w końcu trafił do Wielkiej Brytanii.
– Regularnie przesyłał mamie pieniądze. Tyle samo, ile dostawał w fabryce mebli, a nawet więcej mu zostawało.
– Przesyłał? – dopytałam zaintrygowana.
– Teraz już nie daje znaku życia. Widzieliśmy go tylko raz, w czerwcu, kiedy mama odeszła...
– Ewa nie dokończyła zdania, bo zalała się łzami.
Miała smutny los
Sięgnęłam po chusteczki, przeczuwając, że ta opowieść nie skończy się dobrze.
– Z mamą było kiepsko, miała coś z sercem — opowiadała Ewa. – Na początku chodziła do lekarza, ale odpuściła, bo nie było nas stać na leki... Już kiedy tata tracił robotę, czuła się niedobrze, ale nic mu nie wspominała. Pewnego dnia zasłabła wracając z pracy. Serce nie wytrzymało.
– Teraz jesteś w domu sama?
– Nie, mieszkam z Wojtkiem, moim starszym bratem. Prawie w ogóle się nie odzywamy do siebie. Długo nie mógł znaleźć pracy. Tak jak ojciec. Ale niedługo temu zatrudnił się jako szofer w browarze. Tata przyjechał tylko na pogrzeb mamy, został przez tydzień. Później się wyprowadził. Do września przysyłał nam kasę. Potem nagle się urwało. Nie wiemy, co się z nim dzieje...– Przykre to wszystko...
– Tak. Planowałam studia we Wrocławiu zaraz po maturze, ale wtedy z mamą... A Wojtek wyjechał na szkolenie niedaleko Hamburga w listopadzie. Miał być w domu na święta, ale zadzwonił i powiedział, że zostaje. Pomyślałam więc, że odwiedzę ciocię z wujkiem w Warszawie. Zadzwoniłam do wujka, powiedział, żebym przyjechała. No to ruszyłam pociągiem...
Dobrze nam się rozmawiało
Kiedy spytałam, czy jest głodna, odpowiedziała, że jadła już coś w bufecie na dworcu w nocy.
– Mam jeszcze wczorajszą ogórkową, jeśli nie masz nic przeciwko...
– Ogórkowa? Uwielbiam ją! Ale proszę się nie trudzić. Ja tu tylko na moment wpadłam. Muszę złapać pociąg do Wrocka o jedenastej... Rany, już prawie dziesiąta...
– Czemu nie zostajesz na święta? – spytałam. – A co z tym psem właściwie?
Ewa wzięła głęboki oddech. Przez moment nic nie mówiła, posadziła sobie Maję na kolanach, po czym zaczęła opowiadać bez przerwy.
– To jest taki dalszy kuzyn mojego taty, znaczy wujek. A jego obecna małżonka, której wcześniej nie spotkałam, to jego druga partnerka. Po rozstaniu z pierwszą ożenił się ponownie. Nigdy wcześniej ich nie odwiedzałam. Dotarłam tam dopiero wczoraj wieczorem. Nikt nie przyszedł mnie odebrać z dworca, ale jakoś udało mi się do nich trafić.
Chciała odwiedzić rodzinę
Dzielnica wyglądała okropnie — wszędzie wąskie, zaśmiecone podwórza, podejrzani ludzie w bluzach z kapturami i nieprzyjemny zapach. Budynek był w fatalnym stanie, a klatkę schodową oszpecili wandale razem z autorami bazgrołów. Kiedy nacisnęłam dzwonek do mieszkania wujka, drzwi otworzyła rozczochrana kobieta w szlafroku, trzymająca papierosa i wyglądająca na nietrzeźwą.
– No i co było potem?
– Przedstawiłam się jako Ewa z P., wyjaśniając, że przyjechałam odwiedzić wujka. Zapytałam, czy to tu mieszka pan Tadeusz O., ale kobieta tylko stała i się na mnie gapiła.
Na dźwięk tego nazwiska przeszły mnie ciarki, bo przecież sama kiedyś nosiłam nazwisko O., jak byłam mężatką. A Tadka też znałam...
– Wydarła się na cały głos: „Tadeeek, rusz się! Jakaś baba do ciebie przyszła!” Stałam jak wryta. Nagle pojawił się wujek. Ale to nie był ten schludny kolejarz w mundurze, którego zapamiętałam — zobaczyłam zapuszczonego oberwańca w przepoconej koszulce. Kompletnie pijany. „Ewuniaaaa!” wrzasnął. I zaczął mnie ściskać. W środku zobaczyłam rozbebeszone łóżko, mnóstwo brudnych naczyń i pustych flaszek na stole. Niedopałki wszędzie. Okropny odór. Jak w jakiejś spelunie. A na dworze już się ściemniało.
To było okropne
Po jakimś czasie pojawił się facet ze szramą na twarzy, prowadził małego pieska — chyba to była właśnie Maja. Gdy mój wujek spytał go, dokąd idzie z tym zwierzakiem, odpowiedział, że zamierza wywalić tego kundla na śmieci. Zaproponował mi, że odda mi psa, ale w zamian... no, sama pani rozumie. Co za drań! Zaczął mnie obmacywać, więc go odepchnęłam, ale nie przestawał.
Wrzeszczałam na cały głos, piesek ujadał, wujek coś tam mamrotał pod nosem, a ciotka tylko rechotała. W końcu chwyciłam swój plecak i wybiegłam stamtąd. Całą noc spędziłam na stacji kolejowej. Rano postanowiłam odszukać tego pieska — pomyślałam, że byłoby mi szkoda, gdyby faktycznie wylądował w śmieciach. I właśnie wtedy trafiłam na pani ogłoszenie.
Wiele nas łączyło
– Ten twój wujek kolejarz to Tadeusz O., tak się nazywa?
– Dokładnie. Tak samo jak ja i mój ojciec.
– A kojarzysz może malarza Stefana O.?
– Jasne! Mój dziadek zawsze z dumą opowiadał o swoim utalentowanym bracie. Spotkała go pani kiedyś?
– Faktycznie, znałam go osobiście. Bo widzisz, twój dziadek był bratem mojego pierwszego małżonka.
– Rany! To jak w jakimś filmie! Czyli jest pani moją...
– Cioteczną babcią... – powiedziałam zaskoczona. – Wiesz, mój pierwszy mąż odszedł niedługo po ślubie, raptem dwa lata później. Od tamtej pory nie miałam kontaktu z waszymi. A Tadzia pamiętam z czasów, gdy był moim uczniem w wieczorówce. Szkoda, że tak to z nim się potoczyło...
Nagle Ewa podniosła się z fotela, delikatnie zsuwając z kolan Maję. Zrobiła kilka niepewnych kroków i rzuciłyśmy się sobie na szyję.
– Co powiesz na wspólne święta? Zaraz wigilia, a obie jesteśmy same – zapytałam.
Ściskałyśmy się mocno, a po policzkach spływały nam łzy szczęścia... Żadna nie spodziewała się świątecznego podarunku, a już na pewno nie takiego. Od tej pory skończyła się nasza samotność. Co więcej, stworzyłyśmy wspaniałą rodzinę. Ewa znalazła tu zatrudnienie i wprowadziła się do małego pokoju, a Maja chodzi za nią jak cień. Jestem szczęśliwa, że los postawił je na mojej drodze. Nareszcie mam dla kogo się starać.
Bożena, 70 lat