Reklama

Zawsze twierdziłam, że moja rodzina nie ma sekret. Wszystko na wierzchu. I przyznam, że byłam z tego całkiem dumna. Jednak wystarczyła jedna wizyta u notariusza. Jedno popołudnie. Jedno zdanie, które niby nic nie znaczyło, a zniszczyło cały mój spokój.

Reklama

Spadek po pani ojcu będzie podzielony pomiędzy... – zaczął ten brodaty pan w garniturze, a ja już po pierwszym słowie zrozumiałam, że coś tu się nie klei.

Nie dlatego, że byłam chciwa. Tylko dlatego, że istniał ktoś, o kim nie miałam pojęcia. Ktoś, kogo nie powinno być w tej opowieści. A jednak był. I to wszystko zmieniło.

Byłam w szoku

Usiadłyśmy przy długim stole w kancelarii. Anka wyszła wcześniej z pracy, a ja wzięłam urlop. W pomieszczeniu siedziała jeszcze jedna kobieta. Myślałam, że to może asystentka. Notariusz uśmiechnął się uprzejmie, sprawdził nasze dowody i sięgnął po dokument.

– Testament pana Edwarda K. został sporządzony w obecności dwóch świadków i opatrzony klauzulą dziedziczenia w równych częściach.

Czyli wszystko pół na pół? – zapytała Anka, zakładając nogę na nogę.

– Niezupełnie – odpowiedział spokojnie. – Spadek został podzielony na trzy części. Dla córek: Anny W., Renaty K. oraz Aleksandry K.

Anka uniosła brwi. Ja zamarłam.

Przepraszam… Kogo? – spytałam po chwili.

– Dla mnie – powiedziała obca kobieta

Anka spojrzała na mnie, potem na notariusza.

To jakiś żart?

– Wszystko zostało sporządzone zgodnie z prawem. Pani Aleksandra złożyła oświadczenie o przyjęciu testamentu. Ma prawo do jednej trzeciej spadku – odpowiedział.

Zaległa cisza. Anka z zaciśniętymi ustami wyjęła długopis i zaczęła notować coś na odwrocie ulotki z pieczątką kancelarii.

– Rozumiem, że są panie zaskoczone. Czasem takie sprawy wychodzą dopiero po śmierci...

– Myśleliśmy, że tata był z mamą całe życie – powiedziałam, starając się nie brzmieć oskarżycielsko.

Anka spojrzała na mnie i kiwnęła głową.

Musimy z nią porozmawiać – powiedziała cicho.

– Z kim? – zapytałam.

– Z mamą.

Zrobiło mi się gorąco

Mama otworzyła drzwi w fartuchu i z wałkiem do ciasta w dłoni. Na stole parowały pierogi z kapustą, a w tle leciało „Koło fortuny”.

– O, dziewczynki. Co za niespodzianka – uśmiechnęła się. – Głodne jesteście?

– Mamo, nie przyszłyśmy na pierogi – weszłam pierwsza, nie ściągając jeszcze butów.

Anka rzuciła torebkę na fotel.

– Musimy pogadać.

– O co chodzi? Coś się stało?

Usiadłyśmy w kuchni. Mama zdjęła fartuch, ale wałek trzymała dalej, jakby miał jej dawać poczucie kontroli nad sytuacją.

Byłyśmy dziś u notariusza – zaczęłam spokojnie. – W sprawie testamentu.

– No tak. Edward wszystko zostawił wam, jak rozumiem? Dobrze, że załatwiłyście to razem.

– Nie do końca – Anka spojrzała jej prosto w oczy. – Spadek został podzielony na trzy części.

Mama zamarła. Wałek stuknął lekko o blat.

– Trzy?

– Jedna dla mnie. Jedna dla Renaty. I jedna dla... Aleksandry K. – dokończyłam.

Cisza.

– Mamo? – Anka uniosła brwi. – Coś o tym wiesz?

Mama spuściła wzrok.

– To było dawno – powiedziała cicho. – I nigdy nie chciałam was w to mieszać.

– Czyli to prawda? Tata miał córkę?

– Tak... – dodała po chwili. – Z kobietą, którą znałam.

Zrobiło mi się gorąco.

– Chcesz powiedzieć, że…?

– Byłyśmy koleżankami z pracy. Myślałam, że to już przeszłość, ale wasz ojciec… chyba zapomniał.

Anka zakryła usta dłonią.

– Czyli mamy siostrę. Żywą, chodzącą tajemnicę.

– I wszystko wskazuje na to, że zaraz ją poznamy – powiedziałam, patrząc mamie prosto w oczy.

Musiałam to zrobić

Minęły trzy dni, zanim zebrałam się na odwagę, by zadzwonić do notariusza.

– Czy mogłabym uzyskać kontakt do tej... Aleksandry? – zapytałam przez telefon, czując, jak serce tłucze mi się w klatce piersiowej.

– Naturalnie. Proszę poczekać… Pani Aleksandra K. zostawiła numer telefonu z adnotacją: „jeśli siostry zechcą mnie poznać, niech zadzwonią”.

Zamarłam.

– A więc ona wiedziała o nas – powiedziałam cicho.

Wieczorem usiadłyśmy z Anką przy kuchennym stole. Kartka z numerem leżała między nami jak mina przeciwpiechotna.

– Ty dzwoń – powiedziała Anka, upijając łyk herbaty.

– Dlaczego ja?

– Bo ty jesteś tą, co zawsze pierwsza rzuca się w ogień. Boję się, że coś chlapnę.

Westchnęłam i sięgnęłam po telefon.

– Halo? – odezwał się cichy, dziewczęcy głos.

– Dzień dobry… Tu Renata. Twoja... siostra.

Chwila ciszy.

Myślałam, że nigdy nie zadzwonicie.

Spojrzałam na Ankę. Kiwnęła głową, niepewnie.

– Tak, jesteśmy razem. Chciałybyśmy się z tobą spotkać.

– Dobrze. Ja też chcę. Tylko ostrzegam – nie oczekujcie ode mnie łez i wspólnych wspomnień. Mam swoje życie. Ale nie jestem głucha na to, co zrobił ojciec. Chcecie się spotkać w neutralnym gruncie?

– Jasne. Może kawiarnia przy rynku?

– Idealnie. Jutro o 17?

– Będziemy.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na Ankę.

– No to… poznajmy naszą siostrę.

Czułam się dziwnie

Siedziałyśmy przy stoliku pod oknem. Mieszałam herbatę bezmyślnie od kilku minut, Anka poprawiała włosy i co chwilę zerkała na drzwi. W końcu weszła. Spojrzała w naszą stronę i podeszła. Miała jasny płaszcz, prostą torebkę i oczy taty.

– Renata? Anka? – zapytała cicho, siadając.

– Tak. Cześć – odpowiedziałam, starając się nie brzmieć sztucznie.

– Trzy kawy? – zapytała, zanim zdążyłyśmy coś powiedzieć. – Ja stawiam. Jak przystało na tę „nową” – dodała półżartem.

– Jasne – Anka skinęła głową, chyba bardziej zaskoczona jej swobodą niż propozycją.

Usiadła z powrotem, przynosząc tacę.

– No więc… – zaczęła Aleksandra. – Od razu powiem: nie chcę waszego majątku. Serio. Nie chodzi mi o pieniądze. Kiedy tata się do mnie odezwał, byłam w szoku. Miałam 27 lat, gdy się dowiedziałam, kim jest mój ojciec.

– Nie wiedziałaś wcześniej? – zapytałam.

– Nie. Mama nigdy nie wspomniała. Powiedziała mi wtedy, że ojciec nie wiedział, że ona nie chciała mu mówić. Bała się, że zniszczy mu życie.

– A jednak się dowiedział – mruknęła Anka.

– I próbował to jakoś naprawić. Spędziliśmy kilka wieczorów na rozmowach. Nie było wielkiej miłości, ale... była uczciwość. I to mi wystarczyło.

Patrzyłyśmy na nią w ciszy. Nie wyglądała na osobę, która coś kombinuje. Po prostu… była.

– Może nie jesteśmy rodziną od zawsze – powiedziałam w końcu – ale nie zaszkodzi spróbować od teraz.

Zyskałam siostrę

Minęły dwa miesiące. Spotkałyśmy się jeszcze kilka razy – raz w kawiarni, raz u mnie na obiedzie. Aleksandra przyszła z chłopakiem, który okazał się zaskakująco normalny, jak na to, co sobie wcześniej wyobrażałam. Nawet mama zadzwoniła do niej kilka dni temu. Powiedziała, że chciała „zwyczajnie zapytać, jak się trzyma”. Jednak to nie była bajka. Bez wzruszeń, bez przeglądania albumów rodzinnych. Aleksandra nie miała zdjęcia z naszym tatą z dzieciństwa, nie znała babci, nie piła herbaty w kubku z napisem „najlepsza wnuczka”.

– I w sumie to dobrze – powiedziała kiedyś, gdy poszłyśmy razem na spacer. – Bo nie muszę tęsknić za czymś, czego nie miałam.

– A jednak przyszłaś. Spotkałaś się z nami – odpowiedziałam.

– Bo to moje życie. I lubię wiedzieć, co w nim gra, a co tylko szumi w tle.

Uśmiechnęłam się. Zazdrościłam jej tego spokoju.

– Wiesz, kiedyś bym się chyba bała cię poznać – przyznałam.

– A ja was. Bałam się, że będziecie mnie nienawidzić. Że zobaczycie we mnie wyłącznie zdradę.

Pokręciłam głową.

– Ojciec zrobił to po swojemu. I, chociaż późno, nie uciekł. Szanuję to.

Stanęłyśmy przy przejściu. Samochody sunęły w ciszy.

– Myślisz, że kiedyś staniemy razem przy jego grobie?

– Myślę, że właśnie to robimy. Każde nasze spotkanie to trochę jak znicz. Późny, ale uczciwy.

Spojrzała na mnie. Podała rękę. Uścisnęłam ją. I ruszyłyśmy przed siebie. Bez dramatów. Po prostu – jako siostry.

Renata, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama