„Myślałam, że w wakacje poznałam miłość życia, ale on nagle zniknął. Po 5 latach spotkałam drania w kościele”
„Przykro mi, że dopuścił do tego, żebym straciła dla niego głowę i zataił przede mną prawdę, bo przecież bym to zaakceptowała. Gdyby był ze mną szczery, uniknęłabym niepotrzebnych dylematów i płonnych nadziei związanych z miłością, która nie miała szans. Ale trudno, dla niego to też zapewne nie było proste”.

- Listy do redakcji
Po egzaminach dojrzałości nie udało mi się dostać na uczelnię w trybie stacjonarnym. W związku z tym podjęłam decyzję o rozpoczęciu nauki na kierunku administracja w systemie zaocznym. Warunki materialne mojej rodziny pozostawiały wiele do życzenia, dlatego też zdecydowałam, że w latem podejmę pracę, aby zarobić trochę pieniędzy.
Pracowałam jako kelnerka
Tego lata postanowiłam wyruszyć na Mazury i znalazłam pracę w małej knajpce położonej tuż nad brzegiem jeziora. Moimi obowiązkami były obsługa gości oraz przygotowywanie drinków za barem. Od rana do wieczora krzątałam się po lokalu, a po pracy korzystałam z uroków mazurskiej przyrody. Któregoś dnia do restauracji wszedł przystojniak o jasnych włosach. Poprosił o filiżankę kawy i jakieś ciastko. Od czasu do czasu spoglądał w moim kierunku. Posłałam mu uśmiech, poprawiając przy okazji włosy.
Od zawsze pociągali mnie faceci o jasnych włosach, zadziornym uśmiechu i oczach w ciemnym kolorze. I właśnie taki był on – jakby wyciągnięty z moich marzeń. Od tamtej pory zjawiał się u nas każdego dnia. Ilekroć mnie dostrzegał, posyłał mi ciepły uśmiech. Odniosłam wrażenie, jakby chciał nawiązać ze mną kontakt, ale nie bardzo wiedział, od czego zacząć. Rozważałam, czy nie powinnam wykonać pierwszego ruchu, kiedy on w końcu się na to zdobył.
Umówiłam się na randkę
Był piękny, gorący dzień w środku lata, gdy po raz pierwszy zamieniliśmy ze sobą parę zdań. Akurat w lokalu panował mniejszy tłok niż zazwyczaj.
– Wreszcie trochę luzu, co? – rzucił, zamawiając kawę – Podziwiam, latasz bez przerwy z tą tacą, ja to chyba każdego drinka i piwo wylałbym gościom na głowę – parsknął śmiechem.
– Spoko, mam pracę, a po jej zakończeniu da się trochę odpocząć albo zaszaleć – odparłam, posyłając mu swój najpiękniejszy uśmiech.
– A może miałabyś ochotę przejść się ze mną wieczorem na spacer? – spytał niepewnie.
Z radością przystałam na tę propozycję. Spacerowaliśmy nad brzegiem jeziora, podziwiając wspólnie oszałamiający widok zachodzącego słońca. Przedstawił się jako Mariusz. Podobnie jak ja, przebywał na Mazurach w celach zarobkowych. Wspomniał, że pracuje jako wychowawca na obozach młodzieżowych i zostanie w Mikołajkach aż do końca lata. Od tego momentu nasze wieczorne przechadzki weszły nam w nawyk.
Kończyłam zmianę o 19, a on już na mnie czekał. Siadaliśmy gdzieś w pobliżu wody, by moje zmęczone pracą nogi mogły w końcu zaznać wytchnienia.
Pokochałam go całym sercem
Poruszaliśmy w rozmowach przeróżne tematy. Dyskutowaliśmy o tym, jak postrzegamy rzeczywistość, jaki mamy stosunek do wiary, gadaliśmy również o uczuciach i relacjach z bliskimi. Opowiedziałam mu o wszystkich istotnych wydarzeniach z mojej przeszłości. Nigdy przedtem nie czułam się tak swobodnie w czyjejś obecności, jak podczas spotkań z Mariuszem. Tłumaczył mi, w jaki sposób lodowce ukształtowały otaczające nas jezioro i pagórki. Pasjonował się geografią i światem natury.
– Każdego dnia do ciebie przychodzę, bo muszę poczuć twoją obecność, w przeciwnym razie nie mógłbym zasnąć – spoglądał na mnie czule. – Asiu, jesteś naprawdę niezwykłą osobą – mówił przyciszonym głosem – błyskotliwą, pełną empatii i śliczną, niełatwo w dzisiejszych czasach trafić na kogoś podobnego.
Jego głos brzmiał dla mnie niczym najcudowniejsza melodia. Gdy delikatnie przesuwał dłonią po moich lokach, czułam się, jakbym znalazła się w raju. Zachwyciło mnie, jak bardzo różnił się od innych chłopaków, których do tej pory poznałam. Nie napierał na mnie i poza pocałunkami, które były fantastyczne, nie oczekiwał niczego więcej. Z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz mocniej. Od dawna śniłam o takiej szczerej, pełnej romantyzmu miłości, w której chłopak dostrzega w dziewczynie jej wnętrze i osobowość, a nie traktuje jej przedmiotowo dla zaspokojenia własnych żądz.
– Czy nie czujesz się rozczarowana, że oprócz pocałunków nic więcej nas nie łączy? – zapytał pewnego razu.
– Mnie nie interesują przelotne romanse, zależy mi na głębokiej, szczerej miłości – odpowiedziałam.
W głębi serca rozmyślałam o tym, kiedy w końcu Mariusz wyjawi mi swoje uczucia. Sama nie mówiłam mu o moich emocjach, ponieważ byłam zdania, że to chłopak jako pierwszy powinien wyznać "kocham cię".
Zniknął bez śladu
Dochodził koniec wakacji, a ja miałam jeszcze popracować w ośrodku do ostatnich dni września. Pewnego wieczoru na próżno wypatrywałam Mariusza po skończonej zmianie. Byłam pewna jak niczego innego, że wpadnie jak zawsze. Sądziłam, że coś mu wypadło, ale nie pojawił się również kolejnego dnia ani przez następne. Kompletnie nie wiedziałam, co o tym sądzić. Podczas naszego ostatniego spotkania pożegnał mnie tak, jakby mielibyśmy zobaczyć się za moment. Nie wspominał nic o żadnym wyjeździe. Nie chciałam wierzyć, że zawrócił mi w głowie i tak po prostu się ulotnił. Dręczyła mnie myśl, że może przydarzył mu się jakiś wypadek, a ja nic o tym nie wiem.
Lato dobiegało końca, a ja zmuszona byłam udać się z powrotem do mojego rodzinnego miasta – Lublina. Nie miałam namiarów na niego ani żadnych wieści na jego temat. Pragnęłam odnaleźć Mariusza, by dowiedzieć się, co tak naprawdę zaszło i dlaczego tak nagle zniknął. Sądziłam, że mam prawo to wiedzieć.
Byłam zła. Co prawda, dzielił się ze mną różnymi sprawami, jednak pomimo tego nie przekazał mi zbyt wielu konkretnych informacji o sobie. Nosił popularne nazwisko, a pochodził z niewielkiej miejscowości gdzieś w Wielkopolsce, której nazwy nijak nie mogłam spamiętać. Liczyłam na to, że przed rozstaniem wymienimy się adresami i numerami telefonu i będziemy kontynuować nasze spotkania, kiedy tylko nadarzy się okazja. Planowałam przepisać się na uczelnię do Poznania, byle tylko być przy nim. Pokochałam go, a on okazał się draniem.
Nie potrafiłam go zapomnieć
Wszystko opowiedziałam Malwinie, swojej najlepszej kumpeli.
– Olej go – rzuciła. – Takie romanse z wakacji zwykle tak się kończą, spotkasz kogoś nowego i wyrzucisz go z głowy – skwitowała.
Nie mogłam wyrzucić go z pamięci, choć bardzo się starałam. Gdybym tylko wiedziała, co było powodem jego niespodziewanego zniknięcia, nawet jeśli miałaby to być najboleśniejsza prawda, łatwiej byłoby mi to zaakceptować. Mój wewnętrzny głos szeptał mi, że jedynie u jego boku odnajdę prawdziwe szczęście. Byłam pewna, że nic równie cudownego już mnie nie spotka w życiu i nigdy nie doświadczę tak wielkiej miłości jak tamta.
Pokładałam ogromne nadzieje w tej relacji i nie potrafiłam się pogodzić z tym, że pozostały mi jedynie wspomnienia. Miałam silne przeczucie, że za tym wszystkim kryje się jakaś niewyjaśniona zagadka.
Pięć długich lat upłynęło od pamiętnych wakacji. Ślub nie był mi pisany, a wspomnienia cudownych momentów spędzonych z Mariuszem wciąż nawiedzały moje myśli. Próbowałam wiązać się z innymi facetami, ale te relacje nie miały przyszłości. Żaden z nich nawet nie zbliżył się do jego poziomu. Byłam wobec tego bezsilna. Wciąż nie mogłam się pozbierać po tym, jak Mariusz tak niespodziewanie zniknął z mojego życia.
Spotkałam go przypadkiem
Wszystko wyszło na jaw całkiem niedawno, przy okazji ślubu mojego brata. Radek i Weronika spotkali się na uczelni. Ona była z małej miejscowości Kościan, leżącej niedaleko Leszna. To właśnie tam mieli wziąć ślub i zorganizować przyjęcie weselne. Wszyscy nasi bliscy zgromadzili się w kościele. Rozbrzmiały dźwięki organów, a kapłan ruszył w stronę nowożeńców, oczekujących w wejściu do kościoła. Oniemiałam, to był Mariusz! Poczułam się, jakbym ujrzała zjawę. Spojrzał przelotnie w moim kierunku, ale chyba mnie nie rozpoznał. Od tamtych letnich dni upłynęło mnóstwo czasu. Nosiłam inną fryzurę i miałam na sobie elegancką sukienkę. Znacznie różniłem się wyglądem od zapracowanej, młodziutkiej dziewczyny w kuchennym fartuchu, którą poznał 5 lat temu i darzył sympatią. Ja nie miałam cienia wątpliwości, że to Mariusz, mimo jego kapłańskiego odzienia.
"Czy lepiej zaczepić go zaraz po nabożeństwie, czy dać temu spokój?" – zastanawiałam się w trakcie mszy.
Nie było to dla mnie proste. Ostatecznie jednak zdrowy rozsądek wziął górę. "Jaki sens ma powracanie do czegoś, co i tak nie będzie miało kontynuacji? To już bez znaczenia, a mogłoby tylko sprawić nam przykrość" – doszłam do takiego wniosku. Pojęłam, czemu naszej relacji nie było dane przetrwać i to się liczyło najbardziej. W tamtej chwili odczuwałam jedynie smutek, że los niepotrzebnie postawił nas na swojej drodze. Być może Mariusz był wtedy w seminarium? Może przez naszą znajomość miał rozterki, jaką ścieżkę życia ostatecznie obrać? Tego nie wiem. Nie miało sensu rozpamiętywanie tego, co przeminęło i nigdy nie powróci.
Czułam się rozczarowana
Przykro mi, że dopuścił do tego, żebym straciła dla niego głowę i zataił przede mną prawdę, bo przecież bym to zaakceptowała. Gdyby był ze mną szczery, uniknęłabym niepotrzebnych dylematów i płonnych nadziei związanych z miłością, która nie miała szans. Ale trudno, dla niego to też zapewne nie było proste. Być może zabrakło mu śmiałości, by przyznać się do tego, co wówczas czuł. Obawiał się zobaczyć smutek i zawód w moim spojrzeniu? A może pragnął przekonać się, jak to jest mieć dziewczynę, aby wiedzieć, z czego rezygnuje, wybierając kapłaństwo?
Gdybym miała tę świadomość, w żadnym wypadku nie utrudniałabym mu realizacji życiowego powołania. Nie mam do niego żalu. Dobrze, że jest zdrowy. Swego czasu obawiałam się, że rozdzieliło nas jakieś nieszczęśliwe zdarzenie, a powód okazał się zgoła odmienny. To spotkanie uwolniło mnie od dawnych uczuć. Zaprzestałam roztrząsania tego, co było i w końcu otworzyłam się na nowe uczucie. Od paru miesięcy widuję się z Jarkiem i mam poczucie, że nasza relacja staje się coraz głębsza.
Joanna, 25 lat