„Wydałam fortunę na zachciankę wnuczka, bo wierzyłam, że ma dobre serce. Dziś popłakałam się na widok witryny w lombardzie”
„Przyszedł wieczorem. Stał w drzwiach jak zbity pies. Nie wyglądał na chłopaka, który miałby zaraz powiedzieć coś mądrego. Wpuściłam go. Przecież nie wyrzuciłabym wnuka za próg. Nawet jeśli zasłużył”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że wnuczek to taki trochę drugi syn, tylko z mniejszą dozą odpowiedzialności. Nie musisz go wychować, ale możesz rozpieścić. Tomek był moim oczkiem w głowie, od kiedy pierwszy raz wyciągnął do mnie rączki i powiedział „baba”. Kiedy zadzwonił do mnie pewnego dnia i poprosił o pomoc, nie zastanawiałam się długo. Mówił, że potrzebuje sprzętu do pracy. Jednak kilka tygodni później, zobaczyłam coś, co sprawiło, że zrobiło mi się gorąco i zimno jednocześnie. I wtedy wszystko zaczęło się układać w jedną, niemiłą całość.
Chciałam mu pomóc
Wszystko zaczęło się w środę, tuż po moim serialu. Tomek zadzwonił jakby nigdy nic. Jednak ja od razu poczułam, że coś w jego głosie jest nie tak.
– Babciu, masz chwilę? – zapytał.
– Dla ciebie zawsze mam. Coś się stało?
– Mam taką sprawę… Chodzi o pracę. Potrzebuję pilnie wiertarki i piły tarczowej. Najlepiej dobrej. Bo właśnie zaczynam robotę na budowie, ale szef każe mieć własny sprzęt, rozumiesz?
Zmarszczyłam brwi. Tomek skończył technikum, ale z budową nigdy nie miał nic wspólnego. Zawsze bardziej go ciągnęło do komputerów i internetu.
– Na budowie? Od kiedy?
– Od poniedziałku, babciu. To taka dorywcza robota. Słowo daję, jak tylko dostanę pierwszą wypłatę, oddam ci wszystko co do grosza.
– To ile to wszystko kosztuje?
– Jakieś tysiąc dwieście. Ale ja wiem, że to dużo… Pożyczyłbym, ale wiesz, z pracą to teraz różnie. Oddam na pewno.
W tamtej chwili poczułam ukłucie niepokoju, ale zaraz się zganiłam w duchu. To przecież mój Tomek. Nigdy o nic nie prosił. A jeśli prosi – to musi mieć powód.
– Dobrze. Przeleję ci te pieniądze dziś wieczorem.
–Dziękuję. Kocham cię.
Zamknęłam oczy i się uśmiechnęłam.
Spojrzał na mnie z ukosa
W piątek rano pojechałam na targ po jajka i twaróg. Lubiłam tę rutynę – znajome twarze, warzywa pachnące ziemią. Jednak tamtego dnia coś mnie podkusiło, żeby wejść jeszcze do lombardu. Ot tak, z ciekawości. Może będzie jakaś porcelanowa filiżanka, coś starego, ciekawego… Zaraz przy wejściu leżały narzędzia. Jedne nowe, inne z wyraźnymi śladami używania. I wtedy ją zobaczyłam. Czerwona, z czarnym uchwytem, z charakterystyczną rysą na boku. Wiertarka. Taka sama, jaką pokazywał mi Tomek na telefonie.
– Przepraszam – zwróciłam się do młodego sprzedawcy – ta wiertarka to nowa?
– Prawie. W idealnym stanie. Wczoraj ktoś przyniósł. Mało używana, dobra marka.
Zamrugałam. Wczoraj?
– A ta piła obok? – wskazałam drugie urządzenie.
– Z tym samym klientem przyszła. Cały zestaw – powiedział młody chłopak.
– I... mógłby pan powiedzieć, kto to przyniósł?
Spojrzał na mnie z ukosa.
– Pani wybaczy, nie mogę udzielać takich informacji.
Nie musiał. Już wiedziałam. Wyszłam stamtąd jak we śnie. Serce waliło mi jak młot. Przecież to nie mogła być przypadkowa zbieżność. Usiadłam na przystanku i gapiłam się w przestrzeń. Mój ukochany wnuczek mnie oszukał.
Głos mi zadrżał
Wróciłam do domu z pustką w sercu. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Przez godzinę chodziłam po mieszkaniu, zbierając się na odwagę, aż w końcu usiadłam przy stole i sięgnęłam po telefon.
– Tomek – powiedziałam, gdy tylko odebrał – masz chwilę?
– Zawsze dla ciebie, babciu. Co tam?
– Powiedz mi… używasz tej wiertarki i piły, co kupiłeś?
Chwila ciszy. Taka, że człowiek czuje, jak z drugiej strony robi się gorąco.
– Yyy… no jasne. Codziennie prawie. Czemu pytasz?
– Bo byłam dziś w lombardzie.
– W lombardzie? – odchrząknął – Po co?
– Szukałam filiżanki, a znalazłam twoją wiertarkę i piłę. Sprzedane „wczoraj”. I co teraz mi powiesz?
– To nie tak.
– To jak? – zapytałam spokojnie, ale czuł to napięcie.
Głos mi zadrżał.
– Nie dostałem tej roboty. Kumpel mnie wkręcił. A jak już miałem sprzęt, to... nie wiedziałem, co z nim zrobić. Zabrakło mi na czynsz i…
– Więc poszedłeś sprzedać prezent od babci?
– Pożyczkę! – poprawił się szybko. – Miałem ci oddać pieniądze!
– Tylko że nie powiedziałeś ani słowa. Kłamałeś. Myślałam, że wychowano cię lepiej.
Z drugiej strony usłyszałam tylko westchnienie.
– Przepraszam, babciu. Pogubiłem się.
– A mnie zrobiłeś w balona – dodałam gorzko.
– Mogę do ciebie przyjechać? Wyjaśnić?
Zacisnęłam zęby.
– Przyjedź.
Czułam się oszukana
Przyszedł wieczorem. Stał w drzwiach jak zbity pies. Nie wyglądał na chłopaka, który miałby zaraz powiedzieć coś mądrego. Wpuściłam go. Przecież nie wyrzuciłabym wnuka za próg. Nawet jeśli zasłużył.
– Siadaj – powiedziałam chłodno, wskazując krzesło przy kuchennym stole. – I mów.
– Naprawdę nie chciałem cię okłamać. Po prostu… wstydziłem się, że dałem się wkręcić jak dzieciak.
– Nie jesteś już dzieciakiem. Masz dwadzieścia jeden lat. Wiesz, co to jest odpowiedzialność?
– Wiem. Teraz już wiem.
– To, czemu zrobiłeś mnie w balona?
Westchnął ciężko, schylił głowę.
– Bo byłem w czarnej dziurze. Wyleciałem z pracy, nie zapłaciłem za mieszkanie. Kumple się śmieją, że mam babcię sponsorkę, więc udawałem, że mam robotę. Że ogarniam życie. A nie ogarniam.
– I myślałeś, że jak mnie okłamiesz, to się nie dowiem?
– Myślałem, że szybko odrobię i ci oddam. Sprzedałem sprzęt, bo potrzebowałem kasy. I tak wszystko się rozlazło...
Popatrzyłam na niego długo.
– To, że przyszedłeś, znaczy więcej, niż ci się wydaje – powiedziałam w końcu. – Ale nie licz, że tak łatwo ci to puszczę płazem.
– Oddam każdy grosz. Zostanę u ciebie, pomogę w domu, coś dorobię.
– Zostaniesz – potwierdziłam. – Jednak nie dla mnie. Dla siebie, chłopcze.
Doceniłam jego postawę
Następnego dnia rano Tomek wstał wcześniej niż ja. W kuchni pachniało kawą i jajecznicą, a on krzątał się przy patelni w moim fartuchu w kratkę.
– Zrobiłem śniadanie. I… przepraszam, że nie umiem inaczej tego wszystkiego odkręcić, niż jajkiem – powiedział, stawiając talerz przede mną.
– Nie jajkiem, tylko postawą – mruknęłam, choć doceniłam ten gest. – I dobrze zaczynasz.
Usiedliśmy do stołu. Jadł powoli, jakby ważył każde kęsy.
– A co z mieszkaniem?
– Mam jeszcze tydzień. Potem mnie wyrzucą. Może znajdę coś tańszego. Albo… jeśli pozwolisz, mogę zostać u ciebie na dłużej?
– Możesz, ale z jednym warunkiem – powiedziałam, wstając i kierując się do kredensu. – Żadnych tajemnic. I żadnych kombinacji.
– Masz moje słowo.
Wyjęłam z dolnej szuflady niewielkie pudełko. Położyłam je przed nim.
– Co to?
– Coś, co chciałam ci dać na urodziny. Ale teraz... może lepiej, że dostaniesz to dziś.
Otworzył wieczko. W środku leżał stary zegarek kieszonkowy, należący kiedyś do mojego męża, jego dziadka.
– Babciu… To przecież…
– Tak. Miał być dla ciebie, kiedy pokażesz, że potrafisz być mężczyzną z zasadami. I jesteś na dobrej drodze.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Zasłużyłem?
– Jeszcze nie, ale chcę, żebyś pamiętał, co znaczy być godnym zaufania.
Dostałam życiową lekcję
Minęły trzy tygodnie. Tomek został u mnie. Nie było łatwo – ani jemu, ani mnie. Musiał się nauczyć wstawać wcześnie, szanować czas i nie rzucać słów na wiatr. Ja z kolei musiałam przestać go traktować go jak małego chłopca. Trudna sztuka, kiedy pamięta się, jak biegał po kuchni w pieluszce, trzymając łyżkę jak miecz. Któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy razem przy herbacie, sam zagadnął:
– Jesteś na mnie bardzo zła?
– Nie jestem. Zła to ja byłam, jak mi wazon ciotki Heli zbiłeś w 2009. Teraz jestem rozczarowana. A to gorsze.
Spuścił wzrok. Pokiwał głową.
– To wszystko mnie przerosło. Życie. Dorosłość. Nagle nikt się nie pyta, czy sobie radzę. Tylko że „muszę”.
– Tak działa dorosłość. I to wcale nie znaczy, że nie możesz poprosić o pomoc. Byle szczerze.
Uśmiechnął się słabo.
– Babciu?
– Hm?
– Dzięki, że mnie nie skreśliłaś.
– Ja? Ciebie? – prychnęłam. – Tyś mój wnuk, nie jakiś obcy chłystek z internetu.
Śmiał się przez długą chwilę. Potem wyciągnął z kieszeni zegarek. Polerował go z czułością. A ja patrzyłam i czułam, że może… może jednak dobrze go wychowaliśmy.
Janina, 71 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mój mąż zmarł, ludzie się nade mną litowali. Nie wiedzieli, że długo wdową nie pobędę, bo mam dla niego zastępstwo”
- „Spadek po ciotce otworzył mi oczy. Mój facet, gdy tylko poczuł pieniądze, zamienił się w chciwego typa”
- „Dziwiłam się, gdy zięć pozwalał, by moja córka traktowała go jak śmiecia. Zrozumiałam, że sama się do tego przyczyniłam”