„Myślałam, że zawsze będę smutną wdową, ale na kursie tanga poznałam partnera nie tylko do tańca. Obudził we mnie pasję”
„Po miesiącach zanurzenia w smutku postanowiłam, że potrzebuję zmiany. Nie wiem, co dokładnie mnie skłoniło, by zapisać się na kurs tanga w Warszawie. Może to była magia tańca – pełnego pasji, energii, a jednocześnie nieprzewidywalnego? Zawsze fascynowało mnie to połączenie zmysłowości i dyscypliny, ale nigdy nie miałam dość odwagi, by spróbować”.

- Redakcja
Nazywam się Barbara. Kiedyś byłam nauczycielką muzyki, ale tamte dni wydają mi się teraz odległym wspomnieniem, jakby należały do kogoś innego. Straciłam męża, a wraz z nim odeszła moja pasja i radość życia. Dość powiedzieć, że świat stał się szary, a dźwięki muzyki, które niegdyś rozbrzmiewały w moim sercu, ucichły.
Po miesiącach zanurzenia w smutku postanowiłam, że potrzebuję zmiany. Nie wiem, co dokładnie mnie skłoniło, by zapisać się na kurs tanga w Warszawie. Może to była magia tańca – pełnego pasji, energii, a jednocześnie nieprzewidywalnego? Zawsze fascynowało mnie to połączenie zmysłowości i dyscypliny, ale nigdy nie miałam dość odwagi, by spróbować.
Wchodząc do sali tanecznej, czułam się zagubiona, ale jednocześnie zdeterminowana, by spróbować odnaleźć coś nowego, coś, co przywróci mi życie. Być może ten taniec stanie się dla mnie symbolem nowego początku, choć na razie jest to początek niepewny i nieco przerażający.
Nić porozumienia
Na pierwszych zajęciach czułam się niepewnie, ale z każdą chwilą serce zaczynało bić mocniej. Sala była pełna ludzi, którzy, podobnie jak ja, szukali czegoś więcej. Wśród nich był Witold – mężczyzna, którego nie sposób było przeoczyć. Miał w sobie coś nieuchwytnego, jakąś tajemnicę, która mnie intrygowała.
– Czy mogę prosić cię do tańca? – Spytał nieśmiało.
Zgodziłam się, a nasze pierwsze kroki były niepewne i pełne ostrożności. Nie poddawaliśmy się jednak.
– Co cię przyciągnęło do tanga? – Zapytał mnie w przerwie między utworami.
Zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią, zanim szczerze przyznałam:
– Szukam czegoś nowego, co pozwoli mi znowu poczuć, że żyję. A ty?
Jego wzrok na chwilę uciekł gdzieś daleko, zanim powiedział:
– Jestem po stracie i próbuję coś zmienić. Może to będzie początek czegoś pięknego?
Nasza rozmowa była subtelna, pełna niedopowiedzeń, ale wystarczyła, by zrozumieć, że oboje niesiemy w sobie podobne ciężary. Wewnątrz czułam mieszankę lęku i nadziei. Czy taniec będzie w stanie przywrócić mi siłę, której tak bardzo potrzebowałam?
Taniec z nim dawał mi siłę
Z czasem nasze kroki stały się pewniejsze. Z każdym kolejnym spotkaniem, z każdą melodią, którą razem interpretowaliśmy, czułam, że coś się zmienia. Zaczęliśmy ćwiczyć razem poza zajęciami, a nasza relacja przerodziła się w coś więcej niż tylko taniec.
Podczas jednej z naszych praktyk, gdy światła sali przygasały, a jedynie dźwięk muzyki otaczał nas jak mgła, Witold przerwał taniec i powiedział:
– Muszę ci coś wyznać.
Spojrzałam na niego zaskoczona, bo zawsze był bardzo skryty.
– Moja żona... odeszła dwa lata temu – wyznał, a ja poczułam, jak jego słowa wibrują we mnie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale zrozumiałam, że to, co nas łączyło, to nie tylko wspólny krok na parkiecie. Oboje staraliśmy się odnaleźć w świecie, który wydawał się bezlitosny.
– Przykro mi – szepnęłam, łapiąc go za dłoń. – Dziękuję, że się tym podzieliłeś.
Nasze rozmowy stawały się coraz bardziej osobiste, a ja zaczynałam widzieć w nim kogoś więcej niż tylko partnera do tańca. Witold stał się kimś, kto przypominał mi, że życie może wciąż oferować piękne chwile. Taniec z nim dawał mi siłę, której wcześniej nie znałam.
Oboje mieliśmy swoje lęki
Przygotowania do konkursu tanecznego zbliżyły nas do siebie jeszcze bardziej. Każda sekunda na parkiecie była wypełniona emocjami, a ja czułam, jak między nami rośnie napięcie – nie tylko taneczne. Jednak pewnego dnia, podczas jednej z prób, usłyszałam, jak Witold rozmawia z instruktorem. Jego głos był pełen obaw.
– Nie wiem, czy jestem gotowy – powiedział. – Ten konkurs to dla mnie za dużo.
Instruktor, zawsze spokojny i pełen zrozumienia, odpowiedział:
– Witek, dasz radę. Masz w sobie więcej, niż ci się wydaje. Nie jesteś sam.
Wstrzymałam oddech, słuchając tych słów. Uświadomiłam sobie, że nie tylko ja miałam swoje lęki i niepewności. Podeszłam do Witolda, kiedy rozmowa się skończyła.
– Słyszałam waszą rozmowę – przyznałam szczerze. – Wiesz, myślę, że świetnie ci idzie. Razem możemy przezwyciężyć wszystko.
Spojrzał na mnie z wdzięcznością w oczach, a jego uśmiech był pełen ciepła.
– Dziękuję. Naprawdę dużo to dla mnie znaczy – odpowiedział cicho, a jego dłoń delikatnie ścisnęła moją.
Ta rozmowa umocniła nas jeszcze bardziej i dała nadzieję na przyszłość. Razem byliśmy w stanie stawić czoła wszystkiemu, co miało nadejść.
Daliśmy z siebie wszystkie
Nadszedł dzień konkursu. Siedząc w kulisach, obserwowałam pary wychodzące na parkiet. Każda z nich miała swoją historię, swoje marzenia. Witold siedział obok mnie, jego dłoń mocno ściskała moją. Czułam, że oboje jesteśmy zdenerwowani, ale w tym wszystkim była także nieodparta ekscytacja.
Gdy nasza kolej nadeszła, wyszliśmy na środek parkietu. Muzyka zaczęła grać, a my daliśmy z siebie wszystko. W każdej figurze, w każdym kroku, czułam, jak doskonale do siebie pasujemy. Byliśmy tam, na parkiecie, całkowicie dla siebie – wśród spojrzeń publiczności, wśród oceniających nas sędziów.
Podczas tańca nasze spojrzenia spotykały się, przekazywały tysiące słów, których nigdy nie wypowiedzieliśmy na głos. Z każdą sekundą czułam, że ten moment jest dla nas przełomowy, że oto stawiamy czoła przeszłości i wkraczamy w coś nowego.
Kiedy muzyka ucichła, a my zatrzymaliśmy się w ostatnim pozie, owacje wypełniły salę. Zdobyliśmy wyróżnienie, co było dla nas ogromnym sukcesem, ale jeszcze ważniejsze było towarzyszące temu uczucie szczęścia i spełnienia. Taniec z Witoldem stał się dla mnie czymś więcej niż tylko pasją.
– Udało się! – szepnął mi do ucha z uśmiechem, kiedy schodziliśmy z parkietu.
– Tak, udało – odpowiedziałam, nie kryjąc wzruszenia. – Dziękuję ci, Witek, za to, że jesteś.
Jego wzrok pełen był wdzięczności. To, co przeżyliśmy razem, stało się początkiem czegoś nowego i pięknego.
To był dopiero początek
Po sukcesie w konkursie życie nabrało tempa. Pewnego dnia, siedząc przy kawie w jednej z warszawskich kawiarni, Witold nagle powiedział:
– A co, gdybyśmy otworzyli własną szkołę tanga?
Spojrzałam na niego zdumiona, ale idea zaczęła szybko nabierać kształtu w mojej głowie. Taka szkoła mogłaby być szansą dla innych, tak jak kurs tanga stał się szansą dla nas.
– To szalony pomysł – przyznałam, śmiejąc się. – Ale... czemu nie?
Wspólnie zaczęliśmy planować, organizować, szukać odpowiedniego miejsca. Nasze kursy przyciągały ludzi, którzy, podobnie jak my, szukali nowego początku. Każda nowa osoba, która przekraczała próg naszej szkoły, wnosiła ze sobą unikalną historię, a my staraliśmy się być dla nich nie tylko nauczycielami tańca, ale również wsparciem.
Podczas jednych z zajęć, gdy obserwowaliśmy kursantów, powiedziałam do Witolda:
– Wiesz, nie sądziłam, że coś takiego będzie możliwe.
Uśmiechnął się do mnie, jego oczy błyszczały ciepłem.
– Nasza podróż dopiero się zaczyna.
Spojrzałam na niego, zastanawiając się, jak daleko zaszliśmy od momentu, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się na kursie tanga. Odnaleźliśmy siebie nawzajem i coś, co wcześniej wydawało się nieosiągalne, teraz stało się naszą rzeczywistością. Nasza szkoła była miejscem, gdzie ludzie mogli odnaleźć nadzieję i nowe początki, a to było dla mnie najważniejsze.
Barbara, 69 lat