„Myślałam, że znalazłam idealnego faceta, ale nie pasował mi 1 szczegół. Po roku odkryłam jego wstydliwy sekret”
„W pierwszych miesiącach tłumaczyłam to sobie – może jest skryty? Może ktoś go kiedyś zawiódł i teraz chroni swój świat? Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, że to nie jest zwykła ostrożność. To był mur. Twardy, zimny mur między mną a jego życiem”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam jedną z tych dziewczyn, które planują życie z wyprzedzeniem. Pracowałam w biurze rachunkowym, wynajmowałam małe mieszkanie na Mokotowie i żyłam z dnia na dzień. Czasem mi to przeszkadzało – zwłaszcza gdy koleżanki wrzucały na media społecznościowe zdjęcia pierścionków, dzieci, rodzinnych śniadań. Ale mówiłam sobie, że wszystko przyjdzie z czasem.
Kamila poznałam przypadkiem – w kawiarni, do której weszłam w deszczowe popołudnie. Siedział dwa stoliki dalej, czytał książkę i co jakiś czas spoglądał w moją stronę. Gdy zapytałam kelnerkę o polecenie herbaty, on się wtrącił z uśmiechem:
– Spróbuj tej z lawendą. Działa cuda na zmęczenie.
Rozmowa przyszła naturalnie. Jego głos był spokojny, uważny. Miał w sobie dojrzałość, jakiej nie znałam. Był ode mnie starszy o dziesięć lat, prowadził firmę IT, miał dystans do siebie i świat jakby go nie dotyczył. Szybko się zakochałam. Wierzyłam, że to coś wyjątkowego.
Tylko jedna rzecz mnie uwierała. Przez cały rok znajomości nie poznałam nikogo z jego świata. Żadnych przyjaciół, rodziny. „Nie lubię mieszać prywatnego z zawodowym” – mówił. A ja... A ja chciałam wierzyć, że mówi prawdę.
Żyłam jak w izolacji
– Kamil, mogę cię o coś zapytać? – zaczęłam ostrożnie, patrząc, jak nalewa wino do dwóch kieliszków.
– Jasne – uśmiechnął się, nie podnosząc wzroku.
– Dlaczego… nigdy nie poznałam nikogo z twoich znajomych?
Zamarł na chwilę. Tylko na sekundę, ale wystarczyło, żeby coś we mnie drgnęło.
– Kochanie, po co ci oni? – rzucił lekko. – Są płytcy, oceniają wszystko, komentują każdą pierdołę. Ty jesteś moją ostoją. Nie chcę cię wystawiać na ich gierki. Naprawdę nie rozumiesz?
Przytaknęłam, ale wewnątrz poczułam ukłucie. W pierwszych miesiącach tłumaczyłam to sobie – może jest introwertykiem? Może ktoś go kiedyś zawiódł i teraz chroni swój świat? Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, że to nie jest zwykła ostrożność. To był mur. Twardy, zimny mur między mną a jego życiem.
Nie zapraszał mnie do biura, nie zabierał na spotkania, nie wrzucał wspólnych zdjęć do sieci. Nawet jego telefon miał wiecznie wyciszony tryb, a gdy ktoś dzwonił wieczorem, przechodził z rozmową do drugiego pokoju.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem problemem? Może wstydzi się mnie? A może ma kogoś innego? Przecież gdyby naprawdę mnie kochał, nie ukrywałby mnie tak skrupulatnie.
Ale zawsze kończyłam te rozmyślania tak samo: może po prostu muszę być cierpliwa. Może wystarczy dać mu więcej czasu. Tyle że z każdym kolejnym dniem tego czasu było coraz mniej, a moje serce biło coraz głośniej. Nie z miłości. Z niepokoju.
Musiałam to przerwać
Siedzieliśmy na kanapie. Kamil coś oglądał na laptopie, ja udawałam, że czytam. Tak naprawdę od dwudziestu minut układałam sobie w głowie, jak zacząć tę rozmowę. W końcu nie wytrzymałam.
– Kamil… ja tak dłużej nie mogę.
Zamknął laptop. Spojrzał na mnie uważnie, ale milczał.
– Czuję się jak duch. Jak ktoś, kogo się ukrywa. Nikt z twoich znajomych nie wie, że istnieję. Nigdzie nas nie ma. Nie wrzucasz zdjęć, nie mówisz o mnie. Kiedy jesteśmy razem, czuję się ważna. Ale gdy cię nie ma... czuję się jak twoja kochanka, jakbyś miał inne życie, w którym nie ma dla mnie miejsca.
– Karolina… – westchnął, przecierając twarz dłonią. – Ty naprawdę tego nie rozumiesz? Ja cię chronię. Świat jest okrutny, ludzie komentują, plotkują. A ja nie chcę, żebyś była kolejnym tematem do obgadania. Chcę, żeby to, co mamy, było tylko nasze. Po co ci pokazówka?
– To nie pokazówka. To normalność. Chcę być częścią twojego życia, a nie skrywaną częścią twojej doby.
Zamilkł. A potem… wybuchnął.
– Zawsze musisz coś zepsuć, co? Było dobrze, ale nie – musisz naciskać, drążyć! Właśnie przez takie rzeczy wszystko się sypie!
Zamurowało mnie. Patrzyłam na niego, a w gardle rosła gula.
– Nie chcę się z tobą kłócić – szepnęłam.
– To przestań. Przestań psuć coś, co działa.
Ale dla mnie to już nie działało. Tego wieczoru, gdy poszedł spać, pierwszy raz od miesięcy weszłam na jego profil. Publiczne posty – nic. Żadnych zdjęć. Drugi? Pusty. Zbyt pusty. Zasiał we mnie niepokój. Teraz ten niepokój zaczynał kiełkować.
Odkryłam jego tajemnicę
Zaczęło się od służbowej kolacji, na którą Kamil nie chciał mnie zabrać.
– To tylko nudne spotkanie z kontrahentami, Karolina, zaczniesz ziewać po pięciu minutach – rzucił z uśmiechem.
Ale coś w jego oczach było inne. Nerwowość? Unikanie mojego wzroku? Nie umiałam tego nazwać, ale czułam to pod skórą.
Postanowiłam go śledzić. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Zawsze mu ufałam. Ale tym razem coś mnie pchnęło do działania. Gdy wyszedł z pracy, wsiadłam w taksówkę i kazałam kierowcy jechać za nim. Dłonie mi się trzęsły.
Kamil nie pojechał do żadnej restauracji. Zamiast tego skręcił na obrzeża miasta, do dzielnicy domów jednorodzinnych. Wysiadł z auta, otworzył furtkę i... podbiegła do niego dziewczynka. Może pięcio-, sześcioletnia. Zaraz za nią wyszła kobieta – uśmiechnięta, w dresie, z włosami związanymi niedbale gumką. Kamil pocałował ją w usta. Złapał dziewczynkę za rękę i wszedł do środka.
Zamarłam. Oparłam się o siedzenie. Serce waliło mi jak oszalałe. To nie była koleżanka. To nie była „komplikacja”. To była żona. To było dziecko. Rodzina.
Siedziałam w aucie może dziesięć minut, może godzinę – nie pamiętam. W końcu kazałam kierowcy zawrócić. Całą drogę milczałam. W głowie miałam tylko jedno zdanie: „To ja byłam tą drugą”.
W domu osunęłam się na podłogę. Płakałam, aż zabrakło mi łez. Chciałam zniknąć. Nie istniałam. Byłam cieniem w jego równoległym życiu.
Nie zamierzałam odpuścić
Następnego dnia stałam pod jego domem z kartką w dłoni. Adres, który zapisałam poprzedniego wieczoru, prowadził mnie jak po sznurku. Dom wyglądał jeszcze bardziej zwyczajnie niż wczoraj. Jakby nic się tu nie wydarzyło. Jakby nikt tu nie kłamał.
Zadzwoniłam do drzwi. Potem drugi. W końcu drzwi otworzył… Kamil. Bez marynarki, w dresie, z lekko potarganymi włosami. Przez chwilę miałam wrażenie, że się zawahał, czy mnie poznaje.
– Karolina… – wyszeptał, jakby się mnie nie spodziewał. Jakby zapomniał, że istnieję.
– Naprawdę myślałeś, że się nie dowiem?
– Ciii, proszę… – rozejrzał się nerwowo. – Nie tutaj, wejdź, porozmawiamy…
– Nie zamierzam nigdzie wchodzić! – krzyknęłam. – Jak mogłeś?! Przez cały ten czas, przez te wszystkie miesiące… Byłam tą drugą. Jak mogliśmy spędzać święta, skoro ty miałeś żonę?! Co jej mówiłeś?
Z domu dobiegł dziecięcy głos: „Tatusiu, kto to?”.
Kamil zbladł.
– Ona nic nie wie. Błagam cię, nie rób scen. Porozmawiajmy spokojnie. Wszystko ci wyjaśnię.
– Wyjaśnisz?! – prychnęłam. – Co chcesz mi wyjaśniać? Że przez rok karmiłeś mnie kłamstwami? Że udawałeś? Że miałeś mnie tylko na godziny między rodziną a obowiązkami?
Milczał. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
– Jesteś tchórzem. Wiesz, co jest najgorsze? Nie to, że mnie okłamałeś. Tylko to, że przez rok naprawdę wierzyłam, że mnie kochasz.
– Karolina…
– Nie mów do mnie już nic. Nie masz prawa.
Odwróciłam się. Nie płakałam. Łzy skończyły się wczoraj. Zostało tylko puste miejsce po kimś, kogo nigdy nie było naprawdę.
Musiałam to przetrawić
Przez kilka dni nie wychodziłam z mieszkania. Żal mieszał się ze wstydem. Nie złościłam się na niego. Złościłam się na siebie. Jak mogłam być tak ślepa? Jak mogłam nie zauważyć, że przez rok byłam tylko zapychaczem, krótkim ucieczkowym romansem, którego miał się nikt nigdy nie dowiedzieć?
Telefon milczał. Żadnych wiadomości. Żadnych prób tłumaczenia. Zniknął tak samo, jak wszedł w moje życie – bez ostrzeżenia, jak cień.
Wróciłam do pracy. Unikałam pytań. Zmyślałam powody smutku, zmęczenia. Nikt nie wiedział, że właśnie rozpadło się coś, co nawet nie miało prawa istnieć.
Zaczęłam się bać ludzi. Ich słów. Ich gestów. Zwykłe „Jak się masz?” nagle brzmiało jak prowokacja.
Wieczorami siedziałam na podłodze w salonie, owinięta kocem, i powtarzałam jedno zdanie: „Już nigdy nie będę niczyim sekretem”. Może jeszcze nie umiałam sobie wybaczyć. Ale przysięgłam sobie, że drugi raz nie dam się zapisać tylko na marginesie czyjegoś życia.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Czułam, że więdnę w związku, więc postawiłam na romans z sąsiadem. Plotki pojawiły się szybciej niż jagody na targu”
- „Gdy mój narzeczony odszedł, zakułam się w zbroję i odmówiłam randek. Tylko 1 śmiałek postanowił ją przebić”
- „Dla matki jestem grzeszna, bo żyję z partnerem bez ślubu. Woli udawać, że nie istnieję, niż słuchać docinków sąsiadek”