„Myślałam, że znalazłam swój prezent świąteczny od męża. Okazało się, że tymi drogimi perfumami będzie pachniał ktoś inny”
„Gdy niedługo przed świętami znalazłam niechcący w samochodzie męża drogie damskie perfumy, skakałam z radości. Nie przyznałam się, że o nich wiem i tylko przebierałam nogami, aż w końcu dostanę je pod choinkę i będę mogła codziennie pachnieć luksusem. Niestety, w święta poczułam jedynie zapach kłamstwa, bo okazało się, że ten prezent nigdy nie miał trafić w moje ręce”.

- Redakcja
Zima przyszła wcześnie, przynosząc ze sobą nie tylko chłód, ale i ciche napięcie, które wisiało między mną a moim mężem. Zawsze w grudniu robiło się u nas jakoś milej – światełka, planowanie Wigilii, kupowanie prezentów. Tym razem coś było inaczej. Rafał coraz częściej wychodził wieczorami, wracał zmęczony i niechętny do rozmów. Próbowałam to zrzucić na stres w pracy, dopóki nie znalazłam w jego samochodzie eleganckiego flakonika markowych perfum. Nowe, w eleganckim pudełeczku z kokardką. Pomyślałam naiwnie, że to dla mnie. Tylko że święta minęły, a prezentu nigdy nie dostałam.
Odkryłam to przypadkiem
Wszystko zaczęło się pewnego zimnego poranka, kiedy zmarznięta czekałam na autobus. Rafał zaproponował, że mnie podrzuci, bo akurat miał jechać w tę samą stronę. Wsiadłam do jego auta i już po chwili uderzył mnie nieznany zapach, który nie pasował do niczego, co mieliśmy w naszym domu. Elegancki, mocny i zdecydowanie drogi. Aż odwróciłam głowę, jakby ten zapach miał jakąś twarz.
– Coś nowego? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.
– A, kolega się psiknął u mnie w aucie. Przeglądał jakieś próbki... – rzucił i zmienił temat.
Kilka godzin później, wracając z pracy, przypomniałam sobie o tym zapachu. Rafał zostawił auto na podjeździe, a ja weszłam do środka po torbę, którą rano zapomniał. Grzebałam w schowku, kiedy trafiłam na niewielką torebkę z perfumerii. W środku – piękny, jeszcze zafoliowany flakon. Marka, której nigdy nie miałam odwagi sobie kupić. Cena? Widziałam takie w reklamach. Luksus.
Zamarłam, trzymając buteleczkę w dłoni. Czyżby Rafał jednak o mnie pamiętał? Może jednak to będą wyjątkowe święta? Odłożyłam perfumy dokładnie tam, gdzie były. Uśmiechałam się do siebie jak głupia. Nie chciałam psuć niespodzianki. Tak bardzo chciałam wierzyć, że to dla mnie. Zaczęłam nawet wyobrażać sobie, jak udaję zdziwienie, kiedy Rafał wręcza mi je pod choinką. Jak pachnę nimi na Sylwestra. Jak w końcu znowu czuję się ważna. Chciałam w to wierzyć. Bardzo.
Początkowo nie miałam podejrzeń
Od tamtego dnia nosiłam w sobie to ciepłe przekonanie, że Rafał postarał się dla mnie. Nareszcie. Po tylu miesiącach dystansu, chłodu, napięć – może to był jego sposób, żeby pokazać, że wciąż mu zależy. Zaczęłam inaczej patrzeć na wszystko. Nawet jego późne powroty z pracy wydawały mi się mniej podejrzane. Przecież może organizuje coś więcej? Może szykuje romantyczną kolację, niespodziankę, cokolwiek?
Wieczorami, kiedy siedział przy komputerze, zerkałam na niego z ukosa. Cichy, skupiony. Chciałam zapytać, co robi, ale powstrzymywałam się. Nie chciałam popsuć niczego swoim wścibstwem. Gdybym zaczęła drążyć, mogłabym przypadkiem zniszczyć coś pięknego. Przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam. Zaczęłam dbać o siebie bardziej niż zwykle – paznokcie, włosy, nowa sukienka kupiona po kryjomu. W końcu musiałam jakoś wyglądać, kiedy wręczy mi ten flakon. Jak bohaterka reklamy.
Po cichu planowałam, że odwdzięczę mu się równie pięknie. Zrezygnowałam więc z kolejnych ubranek dla dzieci, żeby kupić mu zegarek, który kiedyś oglądał z zachwytem. Nie było łatwo, ale chciałam mu pokazać, że też potrafię docenić gesty. W sercu czułam, że coś się zmienia. Że ten zapach w jego samochodzie był zwiastunem nowego początku. Nie przychodziło mi do głowy, że mogę się mylić. Albo że zapach może być tylko śladem kogoś innego.
Nadeszła wyczekana Wigilia
Od rana krzątałam się w kuchni, pilnując barszczu, układając pierogi na półmiskach, doglądając karpia. Rafał był dziwnie nieobecny. Pomagał mechanicznie, z nosem w telefonie, co chwila gdzieś wychodził „do garażu”, „na chwilę do sklepu”. Próbowałam nie zwracać uwagi, wmówić sobie, że może chodzi o ostatnie przygotowania do niespodzianki. Że może właśnie teraz pakuje perfumy w papier, przewiązuje kokardką. Wciąż w to wierzyłam.
Kiedy zasiedliśmy do kolacji, dzieciaki były rozemocjonowane. Mały wciąż dopytywał, czy już czas na prezenty. Rafał udawał wesołość, ale znałam go zbyt dobrze, żeby się nie zorientować, że coś go odcina. Po opłatku i kolacji przyszła pora na podarunki. Wręczyliśmy dzieciom zabawki, a Rafał mnie zaskoczył… paczuszką z apaszką. Ładną, ale tanią.
– Dziękuję – powiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć.
– Podoba ci się? – zapytał z nieco przesadzonym entuzjazmem.
Skinęłam głową. W głowie natomiast rozsadzało mnie pytanie: gdzie są perfumy? Przecież były w samochodzie, widziałam je, nie wymyśliłam sobie tego. W tej chwili byłam już pewna, że nie są dla mnie, nigdy nie były. Nie powiedziałam jednak ani słowa. Nawet kiedy poszłam wieczorem pod przykrywką śmieci do jego auta i zobaczyłam, że torebki z perfumami już tam nie ma. Gdy wróciłam, świąteczne światła na choince migotały leniwie, jakby szydziły ze mnie.
Wiedziałam już co się święci
Kilka dni po świętach Rafał znów wrócił późno. Twierdził, że był na spotkaniu firmowym. Mówił to takim tonem, jakby nie spodziewał się, że zapytam. A ja nie pytałam. Już nie. Coś we mnie siadło tamtej Wigilii. Coś pękło, choć udawałam, że wszystko jest w porządku. Zamiatając podłogę w kuchni, podniosłam coś, co początkowo wzięłam za papierek po cukierku. To była wizytówka. Biała, elegancka, z błyszczącym nadrukiem. Na środku imię: Laura, a pod spodem – „Konsultantka zapachów ekskluzywnych”. Adres butiku, numer telefonu, logo znanej perfumerii.
Nie pamiętałam, żeby Rafał kiedykolwiek wracał z wizytówkami kobiet. Może zostawił ją przypadkiem. Może nie. Schowałam ją do kieszeni i nie mówiłam nic. Przez resztę wieczoru przyglądałam mu się inaczej. Jego wzrokom rzucanym w telefon, temu, jak znów wychodził do „garażu”, niby tylko na papierosa. Nawet nie palił regularnie.
Następnego dnia, gdy był w pracy, weszłam do jego samochodu. Nie byłam z siebie dumna, ale musiałam to zrobić i po prostu przeszukałam auto. Okazało się, że miałam czuje, bo znalazłam jeszcze paragon – z tej samej perfumerii. Data zakupu: kilka dni przed świętami. Serce mi biło tak głośno, że aż musiałam się oprzeć o drzwi. Nie czułam już rozczarowania. Raczej zawstydzenie, że dałam się nabrać. Że się łudziłam, że wymyślałam sobie bajkę. Wieczorem Rafał wszedł do domu z tym samym wyrazem twarzy, z którym przez lata potrafił mnie oczarować. Teraz wiedziałam, że nie mówi mi już prawdy.
Zaczęłam grzebać głębiej
Po cichu, ostrożnie, jakbym chodziła po cienkim lodzie. Sprawdzałam jego kurtki, torbę do pracy, nawet kieszenie spodni. Znałam siebie – kiedyś bym tego nie zrobiła. Nie chciałam być tą kobietą, która przeszukuje rzeczy męża... a jednak byłam, bo miałam ku temu powody. Telefon miał blokadę, ale znałam jego kod. Weszłam. Na pierwszy rzut oka – nic podejrzanego. Żadnych wiadomości, żadnych zapisanych kontaktów o nazwie „Laura”, ale w historii połączeń numer, który pojawiał się regularnie. Bez podpisu. Dzwonił do niego niemal codziennie, o dziwnych porach – rano przed wyjściem, późnym wieczorem, czasem w weekend.
Zadzwoniłam, chociaż serce waliło mi jak oszalałe. Po trzecim sygnale odebrała kobieta: – Halo?
Nie powiedziałam nic i szybko się rozłączyłam. Głos był młody, wyraźny i wesoły. Nie miałam już złudzeń. Coś było na rzeczy. I nie, nie chciałam od razu wyciągać walizek czy robić scen. Chciałam się dowiedzieć, jak głęboko sięga to kłamstwo. I kim jest kobieta, dla której kupił perfumy, które miały być moje.
Kilka dni później, kiedy Rafał znowu wrócił późno, przywitałam go chłodno: – Dzwoniła Laura – rzuciłam mimochodem, patrząc mu prosto w oczy.
Zamarł i natychmiastowo zbladł, a dłonie mu zadrżały. Nie musiał nawet nic mówić, wszystko było wypisane na jego twarzy. Pierwszy raz od dawna to ja miałam kontrolę. On zaś nie miał nic – poza swoim milczeniem. Nie rozmawialiśmy, nie było o czym, bo wszystko było już jasne.
Nagle Rafał zaczął się starać
Przynosił kwiaty, robił śniadania, był nad wyraz uprzejmy. Nawet zaczął wracać wcześniej z pracy. Jakby chciał zamazać wszystko, co się wydarzyło. Jakby wierzył, że uda mu się to przykryć grzecznością i gestami, które przyszły za późno. Ja nic nie mówiłam. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie urządzałam scen. Zamiast tego obserwowałam go w ciszy. Patrzyłam, jak w tej ciszy się kurczy, znika i jak każdy jego uśmiech staje się wymuszony, a każde słowo – ostrożne. Jakby bał się, że jeden mój ruch rozwali wszystko.
I miał rację, bo ja nie planowałam już tej historii ratować. Z perfumami poszłam do butiku. Pracownica poznała je od razu. Nie powiedziałam jej, kim jestem. Nie musiałam. Gdy wróciłam, Rafał siedział na kanapie, jakby czekał na wyrok. Położyłam perfumy na stole i wyszłam do kuchni. Nie zapytał, skąd je mam. I nie próbował się tłumaczyć. Tego wieczoru nie było awantury. Nie było płaczu. Była cisza. Zimna, spokojna, bez słów.
Kilka dni później spakowałam jego rzeczy. Nie z powodu tamtej Laury i nawet nie przez perfumy. Zrobiłam to, bo zrozumiałam jedno: nie chcę żyć w świecie, gdzie miłość pachnie cudzą skórą. Wolę być sama, ale w prawdzie i bezpieczeństwie, a nie ciągłych wątpliwościach.
Edyta, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na samą myśl, że mam spotkać się w Wigilię z wnukami, robi mi się gorzej. W tym roku święta spędzę z dala od domu”
- „Syn zawsze chciał być kimś, dopóki kobieta nie zawróciła mu w głowie. Nie wierzę, że jest z nią szczęśliwy”
- „Zrobiłam świąteczną paczkę dla starszej i samotnej sąsiadki. Ze szczęścia nie mogła powstrzymać łez”