Reklama

Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że „chyba sobie daruje”, Damian przyszedł na siłownię, ale jakiś taki oklapnięty i bez humoru. Niby się przebrał, ale zamiast robić rozgrzewkę, usiadł na ławeczce pod ścianą i gapił się w okno.

Reklama

– Co jest? – spytałem. – Grypę złapałeś?

Skrzywił się tylko, jakby go ząb bolał, i pokręcił głową.

– To o co chodzi? – sapnąłem z wysiłkiem, robiąc wyczerpującą rundkę na bieżni.

Patrycja mnie chyba zdradza – wyznał ściszonym głosem.

Wyłączyłem bieżnię, bo ze zdumienia zapomniałem przebierać nogami i byłbym zaliczył glebę. Próbowałem uspokoić oddech.

– To niemożliwe, stary – powiedziałem, kiedy oddech wrócił do normy. – Patrycja jest w tobie zakochana jak cholera. Świata poza tobą nie widzi!

– Mówisz poważnie? – spytał z nadzieją w głosie. – Czy próbujesz mnie pocieszyć?

– Mówię śmiertelnie poważnie – potwierdziłem, bo tak wypadało.

Tylko te dropsy mi pomagają

Usiadłem przy nim i sięgnąłem po butelkę z wodą. Pociągnąłem spory łyk, zastanawiając się, co powinienem powiedzieć.

– Skąd w ogóle ten pomysł? – spytałem. – No wiesz, ze zdradą. Masz jakieś dowody?

– Nie, żadnych dowodów – potrząsnął ze smutkiem głową. – Tylko intuicja, bracie.

– A co ty, baba jesteś, żeby się kierować intuicją?! – wybuchnąłem. – Nie możesz rzucać oskarżeń na dziewczynę, tylko dlatego, że masz przeczucia. Ogarnij się, facet.

– Wiem, że to głupio wygląda – powiedział cicho. – Ale jestem pewien, że coś jest na rzeczy. Po prostu brak mi cholernych dowodów na jej zdradę.

– Bo ich nie ma, Damian – puknąłem go palcem w głowę. – Masz obsesję, człowieku. A tak w ogóle, to powinieneś chyba spytać Patrycję, czy coś ukrywa.

– No przecież mi nie powie prawdy, palancie! – zdenerwował się.

– Niby racja – pokiwałem głową i sięgnąłem do kieszeni po rolkę dropsów; podsunąłem je Damianowi – Chcesz?

Spojrzał nieufnie na wymięte opakowanie, wyciągnął mi z dłoni rulonik i zaczął studiować szatę graficzną opakowania. Marszczył przy tym czoło i mruczał pod nosem, jakby był krytykiem sztuki użytkowej. Pieprzony esteta. W końcu z wahaniem oderwał jednego dropsa.

– Tfu – skrzywił się ze wstrętem, kiedy już wpakował cukierka do ust. – Ale świństwo. Co to w ogóle jest?

– Lukrecja – powiedziałem. – Odkąd odstawiłem fajki, tylko te dropsy mi pomagają na głód nikotynowy.

– Lepiej byś zapalił, niż żarł tak syf – stwierdził Damian, wypluwając cukierka za kaloryfer. – Ty, a może twoja Dorota by porozmawiała z Patrycją? Mogłaby ją wysondować. Co ty na to, dobry pomysł, nie?

– Nie – odparłem. – Żadnych takich. Jak się zgadają, to twoja Patrycja może jej namącić w głowie. Ona chyba się domyśla, że kręciłem z jej koleżanką. Tą, która była druhną na waszym ślubie.

– Z Lidką?! – Damian zrobił wielkie oczy.

– Cii… – przyłożyłem palec do ust. – Tak jakoś wyszło.

Damian pokręcił głową, ale nie byłem pewien, czy była to oznaka dezaprobaty, czy podziwu dla moich podbojów.

– To co ja mam robić? – zajęczał.

– Nie wymyślać historii z d..., przede wszystkim – powiedziałem. – To wszystko to tylko wytwór twojej bujnej wyobraźni. Jeśli miałbyś jakiś dowód, choćby najmniejszy… Ale tak? – rozłożyłem ręce i dodałem: – Patrycja by ci tego nie zrobiła. W życiu!

– Tak uważasz? – spytał z nadzieją.

Jestem pewien – klepnąłem go w plecy. – To co, idziemy na jakieś piwko?

– Nie – powiedział stanowczo. – Nie idę do knajpy. Coś mi chodzi po łbie… Wrócę do domu i pokombinuję.

– Jakbyś zmienił zdanie – kusiłem – to znajdziesz mnie w „Czarnym kocie”. Mają nową kelnerkę, na którą warto rzucić okiem.

– Baw się dobrze – mruknął. – Ja lecę.

– Zdzwonimy się na tygodniu – przybiłem mu piątkę na pożegnanie. – Może się umówimy na jakiś wspólny wypad na weekend, co? Z dziewczynami. Co ty na to?

– Może to i dobry pomysł – zgodził się. – Pogadam z Patrycją. To na razie.

Poszedł do szatni, by się przebrać, a ja postanowiłem jeszcze trochę posiedzieć i ochłonąć, zanim skorzystam z prysznica. Usadowiłem się przy oknie, popijałem wodę i podziwiałem, jaki piękny jest świat.

Póki co, mogłem spróbować z kelnerką

Kiedy zobaczyłem Damiana wychodzącego z budynku, sięgnąłem po komórkę i wybrałem numer.

– Cześć, kotku – przywitałem się, kiedy usłyszałem jej głos. – W środę mam możliwość wyrwania się na godzinkę. Pasuje ci?

– Sama nie wiem – odparła. – Chyba powinniśmy z tym skończyć, Przemek.

Skończyć?! Akurat teraz, kiedy pozbyliśmy się resztek pruderii i zahamowań? Nie! Seks z Patrycją kręcił jak żaden inny.

– Myślę, że Damian coś podejrzewa – ciągnęła. – Nie chcę go stracić. Nie zamierzam rezygnować ze swojego małżeństwa.

– A kto mówi o rezygnowaniu z czegokolwiek, kwiatuszku – uspokajałem ją. – Przecież Damian nie ma pojęcia, co się dzieje, i nigdy się nie dowie, prawda? A skoro się nie dowie, to o co się martwisz? Nie ubędzie mu, jak od czasu do czasu pozwolisz sobie na odrobinę szaleństwa. Nie rezygnuj z przyjemności w imię anachronizmów.

Wahała się, to było czuć. Już byłem pewien, że się złamie…

– Między nami koniec, Przemek – stwierdziła stanowczo. – Przemyślałam to sobie bardzo dokładnie. Nie przychodź w środę ani w żaden inny dzień. Cześć.

Rozłączyła się. Niech to szlag! A przecież wiedziałem, że erotyczne zapasy ekscytowały ją tak samo, jak i mnie. Mieliśmy te same upodobania i podobny temperament, sama o tym wspominała. No trudno. Póki co, mogłem spróbować z kelnerką, która poprzednio wydawała się zainteresowana. Poszedłem do szatni, wszedłem pod prysznic, a potem wskoczyłem w czyste ciuchy. „Czarny kot” był dwie przecznice dalej, więc wypicie małego piwka nie powinno mi zająć więcej niż godzinkę.

No i miałem fart, na zmianie była akurat blondyna. Zamówiłem piwko, pożartowałem z kelnerką i już zamierzałem przywołać ją powtórnie, by poprosić o następną butelkę i numer telefonu, kiedy do knajpy wparował Damian. Uniosłem rękę, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, ale zdążył mnie już wypatrzyć i przeciskał się do stolika.

Będzie pan miał większe powodzenie u kobiet

– Mam dowód – wysapał, rzucając na stolik rolkę dropsów. – Z lukrecją, bracie – dodał i uśmiechnął się szeroko. – Nie znam nikogo, kto by jadł to świństwo… Oprócz jednej osoby. Zapomniałeś zabrać z mojej sypialni, więc postanowiłem ci przynieść. Od czego ma się przyjaciół, nie?

Otworzyłem usta, by mu uświadomić, że każdy głupi może kupić takie cukierki, ale to był błąd. Gdybym ich nie otwierał, cios, który zainkasowałem, nie wyrwałby mi żuchwy z zawiasów. Damian nie był silnym facetem, ale w uderzenie włożył serce, i w rezultacie, razem z krzesłem, wylądowałem na podłodze. Nie wiem, co ze stołkiem, ale ja już się nie podniosłem – ból odebrał mi zdolność jakiegokolwiek działania. Wyłem tylko jak raniony tygrys i miałem w d..., co pomyśli o tym blondyna.

No cóż, zdaje się, że pomyślała, by zadzwonić po karetkę, ale i tak wcześniej zjawili się gliniarze. Spisywali jeszcze protokół, kiedy na noszach opuszczałem lokal. Potem był szpital. Zdrutowano mi kości i założono metalowe ustrojstwo na górną i dolną szczękę. Potem opleciono to gumkami, bym nie miał możliwości otwarcia ust. Lekarz z satysfakcją pokiwał głową.

– Super – pochwalił sam siebie. – Jakiś miesiąc musi pan sobie radzić bez jedzenia – roześmiał się, ubawiony swoim żartem. – Bez strachu – poklepał mnie po plecach. – Może pan jeść, ale tylko pokarmy płynne, zupki krem i te de. Dobrze to panu zrobi, bo pojawiła się lekka otyłość, a w tak młodym wieku to niedobrze. Proszę myśleć, że będzie pan miał większe powodzenie u kobiet po diecie. No, może pan wracać do domu, widzimy się na wizycie kontrolnej.

Niby jak, skoro nie miałem już domu, bo Dorota wystawiła moje klamoty za drzwi? Chcąc nie chcąc, wróciłem do mieszkania rodziców. Mama była nawet zadowolona, ojciec trochę mniej, ale nie wygonił mnie na ulicę. Oczywiście, zrezygnowałem z oskarżenia o pobicie, to już byłaby przesada z mojej strony, swój honor mam. Cholernych dropsików z lukrecją w życiu nie wezmę do ust, wolę już wrócić do fajek.

Są i dobre niusy. Kelnerka z „Czarnego kota” odwiedziła mnie w szpitalu i bez problemu zostawiła numer telefonu. Ma na imię Wiktoria i dysponuje sporym mieszkankiem po babci. Może w końcu szczęście się do mnie uśmiechnie i uda mi się stworzyć stały związek?

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama