Reklama

Kiedy usiłowałem się uwolnić, w ręce wrzynała mi się mocna linka. Próbowałem z całych sił, nic jednak nie zdziałałem. Oprócz więzów sporządzonych ze sznura, zostałem bowiem również skrępowany opaskami zaciskowymi, które sprawiały dodatkowy ból.

Reklama

Zamarłem, kiedy skrzypnęły drzwi za moimi plecami

– Znowu się wygłupiasz? – spytał niski, zachrypnięty głos. – Jak chcesz, ale jeżeli przetniesz sobie sam żyły, nigdy już nie zobaczysz słońca.

– A w ogóle zobaczę? – spytałem.

– Jeśli twoja żoneczka nie będzie się wygłupiać i zapłaci okup, da się to zrobić, spokojnie. Ale nie zamierzamy cię tutaj karmić w nieskończoność. Tak się zastanawiam, czy nie posłać jej twojej obrączki jako dowodu, że nie żartujemy. Oczywiście razem z palcem, żeby się nie zawieruszyła gdzieś w paczce.

Wstrząsnąłem się odruchowo. Zdawałem sobie już sprawę, że gość nie żartuje.

– Gdzie jest Malina? – spytałem. – Nie była tu od przedwczoraj.

– Musiała wyjechać – odparł. – Nie sądzisz chyba, że stąd załatwiamy sprawy z twoją starą. Miała nie zawiadamiać policji, pewnie, ale kto tam trafi za babą. Lepiej, żeby telefon Malinki logował się daleko stąd i z różnych miejsc. A potem go się wyłącza. To stary model, nikt go nie namierzy po wyłączeniu.

O wszystkim pomyśleli, cholera. Prawdę mówiąc, liczyłem właśnie na to, że poszukuje mnie policja i będą w stanie zlokalizować moich porywaczy po smartfonach. Zrezygnowałem z oporu i pozwoliłem się nakarmić bez protestów.

Mężczyzna miał na twarzy pełną kominiarkę z otworami tylko na oczy. Malina w ogóle mi się nie pokazywała, odkąd zostałem uwięziony. Liczyła na to, że zapomnę, jak wygląda? To przecież raczej niemożliwe.

A tak pięknie się wszystko zaczęło…

Odkryłem tę uroczą zatoczkę przypadkiem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że udawałem się w tamten zakątek jeziora tylko dlatego, że okazał się wyjątkowo uroczy, chociaż naprawdę robił wrażenie.

Owszem, na początku właśnie tak było, na dodatek mogłem swobodnie popływać, nie dusząc się w tłumie plażowiczów. Przy hotelu zawsze panował ścisk, a przecież nad dużym akwenem nie brakowało zacisznych plaż i łagodnych zejść do wody prawie prosto z lasu.

I to było jedno z takich miejsc. Odkryłem je przypadkiem, a potem prawie codziennie odwiedzałem. Lubiłem nie tylko samo kąpanie się w jasnej, przyjaznej wodzie, przyjemniejszej chyba wczesną jesienią niż w pełni lata, ale również podróż w tamtą stronę. Okolica słynęła z charakterystycznego mikroklimatu, który sprawiał, że ciepła aura panowała tu nawet w połowie października. A kiedy robiło się chłodno, można było skorzystać z basenów zasilanych z ciepłych źródeł. Ta woda nie tylko rozgrzewała, ale miała też właściwości lecznicze.
I to wszystko nie gdzieś w dalekich krajach, ale w kochanej Polsce.

A ja w dodatku znalazłem tamtą zatoczkę. I nie tylko zatoczkę, jak się później okazało…

Pewnego dnia, kiedy korzystałem ze wspaniałej wody, na wąskiej plaży pojawiła się kobieta. Nawet z kilkudziesięciu metrów widziałem, że jest bardzo zgrabna, ale nie wgapiałem się w nią nachalnie, bo nie lubię takiego zachowania.

Tymczasem kobieta popłynęła w moim kierunku, minęliśmy się, kiedy wracałem do brzegu. Miała piękną twarz okoloną burzą ciemnych włosów. Odwróciłem się, kiedy mnie minęła i wpatrywałem się najpierw w jej profil, a potem w zroszoną wodą fryzurę.

Zbliżyłem się do plaży na tyle, żeby stanąć. Kobieta wypłynęła na jakieś sto pięćdziesiąt metrów, zanim zawróciła. Udając obojętność, udałem się naprzeciw. Za drugim razem zachwyciła mnie jeszcze bardziej. Westchnąłem w duchu. Że też żonaty człowiek jest wystawiony na takie pokusy.

Ciągle miałem przed oczami kobietę z plaży

Nie odważyłem się jej zaczepić, a ona wyszła z wody i odeszła. Zepchnąłem więc do wody wąski, dwuosobowy ponton i uruchomiłem elektryczny silnik. Lubiłem jego cichy szum. To był doskonały sprzęt i swoje kosztował, ale warto było wydać parę groszy na odrobinę komfortu.

– Jak było? – spytała żona, kiedy wróciłem.

Siedziała przy stoliku i sączyła barwny koktajl. W lecie uwielbiała się smażyć całymi dniami, lecz teraz słońce nie było tak łaskawe, dało się opalać w negliżu jedynie koło południa.

– Świetnie – odrzekłem. – Wspaniałe widoki, cudowna woda.

Kiedy mówiłem o widokach, samoistnie pojawiła się przed moimi oczami nienaganna sylwetka tajemniczej pływaczki.

– No to super – podsumowała Małgosia.

– Mogłabyś się ze mną wybrać – rzuciłem, znając z góry odpowiedź.

– Wiesz, że nie lubię wodnych wycieczek – skrzywiła się. – I słabo pływam.

– A ja się tam jutro chyba znowu wybiorę – oznajmiłem.

Wzruszyła tylko ramionami. Miała co robić, bo podczas wyjazdu też trzeba było pilnować interesów. Mnie również czekało jeszcze tego popołudnia zdalne zebranie. Ludzie biznesu nie miewają prawdziwych urlopów. W każdym razie nie my. Można się odciąć zupełnie na parę dni, ale to wszystko. I odcięliśmy się tak pod koniec lipca.

Teraz odpoczywaliśmy do pewnego stopnia warunkowo. W każdej chwili mogło się okazać, że trzeba wracać, jeśli nie razem, to któreś z nas. Na razie jednak na szczęście sprawy miały się dobrze.

– Wybierz się – rzuciła. – Może poznasz jakąś miłą syrenę, tylko nie daj się wciągnąć pod wodę.

Przez głowę przemknęło mi, że Małgosia coś wie, ale zaraz odrzuciłem tę myśl. Przecież to było niemożliwe.

– Syreny to nad morzem – uściśliłem z uśmiechem. – Nad jeziorami są topielice.

– Fakt – przyznała. – Ale one też wciągają w toń nieostrożnych mężczyzn, jeśli dadzą im się omotać.

Wtedy przyznałem jej rację

Drzwi znów się otworzyły po kilku godzinach, a ja od razu wiedziałem, że to nie człowiek nazywany Czarnym. Doleciał mnie zapach perfum, kroki były lekkie.

Strasznie oporna ta twoja żona – przemówiła Malina miodowym głosem.

Kontrastował ostro z tym, co potrafiła zrobić, kiedy ją obraziłem. Do tej chwili czułem ból w skroni i mrowienie w kroczu, wspominając tamtą chwilę sprzed kilku dni.

– Nie chce zapłacić okupu? – spytałem, martwiejąc. To by oznaczało dla mnie wyrok śmierci.

– Targowała się – odparła Malina. – Powiedziała, że pół miliona to stanowczo za dużo i nie zniszczy firmy, żeby kogokolwiek ratować. Musi myśleć o pracownikach.

To prawda, że w ostatnim czasie nie było w naszym małżeństwie najlepiej, ale zdarzały się wzloty i upadki. Chociaż tych drugich bywało jakby nieco więcej. Byłem w stanie zrozumieć jej punkt widzenia, ale nie wyobrażałem sobie, bym na jej miejscu się targował… Chociaż…

Czy aby na pewno? Porywacze doskonale wiedzieli, że jesteśmy zamożni, przynajmniej jak na krajowe standardy, ale każde dziesięć czy dwadzieścia tysięcy stanowiło dla nas całkiem poważną kwotę. Trzeba było inwestować w rozwój.

Przez jakiś czas panowało milczenie

– I na czym stanęło? – spytał Czarny, wchodząc energicznie. Oboje znajdowali się za moimi plecami.

– Trzysta pięćdziesiąt tysięcy – odpowiedziała Malina.

– Trochę mało – burknął mężczyzna.

– To co, chcesz się dalej targować? Czy może mu jednak coś obciąć i jej wysłać?

Zrobiło mi się zimno.

A jak uzna, że ten drań już nie żyje? – spytał Czarny. – Sam o tym myślałem. A poza tym, jak wyślemy? Kurierem? Zawieziesz jej pod drzwi? Tak czy inaczej, pozostaną ślady.

Przez jakiś czas panowało milczenie. Zastanawiałem się, jak to jest, kiedy odcinają człowiekowi palec.

– Racja – powiedziała w końcu Malina.

– No to bierzmy tę forsę i z głowy – podsumował jej pomagier.

– To nie takie proste. Powiedziała, że musi tę sumę uzbierać, a to potrwa ze trzy dni.

Jęknąłem. Kolejne trzy dni w łapach tych oprawców? Coś okropnego.

– Zaraz… – nagle przyszło mi coś do głowy. – Ciebie, nigdy nie widziałem. Znaczy twojej gęby. Ale Malinę rozpoznam. Nie możecie mnie przecież puścić żywego, czy moja żona zapłaci, czy nie.

Odpowiedział mi śmiech obojga.

– Aleś ty durny – powiedziała Malina.

– Myślisz, że wyglądam tak jak wtedy? Nie wiesz, że kobieta posiada ogromne zdolności do zmiany wyglądu? Poznałeś długowłosą szatynkę o ciemnych oczach, a teraz mogę być ostrzyżoną na pazia blondynką z chabrowym spojrzeniem, rudą zielonooką pięknością, seksowną brunetką z piwnymi tęczówkami. Możliwości jest mnóstwo. Zapewniam cię, że byś mnie nie poznał.

– Dlatego się nie pokazujesz? – próbowałem odwrócić głowę jak najdalej w tył, ale zaraz przyskoczył Czarny i strzelił mnie w potylicę.

– Nie podglądaj! A ty załóż kominiarkę.

– Fryzura mi padnie – poskarżyła się.

– No, już!

Bywała tam codziennie, o tej samej porze co ja. Wówczas myślałem, że połączył nas zupełny przypadek, dopiero po uwięzieniu zrozumiałem, że jej pojawianie się wynikało z obserwacji i stanowiło część planu. Zasadzili się na bogatego frajera.

To nieznajoma pierwsza wyszła z inicjatywą

Tego dnia powiedziałem żonie, że popłynę do zatoczki nie tylko w celu kąpieli, ale połażę po okolicy.

– Kto wie, może znajdę tam w głębi jakiś spokojny ośrodek?

Spojrzała na mnie jak na głupka.

– Błagam cię, kochany, nie mów takich rzeczy. Jaki ośrodek? Może z drewnianymi domkami typu szałas? Ja chcę mieć odpowiednią obsługę, masaże, jacuzzi i szwedzki stół. Po to tutaj przyjeżdżamy. A jak ci się marzy niski standard, będziesz musiał sam w nim zamieszkać.

– Ale i tak pochodzę po okolicy – odpowiedziałem, tłumiąc złość.

W zasadzie żona miała rację. To ja korzystałem z uroków wielkiego jeziora, ona skupiała się na znakomitej obsłudze i wchłanianiu smakołyków. Tego jej zazdrościłem, że jadła, ile chciała, a nie przybierała na wadze. Miała doskonałe geny.

– Może nawet pobiegam.

– Tylko wróć na kolację – napomniała.

– Mają być dzisiaj kalmary. A wiesz, jak je przyrządza szef kuchni.

– Będę na pewno – obiecałem. – Kalmarów za nic bym nie przegapił.

Nie miałem wówczas pojęcia, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja

To, że piękna kobieta pojawiała się na dzikim kąpielisku codziennie o tej samej porze nie musiało o niczym świadczyć. Dlatego nie miałem śmiałości jej zaczepić. I to ona wyszła z inicjatywą.

– Dzień dobry – powiedziała, mijając mnie. Posłała mi śliczny uśmiech.

– Dzień dobry, piękna pani – odpowiedziałem z entuzjazmem.

Zatrzymała się. Byliśmy na głębinie, więc utrzymywała pion w wodzie, poruszając rękami i nogami. Też tak umiałem.

– Piękna? – zaśmiała się. – Chyba za dużo powiedziane.

– Chyba nie – odparowałem również z uśmiechem. – I dobrze pani o tym wie.

– Proszę mi jeszcze powiedzieć, że specjalnie dla mnie przypływa pan z tego wspaniałego kompleksu hotelowego – zakpiła.

– Odkąd panią zobaczyłem pierwszy raz, tak rzeczywiście jest – odpowiedziałem poważnie.

Przyglądała mi się z uwagą, zabawnie marszcząc brwi.

– Prawdę mówiąc, tak właśnie myślałam – powiedziała wreszcie i podpłynęła bliżej.

– Trudno na panią nie zwrócić uwagi – odparłem, również się do niej zbliżając.

Nagle poczułem jej rękę. Dotknęła mnie tam… No właśnie.

– Matko – szepnąłem. – Ale ja jestem żonaty – pokazałem obrączkę na palcu.

Roześmiała się perliście.

– A ja to nie jestem zamężna? Co to ma za znaczenie?

Przyciągnąłem ją do siebie, oplotła mnie nogami. Zanurzyliśmy się na chwilę, a potem wypłynęliśmy ze śmiechem.

– Chodźmy – powiedziała zmysłowym głosem. – W wodzie jest gorzej niż na tylnej kanapie samochodu.

– Dokąd? – spytałem.

– Do mojego domku.

– A mąż?

– Mąż wyjechał na trzy dni. Sam jest sobie winien. Chyba że się panu spieszy…

– Nie spieszy mi się – odpowiedziałem. Miałem sporo czasu do kolacji.

Znaleźliśmy się w jej domku po kilku minutach. Po drodze urządziliśmy sobie zawody pływackie. Wygrałem.

– Możesz sobie zażyczyć, czego tylko chcesz – powiedziała.

Niedługo potem wylądowaliśmy w łóżku. Odgłos otwieranych drzwi doleciał mnie jak przez mgłę. Sekundę później poczułem tępy ból z tyłu głowy i zanurzyłem się w ciemność.

Ocknąłem się przywiązany do żelaznego krzesła. Czekałem na któreś z nich wyjątkowo długo. Wreszcie pojawiła się Malina.

Podczas miłosnych igraszek kazała się tak nazywać, niby że taka z niej słodka kobieta. Szkoda tylko, że nie miałem okazji się o tym w pełni przekonać, zanim jej wspólnik poczęstował mnie tym czymś w głowę.

– Potrzebuję do toalety – powiedziałem, słysząc wreszcie otwierające się drzwi.

– Nie teraz – warknął Czarny. – Twoja stara za bardzo się wygłupia. Zebrała tylko dwieście kawałków i chce, żebyśmy się tym zadowolili.

– Pozwól mi z nią porozmawiać – poprosiłem. – Przecież policja od razu nie namierzy twojego telefonu. Nie znają go nawet…

– Chyba cię pogięło!

W pośpiechu zapomniała wyłączyć telefon

W tej chwili do pomieszczenia wbiegła Malina.

– Cholera, mamy problem – powiedziała.

Każdy z nas popełnia błędy. Moim była próba nawiązania romansu z obcą piękną kobietą. Ale i oni nie ustrzegli się pomyłki. Pomyłki, o którą mogłem się tylko modlić.

– Jak to nie wyłączyłaś komórki?! – wściekł się Czarny, kiedy moja kusicielka powiedziała, o co chodzi.

– Cholera, zapomniałam! Spieszyłam się i tak wyszło – usprawiedliwiała się kobieta.

– Miałaś właśnie o tym pamiętać!

– Może nic się nie stanie – powiedziała z nadzieją. – A co z nim? – spytała.

Reklama

Przerwało mu głuche uderzenie gdzieś w głębi piwnicznego korytarza, a potem ogłuszające krzyki: „Policja! Leżeć, ręce do tyłu! Kładź się! Łapa!”.

Reklama
Reklama
Reklama