„Myślałem, że Katarzynki to tylko pierniki. Żona się wściekła, gdy zapomniałem o jej imieninach”
„– Powiedz mi, Michał, wiesz w ogóle, co to są Katarzynki? – jej ton był lodowaty. Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Pamiętałem, że coś tam o tym kiedyś słyszałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć szczegółów. – No jasne, pierniki – rzuciłem. Z jej wyrazu twarzy wywnioskowałem, że to najgorsza możliwa odpowiedź”.
- Redakcja
Dziś rano Kasia nawet nie spojrzała w moją stronę, gdy wychodziłem do pracy. Zwykle, choćby niewyspana, rzucała za mną jakiś żart albo „uważaj na siebie”. Dziś? Cisza. W kuchni słyszałem tylko ciche stukotanie sztućców o talerz – jedyne świadectwo, że ktoś jeszcze tu mieszka oprócz mnie.
Owszem, mógłbym się domyślić, o co jej chodzi, ale nie chciało mi się w to wnikać. Wczoraj wszystko wydawało się w porządku. Obejrzeliśmy serial, zjedliśmy kolację, nawet śmialiśmy się z głupich memów, które Kasia mi pokazywała. A teraz? Lodowata cisza.
– Coś się stało? – zapytałem, wychylając głowę z przedpokoju.
– Nie, wszystko świetnie – odpowiedziała z taką ironią, że poczułem, jak ciarki przechodzą mi po plecach.
Znałem ten ton aż za dobrze. Oznaczał jedno: coś na pewno się stało, a ja powinienem wiedzieć co. Problem w tym, że nie wiedziałem.
Po drodze do biura zastanawiałem się, czy znów coś zawaliłem. Urodziny? Nie. Rocznica? Była w czerwcu. Może to PMS? Ale nie, przecież Kasia ostatnio mówiła, że to już za nią. W końcu machnąłem ręką. Kobiety mają swoje humory, może samo przejdzie. Jak zawsze. Gdybym wtedy wiedział, jak bardzo się mylę...
Żona zrobiła mi awanturę
– Wiesz, jaki dziś dzień? – Katarzyna stała w drzwiach salonu, opierając się o framugę.
Jej mina była taka, że na moment przeszło mi przez głowę, czy nie zapomniałem o czymś naprawdę ważnym.
– Poniedziałek? – rzuciłem, patrząc znad laptopa.
Kasia prychnęła. Prychnęła! To nie wróżyło nic dobrego.
– Poniedziałek? Serio, Michał? – Uniosła brwi i założyła ręce na piersi. – Może spróbujesz jeszcze raz?
Wzruszyłem ramionami, czując narastającą irytację. – No co? Coś przegapiłem?
– Imieniny! Moje imieniny! – wybuchła, a jej głos przeszył powietrze jak ostrze. – Myślałam, że chociaż raz pamiętasz, ale jak zwykle...
Rany, faktycznie. Katarzyny. To był ten dzień. Cholera, wiedziałem, że coś mi umknęło.
– Kasia, no dobra, zapomniałem. Ale to tylko imieniny. Po co te nerwy? – Próbowałem się ratować, choć wiedziałem, że to nie przejdzie.
– Tylko imieniny? – Zrobiła krok w moją stronę. – Dla ciebie zawsze coś jest „tylko”! Tylko urodziny, tylko rocznica, tylko moje sprawy! A wiesz co? Dla mnie to nie jest „tylko”!
– Kasia, daj spokój, zaraz ci złożę życzenia i po sprawie – próbowałem zażartować, ale to był błąd.
Jej twarz zrobiła się czerwona.
– Po sprawie?! – wrzasnęła. – Dla mnie to ważne, Michał! Miałam plany, chciałam coś razem zrobić, ale ty jak zwykle nie masz czasu, pamięci ani chęci!
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Milczałem, a Kasia odwróciła się na pięcie i wyszła do kuchni, trzaskając drzwiami. Siedziałem w osłupieniu, czując, jak złość i wstyd mieszają się w głowie.
Zrobiłem z siebie głupka
Katarzyna wróciła do salonu z takim impetem, jakby sam diabeł pchał ją do konfrontacji. Rzuciła mi zimne spojrzenie i, nawet nie czekając, aż coś powiem, zaczęła:
– Powiedz mi, Michał, wiesz w ogóle, co to są Katarzynki? – jej ton był lodowaty.
Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Pamiętałem, że coś tam o tym kiedyś słyszałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć szczegółów. Żeby nie wyjść na kompletnie nieogarniętego, rzuciłem:
– No jasne, pierniki.
Z jej wyrazu twarzy wywnioskowałem, że to najgorsza możliwa odpowiedź. Katarzyna westchnęła z rozpaczą, jakby rozmawiała z dzieckiem, które właśnie rozbiło ulubioną wazę babci.
– Pierniki? Serio, Michał? – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Katarzynki to wróżby! Staropolska tradycja wróżb dla mężczyzn! Ale skąd ty byś miał to wiedzieć? Ty nawet nie wiesz, co ja lubię, co dla mnie ważne, a co dopiero o tradycjach!
– Przepraszam, skąd miałem wiedzieć, że dla ciebie to takie istotne? Nigdy o tym nie mówiłaś! – próbowałem się bronić, ale jej wzrok sugerował, że właśnie wbijałem sobie kolejnego gwoździa do trumny.
– Nie mówiłam? – Uniosła głos. – Michał, przez ostatni tydzień chodziłam i co chwilę wspominałam, jakie mam plany na ten dzień! Jak zwykle mnie nie słuchałeś, bo przecież twoje sprawy są zawsze ważniejsze!
– Ale ja naprawdę mam dużo na głowie, Kasia... – zacząłem, ale ona przerwała mi natychmiast.
– Na głowie? Na głowie to ja mam bycie twoją żoną, Michał, i robienie wszystkiego, żebyś czuł się dobrze w naszym domu! A co ja mam z tego? Zapomniane imieniny i pierniki jako odpowiedź na pytanie, które nawet dziecko by ogarnęło!
Czułem, że każde moje słowo tylko pogarsza sytuację, ale nie mogłem się powstrzymać.
– Dobra, przesadzasz. To tylko dzień. Nie musimy robić z tego dramatu.
Jej śmiech był pełen goryczy.
– Nie rozumiesz, prawda? Nigdy nie rozumiesz.
Odwróciła się i zniknęła w sypialni, zostawiając mnie w martwej ciszy.
Nie rozumiałem tych pretensji
Siedziałem na kanapie i patrzyłem na zamknięte drzwi sypialni. Po kłótni w domu panowała cisza, jakiej dawno nie doświadczyłem. Cisza, która nie przynosi ulgi, tylko uwiera jak kamień w bucie.
Czy naprawdę zawaliłem? To przecież tylko imieniny, zwykła data w kalendarzu. No dobrze, może dla Katarzyny ważna, ale czy aż tak? Naprawdę trzeba z tego robić teatr? A może ja po prostu tego nie rozumiem?
Oparłem głowę o oparcie kanapy, próbując przypomnieć sobie, co dokładnie mówiła o tych Katarzynkach. Może faktycznie coś wspominała, ale w ostatnich dniach byłem tak pochłonięty pracą, że jej słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Czy to jednak moja wina? Przecież nie robiłem tego specjalnie.
Nagle przypomniałem sobie inne sytuacje. Jak w zeszłym roku zapomniałem o rocznicy ślubu, a potem przez tydzień chodziła naburmuszona. Albo jak przyrzekłem, że w sobotę obejrzę z nią jej ulubiony film, ale zamiast tego grałem na konsoli z kumplem. Za każdym razem mówiłem sobie, że to drobiazgi, że ona przesadza. Ale może wcale nie?
Zacząłem się zastanawiać, czy Kasia czuje się w naszym związku niedoceniana. Może nie chodzi o same imieniny, tylko o coś głębszego – o to, że nie potrafię pokazać jej, że jest ważna. Ale jak miałem to zrobić, skoro sam nie rozumiałem, czego właściwie ode mnie oczekuje?
Z westchnieniem wstałem z kanapy. Musiałem coś wymyślić, zanim te zamknięte drzwi staną się symbolem naszego małżeństwa.
Próbowałem to naprawić
Stałem pod drzwiami sypialni, w głowie próbując ułożyć sensowne słowa. Nie było łatwo. W końcu nacisnąłem klamkę. Katarzyna siedziała na łóżku, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Na widok mnie tylko uniosła brwi, jakby chciała zapytać: Czego teraz chcesz?
– Kasia, przepraszam – zacząłem, choć jej mina jasno mówiła, że na to czekała, ale i tak nie zamierzała mi ułatwiać. – Wiem, że zapomniałem, i wiem, że cię zawiodłem.
– To wszystko? – rzuciła chłodno.
– Nie. Rozumiem, że to dla ciebie ważne i chcę to naprawić – mówiłem dalej, próbując brzmieć szczerze. – Może zrobimy coś razem? Wiesz, coś związanego z Katarzynkami?
Kasia spojrzała na mnie, jakbym zaproponował spacer po Marsie. – Teraz chcesz coś robić? Po tym, jak kompletnie olałeś ten dzień?
– Staram się... – mruknąłem.
– Starasz się? – przerwała mi ostro. – Michał, tu nie chodzi tylko o dziś. Chodzi o to, że nigdy nie widzisz, co dla mnie ważne. Zawsze wszystko jest na twoich warunkach.
Czułem się, jakby każdy jej wyrzut był osobnym ciosem. Chciałem coś powiedzieć, ale Katarzyna odwróciła głowę, jakby zamykając rozmowę. Wyszedłem, czując, że tym razem naprawa będzie trudniejsza, niż sądziłem.
Musiałem jakoś przeprosić żonę
Wieczór przyniósł ze sobą chłód, nie tylko za oknem, ale i w naszym domu. Katarzyna nadal siedziała zamknięta w sypialni, a ja krążyłem po salonie, jakby moje kroki mogły w magiczny sposób znaleźć rozwiązanie. Czułem, że muszę zrobić coś więcej niż przeprosiny. Coś, co pokaże, że naprawdę mi zależy.
Zatrzymałem się przy półce z książkami. Mój wzrok padł na starą książkę z tradycyjnymi wróżbami, którą kiedyś Kasia z zachwytem przyniosła z targu staroci. Nieśmiały pomysł zaczął się rodzić w mojej głowie. Szybko zebrałem się i wybiegłem z domu, niemal potykając się na schodach.
Kiedy wróciłem, było już bardzo późno. W salonie zapaliłem świece, poustawiałem talerzyki z piernikami i ułożyłem kartki z wróżbami, które w pośpiechu przepisałem z książki. Na środku stołu położyłem mały, starannie zapakowany prezent, który zdążyłem kupić po drodze – srebrny naszyjnik z delikatnym wisiorkiem w kształcie liścia, bo wiedziałem, jak bardzo Kasia kocha jesień.
– Kasia? – zapukałem do drzwi sypialni, tym razem ostrożniej.
Usłyszałem kroki, a chwilę później stała w progu. Jej twarz była zmęczona, ale ciekawość w oczach zdradzała, że coś ją zaintrygowało.
– Coś się stało? – zapytała ostrożnie.
– Po prostu... chodź.
Zaprowadziłem ją do salonu. Widząc przygotowany stół, zamarła. Jej spojrzenie zatrzymało się na zapakowanym prezencie.
– Co to jest? – zapytała cicho.
– Spóźniony prezent – odpowiedziałem. – Wiem, że zawaliłem, i wiem, że to nie naprawi wszystkiego. Ale chciałem, żebyś wiedziała, że naprawdę mi zależy.
Otworzyła prezent, a kiedy zobaczyła naszyjnik, jej oczy zaszkliły się. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła głową.
– Michał, jesteś beznadziejny – powiedziała, ale w jej głosie nie było już złości.
– Wiem – odpowiedziałem z westchnieniem. – Ale staram się to zmienić.
Kasia usiadła przy stole. Na początku atmosfera była napięta, ale gdy zaczęliśmy czytać wróżby, powoli między nami znowu zapanował spokój. Nie było jeszcze idealnie, ale pierwszy krok został zrobiony.
Michał, 37 lat