Reklama

Nieraz lawina zdarzeń może wziąć swój początek od najzwyklejszej czynności, takiej jak opuszczenie swojego mieszkania. U mnie przyczyną wszystkiego był upór mojej córki Marianny.

Reklama

Ciągle suszyła mi głowę

– Tatusiu, siedzenie non stop w mieszkaniu ci nie służy. Wyjdź do ludzi, pogadaj ze znajomymi, na pewno poprawi ci to nastrój – tłumaczyła mi, marszcząc śmiesznie nosek jak młody zajączek.

Taki grymas towarzyszył jej od najmłodszych lat, gdy tylko cokolwiek było nie po jej myśli.

– Daj spokój, nie zadręczaj się tym, że wyjechałaś i zostawiłaś mnie samego. Daję sobie radę, nareszcie mam ciszę i spokój – odpowiedziałem przekornie, patrząc na twarz mojej córki wyświetloną na monitorze.

– Tato, przecież nie jesteś stary, mógłbyś znaleźć sobie żonę, jesteś w końcu atrakcyjnym mężczyzną – nie dawała za wygraną.

– O, to miło, że tak uważasz. Powinnaś być z tego dumna, w końcu jesteś do mnie podobna – parsknąłem śmiechem, próbując musnąć dłonią jej policzek.

Poczułem lekkie drganie wyświetlacza, więc odsunąłem dłonie od urządzenia.

– Niepokoję się twoim losem, jesteś taki samotny, powinieneś odnowić kontakty ze starymi znajomymi, poszperaj w mediach społecznościowych, tam można znaleźć dosłownie każdego – namawiała Marianna.

– Może wystarczy, jak będę jeździł na rowerze? – zapytałem.

Nie spodziewałem się jej

Musiałem jakoś zmienić temat, żeby dała mi święty spokój. Świetnie wiedziałem, co siedzi w głowie mojej córki, przecież wychowywałem ją sam, zastępowałem jej tatę i mamę. Moja ukochana żona odeszła zdecydowanie za wcześnie, nie zdołała wygrać z chorobą nowotworową.

– Naprawdę, chcesz wyjechać na tym zabytkowym gruchocie? Cóż, lepszy rydz niż nic – Marianna rozpromieniła się uśmiechem, na chwilę zapominając o moim całkowitym braku życia towarzyskiego. – Tylko zerknij, czy koła się nie rozlecą, twój rower pamięta czasy drezyn, więc nie wiem, czy warto mu w pełni zaufać.

– Czasem stare graty są nie do zdarcia – skomentowałem z przekonaniem.

Ni stąd, ni zowąd naszła mnie chęć na krótką wycieczkę. Po paru godzinach już siedziałem na rowerze i radośnie kręciłem pedałami, jadąc prosto środkiem trasy dla jednośladów.

– Może mógłby pan nie blokować całej drogi? – dotarł do mnie kobiecy głos. – No nie wierzę, Krzysiek! – kobieta wyszczerzyła zęby w uśmiechu gdy mnie dogoniła i zastawiła mi drogę. – Ale cię dawno nie widziałam, zestarzałeś się trochę. Pamiętasz, jak braliśmy dwa piwka i do tego jeden talerz sera, bo inaczej nie chcieli nam sprzedać?

– Maja! – w końcu ją rozpoznałem – Wyglądasz dokładnie tak samo jak kiedyś – dodałem grzecznie.

Uczucie wygasło prędko

Rozmowa przebiegła bez niespodzianek, po takim czasie niewiele mieliśmy sobie do przekazania. Niespodziewanie Majka wspomniała o czymś, co przykuło moją uwagę.

– Słyszałeś, że Natalia przyjechała i osiadła w rodzinnych stronach pod stolicą? – zerknęła na mnie znacząco. – Byliście parą, sądziłam, że staniecie na ślubnym kobiercu.

Swego czasu również sądziłem, że tak będzie, ale życie zweryfikowało moje plany. Los chciał, żebym był z Małgosią, a Natalia odeszła w zapomnienie, choć pamięć o niej wciąż we mnie trwa.

Kto z nas od czasu do czasu nie wraca myślami do swojej pierwszej, wielkiej miłości? Nasze uczucie było świeże, gwałtowne niczym letnia burza – czegoś takiego nie da się wymazać z pamięci. Nasze drogi się rozeszły, lecz Natalia odcisnęła na mnie piętno. Przez długi czas porównywałem z nią każdą kolejną dziewczynę, która zawróciła mi w głowie, co momentami doprowadzało mnie do szału. No bo ile można wracać wspomnieniami do osoby, której już się nie kocha?

Byłem absolutnie przekonany, że nasze uczucie już wygasło, urwało się tak nagle, jak wszystko, co nas połączyło, jednak Natalia ciągle do mnie wracała w myślach. Dopiero Małgosia, moja przyszła żona, zdołała mnie od niej uwolnić. To właśnie ona okazała się tą jedyną, wymarzoną partnerką.

Prawie ją rozjechałem

– Bidulka mieszka sama, dwa razy próbowała szczęścia w małżeństwie, ale jak widać bez powodzenia – Majka zachichotała złośliwie. – Pamiętam, jaka z niej była ostra sztuka, ale się żarliście.

Ciekawe, bo ja miałem zupełnie inne spojrzenie na tę kwestię, ale co Majka może wiedzieć o zawiłej relacji, jaka nas związała?

– Ty też jesteś sam, a ona wiedzie pustelniczy żywot, może czas odnowić kontakt i sprawdzić, do czego to doprowadzi? – wypaliła, wyprzedzając mnie fantastycznym zrywem. – No to cześć, do kolejnego spotkania.

Nie podała mi swojego numeru, pewnie jak moja córka myślała, że każdy korzysta z mediów społecznościowych. Ta kobieta to jakaś wiedźma, bo rozpaliła we mnie płomień zainteresowania. Dobrze wiedziałem, gdzie szukać Natalii, parę razy ją odprowadzałem, ale czy miałem ochotę ją zobaczyć? Niespecjalnie.

Tydzień później jechałem rowerem leśną ścieżką, która prowadzi na pastwisko i nad jeziorka, a potem już prostą drogą pod same drzwi Natalii. Ledwo wyjechałem zza drzew, gdy nagle z boku ktoś wyskoczył mi prosto pod koła. Gdybym nie skręcił kierownicą w ostatniej chwili, to bym go przejechał. Na szczęście, choć było niezbyt przyjemnie, wylądowałem w zaroślach.

– Wszystko w porządku? – nieuczesana osóbka z ogromnymi oczami nachyliła się nade mną. Nie skorzystałem z wyciągniętej ręki i podniosłem się samodzielnie.

– Wyskoczyła mi pani przed rower – zarzuciłem damie, która na próżno usiłowała okiełznać fryzurę, zupełnie jakby to było teraz najistotniejsze.

Odsunęła kosmyki z twarzy i zerknęła w moją stronę.

Miała niesamowite oczy

Trudno powiedzieć, ile lat miała ta kobieta – może czterdzieści, a może pięćdziesiąt? Nietuzinkowa aparycja, asymetryczna twarz, ostro zakończona broda i gęste, ciemne włosy przetykane niemałą liczbą srebrzystych pasemek. Uroda ewidentnie nie była jej priorytetem.

– Wcale na pana nie wpadłam, tylko wyskoczyłam zza krzaków i pan mnie wystraszył, więc odskoczyłam – wyjaśniała, energicznie gestykulując trzymanymi w garści ziołami. – Przynajmniej zielska po drodze nie pogubiłam – stwierdziła z lekką nutą satysfakcji.

Wkurzony jej zachowaniem, chwyciłem rower z zamiarem oddalenia się stamtąd.

– Łańcuch zsunął się z zębatek – wskazała, zupełnie jakbym tego nie zauważył. – Nic takiego, przejdziemy się do koleżanki, zajmiemy się opatrunkiem pańskich otarć, a przy okazji rzucimy okiem na ten rower. Natalka mieszka tuż za rogiem – dorzuciła zachęcającym tonem.

Niesamowite, to już druga wiedźma, która pojawiła się przede mną, wskazując drogę do Natalii. To musiało mieć jakieś znaczenie.

Natalia nie zmieniła się zbytnio, była już dorosłą kobietą, ale przecież wygląd to nie wszystko. Momentalnie poczułem emanującą z niej nieokiełznaną energię – była jak płomień na silnym wietrze, kapryśna i ciągle groźna.

Nie zmieniła się

– Krzysiek, to naprawdę ty? – zapytała z niedowierzaniem w głosie. – Co cię tu sprowadza?

– Znalazłam go podczas spaceru po lesie – odpowiedziała za mnie towarzysząca mi kobieta. – Ale jeśli ci nie odpowiada, to mogę go z powrotem tam zaprowadzić. W końcu ja również mam w domu wodę utlenioną i bandaże.

Całe szczęście, że zabrała głos. Jej komentarz skutecznie złagodził napiętą sytuację. Natalia poprosiła, byśmy weszli do środka, jednocześnie nas sobie przedstawiając.

– To Weronika, moja sąsiadka, która marnie odgrywa rolę zielarki.

– Kto nazwie mnie zdrobniale Werą, ten dostanie ode mnie w prezencie napar z mordownika – powiedziała, wyciągając dłoń na powitanie.

Miała ogromne poczucie humoru i niesamowity wdzięk, co zauważyłem dopiero w tym momencie.

– A ty od jak dawna mieszkasz w tych stronach? – zapytałem Natalię.

– Już dwa lata minęły, odkąd się tu przeprowadziłam. Dopiero po powrocie zrozumiałam, że to jest moje miejsce na ziemi. Wiesz, nie pasuję do bycia w związku, lepiej mi w samotności – oznajmiła, spoglądając mi głęboko w oczy.

Wszystko było jasne

– Ja również nie narzekam na życie w pojedynkę.

– Jedno z was mija się z prawdą, ale nie mam jeszcze pojęcia kto – skwitowała Weronika nasze wyznania, kładąc na blacie pęk zielska. – Przygotuję wam napar z tych ziółek prosto z lasu, a wy w tym czasie pogadajcie ze sobą.

– Tylko nie dodawaj tojadu! – krzyknąłem, gdy wychodziła z pomieszczenia.

Gdy zniknęła w głębi przestronnej willi, ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju. W jej obecności wszystko wydawało się łatwiejsze i bardzo chciałem, aby czym prędzej wróciła.

– Dowiedziałam się od Majki, że dość wcześnie straciłeś żonę – odezwała się powoli Natalia. – Ile czasu mnie poszukiwałeś?

– Prawdę mówiąc, to w ogóle – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Ten pomysł wpadł mi do głowy dopiero po tym, jak spotkałem Maję.

– Zdaje się, że ona jest wszechobecna – stwierdziła Natalia, nie okazując zdziwienia. – Mam o tobie dobre wspomnienia i z chęcią będę się z tobą spotykać, ale obecna sytuacja mi odpowiada. Nareszcie odnalazłam radość, pracując zdalnie, spacerując godzinami, obserwując otoczenie i siebie samą.

– Daruj, ale nie mam zamiaru czekać na zioła. Nie jestem już tym samym młodzieńcem, którego pamiętasz. Teraz sam podejmuję decyzje – wstałem z miejsca. – Przyszedłem tu jedynie z ciekawości, by cię zobaczyć i trochę pogawędzić, nic poza tym.

Polubiłem ją

W odpowiedzi parsknęła śmiechem, jakby nagle opuściło ją całe napięcie.

– Wspaniale, że sobie to wytłumaczyliśmy. Przepraszam, jeśli moje słowa zabrzmiały zbyt bezpośrednio. Zostań jeszcze chwilę, Weronika byłaby zawiedziona. Uwielbia częstować wszystkich swoimi herbatami o smaku siana. Usiądź, powspominajmy stare, dobre czasy.

Było to przyjemne popołudnie spędzone z Natalią, która pozostała taka sama jak dawniej, jednak miała rację mówiąc, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Obydwoje przeszliśmy pewne zmiany, a być może w ogóle nigdy nie byliśmy dla siebie stworzeni.

Moja Marianna słusznie zauważyła, że dobrze mi zrobi wyjście z domu od czasu do czasu. Mimo że przyjaźnię się z Natalią, to częściej spotykam się z Weroniką, zgłębiając sekrety ziołolecznictwa na łące. Do tej pory nie poczęstowała mnie napojem z tojadu, więc mam nadzieję, że nasza relacja ma dobre perspektywy na dalszy rozwój.

Reklama

Krzysztof, 44 lata

Reklama
Reklama
Reklama