Reklama

Niemal do ostatniego dnia nie byłem pewien, czy powinienem jechać na biurową wycieczkę. Cóż, takie atrakcje kojarzyły mi się z typowym wyjazdem szkolnym, na którym clou programu była zawsze wieczorna libacja…

Reklama

– Potraktuj to jako okazję do integracji, Jacku – przekonywała mnie koleżanka z sąsiedniego pokoju. – Pracujesz u nas od niedawna, przydadzą ci się nowe znajomości.

Próbujesz mnie podrywać?

Alicja, starsza ode mnie o jakieś dziesięć lat, ze sporym bagażem życiowych doświadczeń, była przeciwieństwem rozrywkowych dziewczyn, których miałem serdecznie dość. Poważna i zrównoważona, na początku naszej znajomości wydawała się być powściągliwa w okazywaniu emocji. Odniosłem wrażenie, że dystans, który dawało się odczuć, dotyczył bardziej mężczyzn niż kobiet, ale los chciał, że któregoś dnia to właśnie mnie przyszła poprosić o pomoc. Nie było w tym nic osobistego. Po prostu moje biuro graniczyło z jej włościami i byłem pod ręką, kiedy spadł ciężki karnisz, demolując donice stojące na parapecie. Alicja bez pukania uchyliła drzwi i zajrzała do mojego gabinetu.

– Pomożesz mi? – spytała, dość naturalnie rezygnując z tytułowania mnie panem. – Na konserwatora można czekać i pół dnia, a mam tam kompletną ruinę.

Nie mogłem jej przecież odmówić. Zawiesiłem ciężkie ustrojstwo na hakach, które szczęśliwie tkwiły mocno w ścianie, i pomogłem zbierać potłuczone doniczki.

Zobacz także

– Kaktusy? – zdziwiłem się, podnosząc z ziemi kolczastą kulkę. – Cieszę się, że ktoś oprócz mnie lubi te rośliny. Myślałem, że teraz w modzie są orchidee.

Mam w nosie trendy – mruknęła Alicja, zamiatając rozsypaną na podłodze ziemię.

– Mogę pani… mogę ci przynieść ze swojej kolekcji parę fajnych sukulentów na miejsce tych zniszczonych – zaproponowałem.

Odłożyła na bok zmiotkę, wyprostowała się i odgarniając z oczu grzywkę, wypaliła:

– Próbujesz mnie podrywać na kaktusy?! Sprytnie, ale męskiego towarzystwa mam na razie po dziurki w nosie, a poza tym jestem już chyba z innej ligi niż twój rocznik, co?

Niby stroniła od mężczyzn, ale wyraźnie oczekiwała jakiegoś komplementu typu: „No co też ty mówisz, masz figurę dwudziestolatki” albo: „Piękna kobieta jest atrakcyjna dla wszystkich mężczyzn”. Rzeczywiście była atrakcyjna mimo dojrzałego wieku i w sumie mógłbym z czystym sumieniem uraczyć ją słowami uznania. Mógłbym, ale nie chciałem, bo nie interesowały mnie rozgrywki damsko-męskie, tylko kaktusy. Moja kolekcja jest całkiem pokaźna, mój gest zaś miał być wyrazem sympatii dla kogoś, kto tak jak ja lubi kolczaste rośliny z pustynnych terenów. Niczym więcej.

– Przyniosę ci Lithopsy – powiedziałem, ignorując jej prowokacyjne pytanie. – Posiałem w tamtym roku i teraz zajmują mi miejsce na parapecie. I tak muszę je gdzieś upchnąć, więc to nie jest podryw, tylko pragmatyczne myślenie.

I wyszedłem, bo co tam miałem robić? Na moim biurku czekał stos papierów, które musiałem poukładać w odpowiednich segregatorach.

Chyba mi trochę matkowała

Pod koniec dnia Alicja ponownie zajrzała do mojego pokoju.

– Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam – powiedziała. – I chciałam ci przypomnieć o tych Lithopsach, które mi obiecałeś. Uwielbiam żywe kamienie i jakby co, możesz je nawet wszystkie przenieść na mój parapet.

Przyniosłem jej kilka odmian i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Przynajmniej raz w tygodniu wychodziliśmy po pracy na kawę.

– Tylko wiesz… – zastrzegła na początku Alicja – nie traktuj tego jako randki.

Kiwnąłem głową i obiecałem, że będę ją traktował jak faceta.

– Bez przesady – oburzyła się. – Liczę na to, że postawisz mi chociaż ciastko!

Oczywiście głównym tematem naszych rozmów były kaktusy, czasem jednak wkraczaliśmy na bardziej osobiste terytoria. I tak dowiedziałem się, że Alicja była właśnie w trakcie rozwodu, który utrzymywał ją w stanie, jak sama stwierdziła, lekkiego, acz stale obecnego stresu oraz totalnego zniechęcenia do płci przeciwnej. Dodała od razu, że nasza przyjaźń dodaje jej otuchy i świadczy o tym, że nie cała męska populacja nadaje się do odstrzału sanitarnego. Podziękowałem jej wylewnie za wpisanie mnie na listę „zwierząt chronionych” i dodałem, że nie wszystkie kobiety są takie święte, za jakie chciałyby uchodzić.

– Chrzanisz głupoty, Jacek – roześmiała się, kończąc tym samym temat swojego rozwodu. – Za tydzień jest wystawa kwiatów w Poznaniu i chciałabym cię na nią zaprosić. Co ty na to?

Byliśmy na tej wystawie, a jakże. Odwiedziliśmy też palmiarnię, gdzie mają całkiem ładną ekspozycję roślin z rejonów pustynnych. Dobrze się czułem w towarzystwie Alicji i odnosiłem wrażenie, że ona też się nieźle bawiła.

Nasza znajomość od samego początku przybrała formę koleżeństwa, bez seksualnych podtekstów, i obojgu nam to odpowiadało. Alicja, mimo iż ciągle podkreślała swoją niezależność, lubiła mi pomatkować, choć różnica wieku wcale jej do tego nie upoważniała. Może dlatego, że nigdy nie miała swoich dzieci? Nie przeszkadzało mi to, choć zdarzały się czasem dość śmieszne sytuacje. Mężczyzna chyba lubi być rozpieszczany i to bardziej, niż skłonny jest się do tego przyznać.

W każdym razie to, że zdecydowałem się jechać na zakładową wycieczkę w Karkonosze, było zasługą Alicji, która postanowiła mnie zintegrować z biurową społecznością.

Normalnie nie dałbym się tak łatwo podejść

Tak jak się spodziewałem, integracja zaczęła się już w autokarze i polegała głównie na trącaniu się kieliszkami wypełnionymi tym, co tam kto zabrał z domu. Mój organizm odmówił współpracy gdzieś na wysokości Wrocławia, ale byli tacy, którzy dopiero wtedy zaczynali się rozkręcać.

Podróżowaliśmy nocą, żeby mieć więcej czasu na zwiedzanie wszystkiego, co oferowała kotlina jeleniogórska, ale niestety, mało kto był w stanie wykorzystać pierwszy dzień na cokolwiek poza spaniem. Potem było trochę lepiej. Odwiedziliśmy Cieplice, podziwialiśmy świątynię Wang w Karpaczu, a bardziej odważni mogli zdobyć szczyt Śnieżki. Śmiałków nie było wielu, a i z tych, którzy wyruszyli, ponad połowa zrezygnowała. Z dumą mogę powiedzieć, że razem z Alicją należeliśmy do grupy szturmującej szczyt. Niestety, przeceniliśmy trochę siły i, chociaż zdołaliśmy wrócić jakoś do pensjonatu, łażenia po górach mieliśmy dość. Kiedy więc w ostatni dzień ogłoszono wycieczkę do sztolni w Kowarach, oboje zdecydowanie odmówiliśmy.

Alicja zaprosiła mnie do baru, gdzie miło spędziliśmy czas do wieczora, rozmawiając i konsumując wymyślne drinki. Kiedy wracaliśmy do pensjonatu, ziemia kołysała się nam pod nogami. Alicja całkiem się rozkleiła, wspominając nieudany związek, w który zainwestowała tyle uczuć. Przeklinała swoją naiwność i wyrachowanie mężczyzny, któremu poświęciła kilkanaście lat swojego życia. Na koniec rozpłakała się jak dziecko. Odprowadziłem ją do pokoju i wpakowałem do łóżka.

– Nie odchodź jeszcze – poprosiła. – Opowiedz coś o sobie. No, cokolwiek. Na przykład, dlaczego przy twoim boku nie widać żadnej kobiety? Wiesz… Dziewczyny z biura obstawiają, że wolisz chłopców.

Roześmiałem się. Akurat swojej heteroseksualności byłem pewien na sto dwadzieścia procent. Gdybym powiedział, w czym rzecz…

– No to powiedz, w czym rzecz – ciągnęła Alicja. – Ja nie mam przed tobą sekretów.

Gdybym był trzeźwy, nie dałbym się tak łatwo podejść. Na moją zgubę słodkie drinki działały mocniej, niż można się było spodziewać. Poza tym Alicja była moją przyjaciółką. Dojrzałą i poważną kobietą.

– Chodzi o to, że natura obdarzyła mnie zbyt bujnie – zacząłem. – Wiesz, o co mi chodzi? O rany… Jak mam ci to prościej wyłożyć?

– Chodzi o twoje przyrodzenie? – spytała swobodnym tonem Alicja.

– No tak, o… penisa. Większość facetów wyśmiałaby mnie, bo przecież to powód do chluby, nie? Tylko nie zaprzeczaj i nie mów mi czasem, że wielkość nie ma znaczenia. Z mojego doświadczenia wynika, że obie płcie fascynują się rozmiarem męskiego organu. Niektórzy mówią, że to obrzydliwe, inni wręcz przeciwnie, ale prawie nikt nie jest obojętny wobec tego… tego wybryku natury. Jasne, okazji do seksu mi nie brakuje. Powiedziałbym nawet, że mogę przebierać w ofertach, tylko że mam dość bycia traktowanym jak cyrkowe dziwadło. Dlatego jestem taki ostrożny, jeśli chodzi o dziewczyny. Przy tobie czuję się jakoś inaczej, swobodniej, dlatego chyba mogłem ci o tym powiedzieć.

– Żartujesz sobie ze mnie, tak? – spytała, patrząc na mnie jakoś inaczej.

Przerabiałem to już nie raz i nie dwa

Znałem to spojrzenie. Lekkie wypieki na policzkach, błyszczące oczy… Cholera jasna, mogłem to przewidzieć!

– Pokaż mi – powiedziała, wpatrując się bez żenady w moje spodnie. – Przecież widziałam już to i owo w życiu, nie masz się czego wstydzić. No dalej…

– Nie ma mowy! – zerwałem się na równe nogi. – Właśnie o tym mówiłem! Myślałem, że jesteś dojrzałą kobietą i mogę ci zaufać.

– A co ty myślisz?! – krzyknęła. – Że dojrzała kobieta nie potrzebuje już seksu? Myślisz, że jestem twoją babcią?! Ty cholerny gnojku

Alicja rozpłakała się żałośnie, a ja czym prędzej wyszedłem z pokoju. Wiem, oboje byliśmy pijani, ale jednak nie na tyle, żeby stracić nad sobą kontrolę. Nie na tyle, żeby nie pamiętać o tym incydencie na drugi dzień.

W drodze powrotnej siedzieliśmy już osobno, a po powrocie do pracy jakoś przestaliśmy ze sobą gadać. Takie tam „cześć” i nic więcej.

Reklama

Odnoszę wrażenie, że zmienił się nie tylko nasz wzajemny stosunek. Coś za często słyszę ostatnio za plecami kobiece chichoty, za często widzę, jak moje wejście do pokoju koleżanek prowokuje ich dziwne, porozumiewawcze spojrzenia. Przerabiałem to już nie raz i nie dwa, i coś mi się zdaje, że długo nie zabawię w tej firmie.

Reklama
Reklama
Reklama