Reklama

Było nas pięciu w ekipie. Ja, mój kumpel z ławki Felek, jego starszy brat Romek, rudy Michał oraz Bartek. Ten ostatni był już swój, choć przeprowadził się tutaj z Warszawy. Jego rodzice byli ponoć korposzczurami na wysokich stanowiskach, ale rozwiedli się, kiedy był mały. Jakoś w tym czasie umarła jego siostra i chyba z tego powodu małżeństwo jego starych się rozpadło.

Reklama

Czasem trauma, zamiast zbliżać, dzieli ludzi. Z ojcem odtąd nie utrzymywał kontaktów, bo jak sam Bartek opowiadał, jego stary się rozpił i teraz interesowała go jedynie wóda. Matka natomiast postanowiła zmienić swoje życie, zrobić zwrot o 180 stopni, więc za oszczędności kupiła w naszej dziurze rozlatującą się chałupę, wyremontowała ją i zaczęła trudnić się medycyną naturalną.

Wyrabiała kosmetyki z ziół. Sprzedawała to później w necie za bajońskie sumy. Mieszczuchy zabijały się o takie eko-specyfiki, więc interes kwitł. Nowi mieszkańcy szybko zasymilowali się z lokalną społecznością, a nieco nieśmiały, małomówny, ale sympatyczny Bartek przez aklamację został przyjęty do naszej bandy.

Sposób na nudę

Szopa, w której spędzaliśmy zimne i dżdżyste sobotnie popołudnie miała już ponad sto lat. Kiedyś budowano solidnie, nie to, co dziś. Dziadek przechowywał tu swoje graty, póki pewnego dnia nie wywiózł wszystkiego na złom. Od tamtej pory budynek stał pusty. Za namową przyjaciół uprosiłem więc dziadunia, by pozwolił nam zaadaptować szopę na naszą „kryjówkę”.

Uszczelniliśmy dach, nieco prymitywnie, ale skutecznie ociepliliśmy ściany, wykonaliśmy proste oświetlenie zasilane akumulatorem samochodowym, i wstawiliśmy do środka koksiaka. Gdy pogoda się psuła, spotykaliśmy się tu, by wspólnie walczyć z nudą.

– Może zagramy w karty? – zaproponował Romek, dłubiąc palcem w nosie.

Felek powiódł po nas spojrzeniem niepoprawnego marzyciela.

– Hm, ja bym nawet zagrał… gdyby każdy z was zmienił się w jakąś fajną lasencję. Urządziłbym wtedy sesję rozbieranego pokerka. Wyobrażacie sobie? Cztery panienki i ja. Karty na stole, a na podłodze koszulki, majtki, staniczki…

Bartek, słysząc to, popukał się w głowę.

– Będąc seksowną panienką, nawet bym na ciebie nie spojrzał, a co dopiero się przed tobą rozbierał. Fuj!

Wybuchnęliśmy śmiechem. Felka czasami ponosiła fantazja i plótł, co mu ślina na język przyniosła.

Sięgnąłem za siebie i wydobyłem ze stojącej w kącie skrzynki butelkę piwa. Otworzyłem i pociągnąłem solidny łyk.

– A może zawody w piciu browców na czas? Kiedyś widziałem coś takiego w telewizji. Niezła jazda. Doili z litrowych kufli jak wielbłądy, a niektórzy rzygali potem jak koty.

– Będziesz po nas sprzątał? – zapytał Michał, studząc mój zapał. – Bo ja się bełtam na sam widok bełtów.

– He! He! He! Bełtające perpetuum mobile! – podsumował Felek. I znów całe towarzystwo się roześmiało. – Ponoć za wynalezienie tego urządzenia jest niezła kasa. Wyobrażacie to sobie…

– Dobra, Felek weź, daj już spokój – uciszył go Michał. – Słuchajcie, ja mam dobry pomysł, spodoba się wam…

Już się boimy – prychnąłem, ale wszyscy z ciekawością nadstawiliśmy uszu.

Michał przez chwilę milczał, budując napięcie. To musiała być naprawdę petarda, skoro tak nas dręczył.

– Urządzimy seans hipnotyczny! – wypalił w końcu, a my spojrzeliśmy na niego jak na świra.

– No teraz toś wymyślił – mruknął Romek. – Pojechałeś lepiej niż Feluś fantasta.

– Wal się – burknął Felek. – Idea jest niekiepska, fakt, tylko skąd niby weźmiesz kogoś, kto da się zahipnotyzować, i kogoś, kto potrafi to zrobić?

Michał popatrzył na nas z wyższością i uderzył się pięścią w pierś.

– Ja będę hipnotyzerem.

Po raz trzeci tego popołudnia zgodnie parsknęliśmy śmiechem. Ja prawie udławiłem się piwem i Bartek musiał klepnąć mnie w plecy.

– No i czego rechoczecie? – oburzył się Misiek. – Jakiś czas temu kupiłem sobie podręcznik hipnozy. Nic wam nie mówiłem, bo spodziewałem się takiej reakcji jak przed chwilą. Ale przeczytałem go i teraz muszę to wszystko zweryfikować w praktyce.

– Zweryfikować? – Roman zmarszczył nos. – A kto z nas pozwoli ci się wprowadzić w trans? Bo ja na pewno nie. Nie ma opcji!

Spoglądaliśmy jeden na drugiego, ale jakoś nikt nie pałał chęcią stania się królikiem doświadczalnym Michała.

– Skoro tak, będziemy losować – zarządził Michał, po czym wyszedł na chwilę na dwór. Wrócił z czterema źdźbłami trawy. – Kto wyciągnie najkrótszą słomkę, tego poddam hipnozie.

Z kamyka i sznurka zmontował prymitywne wahadełko

W milczeniu kiwnęliśmy głowami. Padło na Bartka.

– Kurde… – bąknął. – No dobra, a skąd będę miał pewność, że nie nawciskacie mi do głowy jakichś bzdur? Każecie latać po wsi z gołym tyłkiem albo coś?

– To tak nie działa – uspokoił go Michał. – Pod wpływem hipnozy nie zrobisz niczego, na co świadomie byś się nie zgodził. Zresztą wszystko nagramy telefonem. W najgorszym wypadku wyśpiewasz nam całą historię swojej przeglądarki. He! He! He! No, chyba że tchórzysz!

Ostatnie zdanie Michał powiedział takim tonem, że gdyby wyzwaniem było obcięcie sobie małego palca, chyba każdy z nas by to zrobił, byle tylko nie wyjść na mięczaka.

– Dajesz! – rzucił hardo Bartek.

Przygotowania do seansu nie trwały zbyt długo. Michał polecił nam zachować absolutną ciszę, dopóki nie wprowadzi Bartka w trans. Więc oddaliliśmy się na drugi koniec szopy, by nie zakłócić całej procedury. Przygasiliśmy również część lampek, żeby w pomieszczeniu panował delikatny półmrok. Z kamyka i sznurka Misiek zmontował prymitywne wahadełko. Ledwo powstrzymując śmiech, patrzyliśmy, jak wymachuje nim Bartkowi przed oczami. Tuż obok nich stał Felek i wszystko filmował swoim smartfonem.

Chwilę to trwało, aż wreszcie Michał przywołał nas gestem dłoni. Podeszliśmy. Bartek wyglądał, jakby spał. Oddychał głęboko i spokojnie.

– Co teraz? – szepnąłem. – Nie udaje?

– Nie – odparł Misiek.

– Jest w transie. Mam dostęp do jego podświadomości i mogę z niego wyciągnąć właściwie wszystko. Jest teraz jak otwarta księga. To co, sprawdzamy, czy ogląda czasem pornosiki?

– Mam lepszy pomysł – rzucił Romek. – Zapytaj go o tę siostrę bliźniaczkę. Mówił, że nie pamięta, jak umarła, bo był mały. A skoro w podświadomości wszystko zostaje, to teraz powinien sobie przypomnieć.

– Cholera, chłopaki, nie uważacie, że to trochę zbyt osobista sprawa? – zaprotestowałem. – Pozostańmy lepiej przy tej przeglądarce.

– Nie chrzań – ofuknął mnie Felek. – A ty, Misior, dawaj.

No i Michał zaczął drążyć. Niełatwo było coś z Bartka wyciągnąć, dukał nie tyle zdaniami, co pojedynczymi słowami, ale gdy wreszcie wyłonił się z tego szkic zdarzenia, pożałowaliśmy, że ruszyliśmy ten temat. Szkic, bo nie pełen obraz, część rzeczy musieliśmy sobie dośpiewać, ale wystarczyło, byśmy pluli sobie w brodę. Ojciec zabrał ich na ryby. Na miejscu wpadł na durny pomysł, by wypłynąć łódką na jezioro. Durny, bo chyba coś wypił i zasnął w tej cholernej łódce. Tata spał, a bliźniaki się pokłóciły o jakiegoś „jączka” i w efekcie siostra Bartka wypadła za burtę. Potknęła się, zachwiała, popchnął ją… nie wiadomo. Reszta to chaos. Niebieskie światła, krzyki, inna łódź, obcy ludzie… Kiedy Bartek to opowiadał, z jego oczu płynęły łzy i drżał jak przy ataku febry.

– Kur… mać. I co teraz? – spytałem, patrząc na pozostałych. – Co robimy?

Trzeba go w końcu wybudzić – mruknął Michał.

– Ale co robimy z nagraniem, debilu?! – syknąłem.

Patrzyliśmy na siebie.

Prawdę zostawimy dla siebie

Grzebanie w czyjejś przeszłości może przynieść więcej szkody niż pożytku, a pewne rzeczy chyba lepiej pozostawić zagubione w mrokach niepamięci. Dlatego byliśmy w kropce. Bartek na pewno będzie chciał obejrzeć nagranie.

Usunąć je i skłamać, że w trakcie padła bateria i telefon niczego nie zarejestrował? Czy pokazać prawdę, która być może zniszczy mu życie? To nie jego wina, ale jednak przyczynił się do śmierci swojej siostry. Najbardziej zawinił jego stary – i już wiedzieliśmy, czemu się rozpił, czemu żona się z nim rozwiodła i wyniosła na wieś, byle dalej od złych wspomnień, byle zmienić otoczenie i ochronić dziecko, której jej zostało… A my musieliśmy drążyć…

Felek podjął decyzję za nas. Skasował nagranie. Po wybudzeniu Bartek był zdziwiony, że płakał. Skłamaliśmy, że ryczał z powodu upadku na rowerku i zdartego kolana. Taką „wielką tajemnicę” nam zdradził, więc mała szkoda, że Felek kretyn niczego nie nagrał. Bartek się wkurzał, ale chyba uwierzył.

Reklama

Minęło kilka lat i do dziś żaden z nas nie powiedział mu prawdy. Nawet Felek gaduła trzyma gębę na kłódkę. Z drugiej strony Bartek mógł się sam czegoś domyślić, a przynajmniej, świadomie czy nie, jakoś wewnętrznie się oczyścił, bo od tamtego zdarzenia stał się bardziej otwarty, rozmowniejszy i weselszy. To jedno nas usprawiedliwia.

Reklama
Reklama
Reklama