Reklama

– Michał, a może spróbujemy coś razem zaplanować? Wynająć auto i pojechać na Meteory? Albo chociaż popłynąć na Santorini?

Reklama

– Zobaczymy – odpowiedział bez odrywania wzroku od ekranu laptopa.

Westchnęłam. Byliśmy w Grecji, w pięknym hotelu z basenem i drinkami z palemką, a ja czułam się, jakbym była sama. Michał od miesięcy siedział zanurzony w pracy. A teraz, kiedy wreszcie wyrwaliśmy się na wakacje, dalej tylko klikał, scrollował, odpierał maile.

Ja próbowałam zachować entuzjazm. Kiedy tylko wyszliśmy z transferu z lotniska i zobaczyłam nasz hotel – biały budynek z błękitnymi okiennicami, niczym z folderu turystycznego – poczułam przypływ nadziei. Może tu coś się zmieni. Może odzyskamy siebie. Może...

– Pięknie, prawda? – rzuciłam, kiedy staliśmy na balkonie, z widokiem na lazurowe morze.

– Tak – mruknął Michał i sięgnął po laptopa.

Właśnie wtedy zauważyłam Marka. Przystojny brunet z lekkim zarostem, niósł walizkę za swoją siostrą, Kingą. Mieszkali w pokoju obok. Gdy spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech z automatu, ale serce jakoś... szybciej zabiło. Jeszcze nie wiedziałam, że to on zburzy wszystko, co do tej pory uważałam za stabilne.

Śniadanie we czworo

Poznaliśmy się przy śniadaniu. Ja próbowałam przekonać Michała, żeby chociaż raz poszedł ze mną na basen, on nerwowo odpisywał na służbowego maila. Kiedy odszedł do baru po kawę, Kinga zapytała, czy może się przysiąść.

– Twój narzeczony chyba ma ciężki poranek – uśmiechnęła się przepraszająco. – Jestem Kinga, a to mój brat Marek.

Spojrzałam na niego. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale nie był nachalny.

– Olga – odpowiedziałam, podając mu rękę.

Michał wrócił i usiadł bez słowa, nie podnosząc wzroku znad ekranu. Udawał, że nie widzi nowych znajomych. Marek za to żartował, że wygląda na to, że Michał właśnie ratuje świat. Śmiałam się, mimo że nie powinnam. Tego dnia siedzieliśmy z Markiem i Kingą przy basenie. Michał zniknął na kilka godzin w lobby – „zasięg lepszy”, rzucił krótko. Ja opalałam się i sączyłam drinka, gdy Marek usiadł obok.

– Wiesz, masz taki uśmiech, który może narobić kłopotów – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Zaśmiałam się, może zbyt głośno.

– To komplement?

– Najczystszy.

Wieczorem, kiedy w pokoju powiedziałam Michałowi, że czułam się dziś samotna, nawet nie oderwał wzroku od ekranu.

– Olga, przecież jesteśmy razem. Nie przesadzaj.

Wtedy nie wytrzymałam.

– Naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że twój laptop jest z tobą bardziej niż ja!

Nie odpowiedział. Poszedł pod prysznic. A ja usiadłam na balkonie, patrzyłam na rozświetlony hotelowy bar i widziałam Marka. Pił coś kolorowego. Zobaczył mnie. Uniósł szklankę i uśmiechnął się. I znów serce zabiło mi szybciej.

Spacer po plaży

Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż zwykle. Michał spał z twarzą w poduszce, a jego telefon pikał co kilka minut. Wysunęłam się z łóżka i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Na plaży było prawie pusto. Promienie słońca dopiero zaczynały muskać piasek. Z daleka zobaczyłam Marka, który właśnie kończył poranny jogging. Kiedy mnie zauważył, uśmiechnął się i zwolnił.

– Dzień dobry, pani z balkonu – rzucił, zbliżając się.

– Wiesz, że brzmi to jak z jakiegoś kiepskiego romansu?

– No to może czas napisać lepszy.

Nie powinnam była się śmiać, ale zrobiłam to. Potem poszliśmy na kawę do baru na plaży. Marek mówił o swojej pracy – był architektem wnętrz, prowadził małą firmę z siostrą. Opowiadał z pasją, gestykulując, jakby rysował mi wszystko w powietrzu.

– A ty? Co cię tu przywiało z tym… laptopowym narzeczonym?

Zawahałam się.

– Próbujemy się do siebie zbliżyć. To znaczy… chyba.

Spojrzał na mnie długo. Za długo.

– Wiesz, Olga… nie wygląda na to, żeby on się starał.

Wieczorem Marek zaprosił mnie na spacer. Powiedziałam Michałowi, że idę się przewietrzyć. Nawet nie zareagował. Położył się z telefonem w dłoni i mruknął tylko: „Nie wracaj za późno”.

Słońce powoli znikało za horyzontem. Spacerowaliśmy brzegiem morza, w milczeniu. W końcu Marek się zatrzymał i odwrócił w moją stronę.

– Od pierwszego dnia czuję, że coś mnie do ciebie ciągnie.

Serce waliło mi jak szalone.

– Marek…

– Wiem, masz narzeczonego. Ale jeśli choć przez sekundę czujesz to samo…

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, jakby pytał, czy może. A ja… nie odsunęłam się. Wręcz przeciwnie. Tam, na greckiej plaży, pod ciemniejącym niebem, poczułam się bardziej żywa niż przez ostatnie dwa lata.

Prawda wyszła na jaw

Do pokoju wróciłam późno. Za późno. Michał siedział przy stole z telefonem w ręce, laptop zamknięty, co było znakiem alarmowym.

– Gdzie byłaś? – zapytał chłodno, bez zbędnych powitań.

– Potrzebowałam się przejść. Trochę odetchnąć – odpowiedziałam, ściągając sandały.

– Przez trzy godziny?

Wzruszyłam ramionami, nie patrząc mu w oczy.

Nie muszę się przed tobą tłumaczyć, Michał.

– Nie? – jego głos podniósł się. – To z nim byłaś, prawda? Z tym sąsiadem?

Zamarłam.

– Marek ma imię.

Michał wstał powoli, podszedł bliżej. Patrzył na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Nie złością. Nie bólem. Pustką.

– A więc przyznałaś się.

– To nie tak, Michał… Po prostu... nie czuję się już twoja. Od miesięcy czuję się sama.

– I dlatego rzuciłaś się w ramiona pierwszego faceta, który ci powiedział, że jesteś ładna?

To było jak policzek. Cofnęłam się o krok.

– A ty? Kiedy ostatnio mnie naprawdę zobaczyłeś? Kiedy zapytałeś, jak się czuję? Przez ostatni rok bardziej byłeś ze swoim mailem niż ze mną!

Nie odpowiedział. Usiadł ciężko na łóżku, jakby wszystko z niego opadło.

– Wiesz co, Olga? Nie wiem, czy bardziej boli to, że mnie zdradziłaś, czy to, że nawet nie próbujesz tego żałować.

Wzięłam walizkę z szafy. Michał patrzył, jak pakuję rzeczy, ale nic nie powiedział.

W holu minęłam Kingę. Spojrzała na mnie z wąsko zmrużonymi oczami.

– Gdzie się włóczyłaś? – syknęła.

– Przepraszam – rzuciłam i ruszyłam do windy.

Ale ona nie zamierzała odpuścić.

– Z moim bratem?! Naprawdę?! Wiesz, że masz narzeczonego?!

– Wiem – odpowiedziałam. – Już nie mam.

Zamknęłam się w windzie i dopiero wtedy puściły mi łzy. Miałam wrażenie, że coś się skończyło. Że już nie ma odwrotu. A przecież to był dopiero początek.

Awantura w lobby

Do czasu powrotu do Polski przeniosłam się do innego pokoju. Po południu zeszłam do lobby. Nie chciałam widzieć Michała. Nie chciałam niczego wyjaśniać. Może tylko odetchnąć, być sama. Ale nie byłam. Kinga dopadła mnie jeszcze zanim zdążyłam zamówić wodę z lodem.

– Jak mogłaś! – syknęła. – To mój brat, rozumiesz?! A ty masz narzeczonego! Kim ty w ogóle jesteś?!

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Jej dłoń uderzyła mnie w policzek tak mocno, że na chwilę straciłam równowagę. Wokół momentalnie zrobiło się cicho. Obsługa hotelu próbowała ją odciągnąć, ale Kinga była jak wściekły huragan.

– Wydaje ci się, że jak masz ładną buźkę i jesteś z Warszawy, to możesz sobie rozpieprzyć czyjeś życie?! Mój brat nie potrzebuje takiej jak ty!

Marek pojawił się nagle. Widział, jak mnie uderzyła.

– Kinga, dosyć! – podniósł głos. – Przestań ją atakować. To nie twoja sprawa.

– A twoja co?! Zakochałeś się? Po pięciu dniach?! Przestań się ośmieszać!

Marek objął mnie ramieniem i spokojnie, ale stanowczo odciągnął na bok. Cała się trzęsłam. Prawy policzek piekł jak ogień. Wróciliśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, trzymając się za twarz.

– Przepraszam, Olga. Naprawdę przepraszam – Marek uklęknął przede mną. – Nigdy nie chciałem, żebyś przez to przechodziła.

Spojrzałam na niego i w oczach miałam tylko jedno pytanie: co dalej?

– Nie wiem, czy wrócę z Michałem – wyszeptałam. – Nie wiem nawet, czy powinnam. Ale nie wiem też, czy... dam radę zostać tu z tobą.

Marek milczał. W jego spojrzeniu nie było złości, tylko zrozumienie.

– Zostanę jeszcze dwa dni. Potem... wrócę. Sama.

Ostatni wieczór w Grecji

To był nasz ostatni wieczór. Siedzieliśmy z Markiem na tarasie baru, który powoli pustoszał. W tle sączyła się cicha grecka muzyka, ale ja słyszałam tylko bicie własnego serca.

Wiesz, że mogłabyś zostać? – powiedział cicho, obracając w dłoni kieliszek z białym winem. – Nikt nie każe ci wracać, Olga.

Westchnęłam. Na stoliku między nami leżały bilety lotnicze. Jeden był mój.

– Marek... Ja nie wiem, kim jestem teraz. Wszystko się rozpadło. Michał, moje plany, całe nasze życie. A my... my nawet się nie znamy.

– A mimo to poczułem przy tobie więcej niż przy kimkolwiek przez ostatnie lata.

Spojrzałam mu w oczy. I wiedziałam, że mówi prawdę.

– Chciałbym, żebyś została… ale jeśli nie jesteś pewna…

– Nie jestem – przerwałam mu, czując jak łzy podchodzą mi do oczu. – Wiem tylko, że nie mogę wracać do życia, którego nie czuję. Ale nie mogę też uciekać w kolejne, którego nie rozumiem.

Marek kiwnął głową. Nie było w nim żalu, tylko cicha rezygnacja.

– Jeśli kiedyś będziesz gotowa… będę – powiedział.

Objął mnie na pożegnanie. Ciepło, bez pożądania. Jakby chciał mnie zapamiętać taką, jaka byłam wtedy: rozbitą, ale prawdziwą. Wróciłam do pokoju, spakowałam walizkę i usiadłam na łóżku. Nie płakałam. Nie miałam już łez. Nazajutrz na lotnisku nie odezwałam się do nikogo. Michał zmienił swój lot na wcześniejszy. Ja leciałam sama, wśród obcych ludzi, z sercem ciężkim od wspomnień i myśli, które nie dawały spokoju. Czy zrobiłam dobrze? Nie wiedziałam.

Mieszkanie było puste, gdy wróciłam. Michał się wyprowadził. Cicho, bez rozmowy, bez finału. Jakbyśmy nigdy nie istnieli. Przez pierwsze dni chodziłam bez celu. Musiałam zrozumieć siebie. Nie odezwałam się do Marka. I on też nie pisał. Może czekał. A może zrozumiał, że jeszcze nie jestem gotowa. Czasem wieczorem zamykam oczy i widzę tamtą plażę. Jego oczy. Tamten pierwszy pocałunek. I czuję, że jeszcze potrafię czuć. Może kiedyś nasze ścieżki się znów przetną. A może nie. Ale teraz... uczę się żyć. Sama.

Olga, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama