Reklama

Czasami myślę, że moje życie wyglądało jak z katalogu. Elegancka kobieta przy kuchni, mąż z uśmiechem przy stole, dzieci z buziami umorusanymi lukrem. Wszystko dopasowane, na swoich miejscach. Tylko że tam, w katalogu, nie widać pustki.

Podejrzewałam coś

Mam dwoje dzieci, męża, dom z ogrodem i święty spokój. Przynajmniej tak myślałam. Bo święty spokój to często tylko brak dowodów, a ja, niestety, zaczęłam je znajdować. Na początku to były szczegóły. Mój mąż później wracał z pracy, częściej zerkał w telefon, przestał komentować, że ładnie wyglądam. Zaczął pachnieć perfumami, których nie miał, a ja przez miesiące łudziłam się, że to tylko stres. Praca, projekty, szef, który „cisnął”.

– Kochanie, jak dzieci zasną, może obejrzymy coś razem? – zapytałam kiedyś.

– Dzisiaj nie dam rady. Szef znowu coś wymyślił. Muszę przejrzeć prezentację na jutro – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.

Zaczęłam spisywać dni, godziny, sprawdzałam paragony z jego kieszeni, lokalizację w telefonie. Potem wynajęłam detektywa. Po kilku tygodniach dostałam zdjęcie – on i młodsza kobieta, całują się pod centrum handlowym. Nie czułam nic: ani złości, ani bólu. Nie jestem z tych kobiet, które robią sceny. Mój gniew jest cichy.

– Mamusiu, lepimy pierogi? – zapytała Basia, moja córka.

– Jasne, kochanie, ale pamiętaj, że pierogi się nie lepią na złość, tylko z miłości – powiedziałam, gładząc ją po głowie.

Miałam dowody

Wieczorem mąż wszedł do kuchni. Pachniał zbyt ładnie jak na człowieka, który pracował do późna.

– Wszystko gotowe na Wigilię? – zapytał z uśmiechem, wkładając do lodówki butelkę wina.

– Prawie. Jeszcze tylko prezenty pod choinkę.

– Uff… dobrze, że już koniec tego roku, co? – Mruknął, podchodząc do mnie, jakby chciał mnie objąć. Cofnęłam się o krok. Pocałowałam go w policzek.

– Tak. Koniec – uśmiechnęłam się lekko. – Wreszcie.

Zaczęliśmy kolację. Dzieci zajadały się rybą, teściowa narzekała, że makowiec mógł być bardziej słodki. Mąż co chwilę sprawdzał telefon, ale robił to tak dyskretnie, że dzieci pewnie nie zauważyły. Ja widziałam wszystko. Po kolacji przyszła pora na prezenty. Rozłożyłam je pod choinką z wyprzedzeniem, starannie zapakowane. Dzieci piszczały z radości, rozrywając papiery z zapałem. Mój mąż wręczył mi małe, eleganckie pudełko.

– Mam nadzieję, że trafione – powiedział, patrząc mi w oczy. Otworzyłam wieczko. Perfumy. Dobre, drogie, ale nie moje. Uśmiechnęłam się lekko.

– Ja też – odpowiedziałam i sięgnęłam po kopertę, którą położyłam wcześniej obok świec.

Nie mógł uwierzyć

Podałam mu ją z taką samą spokojną twarzą, jak gdy podaję mu zupę. Dzieci były zajęte swoimi zabawkami, teściowa oglądała nową apaszkę. Mój mąż otworzył kopertę. Przez chwilę tylko patrzył, bez ruchu. Na zdjęciu on całował ją pod centrum handlowym, jego ręka obejmowała jej talię, jej dłoń była wsunięta w jego płaszcz. Światło neonu tworzyło z ich sylwetek parę jak z reklamy.

– Co to… skąd… – zaczął, głos mu zadrżał.

– Nie martw się, to nie jedyny egzemplarz – powiedziałam cicho. – Druga koperta jest u twojej matki, trzecia u szefa.

Jego twarz zrobiła się kredowobiała.

– Usiądź. Dzieci chcą pośpiewać kolędy – powiedziałam spokojnie i klasnęłam dwa razy. – Basia, Antoś, gotowi?

Usiedliśmy wszyscy na kanapie. Włączyłam podkład muzyczny z kolędami. Dzieci zaczęły śpiewać „Cichą noc”, ja im wtórowałam szeptem. Głos mojego męża nie dołączył. Spojrzałam w jego stronę. Patrzył na światełka choinki jak w ogień. I wtedy wiedziałam, że zapamięta tę noc na zawsze.

Wszystko przemyślałam

Gdy dzieci zasnęły, a teściowa pojechała taksówką do siebie, dom ucichł. Zmywałam talerze, zawsze lubiłam porządek po Wigilii. W tle jeszcze grały kolędy, ale ściszyłam je do minimum. Mój mąż siedział w salonie w samym fotelu, ale wyglądał, jakby go w nim nie było. Ręce splecione, wzrok wbity w podłogę. Wróciłam z herbatą i postawiłam filiżankę na stole. Nic nie powiedział, ale po chwili cicho zapytał:

– Chcesz zniszczyć mi życie?

Usiadłam naprzeciwko, z dłońmi złożonymi na kolanach.

– Nie. Chcę tylko żebyś je przeżył w prawdzie.

– To szantaż – mruknął, nie podnosząc wzroku.

– To wiadomość do ciebie i do wszystkich, których okłamałeś.

Pokręcił głową, jakby nie chciał słyszeć. Długo milczeliśmy. Myślałam, że będzie bolało bardziej, ale nie bolało. Zdrada nie była najgorsza. Gorsze było to, jak łatwo potrafił mnie z niej wykluczyć, jak udawał, że wszystko w porządku, gdy ja czułam, że jestem tylko tłem.

Patrzył teraz na mnie inaczej niż wtedy, gdy się zakochiwał. Patrzył, jak patrzy się na przeciwnika, który właśnie rozegrał partię życia. A to jeszcze nie był koniec.

Chciałam go zniszczyć

Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Dzieci jeszcze spały, mojego męża nie było w sypialni. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stole, patrząc na śnieg za oknem. Wiedziałam, że dzisiaj przesyłka dotrze do jego matki.

Ona zawsze mnie osądzała, że jestem zbyt chłodna, zbyt mało dbam o męża, zbyt mało wdzięczności okazuję. Ciekawe, co powie teraz, widząc, jak ten jej idealny syn obejmuje inną kobietę, jakby całe życie to była tylko scena? Dzieci obudziły się później i przyszły do kuchni w piżamach. Basia przetarła oczy i zapytała:

– Mamusiu, czemu tata dziś jest taki cichy?

Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w czoło.

– Bo jest zmęczony, ale wszystko z nim dobrze.

Zadowolona pobiegła do pokoju, Antoś podążył za nią. Postanowiłam, że ich to nie dotknie.

Wszyscy się dowiedzieli

W poniedziałek rano mój mąż nie wyszedł do pracy. Siedział w kuchni, ubrany w garnitur, z kawą, ale bez torby, bez pośpiechu. Udawał, że czyta wiadomości w telefonie. Oboje wiedzieliśmy, że to wszystko jest grą. Pierwszy telefon zadzwonił po dziewiątej. Spojrzał na ekran, wstał i wyszedł na balkon. Nie słyszałam rozmowy, ale gdy wrócił, miał twarz bez koloru. Drugi telefon odebrałam ja. Na wyświetlaczu – jego matka.

– Co ty najlepszego zrobiłaś?! – zaczęła od razu. – To twój obowiązek ratować rodzinę!

Słuchałam przez chwilę jej roztrzęsionego głosu. Jak zwykle wszystko było winą kogoś innego.

– A jego nie był? – zapytałam spokojnie i się rozłączyłam.

Mój mąż próbował coś powiedzieć.

– Anita… ja chciałem to zakończyć, naprawdę, tylko nie wiedziałem jak…

Spojrzałam na niego tak samo, jak patrzył na mnie przez ostatnie miesiące – obojętnie. Potem zadzwoniłam do prawnika. Termin spotkania został wyznaczony na przyszły tydzień. Poinformowałam go o tym krótko. Nie próbował mnie zatrzymać.

Wieczorem siedziałam sama w salonie, dzieci bawiły się w pokoju, mój mąż zamknął się w gabinecie. Czułam się spokojna, aż za bardzo. Ten dom już dawno był pusty. Ja tylko zgasiłam światło.

Anita, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama