„Na firmowym jajeczku między mną a szefem coś zaiskrzyło. Czy rozmowę o pisankach mam kontynuować w sypialni?”
„Próbowałam wrócić myślami do projektów, do maili, do normalności, ale jego słowa wciąż brzmiały mi w głowie. Czy to był flirt? Czy tylko przesadzam? Może po prostu chciał być miły?”.

- Redakcja
Pracuję w agencji kreatywnej, w dziale marketingu. Nie jest to wymarzona praca mojego życia, ale nie narzekam. Codzienność to prezentacje, briefy, targety, a raz na jakiś czas jakiś wyjazd integracyjny albo śniadanie tematyczne, jak to wielkanocne. Trochę sałatki jarzynowej, trochę żurku z jajkiem, kilka wymuszonych żartów o zajączkach i czekoladowych barankach. Ot, klasyka.
Szef to szef
Z zespołem żyję raczej dobrze. Bez bliskości, ale też bez konfliktów. Praca to praca – trzymam emocje na dystans. Z szefem, Adamem, dotąd miałam relację czysto zawodową. Rzeczowy, profesjonalny, wręcz chłodny. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłoby być inaczej. Dlatego dzisiejsze spojrzenia... zaskoczyły mnie. Weszłam do salki konferencyjnej, a on od razu wstał, wskazał miejsce obok siebie, jakby czekał tylko na mnie. Szczerze mówiąc, byłam lekko zmieszana, ale usiadłam. W końcu to tylko śniadanie. Pracownicze. Nie miało w sobie nic intymnego. A jednak – coś było w jego oczach.
– Żur? – zapytał z uśmiechem, już nalewając mi porcję. – Tylko nie mów, że jesteś z tych, co wolą barszcz.
– Żur to klasyka – odpowiedziałam, próbując utrzymać lekki ton.
– Wiesz, ty to zawsze tak uroczo się uśmiechasz, jak coś jesz – rzucił niespodziewanie.
Zamarłam na ułamek sekundy. Czy on naprawdę to powiedział? Spojrzałam na resztę – nikt się nie zdziwił, raczej zaśmiał. Słyszałam komentarze:
– Oho, Adam dziś w nastroju.
– Monika, pilnuj się, bo cię awansują przez barszcz.
– A może to będzie przełomowy żur w karierze?
Wszyscy się śmiali. Ja nie. Bo nagle coś we mnie się obudziło – taki delikatny, trudny do zdefiniowania niepokój. Czułam, że to nie jest tylko świąteczna uprzejmość. Że coś się zaczyna. Coś, czego wcale nie chcę.
Na śniadaniu się nie skończyło
Po śniadaniu już miałam wracać do komputera, kiedy Adam zatrzymał mnie przy wyjściu. Uśmiechał się tak samo, jak wcześniej, i zapytał, czy mam chwilę na kawę. Powiedział, że chciałby omówić jeden z projektów, nad którym pracowałam. Zgodziłam się, bo przecież nic w tym dziwnego – rozmowy z przełożonym w sprawie pracy to norma.
Poszliśmy do kuchni biurowej, gdzie zazwyczaj kręcili się ludzie, ale akurat było pusto. Zaparzył nam kawę z ekspresu i podał mi filiżankę, siadając naprzeciwko przy małym, okrągłym stoliku. Na początku rzeczywiście mówił o projekcie – wspomniał o prezentacji dla klienta, zapytał o kilka szczegółów. Odpowiadałam, starając się utrzymać ton rzeczowy, ale w jego oczach i sposobie mówienia było coś dziwnego. Nie spieszył się. Nie przerywał mi. Patrzył inaczej, za długo.
Po kilku minutach rozmowa zaczęła zbaczać z tematu. Zaczął mówić o tym, jak bardzo ceni moją intuicję, że świetnie wyczuwam ludzi, że z nikim takim dawno nie pracował. Pochwały były miłe, ale miałam wrażenie, że nie chodzi tylko o projekt. Zaczął opowiadać o tym, jak trudno mu ostatnio znaleźć kogoś, z kim można nie tylko pracować, ale też… rozmawiać. Cokolwiek to miało znaczyć.
– Wiesz, z tobą to zupełnie inna jakość współpracy – powiedział w końcu. – Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Może w innym kontekście.
Uśmiechnął się półgębkiem, jakby chciał sprawdzić moją reakcję. Wzięłam łyk kawy, nie odpowiadając od razu. Poczułam, że moje serce bije szybciej, a dłonie lekko się pocą. To był ten moment, kiedy coś się we mnie przesunęło. Coś delikatnego i niepokojącego jednocześnie.
Grałam w jego grę
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Mimo to zapytałam:
– W jakim kontekście?
– Nieważne – odpowiedział z tym samym uśmiechem. – I tak jesteś już zajęta pracą dla nas.
Kiedy wróciłam do biurka, nie mogłam się skupić. Miałam wrażenie, że wszyscy widzą, jak jestem zmieszana. Próbowałam wrócić myślami do projektów, do maili, do normalności, ale jego słowa wciąż brzmiały mi w głowie. Czy to był flirt? Czy tylko przesadzam? Może po prostu chciał być miły? Tylko że ten uśmiech… nie był służbowy.
Wieczorem nie mogłam przestać o tym myśleć. Przewracałam się w łóżku z boku na bok, analizując każde jego słowo, każde spojrzenie. Czułam się rozdarta. Z jednej strony jego uwaga była przyjemna, łechtała moje ego, dawała poczucie bycia zauważoną. Z drugiej – coś mi w tym nie grało. Coś było nie tak.
Sięgnęłam po telefon i weszłam na jego profil na Facebooku. Wcześniej nigdy mnie to nie interesowało. Był szefem – nie sprawdzałam życia prywatnego ludzi, z którymi pracuję. Ale teraz… musiałam coś wiedzieć. Przewinęłam kilka zdjęć i od razu zobaczyłam to, czego się bałam. Zdjęcie z wakacji. Adam z uśmiechniętą kobietą i dwójką dzieci. Opis: „Rodzina – mój fundament”. Kolejne zdjęcie: choinka, prezenty, ona przytulona do niego. Komentarz: „Z moją piękną żoną”. Nie było już wątpliwości. Poczułam, jak wszystko we mnie się zaciska. Złość, rozczarowanie, wstyd. Poczułam się jak idiotka. Jak ktoś, kto dał się podejść tanim komplementem. To już nie był flirt. To było przekroczenie granicy, której nie byłam świadoma. I nagle zrobiło mi się niedobrze.
Niezły z niego łajdak
Zadzwoniłam do Kasi, mojej przyjaciółki.
– Coś się stało? – zapytała zaspanym głosem.
– On ma żonę, Kaśka – powiedziałam, prawie szeptem. – Żonę i dzieci.
– Kto?
– Adam. Mój szef.
Zapadła cisza, potem usłyszałam westchnienie.
– Kurczę. Domyśliłam się, że coś było na rzeczy. Ale serio, Monika... nie ty pierwsza. I pewnie nie ostatnia.
– Czuję się jak… nie wiem nawet jak. Przez chwilę naprawdę myślałam, że to coś więcej. Że on jest… inny.
– A on jest żonaty. I pewnie dobrze wie, co robi. Teraz pytanie, co z tym zrobisz.
Nie odpowiedziałam. Ale w głowie już miałam plan. Leżałam potem długo w ciszy, gapiąc się w sufit. Wiedziałam, że nie chcę się w to wciągać. Nie chcę być historią do opowiadania przy korporacyjnym jajku. I nie chcę więcej widzieć tego spojrzenia. Ani słyszeć tych słów, które nic nie znaczą. Wiedziałam, że jutro złożę wypowiedzenie.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam
Następnego dnia przyszłam do biura wcześniej. Wydrukowałam wypowiedzenie i poszłam prosto do działu HR. Bez zbędnych słów. Uśmiechnęli się zaskoczeni, zapytali, czy wszystko w porządku. Odpowiedziałam tylko, że to decyzja osobista.
W drodze do biurka spotkałam Adama. Zatrzymał mnie spojrzeniem.
– Możemy chwilę? – zapytał, zniżając głos.
– Nie ma potrzeby – odpowiedziałam spokojnie.
– Chciałbym zrozumieć dlaczego.
– Wystarczyło jedno zdjęcie z wakacji. Nic więcej nie trzeba rozumieć.
Zaczął coś mówić, ale uniosłam rękę.
– Adam, ja naprawdę przyszłam tu do pracy. A nie po to, żeby być elementem jakiejś gry. Odchodzę, bo nie chcę więcej szukać znaczenia między wersami.
Odszedł bez słowa. Ja wróciłam do biurka, dokończyłam raport, zamknęłam komputer. I poczułam ulgę. Po pracy poszłam na długi spacer. Nie chciałam wracać do domu. W głowie miałam mętlik – złość, rozczarowanie, a przede wszystkim wstyd, że dałam się podejść. Czułam, jak emocje pulsują gdzieś pod skórą, ale nie potrafiłam ich nazwać.
Nie chcę być częścią tej historii
Następnego dnia poczułam, że muszę to zamknąć. Napisałam Adamowi krótką wiadomość – że chciałabym się spotkać, raz jeszcze, na chwilę. Odpisał niemal od razu. Zgodził się. Spotkaliśmy się po pracy, w kawiarni. Nie było w nim już tej pewności, tego luzu. Patrzył nieco spięty, choć wciąż próbował udawać opanowanego.
– Myślałem, że nie będziesz chciała mnie już widzieć – zaczął cicho.
– Bo nie chciałam. Ale muszę ci coś powiedzieć. I muszę to powiedzieć spokojnie.
Skinął głową. Słuchał.
– Wiesz, nie chodzi nawet o to, że próbowałeś flirtować. Ludzie są tylko ludźmi. Chodzi o to, że zrobiłeś to z taką lekkością. Bez refleksji, bez odpowiedzialności. Jakby to była gra, a nie czyjeś emocje.
Milczał przez chwilę. Potem powiedział:
– Monika, ja... nigdy nie chciałem cię zranić. Może rzeczywiście zagalopowałem się. Ale nic nie zrobiłem. Nawet cię nie dotknąłem.
– Ale próbowałeś przesunąć granicę. Czułam to. I nie zamierzam czekać, aż ktoś ją faktycznie przekroczy. Dlatego zrezygnowałam.
Westchnął.
– Szkoda. Byłaś jedną z najlepszych.
– A ty mogłeś być jednym z tych szefów, których się naprawdę szanuje – odpowiedziałam.
Wstałam i wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie.
Monika, 30 lat